Jak wspomniałem na wstępie wysłuchałem kazania ks. Międlara dostępnego w Internecie pod linkiem [całe kazanie opublikowaliśmy ☞ TUTAJ - red.] i tak jak się spodziewałem nie było w nim żadnego faszyzmu, antysemityzmu, wezwania do nienawiści czy sprzeczności z nauką Kościoła. Ks. Jacek Międlar posłużył się Pismem Świętym i porównał naszą sytuację do opisywanego w Starym Testamencie losu Żydów w egipskiej niewoli. Posługując się tym przykładem mówił ksiądz o ludziach, którzy zniewoleni apatią, tchórzostwem, gnuśnością, ustępliwością oraz brakiem wiary i nadziei nie potrafili przez cztery wieki powstać odważnie z kolan by stać się ludźmi wolnymi. To prawda, że zamiast słowa patriotyzm młody kapłan w czasie wygłaszania homilii używał terminu nacjonalizm, ale jestem pewien, ze zrobił to słusznie i zupełnie świadomie, aby przywrócić pierwotne znaczenie tego słowa, któremu lewacy przez lata propagandowej obróbki nadali wydźwięk pejoratywny. Ja rozumiem oburzenie niektórych biskupów i księży słowami ks. Międlara. Najwidoczniej musieli przejrzeć się w lustrze słysząc dobiegający z białostockiej katedry głos mówiący, że kapłani powinni być odważnymi pasterzami i nie pozwolić uczynić z siebie wylęknionych pastuchów. Tchórzliwą politykę ustępliwości kapłan nazwał „czymś diabelskim” i wezwał do „wyzwolenia się z pęt fanatycznej poprawności politycznej”. Czy można mieć za złe księdzu, że wzywał młodych ludzi do tego, aby stali się „Apostołami Kościoła i Ojczyzny”? Czy nie miał racji twierdząc, że lekarstwem na nowotwór niszczący Polskę powinien być bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm działający, jako swoista chemioterapia? Czy zbrodnią było wezwanie młodych Polaków, aby intronizowali Chrystusa w swoich sercach? Czy poniższe cytaty nie zawierają prawidłowej diagnozy czasów współczesnych?
"Czy tą zbrodnią nie jest lewicowa, targająca się na życie i wolność słowa ideologia neomarksistowska?""Lewacka propaganda dwoi się i troi, aby nas zniszczyć. Aby zniszczyć Kościół. Aby zniszczyć naród polski. Nie możemy na to pozwolić".Warto pamiętać, że najgłośniej o sianie nienawiści oskarżają ks. Międlara ci, którzy po smoleńskiej zbrodni uruchomili wielki przemysł pogardy. Przypomnijmy im, że przez cały okres istnienia III RP doszło do jednej jedynej zbrodni politycznej, do której doprowadziła fanatyczna z premedytacją nakręcona nienawiść. To ci, którzy dzisiaj próbują cenzurować słowa młodego i oddanego Kościołowi oraz Polsce kapłana do tej zbrodni doprowadzili. To ta banda wściekłych medialnych hien, która udaje dzisiaj pokojowe owieczki i wrażliwców zaopatrzonych w niezwykle czułą aparaturę wykrywająca każdy przejaw języka nienawiści. A przecież to oni czerpiąc wzory i metody wprost z niemieckiego hitlerowskiego i antysemickiego "Der Stürmera" wyhodowali Ryszarda Cybę, który poszedł i zabił działacza Prawa i Sprawiedliwości, śp. Marka Rosiaka, a jego współpracownikowi próbował poderżnąć gardło. Ci zwykli śmierdzący łgarze bez chwili na złapanie oddechu przestrzegają przed „rodzącym się polskim antysemityzmem” i nawet się nie zająkną o tym, że we Francji narasta fala Żydów emigrujących z powodu antysemityzmu, a w Niemczech „Mein Kampf” Hitlera sprzedaje się jak świeże bułeczki.
12 grudnia 1983 roku ks. Jerzy Popiełuszko stawił się na wezwanie w Pałacu Mostowskich. Przesłuchująca go prokurator, Anna Jackowska odczytała mu zarzuty mówiące, że: "Przy wykonywaniu obrzędów religijnych w wygłaszanych kazaniach nadużywał wolności sumienia i wyznania w ten sposób, że permanentnie oprócz treści religijnych zawierał w nich zniesławiające władze państwowe treści polityczne, a w szczególności pomawiał, że te władze posługują się fałszem, obłudą i kłamstwem, poprzez antydemokratyczne ustawodawstwo niszczą godność człowieka, a także pozbawiają społeczeństwo swobody myśli oraz działania, czym nadużywając funkcji kapłana, czynił z kościołów miejsce szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej." Tak się złożyło, że ja pamiętam tamte czasy. Pamiętam księży patriotów, którzy potępiali działalność księdza Jerzego Popiełuszki, choć dzisiaj żaden do tego się nie przyzna. To nieprawda, że Kościół stanął murem za bohaterskim kapłanem. Dlatego nie bardzo mnie dziwi, że i dzisiaj górę bierze tchórzostwo, koniunkturalizm i bohaterska walka o święty spokój. Kapłani nie biorąc się znikąd. Oni rodzą się i wyrastają pośród nas. Pochodzą z tego samego okaleczonego przez komunizm i III RP narodu.
Czy te zarzuty towarzyszki prokurator służącej komunistycznemu reżimowi nie brzmią dzisiaj dziwnie znajomo? Nawet nie zdajecie sobie sprawy bando lewackich wykolejeńców, że to z tej czerwonej studni czerpiecie miotane na wspaniałego kapłana oskarżenia. Dlaczego pośród pasterzy polskiego kościoła jest ciągle tak wielu słabych, wylęknionych i niestety na nasze nieszczęście bardzo wpływowych pastuchów? Dlaczego tak cichy jest głos obrońców księdza Jacka Międlara? Czy wzorcem z Sèvres kapłana mają być salonowi kawiorowcy w sutannach i habitach, Kazimierz Sowa, Wojciech Lemański i dominikanin ojciec Paweł Gużyński? Same wyborcze zwycięstwo nie sprawi, że nadejdzie wyzwolenie. Ks. Jacek Międlar doskonale odczytuje i rozumie, że cała nadzieja w młodych, którzy staną się odważnymi i bezkompromisowymi Apostołami Kościoła i Ojczyzny i przyświecały im będą hasła:
Młodzi, aktywni, radykalni oraz Bóg Honor Ojczyzna.
Tekst opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”.
© Mirosław Kokoszkiewicz
7 maja 2016
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl
7 maja 2016
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl
Tekst poddano drobnej korekcie pisowni.
Ilustracja © www.wdolnymslasku.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz