A to ci dopiero siurpryza, podobna do tej wyśpiewanej przez Wojciecha Młynarskiego w piosence, jak to „w słynnej prowincji Guadalajara istniała według najlepszych wzorów, szalenie droga i bardzo stara szkoła dla przyszłych torreadorów”. W tej szkole kładziono specjalny nacisk na „sztukę uników”: „Sukcesów sens przy walce byków polega na sztuce uników”... Aliści jeden z wzorowych uczniów się zbuntował i oświadczył: „Marzę jak wy o walce byków lecz gardzę tą szkołą uników (…) Nie będzie byk gonił mnie wkoło, od pierwszych chwil stawię mu czoło (…) Rzucił muletę, wydobył szpadę, a byk nadbiegał, byk był tuż-tuż. I spójrzcie państwo – nic się nie stało. I tłumom zamarł na ustach krzyk, bo audytorium nie przewidziało, że unik zrobi byk!”
Komisja Europejska wyznaczyła w ubiegłym tygodniu polskiemu rządowi pięciodniowe ultimatum, którego termin upływał 23 maja. Jeśli do tego czasu polski rząd nie przedstawiłby Komisji Europejskiej jakiegoś sposobu udelektowania prezesa TK, pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, to Komisja wyda druzgocącą opinię oraz zalecenia. Jeśli polski rząd ich nie wykona, to die polnische Frage zostanie przeniesiona na wyższy stopień eskalacji, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wydawało się, że przyszła kryska na Matyska tym bardziej, że rząd, ustami swego rzecznika oświadczył, że termin ultimatum jest „zbyt krótki”. Kiedy jednak nadszedł ów czarny poniedziałek, w wystąpieniu rzecznika Komisji Europejskiej zamiast twardych pogróżek można było usłyszeć głosy anielskie, że – po pierwsze – nie było żadnego „ultimatum”, a tylko takie braterskie przekomarzanie, a po drugie – że właśnie toczy się „konstruktywny dialog”. Ponieważ żadna z tak zwanych okoliczności zewnętrznych się przez ten czas nie zmieniła, to musiało stać się coś nadzwyczajnego. Z jakiej przyczyny Komisja Europejska przeszła taką nagłą metamorfozę?
Tego, ma się rozumieć, nie wiem, ale nie wykluczam możliwości, iż w niedzielny wieczór do wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa zadzwoniła z Berlina Nasza Złota Pani: od kiedy ma pan te objawy, Timmermans? Czy pan zapomniał, że 23 czerwca wyznaczony został termin referendum w Wielkiej Brytanii – czy ma wyjść z Unii, czy nie – Timmermans? W jakim zatem celu akurat na miesiąc przed tą datą zamierza pan, na oczach całej Europy, brać Polskę pod obcasy, Timmermans? Ja pana nie rozumiem, Timmermans, ja się obawiam, że jeśli nadal będzie pan tak dokazywał, to będę musiała skierować pana do szkoły, a może nawet do przedszkola – Timmermans. Czy pan nie zdaje sobie sprawy, Timmermans, że jeśli Unia Europejska na skutek pańskich głupstw się rozleci, to i pan utraci wszystkie alimenty, będzie musiał wrócić do Holandii i wydłubywać tam kit z okien? Czy pan nie rozumie, Timmermans, że nie po to Niemcy przez całe dziesięciolecia pompowały forsę w tę zabawę w europejską integrację, żeby właśnie teraz, kiedy IV Rzesza jest już na wyciągnięcie ręki, przez pańskie postępowanie, wszystko się skawaliło? Ja mam nadzieję, Timmermans, że pan się opamięta. Ja nie życzę sobie tutaj żadnych pańskich samowolek, Timmermans. Mam nadzieję, że pan mnie zrozumiał, Timmermans.
Jestem pewien, że po takiej reprymendzie nawet największy dygnitarz Unii Europejskiej odzyskuje poczucie rzeczywistości – i to może być przynajmniej jedna z przyczyn, dla których 23, a zwłaszcza 24 maja, podczas wizyty w Warszawie, Frans Timmermans ćwierkał już z całkiem innego klucza i nawet „zgodził się” ze stanowiskiem pani premier Beaty Szydło, że zawirowania wokół Trybunału Konstytucyjnego są „wewnętrzna sprawą” Polski. Drugą przyczyną mogła być wizyta, jaką 23 maja rozpoczął w Brukseli pan Mateusz Kijowski, filut „na utrzymaniu żony”, którego podejrzewam, iż został przez Wojskowe Służby Informacyjne, których, ma się rozumieć, „nie ma”, umieszczony na fasadzie Komitetu Obrony Demokracji. Na początek odbył godzinną rozmowę z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem, któremu powiedział nie tylko, jak jest, ale również – a może nawet przede wszystkim – jak będzie, to znaczy – jak ma być.
Wprawdzie Donald Tusk jest wysokim dygnitarzem europejskim, ale jego kadencja kończy się w połowie przyszłego roku, a więc wtedy, gdy w Polsce może być już całkiem inny rząd, w którym wezmą udział zupełnie inni Umiłowani Przywódcy, których Wojskowe Służby Informacyjne powystrugują z obecnych i dodatkowo zmobilizowanych aktywistów Komitetu Obrony Demokracji. W tej sytuacji panu Kijowskiemu stosunkowo łatwo przyszło przypomnieć Donaldu Tusku, skąd wyrastają mu nogi i nakłonić go, by zajął się koordynacją działań pozostałych dygnitarzy Unii Europejskiej z realizacją zaprojektowanego przez WSI scenariusza wydarzeń w Polsce. Warto bowiem przypomnieć, że były prezydent Bronisław Komorowski z obfitości serca ujawnił, iż otwarcie „nowych frontów” nastąpi nie wcześniej, aż po zakończeniu lipcowego szczytu NATO w Warszawie i Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Na tym tle inicjatywa ultimatum, z którą nie z tego, ni z owego wyskoczył Frans Timmermans była nie tylko niefortunna w kontekście brytyjskiego referendum, ale przede wszystkim – nie skoordynowana z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Nic zatem dziwnego, że pan Kijowski został też przyjęty przez Fransa Timmermansa, by go w tej materii oświecić i tym samym uchronić przed kolejnymi głupstwami. Oczywiście siekiera jest już do polskiego pnia przyłożona i nie chodzi o to, by egzekucję udaremnić, tylko – żeby wykonać ją w odpowiednim momencie.
Kolejna wizyta Mateusza Kijowskiego z Brukseli powinna uświadomić również tym wszystkim Grzegorzom Schetynom, Kosiniakom-Kamyszom, czy Kidawom-Błońskim, że i dla nich okres dobrego fartu może zakończyć się gwałtownie i przed terminem. Interwencja w Polsce, której celem będzie wysadzenie w powietrze aktualnego polskiego rządu, a której ubocznymi skutkami może być również załatwienie wszystkich niemieckich remanentów, które już ponad 70 lat czekają na odpowiedni moment oraz realizacja żydowskich „roszczeń” majątkowych, będzie wymagała posłużenia się przez WSI kanaliami znacznie gorszymi, niż nawet aktualni Umiłowani Przywódcy i nowe elity polityczne zostaną sformowane właśnie z takich szubrawców. Tymczasem wszystko wskazuje na to, iż na taką ewentualność obecni Umiłowani Przywódcy nie są ani psychicznie, ani tym bardziej organizacyjnie przygotowani. 7 maja zadeklarowali bowiem akces do koalicji Równość, Wolność Demokracja, poddając się w ten sposób pod komendę WSI, z czym ociąga się jeszcze przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Ale „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody maja myszy na statku”, więc tylko patrzeć, jak i pan Grzegorz zrozumie nieubłagane mądrości etapu.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz