Minął długi weekend, spowodowany kumulacją dwóch świąt, między które wciśnięto pół-święto w postaci „dnia flagi”. Chodzi oczywiście o 1 maja, czyli święto naszych okupantów – bo 1 maja, jako dzień świąteczny, został na ziemiach polskich wprowadzony przez obydwu naszych okupantów: Adolfa Hitlera i Józefa Stalina. Że tę tradycję kontynuowała Polska Rzeczpospolita Ludowa, to rzecz zrozumiała, bo ona sama była kolejną, okupacyjną formą polskiej państwowości. To, że tradycję tę kontynuuje III Rzeczpospolita, jest też zrozumiałe, chociaż dziwaczne.
Podobnie dziwaczne byłoby utrzymywanie przez Republikę Federalną Niemiec ustaw norymberskich jako podstawy tamtejszego systemu prawnego. Tymczasem podstawą systemu prawnego III RP są komunistyczne dekrety nacjonalizacyjne, więc nic dziwnego, że w tej hybrydowej, pół-wolnościowej, pół okupacyjnej konstrukcji, również dzień 1 maja został świętem państwowym.
Inaczej być nie może w sytuacji, gdy Polska, za zasłoną demokratycznych dekoracji, jest okupowana przez soldateskę, która raz nazywa się Informacją Wojskową, innym razem – Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, a której obecnie „nie ma” - ale ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Rzecz w tym, że agentura, uplasowana w minionych dziesięcioleciach w newralgicznych miejscach, z których można ręcznie sterować nie tylko całym państwem, ale nawet całym życiem publicznym, nie tylko pozostała, nie tylko reprodukuje się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii, ale - co ważniejsze – doskonale wie, że jej pozycja społeczna, polityczna i materialna zależy od przetrwania fundamentu, na którym cała ta konstrukcja się opiera. Dlatego chociaż Wojskowych Służb Informacyjnych oficjalnie „nie ma”, to agentura doskonale wie, komu winna jest lojalność i posłuszeństwo. Tym właśnie tłumaczę łatwość, z jaką soldatesce udało się utworzyć nie tylko Nowoczesną z panem Ryszardem Petru na fasadzie, podobnie jak Komitet Obrony Demokracji z panem Mateuszem Kijowskim, „Bolkiem” naszych czasów, filutem „na utrzymaniu żony”. Jestem przekonany, że i w jednym i w drugim przypadku konfidenci dostali rozkaz: „w lewo zwrot! Do Nowoczesnej – czy do Komitetu Obrony Demokracji – odmaszerować!” - a agentura w mediach kontrolowanych przez WSI, żydowska gazeta dla Polaków, no i oczywiście - „prasa międzynarodowa”, czyli media kontrolowane przez lobby żydowskie, zapewniają tym przedsięwzięciom oprawę propagandową.
Wróćmy jednak do długiego weekendu. W „dniu flagi” przemówienie wygłosił prezes PiS Jarosław Kaczyński, odgrażając się, że „nie pozwoli” na anarchizację państwa, zapowiedział zmianę konstytucji, jak nie w tej, to w przyszłej kadencji i zadeklarował wolę pozostawienia Polski w Unii Europejskiej, jako elementu naszego bezpieczeństwa. Zwłaszcza ta ostatnia deklaracja wywołała niezamierzony efekt komiczny, bo akurat poprzedniego dnia Komisja Europejska wpadła na pomysł, by państwo, które odmówi przyjęcia wyznaczonego mu kontyngentu uchodźców, płaciło za każdego nieprzyjętego delikwenta 250 tysięcy euro państwu, które uchodźcę przyjmie. Najwyraźniej prezes Kaczyński musiał przygotować swoje przemówienie wcześniej i potem nie zdążył już niczego w nim zmienić, albo myśli tak naprawdę. Na tę niepokojącą możliwość wskazywałoby zdanie, że pozostawanie w Unii nie oznacza zgadzania się na wszystko, co w Brukseli postanowią.
Oczywiście prezes Kaczyński nie ma racji – bo pozostawanie w Unii oznacza właśnie to – a obowiązek podporządkowania się decyzjom Brukseli wynika z zasady tzw. podwójnej większości. Jeśli mianowicie jakiś pomysł poprze 55 procent państw członkowskich, które jednocześnie skupiają co najmniej 65 proc, mieszkańców UE, to nie ma miejsca na żadne dyskusje. Takie konsekwencje wynikają z ratyfikacji traktatu lizbońskiego, za którego ratyfikowaniem 1 kwietnia 2008 roku opowiedziała się nie tylko Platforma Obywatelska, nie tylko Lewica i Demokraci, nie tylko Polskie Stronnictwo Ludowe, ale również Prawo i Sprawiedliwość, co prawda nie całe, ale w większości, wśród której był również prezes Kaczyński. Wprowadzenie możliwości obciążania krajów członkowskich rodzajem podatku od – nazwijmy to – lekkomyślności Naszej Złotej Pani z Berlina może być dodatkowym argumentem dla zwolenników Brexitu w Wielkiej Brytanii, ale czyż właśnie takie pomysły nie są zwiastunami zaprowadzania przez Niemcy pruskiej dyscypliny w krajach, które w Unii pozostaną?
Na taką możliwość wskazywałoby również przemówienie JE abpa Stanisława Gądeckiego na Jasnej Górze w dniu 3 maja, w którym Ekscelencja zdecydowanie odciął się od nacjonalizmu. Ta deklaracja charakteryzowała się szczególną pikanterią, przede wszystkim ze względu na osobę kaznodziei, który jest – jeśli nie pomysłodawcą – to głównym promotorem Dni Judaizmu w Polsce, polegających na promowaniu w katolickich masach nacjonalizmu, tyle, że żydowskiego, który w ostatnich dziesięcioleciach nabiera coraz wyraźniejszych znamion szowinistycznych. Czyżby Ekscelencja już wiedział coś, co przed polską opinią publiczną jeszcze jest starannie skrywane i do tej nieuchronności zawczasu się akomodował?
Tego z góry wykluczyć nie można tym bardziej, że na 7 maja, kiedy w Warszawie ma odbyć się parada Szumańskiego Komsomołu, ogólnopolską demonstrację „ w obronie demokracji” zwołały Wojskowe Służby Informacyjne, za pośrednictwem Komitetu Obrony Demokracji. W demonstracji tej weźmie udział również Platforma Obywatelska, Nowoczesna, Sojusz Lewicy Demokratycznej, no i chłopi z Marszałkowskiej, pod batutą ministra-ministrowicza, czyli pana Kosiniaka-Kamysza młodszego. Jest to kolejna próba przed decydującym starciem, które – jak to ujawnił były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Bronisław Komorowski – nastąpi po zakończeniu szczytu NATO w Warszawie i Światowych Dni Młodzieży. Wtedy zostaną otwarte „nowe fronty”, zaś decydujące starcie ma doprowadzić do zewnętrznej interwencji, która ostatecznie rozwiąże die polnische Frage. Na tę okoliczność Komitet Obrony Demokracji już teraz zawiązał koalicję: „Wolność, Równość, Demokracja”, żeby Naszej Złotej Pani nie absorbować koniecznością rozstrzygania jakichś potępieńczych swarów. Najprawdopodobniej to właśnie będzie polityczna ekspozytura Wojskowych Służb Informacyjnych, które w ten sposób będą mogły kontynuować okupację naszego nieszczęśliwego kraju, ku zadowoleniu nie tylko Naszych Sojuszników, ale i Sojusznika Naszych Sojuszników.
Na taką właśnie możliwość wskazuje wycofanie się z wyścigu o nominację z ramienia Partii Republikańskiej w USA Teda Cruza z Teksasu, w następstwie czego republikańską nominację uzyska Donald Trump, a z ramienia demokratów – Hilaria Clintonowa. Trudno w takim razie spodziewać się po lipcowym szczycie NATO w Warszawie, skoro prezydent Obama jest już na wylocie, a Donald Trump zapowiada „dogadanie się” z Putinem. W tej sytuacji bardzo prawdopodobny wydaje się kolejny „reset” ze strony USA, który natychmiast przełoży się na sytuację w naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju, podobnie, jak było to po pierwszym „resecie” prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku. Jak pamiętamy, efektem tamtego „resetu” było proklamowanie 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie „strategicznego partnerstwa NATO-Rosja”, w następstwie czego w sierpniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl podpisał z JE arcybiskupem Józefem Michalikiem, ówczesnym Przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Oczywiście historia nie powtarza się dosłownie, toteż teraz już nie będziemy jednać się z Rosjanami, tylko już prędzej z Żydami, którym nowi rządcy naszej biednej Ojczyzny z tej okazji wręczą prezent w postaci realizacji tak zwanych „roszczeń”.
Ilustracja © The Barbed Wire Satire / www.thebarbedwiresatire.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz