Nie dopowiedziała, o jaką szansę chodzi? Czy chodziło jej o wzrastającą w błyskawicznym tempie szansę na to, że europejskie kobiety zostaną przez „uchodźców” zgwałcone we własnym kraju, we własnym mieście?
Pani Kanclerz stwierdziła także, że „państwa zawsze korzystały na migracji, zarówno gospodarczo, jak i społecznie”.
Zapomniała jednak dodać, że dzieje się tak jedynie wtedy, gdy migracja następuje w obrębie tej samej cywilizacji i podobnej grupy kulturowej, a imigranci z czasem zostają wchłonięci i zasymilowani przez gospodarzy. Niemcy jak najbardziej ogromnie zyskały na emigrantach z Polski, Bułgarii, Rumunii czy Rosji. Uchodźcy chorwaccy czy serbscy 20 lat temu w równym stopniu przyczynili się do wzbogacenia Niemiec, Wielkiej Brytanii czy USA. Dzisiaj ich dzieci są Niemcami, Brytyjczykami czy Amerykanami – właśnie dlatego, że byli to uchodźcy migrujący w obrębie tego samego kręgu cywilizacyjnego, o czym Merkel w swej idiotycznej polit-poprawności już nie wspomniała (nie – nie zapomniała, ona celowo pominęła ten jakże ważny fakt), urągając tym samym prawdziwym emigrantom i uchodźcom.
Nawet najmniej wykształceni emigranci z najbiedniejszych krajów cywilizacji europejskiej w ogromnej większości i w krótkim czasie asymilują się w kraju gospodarzy i przyczyniają się do jego wzrostu gospodarczego. Natomiast jedynie niewielki ułamek emigrantów z krajów islamskich, którzy są najlepiej wykształceni (najczęściej na „Zachodzie”) znajduje sobie pracę i nie jest obciążeniem dla kraju gospodarzy, jak brutalnie pokazują to statystyki. Ale nawet i oni rzadko kiedy asymilują się.
Czego więc można oczekiwać od tzw. „zwykłych ludzi” przybywających do Europy z Afganistanu, Jemenu czy Maroka, a więc krajów, gdzie przeciętne wykształcenie jest na poziomie XIX-wiecznego szkolnictwa europejskiego – jeśli jest w ogóle dostępne?
Milion „uchodźców” z kręgu cywilizacji żyjącej w odpowiedniku naszego średniowiecza nie wniesie nic i w niczym nie wzbogaci nie tylko Niemiec, ale i żadnego innego państwa europejskiej cywilizacji.
DeS, sierpień 2015
Kilka miesięcy temu, podczas – wówczas jeszcze radosnych – spotkań i powitań „uchodźców”, kanclerz Merkel stwierdziła:
- Wyślijmy uchodźców jak najszybciej do pracy!
Kolejne hasełko pani kanclerzowej bez jakiegokolwiek pokrycia w faktach.
Nawet 84-milionowa obecnie Bundesrepublika nie potrzebuje kolejnego miliona niewykształconych, młodych mężczyzn, którzy w ogromnej większości (99,99%) nie kwalifikują się do żadnej pracy, nawet jako sprzątacze. Oczywiście, żadne z polit-poprawnych mediów nawet nie raczyło zapytać panią kanclerzową, o jaką konkretnie pracę dla „uchodźców” jej chodzi – i w jakim kraju?
Bo chyba niemożliwe jest, aby chodziło jej o Bundesrepublikę, w której według oficjalnych statystyk jej własnego rządu już prawie 4 miliony Niemców jest w tej chwili bez pracy?
Niemieckie media notorycznie pomijają fakt, że ten nowy milion „uchodźców” nie posiada żadnych przydatnych w naszej cywilizacji wiadomości, wiedzy lub wykształcenia. Ogromna większość tych „uchodźców” nigdy nie opanuje języka gospodarzy, nigdy nie nadrobi wykształcenia i nigdy nie posiądzie nawet elementarnej wiedzy funkcjonowania współczesnej cywilizacji europejskiej.
Ogromna większość z nich będzie do końca życia po prostu żyła z minimum socjalnego oferowanego im przez rządy kraju gospodarzy. Owszem, wzgardzany przez nas „socjal” dla nich będzie ogromną poprawą poziomu życia i będzie to rzeczywiście gigantyczny skok ze średniowiecza w erę lotów kosmicznych. Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie ci będą dożywotnio pozostawali poza nawiasem społeczeństwa i na koszt społeczeństwa, które ich przyjęło.
Co gorsze, jak dowodzą przykłady wcześniejszych muzułmańskich grup imigranckich, nawet ich dzieci w większości będą żyć „obok” społeczeństwa gospodarzy. Jednak w przeciwieństwie do swych rodziców, jako urodzone już w kraju gospodarzy, będą niezadowolone z takiego losu, gdyż dla nich życie na poziomie minimum socjalnego nie będzie już żadną poprawą losu, jak to było w przypadku ich rodziców emigrujących do Europy. Co z kolei, oczywiście, doprowadza ich do frustracji i nierzadko kończy się przystąpieniem takich osób do band muzułmańskich terrorystów i innych radykalnych muzułmańskich zboczeńców religijnych walczących z ogólnie pojętym „Zachodem”.
Widać to przecież jak na dłoni we Francji, w której od dawna mieszkają znaczne liczby emigrantów muzułmańskich. W niektórych tamtejszych rodzinach muzułmańskich wyrastają już trzecie i czwarte pokolenia urodzone we Francji, które jednak nadal nie czują się Francuzami i nie mają, ani też nie chcą mieć absolutnie nic wspólnego z francuską kulturą.
Ogromne obszary miast, w których oni mieszkają, są już wyjęte spod kontroli państwa francuskiego.
Jedyny kontakt tych „Francuzów” z resztą Francji następuje poprzez roszczenia kierowane do nadal hojnego społeczeństwa francuskiego, które albo są natychmiast spełniane, albo kończy się to zamieszkami tychże „Francuzów” i setkami spalonych samochodów na ulicach francuskich miast...
Milion muzułmańskich „uchodźców” przyjęły Niemcy w 2015 roku.
Według oficjalnych statystyk UNHCR (organizacja ONZ d/s uchodźców) aż 80% stanowią młodzi mężczyźni poniżej trzydziestki.
Tak więc oczywiste jest, że Merkel radośnie ich przyjmując tym samym zmusiła całe niemieckie społeczeństwo do zafundowania MILIONOWI ludzi, na okres następnych 50-60 lat, darmowego dożywotniego minimum socjalnego, darmowej dożywotniej opieki medycznej i ogromu innych świadczeń, jakie obywatele krajów zachodniej cywilizacji wypracowali przecież dla siebie.
Będzie to oczywiście stanowiło ogromny wydatek dla niemieckich podatników, gdyż – jak to widać na przykładzie Francji – poza dosłownie pojedynczymi przypadkami, ludzie ci nigdy nie staną się w pełni funkcjonującymi członkami społeczeństwa gospodarzy i będą – proszę wybaczyć to okrutne, niemniej prawdziwe przyrównanie – będą jedynie jak pijawki na ciele społeczeństwa.
A na tym nie koniec.
Już bez entuzjazmu, ale nadal państwo niemieckie przyjmuje kolejne rzesze takich samych „uchodźców”, których wiedzę, wykształcenie i sposób życia możemy przyrównać jedynie do do koszmaru naszego średniowiecza. Przecież to zupełnie tak, jakby na naszych oczach reżyser Merkel produkowała kiepski film science-fiction o imporcie ludzi ze średniowiecza wehikułami czasu – jedynie z taką różnicą, że planem filmowym jest tu cała Europa, a statyści tego kiepskiego filmu niczego nie muszą udawać, bo rzeczywiście żyją w epoce średniowiecza!
Dla osób postronnych (nie-Niemców) upór kanclerzowej Merkel i wielu Niemców w przyjmowaniu tzw. „syryjskich uchodźców”, pomimo oczywistych faktów znanych i wiadomych od samego początku tej inwazji, może wydawać się co najmniej dziwny. Dlatego ważne jest zrozumienie tego fałszywie pojętego humanitaryzmu niemieckiego, którego źródłem jest niemiecka trauma wywodząca się jeszcze z czasów II wojny światowej.
Niemcy, od zawsze uważający siebie za wybitny i kulturalny naród poetów, muzyków i naukowców – jednym słowem za naród dobry i sprawiedliwy – w ciągu jednej dekady, w do dzisiaj mało zrozumiały sposób, nagle stały się wtedy najbardziej bestialskim narodem oprawców i źródłem zła, jakiego nigdzie i nigdy wcześniej nie zanotowała historia ludzkości. Dlatego powojenne pokolenia Niemców, usiłujące w jak największym zakresie zdystansować się od grzechów i zbrodni swoich ojców, matek, dziadków i babć, równie szybko stały się jednym z najbardziej pacyfistycznych narodów na świecie. Do tego stopnia, że dzisiaj niemieckie umiłowanie pokoju i powiązana z tym działalność humanitarna państwa niemieckiego na arenie międzynarodowej jest aż tak zaślepiona, że Niemcy wydają się czasami działać nawet na własną szkodę w imię tak dziwacznie pojętego humanitaryzmu.
Czas jednak najlepiej pokaże, że przeciwnicy przyjmowania obecnych „uchodźców” mieli rację, a Angela Merkel była po prostu głupią babą działającą bez żadnej logiki, w imię tak idiotycznie pojętego humanitaryzmu. Nie jest przecież humanitaryzmem odejmowanie sobie od ust aby utrzymywać cwaniaków przez całe życie. Takie działanie nazywa się głupotą.
Humanitarne działanie polegałoby na likwidacji przyczyn nędzy tych ludzi – a więc edukacji i pomocy w ich własnych krajach. Niestety, nie można tego uczynić nie wchodząc przecież w konflikt z Islamem, który twardą ręką trzyma w średniowiecznej nędzy ponad miliard ludzi na świecie. Ani Merkel, ani Niemcy, ani tym bardziej UE nie są w stanie pomóc potencjalnemu miliardowi takich samych „uchodźców”. Dlatego ludzie ci przede wszystkim muszą w swych własnych krajach dokonać wyboru między średniowieczem Islamu a nowoczesnością.
Innej drogi po prostu nie ma, a „humanitaryzm” w wersji Merkel jest jak w historyjce o bogatym głupcu rozdającym ryby biednym - zamiast uczenia ich jak łowi się ryby. W efekcie bogaczowi z czasem kończą się pieniądze na dalsze fundowanie darmowych ryb biedakom i biedacy dalej pozostają biedni i głodni. Jedyne, co ów bogacz przez swe głupie działanie osiągnął , to utrata swego majątku. Dobrze, jeśli dotychczasowy bogacz opamięta się w porę i nie wyda całej swej fortuny, samemu dołączając na końcu do szeregów biedoty.
Obojętnie zresztą jakie będzie zakończenie tej przypowiastki, biedni i tak zawsze pozostaną głodnymi dopóki samemu nie nauczą się, jak łowić ryby...
© Des, © Paul Ityk
2-7 stycznia 2016
Specjalnie dla ITP
Specjalnie dla ITP
Notatka:
Tekst nadesłany pocztą elektroniczną. Ilustracje pochodzą od redakcji.
fotografie © Getty Images
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz