Jak tylko o sobie przypomniał, zaraz się okazało, że z Pałacu Namiestnikowskiego, czy może z Belwederu „wypożyczył” sobie mnóstwo różnych pamiątek, wśród których był nawet – jakże by inaczej? - żyrandol. Użyte to zostało na wyposażenie Instytutu Bronisława Komorowskiego, który właśnie „powstaje”. Funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu wyjaśnili skonsternowanej opinii publicznej, że „nic się nie stało”, bo „wszyscy tak robią”. W to chętnie wierzę, bo naprawdę dziwne byłoby, gdyby na przykład były prezydent Aleksander Kwaśniewski nie wziął sobie czegoś z Pałacu na pamiątkę. Okazuje się, że transformacja ustrojowa – transformacją, ale okazuje się, że leninowskie przykazanie: „grab nagrabliennoje!” nadal kieruje postępowaniem najwyższych konstytucyjnych przedstawicieli III Rzeczypospolitej. To przywiązanie byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego akurat do norm leninowskich trochę może koliduje z jego arystokratycznym pochodzeniem i pewnie dostarczy mnóstwa inspiracji do rozmaitych teorii spiskowych, ale trzeba pamiętać o starym przysłowiu: „z kim przestajesz, takim się stajesz”, więc dlaczegóż na panu Bronisławie Komorowskim zażyłość z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi nie miałaby zostawić trwałego śladu?
A skoro już wspomniałem tu o Wojskowych Służbach Informacyjnych, to właśnie w sposób spektakularny potwierdziło się spostrzeżenie, że oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności.
Oto podczas spotkania z chicagowskimi Polakami złowrogi poseł Antoni Macierewicz dał do zrozumienia, że będzie namawiał pana prezydenta Andrzeja Dudę do opublikowania „Aneksu” do „Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych”. Wiadomość ta z szybkością światła dotarła nad Wisłę, gdzie podziałała na podobieństwo kija włożonego w mrowisko. Mnóstwo ludzi w jednej chwili zostało zelektryzowanych, a możemy tylko się domyślać, ilu przeżyło bezsenną noc, albo budziło się z bijącym sercem zlanych zimnym potem. Po tej reakcji można wnosić, że podana przez Sławomira Cenckiewicza w książce „Długie ramię Moskwy” liczba 2500 konfidentów, jakimi dysponowały w roku 1990 Wojskowe Służby Informacyjne, może być obecnie pomnożona nie przez 10 – jak optymistycznie do niedawna przypuszczałem – ale co najmniej przez 100!
Wstrząśnięte były bowiem nawet osoby, które naiwnie uważałem za stuprocentowych „cywilów” - a czy taki „cywil” byłby wstrząśnięty na wieść, że złowrogi poseł Macierewicz będzie namawiał pana prezydenta Dudę do publikacji „Aneksu” - i może go „namówi”? Warto tedy przypomnieć, że ów „Aneks” pierwotnie miał być opublikowany, ale na skutek dokonanej z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego nowelizacji pewnej ustawy, którą to nowelizację zmasakrował następnie Trybunał Konstytucyjny, podstawa prawna publikacji „Aneksu” odpadła i w przeddzień roku wyborów prezydenckich tajemnice zawarte w tym dokumencie stały się wyłączną własnością prezydenta Kaczyńskiego, który w dodatku nie tylko zdradził się znajomością tych rewelacji, zwracając się do pani red. Moniki Olejnik jej operacyjnym pseudonimem „Stokrotka”, ale dał tym samym do zrozumienia, ze nie zawaha się z wykorzystaniem tej wiedzy w kampanii. Czy miało to związek z późniejszą katastrofą w Smoleńsku, czy też między tymi wydarzeniami żadnego związku nie było – to właśnie trzeba by wyjaśnić.
Jak tam było, tak tam było – ale niezależnie do tego faktem jest, że osoby wysłane 10 kwietnia 2010 roku przez marszałka Komorowskiego, który na podstawie komunikatu podanego przez TVN, którą podejrzewam o niebezpieczne związki z RAZWIEDUPR-em, żeby przejęły Kancelarię Prezydenta, właśnie tego dokumentu najgorliwiej poszukiwały. Czy zatem „Aneks” znalazł się wśród pamiątek, jakie zabrał sobie gwoli urządzenia swojego Instytutu Bronisław Komorowski, czy też przejął go pan prezydent Andrzej Duda – tego jeszcze nie wiemy, ale nawet gdyby pan prezydent Duda fizycznie „Aneks” posiadał, to myślę, że dla jego publikacji trzeba by dopiero stworzyć podstawę prawną. Tę zaś może stworzyć dopiero nowy Sejm, jaki wyłoni się po wyborach 25 października.
Rezultatu tych wyborów jeszcze nie znamy, ale właśnie dlatego warto przypomnieć wskazówkę wielkiego klasyka demokracji Józefa Stalina – że w demokracji najważniejsze jest przygotowanie odpowiedniej alternatywy politycznej dla wyborców. Dobrze przygotowaną alternatywę można zaś poznać po tym, że bez względu na to, kto wybory wygra – będą one wygrane. Patrząc na polską scenę polityczną z tego punktu widzenia, widać, że Prawo i Sprawiedliwość znakomicie wypełnia misję blokowania dostępu na polityczną scenę ugrupowaniom nacjonalistycznym.
Platforma Obywatelska początkowo pomyślana jako zapora dla formacji wolnorynkowych, zdegenerowała się w bezideową partię konsumentów konfitur władzy – o czym każdy mógł się przekonać choćby z lektury fragmentów rozmów podsłuchanych w ramach straszliwego spisku kelnerów. Dlatego reżyser sceny politycznej nie miał innego wyjścia, jak na poczekaniu powołać ugrupowanie „Niezależna.pl” pod dyrekcją pana Ryszarda Petru, która radykalnemu programowi wolnorynkowemu przeciwstawia program eunuchoidalny, który niczyim interesom nie zagrozi. Podobnym zadaniem został poprzednio obarczony biłgorajski filozof, ale się zbisurmanił, w związku z czym popłuczyny zostały skierowane do ZLEW-u, który prezentuje „ludzką twarz socjalizmu” przy pomocy lansowania tak zwanych „panienek”.
Aktualnie panią Ogórkową zastąpiła pani Nowacka, która zdaje się dopuściła sobie do głowy jakieś sodowe bąbelki o odgraża się samemu Leszkowi Millerowi, że jeśli tylko potwierdzą się podejrzenia w sprawie tajnych więzień CIA w Starych Kiejkutach, to... - i tak dalej. Ale już wiadomo, że te podejrzenia się nie potwierdzą, bo Stany Zjednoczone odmówiły Polsce pomocy prawnej w tej sprawie, wobec czego niezależna prokuratura nie będzie miała innego wyjścia, jak energiczne śledztwo umorzyć. Wreszcie pan Kukiz, który był chyba wypadkiem przy pracy i siłą inercji będzie próbował przeturlać się przez 5-procentową klauzulę zaporową. Czy się przeturla – zobaczymy, podobnie jak KORWIN-a. Co innego PSL – „ci nigdy nie oszaleją”, bo jeszcze z dawnych, komunistycznych czasów utrzymali aparat wyborczy, złożony z ludzi obsadzających wszelkie możliwe synekury w małych miasteczkach i gminach wiejskich. Tu walka idzie o życie nie tylko samych dzierżycieli synekur, ale bliższych i dalszych rodzin, dzięki czemu PSL zawsze uzyskuje 6-7 procent, co czyni go pożądanym koalicjantem każdego wyborczego faworyta i łakomym konsumentem wszystkich możliwych konfitur władzy.
Oficjalna nieobecność Wojskowych Służb Informacyjnych, jako wyższa forma obecności dała się odczuć nawet w zachowaniu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, czyli PiS. Na widok wstrząsu, jaki wywołało wystąpienie złowrogiego posła Macierewicza w Chicago, desygnowana przez prezesa Kaczyńskiego na przyszłego premiera pani Beata Szydło zwołała konferencję prasową, podczas której rzeczniczka PiS odcięła się od deklaracji posła Macierewicza, zaś pani Szydło, gwoli uspokojenia soldateski, zaprezentowała w charakterze kandydata na ministra obrony w jej rządzie pobożnego posła Jarosława Gowina. Najwyraźniej pobożny poseł Gowin, piastujący w poprzednim wcieleniu stanowisko ministra sprawiedliwości w rządzie premiera Tuska, również w obecnym wcieleniu zdolny jest do wszystkiego, a już specjalnie – do zablokowania złowrogiego posła Macierewicza, na którego RAZWIEDUPR chyba rzeczywiście się uwziął. Wygląda zatem na to, że wszystko znalazło się pod kontrolą i wybory będą wygrane bez względu na to, kto je wygra.
© Stanisław Michalkiewicz
Październik 2015
Artykuł opublikowano w tygodniku „Goniec”
www.michalkiewicz.pl ☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Artykuł opublikowano w tygodniku „Goniec”
www.michalkiewicz.pl ☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Notatka: wszystkie ilustracje pochodzą od redakcji.
fot.1: © cinkciarz.pl / facebook
fot.2: © autor nieznany / youtube
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz