Za czasów króla Stefana Batorego był w tym miejscu dom cechu skórników i garbarzy, a na początku XIX wieku - prosta murowana kamienica, należąca do Anny Jęczykowej (posesja 387 na planie Grunerta). Była to zabudowa oparta po części na resztkach murów miejskich i przylegająca bezpośrednio do miejsca, gdzie aż do 1802 roku stała Brama Trocka, jedna z kilku bram miejskich kompleksu fortyfikacji wileńskich. Po zburzeniu bramy w jej miejscu znajdował się solidny, drewniany pomost, przerzucony nad rzeczką Koczergą, stanowiącą niegdyś naturalną fosę. Budynek Jęczykowej został w 1818 roku wystawiony na sprzedaż.
Niedługo później właścicielem posesji był już Jakub Umiastowski, bogaty ziemianin herbu Roch III, potomek rodu Pierzchała-Klimont-Umiastowskich von Nandelstädt. Najprawdopodobniej to on zbudował sobie zimową rezydencję w Wilnie na ulicy Trockiej. Ród doczekał się znakomitych monografii, choćby pracy pt. „Szmat ziemi i życia. Opisy i wspomnienia” (Wilno 1928 r.), napisanej przez „Nałęcza” - pseudonim samej Janiny Umiastowskiej. Sporo informacji o Umiastowskich zawiera też praca Czesława Jankowskiego „Fundacja żemłosławska” (Wilno 1926 r.).
Opowieść ta, rzecz jasna, nie będzie się mogła obejść bez fragmentów bogatej biografii przedstawicieli rodziny Umiastowskich, bowiem to ślady ich działalności zawierają się w dziejach pałacu. Niektóre ze śladów są widoczne w detalach, obok których często przechodzimy nie wiedząc, co oznaczają i z jakimi wydarzeniami mają związek.
Poszerzając swój majątek, Jakub kupił w 1805 r. Żemłosław, o którym będzie jeszcze mowa. Po jego śmierci w 1809 roku żona, Anna z Puzynów, podzieliła rozległe dobra wśród synów. Do niej należały posesje w Wilnie: jedna na Dominikańskiej 13 (obecnie 11, znany jako pałac Pociejów) oraz druga - na Trockiej 19 (dziś - nr 2) właśnie. Po śmierci Anny Umiastowskiej właścicielem był najstarszy syn Kazimierz i jego żona Józefa, co potwierdza informacja, iż ich chorowity syn Albert, znany bibliofil i kolekcjoner sztuki, zmarł w tym pałacu w 1876 roku. Rodzonym bratem zmarłego Alberta był Władysław Umiastowski (ur. 1834 r.), kolejny właściciel wileńskich pałaców. Jego żoną była Janina z hrabiów Ostroróg-Sadowskich i tu kilka szczegółów z jej życiorysu.
Trojga imion Janina Zofia Monika była córką Jana Adama Ostroróg-Sadowskiego i Aleksandry z Pęcherzewskich. Rodzice mieszkali najpierw w Lewkówce pod Humaniem (dzisiejsza Ukraina), gdzie z szóstki dzieci, jakie im się urodziły, aż pięcioro zmarło. Przenieśli się do Moszczenicy w Królestwie i tam oprócz jedynego syna, który przeżył, urodziło się czworo kolejnych dzieci. Dwójka z nich również zmarła. Do trójki żyjących braci wkrótce dołączyła najmłodsza Janina, urodzona w 1860 roku, której losy splotły się później z Wilnem. Ojciec pomnażał majątek w wybudowanych przez siebie tartakach. Zmarł w 1868 roku. Wdowa po nim, bardzo pobożna i określana, jako „staropolska matrona”, wychowywała dzieci sama. Oczkiem w głowie była mała Janina, której obowiązkiem było np. zajmowanie się kapliczką domową na werandzie. Utrzymywała porządek i ozdabiała kwiatami ołtarzyk. Było to ważne zajęcie, gdyż każdego wieczoru w kapliczce na modlitwie zbierała się rodzina, służba i robotnicy. Janina odebrała w domu podstawowe, ale solidne wykształcenie. Jeździła z matką na kuracje do Kreuznach, gdzie obie utrwalały znajomość języka niemieckiego. Na dalszą naukę wyjechała Janina do Warszawy, gdzie nie odstępowała jej matka, która po przejęciu majątku przez synów poświęciła się już całkowicie córce.
Panna Ostroróg-Sadowska, będąc „niepospolitej urody hrabianką” stała się obiektem westchnień wielu adoratorów warszawskiego towarzystwa, chociaż ona sama nikogo nie kokietowała. Ośmiu spośród „majętnych obywateli Królestwa Polskiego”, starających się o jej rękę otrzymało „bardzo delikatną rekuzę”, czyli odmowę wraz z prośbą, aby „więcej nie bywać”. W dobrym towarzystwie sprawy takie załatwiano wówczas niezwykle dyskretnie, bez rozgłosu. Panie dużo podróżowały, znały Kraków, Wiedeń, Budapeszt, Rzym, Wenecję i Padwę. Włochy stały się miłością Janiny i opanowała doskonale język włoski.
Na jednym z warszawskich balów Janina poznała hrabiego Władysława Umiastowskiego, który otrzymał ten tytuł od papieża Leona XIII w 1882 roku. Był wówczas marszałkiem powiatu trockiego, byłym oficerem carskim, a przede wszystkim - dziedzicem rozległego majątku z Żemłosławiem na czele. Najzabawniejsze było to, że na początku Janina wzięła hrabiego, którego wzrok ją „zamagnetyzował” za Węgra. Właściwie matka jej to zasugerowała, gdyż nie zapamiętała nazwiska, kiedy się przedstawiał. Tak oto początek znajomości, kiedy wyjaśnić przyszło zabawną pomyłkę, już był romantyczny. Od wizyty do wizyty, od słowa do słowa zadzierzgnęła się nić wzajemności. Nie widzieli się później blisko rok, a następnego lata (1882) już było po wszystkim. Oświadczyny, przyjęcie i ślub w Warszawie. Pan młody był starszy o 26 lat.
Za sprawą męża Janina znalazła się w Żemłosławiu na Litwie. Państwo Umiastowscy podróżowali często do Niemiec, Włoch i Austrii. Marszałkowa, która znała w sumie pięć języków, wszędzie czuła się dobrze. Żemłosław był jednak absorbujący. Gospodarce poświęcali się całkowicie, będąc z dala od modnego „karnawałowania”. Zarządzane twardą ręką przez Władysława tartaki i gorzelnie prosperowały świetnie. Niestety, państwo Umiastowscy nie mieli dzieci[1]. Kiedy przychodziło im przebywać w Wilnie, mieszkali na Trockiej 19.
Podczas jednego z remontów pałacu na elewacji pojawiły się dwa kartusze herbowe. Z prawej strony jest Roch III (Umiastowskich). Natomiast kombinacja ośmiu herbów w lewym kartuszu jest herbem Ostroróg Hrabia, którym pieczętował się ród, z którego wywodziła się Janina. Składa się aż z ośmiu godeł: Nałęcz, Topór, Orzeł Czarny, Trąby, Lis, Korab, Odrowąż i Zadora!
Gospodarowanie olbrzymim majątkiem (i nerwy z tym związane) rujnowało powoli zdrowie starzejącego się Władysława. Zasłabł na serce, gdy byli w 1904 roku we Florencji, skąd zdecydowali się na powrót dopiero po kilku miesiącach. Planowali wyjechać do Niemiec na leczenie i w styczniu stanęli przejazdem w wileńskim hotelu St. Georges, gdzie jednak 29 stycznia 1905 roku Władysław Umiastowski zmarł na atak serca, mając wówczas 71 lat. Janina Umiastowska w wieku 45 lat została bardzo bogatą wdową...
Po nabożeństwie w kościele Św. Katarzyny, rządca wileńskich domów Umiastowskich rozdał spory worek srebrnych monet całej rzeszy żebraków, którzy przy takich okazjach zbierali się wokół świątyni. Życie pokazało wdowie prawdziwe oblicze, bowiem gdy rozeszła się wieść, iż cały nieruchomy majątek (blisko 15 tysięcy dziesięcin ziemi w guberniach Wileńskiej i Mińskiej) przepisany został na nią, wielu z zawiedzionych krewnych męża nie raczyło przyjechać na pogrzeb do Żemłosławia.
Janina Umiastowska sama zajęła się gospodarką, inwestując i zarządzając. Kiedy w 1905 roku zaczęła się rewolucja, zwracała się do generał-gubernatora wileńskiego, którego doskonale znała, o wojskową ochronę przed zakusami chłopstwa do rozgrabienia jej majątku. Zapobiegawczo wysłała wszelkie kapitały pieniężne do banku w Berlinie, lokując pewną ich część w papiery wartościowe. Mimo ciągłych obaw czy podoła wielkiemu zadaniu, pamiętała rady zmarłego męża, aby kierować się rozumem i wspierać hojnie wszelkie działania, które z pożytkiem dla ojczyzny będą. Hrabia powtarzał jej czasem: „Doczekasz, że ten kraj znowu polskim będzie… Tak musi być, tak ma stać się – pierwej czy później. Trzeba przeto fortunę, którą posiadamy, zachować na te czasy, kiedy będzie mogła służyć rzeczywiście wielkim, a dziś niedostępnym celom”.
Umiastowska stała się jedyną właścicielką domów na Dominikańskiej 13 i Trockiej 19. Podobnie jak zmarły mąż, nie szczędziła darów na szczytne cele. W 1906 roku przekazała trzy tysiące rubli na Pogotowie Ratunkowe, które miało wówczas nie lada problemy z taborem. Zastrzegła jednak w zapisie, że na nowej karetce, która będzie za jej pieniądze zakupiona, umieszczono napis: „Karetka imienia hrabiego Władysława Umiastowskiego”. Część zarządu Pogotowia była przeciwna realizacji tego warunku, uważając, że karetka nie może być „ruchomym kioskiem do płatnych reklam”. Jak wspominał Zygmunt Nagrodzki, nie wszyscy znali zmarłego, dlatego polecono zebrać o nim opinię. Stwierdzono później, że hrabia Umiastowski prowadząc gospodarkę w Żemłosławiu był „nieludzki w stosunku do mieszkańców okolicznych wiosek, doprowadzając ich podobno do rozpaczy i ruiny”. Wobec takiego portretu poinformowano ofiarodawczynię, że zarząd Pogotowia tak obwarowanego daru - aczkolwiek hojnego - nie przyjmuje.
W stanie wdowim przetrwała do jesieni 1906 roku. Ogłoszono wówczas sensacyjną wiadomość, że w wileńskim kościele Św. Ducha odbyły się zaręczyny Janiny Umiastowskiej i hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego. Ślub odbył się w tym samym kościele 3 października 1906 roku. Ignacy był właścicielem majątku Gieranony, który graniczył z dobrami Żemłosław, stąd znali się od dłuższego czasu. Była to jednak dziwna para. Ignacy Milewski był ekscentrykiem, zagorzałym rusofilem, chociaż niezwykle hojnym mecenasem polskiej sztuki i kolekcjonerem, a Janina Korwin-Milewska Umiastowska była stateczną damą i gorącą polską patriotką.
Początki małżeństwa były jak najbardziej normalne. Państwo Korwin-Milewscy złożyli w 1906 roku najhojniejszą ofiarę na subskrybowaną zbiórkę na pomnik Adama Mickiewicza w Wilnie. Niedługo później w ich małżeństwie zaczęło się jednak źle dziać. Ignacy był bowiem wśród „stanu towarzyskiego tak w dodatnim, jak ujemnym znaczeniu >>numerem<<”, jak to napisał jego rodzony brat Hipolit Korwin-Milewski [2]. Ekscentryczny małżonek nie pasował do stylu życia, jaki preferowała jego żona. Częste wyjazdy „zwariowanego litewskiego arystokraty”, jego romanse oraz ciągłe konflikty i procesy doprowadziły najpierw do separacji, którą ogłosił Ignacy, a późnej poprzez Watykan załatwiono oficjalny rozwód. Dość powiedzieć, że Janina Umiastowska pisząc pod pseudonimem swoje wspomnienia, ani razu nie wspomniała Ignacego. Jej ostoją była matka, która mieszkała z nią w Żemłosławiu i kilka pań, które były u niej na służbie.
Kiedy wybuchła wielka wojna i powoli, acz nieodwołalnie zbliżała się do Litwy, hrabina przeniosła się z paniami do Wilna, gdzie cieszyła się olbrzymim autorytetem i estymą. Na potrzeby pomocy lekarskiej dla wzrastającej liczby zwożonych do Wilna rannych żołnierzy rosyjskich, nakazała w swoim pałacu na Trockiej urządzić szpital wojskowy na 70 łóżek, za co podziękował jej osobiście gubernator Piotr Wierowkin. Wkrótce wyrobiła paszporty i panie wyjechały do Petersburga, aby załatwić sprawy majątkowe. Dalszym etapem miała być Szwajcaria. W Petersburgu przerażone kobiety dowiadywały się o tym, że Niemcy zajmują Wilno, a także Żemłosław i pozostałe jej majątki. Sprawy się komplikowały i panie zostały wskutek splotu sytuacji „uwięzione” wprost w Rosji. Przebywały w Carskim Siole, kiedy wybuchał rewolucja. Janina Umiastowska dowiedziała się wtedy, że osoba którą jako „pewną i zaufaną” wysłała do Berlina, nadużywając otrzymanych plenipotencji pobrała z jej konta 2,5 miliona w złotych niemieckich markach i nie zamierzała przewieźć ich do Szwajcarii zgodnie z umową. Jej świat sypał się w gruzy: przepadły bilety na podróż, które już miała, wkrótce zmarła też matka nie wytrzymując strachu i nerwowego wstrząsu, a sama Janina ciężko się rozchorowała.
Będąc w złym stanie słyszała co nieco o formowaniu się polskich legionów i rodzącej się nadziei na niepodległość Polski. Złamana chorobą już wówczas napisała testament, w którym wyraziła wolę, aby majątek Żemłosław przekazany został na cele przyszłego szkolnictwa polskiego. Była w skrajnej nędzy po konfiskacie prze bolszewików wszystkiego co posiadała. Organy rewolucyjne uznały ją w końcu za osobę „niezaangażowaną politycznie” i dostała wraz z jedną z towarzyszek swojej niedoli nowy paszport. Pod koniec 1917 roku wyjechała do Sztokholmu, a w 1918 do Warszawy. Dowiedziała się, że jej depozyty w tamtejszych bankach również przepadły. Otrzymała od władz niemieckich dokumenty na przejazd do Wilna.
Pałac na Trockiej zajęty był przez niemieckie wojsko, ale nie był jeszcze rozgrabiony dokumentnie. Inaczej było w Żemłosławiu, gdzie zniknęło wszystko oprócz gołych murów. Wozami wysłała do Wilna ocalałą część bogatego księgozbioru, ale „zaufany”, któremu poleciła to zadanie, stracił (?) po drodze i to. Długo oczekiwane odejście Niemców wiązało się z kolejną nawałą, gdyż przez Litwę pędzili bolszewicy. Umiastowska opuściła Żemłosław i udała się do Wilna, gdzie formowała się polska Samoobrona. Przywiozła dla niej dziesiątki niemieckich karabinów, których okazało się u niej pod dostatkiem. Dostarczyła je prosto do sztabu Samoobrony na Zarzeczu, oddając bezpośrednio majorowi Stanisławowi Bobiatyńskiemu, którego w ten sposób poznała. Pałac na Trockiej, uwolniony od Rosjan, a później i od Niemców, znów oddała do dyspozycji wojsku, tym razem na kwatery żołnierzy polskich. Sama wyjechała do Warszawy, wioząc przy okazji poufną korespondencję szefa Samoobrony generała Władysława Wejtki do profesora Ludwika Kolankowskiego, który właśnie został mianowany pierwszym Komisarzem Ziem Północno-Wschodnich. W czasie nawały bolszewickiej 1920 roku wyjechała do Berlina, gdzie też doczekała „Cudu nad Wisłą”.
Rozpoczął się dla niej trudny okres wieloletnich, zagranicznych i krajowych procesów o odzyskanie utraconej fortuny. Częściowo jej się to później udało. Wróciła do Wilna. Wiedziała, że nie podoła zadaniu odbudowy majątku w Żemłosławiu. Zgodnie z projektem pierwszego męża i własną wolą, wyrażoną w Petersburgu, przekazała Żemłosław Uniwersytetowi Stefana Batorego w formie fundacji. Pałac na Trockiej nosił na elewacji ślady walk o miasto i zajęty był przez polską generalicję, która nie zamierzała go opuścić. Przydały się wówczas stare znajomości, zawarte z Bobiatyńskim i Wejtko. Umiastowska odzyskała pałac i nieco mebli, rozproszonych po całym mieście. W 1922 roku dostała część pieniędzy z dawnego kapitału. Zleciła wówczas architektowi Antoniemu Filipowiczowi-Dubowikowi remont pałacu. Nadal była dzielna i nie załamywała się, gdyż: „Trzeba było odbudowywać to, co rozpadło się w gruzy, trzeba było na gruzach Przeszłości zabezpieczać teraźniejszość i budować Przyszłość”. Jakże trudno było jej to realizować, kiedy zszargane nerwy nadszarpywały się jeszcze bardziej na różnego typu wieści. Oto informowano ją, że generał Stefan Dąb-Biernacki rozparcelował i rozdzielił osadnikom wojskowym ziemie dawnego majątku Umiastowskiej na Nowogródczyźnie. Zrobił to, rzecz jasna, samowolnie, bez żadnego porozumienia i zamiaru zadość uczynienia. Przez kilka kolejnych lat pozostałe majątki margrabiny w przeważającej części uległy parcelacji zgodnie z ustawami rządowymi.
Janina Umiastowska otrzymała jeszcze w 1920 roku tytuł markizy (margrabiny), który został jej nadany przez papieża Benedykta XV za zasługi dla Kościoła Katolickiego. Od tej pory tytuł margrabina przylgnął do niej na stałe. Żyła samotnie, ale w Wilnie miała kilku krewnych po mężu. Bardzo znaną postacią był zwłaszcza Bronisław Umiastowski, wraz z żoną Heleną mieszkali w najładniejszym narożnym domu w Kolonii Montwiłłowskiej na Łukiszkach (J. Tumo-Vaižganto g. 4). Kamienica, kupiona przez nich od architekta Wacława Michniewicza, znany był pod nazwą „Willa Roch”. W 1925 roku margrabina poważnie zachorowała i dla podratowania zdrowia blisko rok przebywała we Włoszech.
Zasadniczy remont pałacu na Trockiej trwał do 1926 roku i doprowadził jego zewnętrzną część do dawnej świetności. Janina Umiastowska z roku na rok urządzała kolejne pomieszczenia wnętrza. W wewnętrznej części od podwórka dobudowano balkon, gdzie na postumencie postawiono antyczny posąg kobiety[3]. Antoni Filipowicz-Dubowik w narożnej, zewnętrznej części od ulicy Zawalnej wykonał niszę, w której miał się „starożytnym zwyczajem” znaleźć posąg z wyobrażeniem jednego ze świętych. Margrabina zdecydowała, że będzie to postać Św. Krzysztofa. Decydując się na wykonawcę posągu skierowała się do Włoch. Miała kontakty z włoskimi artystami już w czasach, gdy po śmierci pierwszego męża kierowała wykończeniowymi pracami w fundowanym przez Umiastowskich kościele w Subotnikach.
Pomagał jej w tym zapewne i oddany przyjaciel, ksiądz doktor Kazimierz Skirmunt, protonotariusz (infułat) przy stolicy apostolskiej, który był siostrzeńcem Władysława Umiastowskiego. Wybór padł na Carlo Lorenzettiego, artystę-rzeźbiarza z Wenecji, profesora królewskiej Akademii Sztuk Pięknych. Posąg wykonany z białego, bardzo twardego kamienia dalmackiego, umieszczony został w niszy i uroczyście poświęcony przez księdza kanonika Adama Kuleszę w dniu 4 maja 1931 roku. Posągiem Św. Krzysztofa margrabina upiększyła nie tylko swój dom, ale podarowała wszystkim mieszkańcom cudowny symbol, który wpisał się wspaniale w miejską architekturę tego zakątka Starego Miasta. Lśniąco-biały, herbowy patron Wilna stał się odtąd nieodłączną częścią ulicy Trockiej, a dom margrabiny zyskał miano „Pod Świętym Krzysztofem”.
W 1931 roku Janina Umiastowska ufundowała skromną tablicę, upamiętniającą jej męża Władysława, która została osadzona na jednej ze ścian świątyni uniwersyteckiej, kościoła Św. Janów. Podobnie jak w Moszczenicy i Żemłosławiu, margrabina zdecydowała się też urządzić w swoim pałacu domową kaplicę, aby móc się codziennie modlić. Ulica Trocka należała do parafii kościoła Św. Ducha, toteż tamtejszy proboszcz ksiądz Adam Kuleszo był margrabinie szczególnie bliski. Otrzymała stosowną zgodę arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego, który polecił ks. Kuleszy, aby dokonał poświęcenia kaplicy, co stało się 19 lipca 1933 roku. Dwa dni później odprawiona została w niej pierwsza msza za duszę ś.p. Władysława hr. Umiastowskiego[4]. Następnego dnia, ksiądz Kulesza odprawił tam mszę za zdrowie chorującego w tym czasie biskupa sufragana diecezji wileńskiej ks. Kazimierza Michalkiewicza. Skromny, ale gustowny wystrój kaplicy był odzwierciedleniem charakteru właścicielki i jej pobożności.
Janina Umiastowska znieść musiała olbrzymi skandal, jaki miał związek z poczatkowymi zaniedbaniami władz uniwersytetu z jej hojnym darem w postaci Fundacji Żemłosławskiej im. Władysława i Janiny Umiastowskich. Zmuszona była nawet pisać w tej sprawie do ministerstwa. Nie zniechęcało jej to jednak do dalszej hojności i była na czele darczyńców w dziesiątkach akcji, które Wilnu przynieść miały pożytek. W 1931 roku zaraz po powodzi przekazała na Komitet Ofiar Powodzi dwa tysiące złotych, najwięcej ze wszystkich ofiarodawców łącznie z bankami. Wspomagała finansowo prace nad odkrytymi grobami królewskimi, będąc wiceprezesem Komitetu Ratowania Bazyliki. Dziesiątki drobnych i cennych przedmiotów, które udało jej się uratować z wojennej zawieruchy, przekazała do Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Udostępniała pomieszczenia w pałacu na działalność niektórych organizacji. Tu znajdowały się m.in. pracownie szkoły krawieckiej dla ubogich dziewcząt, którą prowadził Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet [5].
Odzyskany z trudem dwór zwany Umiastowem w majątku Konwaliszki, przekazała na cele społeczne. Od 1932 roku trafił on we władanie Towarzystwa Opieki nad Dziećmi. Latem i zimą przebywały tam dzieci na koloniach. Ośrodek kwitnący pod okiem kierowniczki Janiny Brensztejnowej, nazywano „Rzeczpospolitą Umiastowską”. Prezydent Wilna otrzymał w 1938 roku czek na 1000 złotych, które poleciła przekazać na zakup odzieży dla biednych dzieci. Kiedy sprawy Fundacji Żemłosławskiej unormowały się wreszcie należycie, Janina Umiastowska była jej aktywnym członkiem. Finansowała w 1938 roku budowę domu wypoczynkowego dla uczonych, artystów i literatów. Myślą fundatorki było stworzenie szczególnie sprzyjających warunków do twórczej pracy lub wypoczynku w wiejskim zaciszu. Dom otwarto 14 sierpnia i był drugim tego typu w Polsce po Mądralinie pod Warszawą. Koszt budowy wyniósł około 60 tysięcy złotych. W ceremonii poświęcenia i otwarcia udział wzięli m.in. minister opieki społecznej Stanisław Zyndram-Kościałkowski i generał Lucjan Żeligowski.
W 1938 roku Janina Umiastowska wyjechała do Włoch dla kuracji. Załatwiała tam jednak wiele spraw, między innymi dotyczących przekazania części obrazów do muzeów. Na szczęście nie widziała, jak w zajętym w 1939 roku przez sowietów Wilnie kilkadziesiąt ciężarówek wywoziło w głąb Rosji wyposażenie pałacu. Zmarła w 1941 roku w Rzymie. Jej najważniejszy dar dla Polski dopełnił się po śmierci, bowiem zgodnie z zapisem testamentowym w 1944 roku powołano do życia „Fondazione Romana Marchesa J.S. Umiastowska”, która działa po dzień dzisiejszy. Zarządzający fundacją Emeryk Hutten-Czapski zreorganizował ją w 1968 roku. Z Fundacji Rzymskiej imienia margrabiny finansowane są m.in. stypendia na staże zagraniczne polskich naukowców i wspólne projekty z polskimi instytucjami naukowymi na terenie Włoch.
Jakże ciekawszym okiem zapewne spoglądnąć zechcecie teraz na dom przy Trockiej. Św. Krzysztof z niszy zniknął na fali likwidacji wszelkich religijnych symboli w powojennym, sowieckim Wilnie i próżno szukać informacji o losie tej pięknej rzeźby. Dopiero w 1973 roku zdecydowano się nisze wypełnić i odtąd na przechodniów spogląda „Miesto vartų sargybinis” (Strażnik Bramy Miasta), albo po prostu „Rycerz”, dzieło Stanislovasa Kuzmy. A sam pałac? Znajdujące się obecnie w złym stanie kasetony, rozety, kominki, piece, sztukaterie, parkiety i podłogi z płytek są dzisiaj śladami pysznej przeszłości i bezradnymi, niemymi świadkami zniszczeń, jakie się w pałacu dokonały...
© Waldemar Wołkanowski
20 czerwca 2015
źródło publikacji:
www.wilnoteka.lt
20 czerwca 2015
źródło publikacji:
www.wilnoteka.lt
POPRZEDNI ODCINEK:
☞ Opowieści z dawnego Wilna (1)
CIAG DALSZY:
☞ Opowieści z dawnego Wilna (3) Sklep i zakład Leona Perkowskiego
[1] Janina dwukrotnie poroniła we wczesnej fazie ciąży.
[2] Bracia zerwali ze sobą wszelkie stosunki z wielu powodów.
[3] Był przechowywany później w zbiorach Muzeum Teatru, Muzyki i Kina, obecnie wrócił na miejsce.
[4] Kazimierz Skirmunt był jednym z nielicznych księży w Watykanie, który doskonale znał sytuację w Polsce i na Litwie. To on poinformował arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego o dekrecie papieża, będącym zgodą na koronowanie cudownego obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Janina Umiastowska ufundowała mniejszą kopię obrazu, która zawieziona została do Rzymu i znalazła się w kościele polskim pw. Św. Stanisława Kostki. Podobnie jak obraz wileński, ozdobiona była srebrną szatą i koronami wykonanymi przez Ksawerego Gorzuchowskiego, prezesa cechu złotników w Wilnie.
[5] Przy okazji małe sprostowanie: Otóż dość często podaje się mylną informację, iż w pałacu Umiastowskiej na Trockiej miał swoją siedzibę w 1924 roku Konwent Batoria (patrz: Wilnoteka, „Wileńskie korporacje akademickie”, cz. 4). Konwent, owszem wynajął pokoje na Trockiej, ale w budynku numer 11 (obecnie Trakų g. 10), kamienicy Tyszkiewiczów, gdzie na stałe było udostępnionych pod wynajem kilkanaście lokali.
Ilustracje:
fot.2 © Archiwum ITP
fot.1,3-6 © brak informacji / Waldemar Wołkanowski
OSTATNIE UAKTUALNIENIE: 2016-05-10-11:00 / Adam (wszystkie dotychczasowe felietony cyklu „Czasy Rzeczypospolitej” i „Tak było” zawarte są obecnie w cyklu „Czasy i ludzie”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz