podobnie jak Wanda Wasilewska, stara putana, przed wojną na jurgielcie sowieckiej ambasady w Warszawie, proklamowały strajk, a 5 października 1937 roku, zbuntowane nauczycielstwo ruszyło w pochodzie pod Belweder. Pan Broniarz pomylił się tylko o miesiąc, ale za to urządza swoją manifestację w 80 rocznicę tamtego, prosowieckiego strajku. Warto dodać, że kiedy warszawscy oduraczeni nauczyciołkowie maszerowali pod Belweder w obronie „Płomyka” - w Związku Sowieckim szalała „operacja polska” NKWD, z wybitnym udziałem dwóch odeskich Żydowinów, takich żydowskich Eichmannów: Aleksandra Minajewa-Cykanowskiego i Władymira Cesarskiego, którzy przygotowywali Wyszyńskiemu i Jeżowowi tzw. „albumy”, to znaczy – listy Polaków przeznaczonych do rozstrzelania lub przynajmniej - aresztowania – no i ponad 100 tysięcy zostało rozstrzelanych, a reszta – przepuszczona przez stalinowską maszynkę do mięsa. Nie przeszkadzało to jednak mikrocefalom zrzeszonym w ZNP walczyć z polskim rządem w obronie „Płomyka” redagowanego przez te dwie bolszewickie jamnice. I teraz też pan Sławomir Broniarz skwapliwie przyłącza się z całą swoją trzódką do kombinacji operacyjnej, tym razem zorganizowanej przez niemiecką BND przy niejakim udziale starych kiejkutów, które zmobilizowały nie tylko swoich agentów, co to wieszają się, albo dostają zawałów z powodu obniżki emerytur, ale również – konfidentów we wszystkich środowiskach.
Środowiska, których nie zdążyły spenetrować stare kiejkuty, mobilizowane są przez lobby żydowskie, a zwłaszcza - Głównego Cadyka III Rzeczypospolitej, pana Aleksandra Smolara, syna starego Hersza Smolara. Aj, gdzież ten Hersz Smolar nie działał! On działał i w KPZB i KPZR i w Centralnym Komitecie Żydów Polskich – w każdym wcieleniu, albo jako człowiek sowiecki, albo jako Zachodni Białorus, albo jako Żyd, słowem – uniwersalny, trójlicowy Janus. Komuż tedy można było powierzyć duraczenie mniej wartościowego narodu tubylczego, jak nie potomkowi takiego ojca? Toteż nic dziwnego, że zarówno stary finansowy żydowski grandziarz powierzył właśnie jemu dystrybucję swojego jurgieltu na Polskę za pośrednictwem Fundacji Batorego, jak i żydokomuna, będąca w awangardzie komunistycznej rewolucji w Europie Zachodniej, jemu właśnie, to znaczy – Fundacji Batorego powierzyła rozprowadzanie tzw. „funduszy norweskich”. Są to pieniądze przyznane przez Norwegię, Islandię i Lichtenstein 16 krajom Unii Europejskiej w zamian za dostęp do jednolitego rynku. Jak wiadomo, jeśli w jakiejś branży panuje dobra koniunktura, natychmiast mnożą się tam na podobieństwo królików, rozmaite podmioty gospodarcze. Tak jest i w tym przypadku, a za sprawą Głównego Cadyka III Rzeczypospolitej, któremu stary grandziarz też wyznacza zadania („Wy, Smolar, u mnie uważajcie!”), środki z „funduszy norweskich” obracane są na wspieranie inicjatyw i organizacji działających rozkładowo na organiczne więzi społeczne, na podobieństwo bakterii syfilisu. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę przykładowo niektóre organizacje pozostające na tym jurgielcie. Oto one: Fundacja Przestrzeń Kobiet (kobiety LGBT, czyli gomorytki) – 154 tys. zł, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej („osoby” LGBT, a więc również sodomici) – 344 876, 02 zł, Lambda Warszawa (sodomici i gomorytki) - 212 532,61 zł, Fundacja Kreatywnej Przestrzeni i Rozwoju CampoSfera (kobiety i „osoby” LGBT) – 231 328,63 zł, Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita, co to walczy z „antysemityzmem” - 348 677,94 zł, Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza („osoby LGBT”, znaczy – sodomici i gomorytki) – 224 575,14 zł, Fundacja LGBT Business Forum (pracownicy LGBT) – 156 230,14 zł, „Osoby transpłciowe” za pośrednictwem Fundacji Kultura dla Tolerancji dostały 62 516,98 zł, a najbardziej zagadkowe towarzystwo pod nazwą „Pozytywni w Tęczy”, za którym kryją się „osoby świadczące usługi seksualne w Warszawie”, dostało 347 287,05 zł. Jeśli dobrze się domyślam, co do charakteru tego ostatniego towarzystwa, to pan Aleksander Smolar wpisuje się w tradycję żydowskich sutenerów. Jeden taki, sprzedający galicyjskie dziewczyny do burdeli w Argentynie, tłumaczył Ignacemu Daszyńskiemu, że te dziewuchy wcale nie mają krzywdy, bo one w tej Argentynie upijają się „parą z szampana”.
– Jak to „parą”? - pytał zaskoczony Daszyński.
– Ano tak – wyjaśnił sutener – bo uny są wsadzane do wanny z szampanem i uny upijają się parą z tego szampana!
Ciekawe, czy „Pozytywni w Tęczy” powtarzają tamte numery, czy tez dokazują w jakiś inny sposób – ale mniejsza z tym, bo ważniejsze, że w ten sposób Fundacja Batorego, której powierzono rozprowadzanie „funduszy norweskich”, w latach 2013-2017 wydała 130 mln złotych! Nic dziwnego, że sodomici, gomorytki, „osoby świadczące usługi seksualne”, albo „walczące z mową nienawiści” i tak dalej – na każde skinienie gotowi są demonstrować przeciwko każdemu, kogo Partia wskaże, pod byle pretekstem – więc tylko patrzeć, jak do boju na swoim odcinku frontu ruszy „Ogólnopolski Strajk Kobiet” i pozostałe jurgieltnicze oddziały.
Jakby tego było mało, właśnie prokuratorzy pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej wszczęli śledztwo w sprawie fałszywych zeznań przeciwko byłemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju Lechowi Wałęsie, który zaklina się, że nie był konfidentem „Bolkiem” i niczego nie pisał. Może się powtarzam, ale warto by w związku z tym zacząć od ustalenia, czy Lech Wałęsa w ogóle umiał pisać, czy tylko potrafił n a r y s o w a ć swoje nazwisko. Gdyby okazało się, że jednak umiał, to obawiam się, czy zwykłe zaprzeczenia, a nawet opinie wynajętych grafologów tu wystarczą. Bardziej przekonująca mogłaby być paraliturgiczna ceremonia, w ramach której Lech Wałęsa znowu przysiągłby „na krzyżyk”- ale tym razem nie w gdańskiej komendzie MO, tylko, dajmy na to, w jakimś miejscu sakralnym, najlepiej na Jasnej Górze, a przysięgę tę odebrałby od niego JE bp Tadeusz Pieronek. O ile pamiętam z dawnych czasów, on też był na liście płac Fundacji Batorego, więc myślę, że nie zrobiłoby mu to specjalnej różnicy. W przeciwnym razie prokuratura gotowa wystąpić z oskarżeniem do niezawisłego sądu, a wtedy klangor w obronie noblisty (nas, noblistów, prądem?!”) podniesie się aż pod niebiosa.
Jak widzimy, nad naszym nieszczęśliwym krajem gromadzą się czarne chmury, ale w tym ponurym obrazie trafiają się i jasne punkty. Właśnie portal „Onet”, który – podobnie jak stację telewizyjną TVN - podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkutami, przez kilka dni powtarzał informację, że pani Kinga Rusin, która najwyraźniej pozostaje faworytą tej redakcji, gotowa jest podzielić się swoim sekretem przemiany materii. Na mieście pojawiły się w związku z tym fałszywe pogłoski, że produkt przemiany materii pani Kingi podobno charakteryzuje się „rajskim zapachem”. Czegóż trzeba więcej?
Ilustracja
Drobne korekty i poprawki pochodzą od redakcji ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz