Tak naprawdę, to trudno to uznać za nieszczęście, a wręcz przeciwnie. Skoro mniej będzie jenerałów w wojsku polskim, to znaczy, że parę gorszy zostanie w budżecie, no bo taki pułkownik pewnie bierze mniej pieniędzy za pierdzenie w stołek niż taki jenerał za pierdzenie w stołek. A nieszczęściem jest tylko to, że te zaoszczędzone parę groszy zamiast wrócić do podatników, to zostanie rozgrabione między tych, co zawsze.
Nie widzę żadnego powodu, aby hodować w wojsku wielu jenerałów. Paru niech sobie będzie i wystarczy. No bo czym zasłużyli na jeneralski stopień?
Można by każdemu pazernemu na awanse osobnikowi zadać pytanie, ile bitew wygrał, ile miast zdobył, ile twierdz obronił? A tu nic z tych rzeczy. Przypuszczam, że ci, co to zwykle dostają gwiazdki 15 sierpnia, nie mają żadnych zasług dla Polski, zdolności niewielkie, a swoją pozycję w wojsku zawdzięczają wpływowemu oficerowi prowadzącemu, co to porobił z nich ludzi i holuje przez poszczególne szczeble kariery, oczywiście nie za nic.
Bo skoro bez znajomości nie można zostać zatrudnionym nawet w wiejskiej szkole na ćwierć etatu, to coś mi się wydaje, że trzeba mieć bardzo mocne plecy, żeby dopchać się do stopnia jenerała. Posadki w szkole może zapewnić dyrektor szkoły, burmistrz mieściny, radny powiatowy należący do sitwy, która owym powiatem rządzi, a plecy w wojsku zapewniają pewnie Wojskowe Służby Informacyjne, które teraz nazywają się inaczej. Zauważmy, że kiedyś Lech Kowalski, biograf generała Wojciecha Jaruzelskiego, powiedział, że generał Jaruzelski, nawet gdy już był sobie na emeryturze i udawał schorowanego dziadygę, co to już tylko robi pod siebie, to nadal zachował wpływ na obsadzanie stopni generalskich. W końcu nie kto inny, a generał Jaruzelski w swoim czasie powiedział, mając na myśli „transformację ustrojową”, że wprawdzie oddaliśmy przedsiębiorstwo, ale zachowaliśmy pakiet kontrolny. A wśród tego pakietu kontrolnego wymienił, o ile dobrze pamiętam i tajne służby i wojsko.
Nie sądzę, aby generał Jaruzelski rzucał słowa na wiatr. Po tym, jak podczas „misji stabilizacyjnej” w Iraku zginął polski żołnierz, jenerał dowodzący polskim kontyngentem, w płomiennym przemówieniu mówił o „strzałach zza węgła”, zupełnie jakby był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i zwalczał „reakcyjne podziemie”. Przypuszczam, że bardzo wielu z nich i dziś walczyłoby, jak ich ojcowie i dziadkowie, jeśli nie fizycznie to ideowo, z „reakcyjnym podziemiem”, bez mrugnięcia ślepiem dałoby rozkaz otwarcia ognia jak w Poznaniu w 1956 r., na Wybrzeżu 1970 r., a już na pewno ochoczo wzięliby udział we wprowadzaniu stanu wojennego, gdyby tylko oficerowie prowadzący tak by zarządzili. Nie wątpię, że dla nich bohaterami są żołnierze KBW walczący z „reakcyjnymi bandami”, Janek z „Czterech pancernych”, Jerzy Urban i generał Jaruzelski i durne to z ojca na syna. Pewnie nie wszyscy żołnierze tacy są, ale ja piszę o kadrach, tych najwyższych. A jak to mówił Lenin, kadry decydują o wszystkim.
Kiedyś czytałem, że oficerowie francuscy, przed wojną z Rosją, tą podczas której zajęli Moskwę, jak to zwykle przed wojną, dostawali podwójny żołd. W tym samym czasie oficerowie służący w wojskach Księstwa Warszawskiego, zrzekali się z żołdu, żeby było na doposażenie szeregowców. Pokreślmy, że było to w sytuacji, gdy ruszali na wojnę, a pewnie nietrudno było domyślić się, że tam gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, to i pewnie niejeden liczył się z tym, że może żywy z wyprawy na stolicę carów nie wrócić.
I teraz pomyślmy, czy te jenerały, pułkowniki, które obecnie pracują w wojsku polskim, gotowe byłyby zrzec się powiedzmy prawa do przejścia na wcześniejszą emeryturę, osobnej służby zdrowia, sanatoriów, możliwości załatwienia stołka synkowi i córeczce i żyć normalnie, tak jak zwykli ludzie? Dowódca 1 Dywizji Pancernej, generał Stanisław Maczek, który był na prawdziwej wojnie i to nie jednej, który zdobył parę miast, po wojnie pracował jako kelner i korona mu z głowy nie spadła. Ale dla nich to nie do pomyślenia! Pracują w wojsku, aby mieć przywileje a nie po to, aby lepiej służyć Polsce niż mogliby w cywilu. W takim razie pytanie, czy odważyliby się poprowadzić atak na bagnety jest pytaniem retorycznym.
Niedawno Rosja postanowiła zabrać Ukrainie Krym. I zajęli bez problemu ów Krym. A ukraińscy żołnierze, którzy stacjonowali na tymże Krymie ani myśleli bronić tego nieszczęsnego Krymu. Nie oddali nawet symbolicznych paru strzałów, tylko siedzieli w koszarach jak myszy pod miotłą. Jakiś czas temu media donosiły, że cześć oficerów armii ukraińskiej nie raczy słuchać władz Ukrainy, pewnie dlatego, że mają innych zwierzchników. Tak sobie myślę, że gdyby ktoś postanowił Polsce wlać, to mogłoby być podobnie u nas. Skoro oni pracują w wojsku po to, aby otrzymywać co miesiąc pensję, mieć wcześniejszą emeryturę i móc delektować się przywilejami, to przecież nie będzie jeden z drugim ryzykował głową. I gdyby tę naszą biedną Polskę zaatakowały obce wojska, to pewnie oni zwialiby na te swoje wcześniejsze emerytury, poszliby na zwolnienia lekarskie, a reszta wycofałaby się na z góry upatrzone pozycje. A kto wie, może i niejeden otwarcie przeszedłby na stronę wroga, bo tak rozkazałby oficer prowadzący.
I pytanie, czy takie wojsko, które słucha się oficerów prowadzących bardziej niż konstytucyjnych władz, dla którego miłości ojczyzny, to tylko takie pieprzenie od święta, w które tam nikt nie wierzy, które składa się z żądnych przywilejów urzędników poprzebieranych w mundury, tak naprawdę nie jest zbytecznym i kosztownym wydatkiem oraz czy nie jest zachętą do agresji? A nawet zagrożeniem dla narodu, w końcu oni się tam za bardzo nie różnią od tych z grudnia 1981 roku. I czy w takim razie nie należałoby ich wszystkich rozpędzić i zacząć wszystko od nowa, tylko normalnie, a nie po durnemu.
Na zakończenie dodam, że w takim XVII wieku, państwo ciągle zalegało żołnierzom z żołdem, a mimo to, ci żołnierze potrafili wygrywać bitwy. Jasne, że Rzeczpospolita przechodziła od połowy XVII wieku głęboki kryzys, a w następnym upadła, ale to przecież nie wina tego żołnierzyka, który często służył bez żołdu. A teraz, te jenerały i pułkowniki co najwyżej potrafią nażreć się grochówki, coś ukraść i wysługiwać się WSI, która z kolei diabli wiedzą komu się wysługuje. Wygrać bitwy to by już nie potrafili, co najwyżej mogliby wygrać w karty i to grając w dupka, bo taki brydż to dla niech jest już grą zbyt skomplikowaną. I jeszcze temu bydłu za to trzeba płacić.
© Michał Pluta
16 sierpnia 2017
źródło publikacji:
www.michalpluta.bloog.pl
16 sierpnia 2017
źródło publikacji:
www.michalpluta.bloog.pl
Drobne korekty tekstu: Redakcja ITP
Ilustracja © Dom Wydawniczy Bellona (fragment okładki książki Tomasza Bohuna „Moskwa 1612”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz