Wszyscy zorientowani w temacie wiedzą doskonale, że w całej UE nie ma państwa, w którym media i sądownictwo byłyby pod tak dużym wpływem władzy jak właśnie w Niemczech. To nie w Warszawie, ale w Berlinie 24 godziny na dobę powinna trwać okupacja budynku Bundestagu.
Oczywiście wiodącą rolę w udzielaniu wsparcia miejscowym folksdojczom odgrywają niemieckie media. Jednym z najbardziej zasłużonych na ty polu dziennikarskim szulerem jest Konrad, nomen omen, Schuller, który atakując polski rząd za reformę sądownictwa na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung snuł analogie i porównania Polski z III Rzeszą nazywając przy okazji Jarosława Kaczyńskiego Führerem. Miałem w planie więcej miejsca poświęcić niedzielnej antyrządowej „milionowej” manifestacji, ale o czym tu pisać? Na apele wszystkich zjednoczonych pod auspicjami Berlina propagandowych tub zamiast zapowiadanego miliona przybyła zaledwie garstka polityków z asystentami i rodzinami wzmocniona partyjnymi aktywistami i Michnikiem z jego stetryczała świtą. Dlatego dzisiaj chciałbym nieco szerzej opisać tę antypolską niemiecką aktywność, bo nie ogranicza się ona tylko do kolejnej próby podpalenia polski poprzez próby paraliżowania parlamentu.
Każdy, kto chłodnym okiem i posługując się zdrowym rozsądkiem ocenia zmiany w polskiej armii widzi, że wreszcie po raz pierwszy w dziejach III RP zakończył się proces jej zwijania, a utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej oraz zawierane i planowane kontrakty robią olbrzymie wrażenie nawet na zagranicznych specach i znawcach tematu. Dlatego nie dziwi, że „Gazeta Wyborcza” i zaprzyjaźnione z nią lewackie media na Zachodzie, szczególnie te niemieckie, biorą udział w propagandowym ostrzale artyleryjskim Antoniego Macierewicza. Oczywiście fakt, że te jawne i widoczne ataki nie idą równolegle z Moskwy nie oznacza, że Putin wzrastającą skokowo zdolnością odstraszania naszego wojska się nie przejmuje. Stary kagiebista wie doskonale, że nagonka wychodzące wprost z Kremla tylko uwiarygodniałyby wśród Polaków politykę rządu i działania szefostwa MON, ponieważ na skutek historycznych doświadczeń nasz naród miłością i zaufaniem ruskich raczej nie darzy.
Ostatnio już sam Macierewicz niemieckiej agenturze wpływu nie wystarcza. Zabrano się właśnie za jego zastępcę, Bartosza Kownackiego, ale dęte zarzuty są ciągle niezmienne. Oddajmy ponownie głos dziennikarskiemu Schullerowi z niemieckiego Frankfurter Allgemeine Zeitung, na którego artykuł powołał się portal wp.pl pisząc w tekście zatytułowanym, "FAZ": podejrzane kontakty Bartosza Kownackiego: Zdaniem autora artykułu Konrada Schullera, Antoni Macierewicz "przez wiele lat otoczony był siecią prorosyjskich działaczy". […] Gazeta powołuje się przy tym na książkę Tomasza Piątka pt. "Macierewicz i jego tajemnice". […] Teraz, według ustaleń "FAZ", kontakty z prorosyjskim kręgami miał także obecny zastępca Macierewicza Bartosz Kownacki.
Otóż książka publicysty „Gazety Wyborczej”, Tomasza Piątka, a właściwie pełen oszczerstw nietrzymający się kupy chłam, właśnie po to został napisany i wydany, aby bardzo długo mogła się na te brednie powoływać antypolska krecia międzynarodówka. Jednak roli samego autora raczej bym nie przeceniał. Nie raz na własne oczy oglądaliśmy w telewizji mocno steranych życiem bezdomnych, meneli, alkoholików, narkomanów, którzy podpisując coś za parę groszy, flaszę wódki, bądź działkę dragów, okazywali się nagle członkami zarządów, albo właścicielami firm uczestniczących w karuzelach watowskich, czyli zwykłymi tak zwanymi słupami. Chyba nieprzypadkowo czerscy posłużyli się alkoholikiem i narkomanem Piątkiem rozkręcając tę medialną karuzelę kłamstw, która ma wyglądać tak jakby zarzuty wobec Macierewicza i Kownackiego nadchodziły spoza granic Polski, choć tak naprawdę cyngiel przez niewidzialną obcą rękę naciskany jest w Warszawie. A tak na marginesie, któż może lepiej zrozumieć Antoniego Macierewicza i Bartosza Kownackiego jak nie redaktor naczelny i publicyści „Warszawskiej Gazety’ zwalczani tą sama perfidną metodą, na „ruskiego agenta”.
W podobny sposób ma się sprawa z tak zwanymi „Obywatelami RP”. Tylko naiwni wierzą, że ta lewacka bojówka od początku do końca wymyślona została w Polsce. Po klęsce KOD-u i postępującej kompromitacji Nowoczesnej, przy której narodzinach krzątali się Balcerowicz z Frasyniukiem trzeba było naprędce wymyślić coś nowego. To nie przypadek, że czołowi „obywatele”, Kasprzak i Frasyniuk są mieszkańcami Wrocławia gdzie niemieckie wpływy przez okres rządów PO-PSL urosły tak, że stały się bardzo dla Polski niebezpieczne. Wrocławski desant przybył do stolicy, w której brakuje już nie tylko materiału wybuchowego, ale nawet lontu czy iskry, która mogłaby ten lont podpalić. Ostatnia miesięcznica pokazała, że także przybysze ze stolicy Dolnego Śląska są wyjątkowo bezradni. Redaktor Witold Gadowski tak opisywał zetknięcie się z tą hołotą podczas ostatniej miesięcznicy: Miałem wczoraj rozkosz zetknięcia się z tłumem kontrmanifestantów, którzy rozpoznawali się po kwiatach dzierżonych w dłoniach. W założeniu pewnie nawiązywali do portugalskiej „rewolucji goździków” byli to ci lepiej wykształceni, bardziej elitarni…w praktyce starsi panowie w fazie herzklekotu i panie w wieku balzacowskim. I właśnie ten blazacowski wiek nie pozwala bojówkom broniącym III RP zorganizować zadymy na miarę Hamburga. Oni najwidoczniej w związku z tą całą antypisowską histerią nie zauważyli, że w tamtych niemieckich zamieszkach, burdach i aktach wandalizmu wzięli udział głównie młodzi lewaccy faszystowscy bandyci, podczas gdy podstarzałym uczestnikom prowokacji organizowanych przez Obywateli RP wystarczy postawić barierki, aby być pewnym, że nikt z uczestników nie będzie potrafił ich sforsować. Ja twierdzę, że nawet barierki są zbędne, a ich rozstawianie jest zbyt kosztowne dla polskiego podatnika. Wystarczy tak zorganizować siły porządkowe, aby Frasyniuk, Kasprzak, Cimoszewicz, Niesiołowski, Mazguła, Lityński i całe reszta tej menażerii musieli maszerować pod górę. Myślę, że już po kilkudziesięciu metrach mielibyśmy współczesny pochód pierwszomajowy pań i panów w czerwonych krawatach. Jednak przy zbliżeniach kamer okazałoby się szybko, że to nie są czerwone krawaty, ale języki sędziwych bojówkarzy wywalone na wierzch z powodu zadyszki i potwornego zmęczenia.
Jeszcze raz powrócę do słów Witolda Gadowskiego, który pisze o tej lewackiej dzikiej tłuszczy: rozpoznawali się po kwiatach dzierżonych w dłoniach. W założeniu pewnie nawiązywali do portugalskiej „rewolucji goździków”. To nieszczęsne porównanie do „portugalskich goździków” mnóstwo razy padało ust znanych publicystów, a przecież to nie Portugalczycy, ale Niemcy i ich media po obu stronach Odry czekają na obraz z udanej wreszcie i w końcu odpowiednio krwawej miesięcznicy smoleńskiej, która stanie się tą beczką prochu, która wysadzi w powietrze legalny polski rząd. To zapewne Berlin rozkazał zaopatrzenie uczestników prowokacji w białe róże, aby trafić do serc i ogłupionych umysłów niemieckiej i poprawnej politycznie światowej opinii publicznej. „Biała Róża”, bowiem to nazwa i jednocześnie symbol jedynej, a więc i największej, bo sześcioosobowej antyfaszystowskiej organizacji, która przez kilka miesięcy działała w III Rzeszy w latach 1942/43, a jej członkowie z wyroku niemieckiego Sądu Ludowego zostali zgilotynowani. Ta szóstka męczenników i nieszczęśników została w Niemczech tak propagandowo napompowana, że dzisiaj wielu ludzi na świecie sądzi, że Hitler miał tysiące przeciwników we własnym narodzie, co jest wierutnym kłamstwem. Owa biała róża ze współcześnie już dodaną stróżką krwi to dzisiaj w Niemczach kultowy symbol antyfaszyzmu.
Berlin najwidoczniej wymaga od „Obywateli RP” takich działań, aby mogli tę białą ociekająca krwią różę przykleić także „bohaterom” walczącym z „krwawym faszystowskim” rządem w Polsce. Pamiętajmy, że wszystkie działania totalnej opozycji organizowane są pod zagranicę w myśl planu obalenia rządu o pod tytułem „ulica i zagranica”, który już dawno temu publicznie nam ogłoszono. Dlatego musimy wiedzieć, że białe róże we wrażych łapach tych współczesnych barbarzyńców czy kolejne zadymy pod polskim parlamentem to oko puszczane w stronę Berlina i błaganie o wsparcie oraz przywrócenie folksdojczów do koryta, co i Niemcom bardzo byłoby na rękę. Na nic zdadzą się obłudne i odwracające uwagę od niemieckiego nadzorcy opisy symbolu białej róży serwowane przez profesorka Jasia Hartmana z żydowskiej loży „Synów Przymierza”, który w ten sposób próbował wciskać te szwabskie dziecko w polski brzuch: Otóż: Biała róża jest kwiatem czystym i pięknym – dlatego wybrano ją na znak pamięci o ofiarach katastrofy smoleńskiej. W rękach demonstrantów, sprzeciwiających się profanacji tej pamięci i bluźnierczym „modlitwom” ziejących paranoją i nienawiścią akolitów władzy, hodującym w sobie mit zamachu i rzucającym najpodlejsze oszczerstwa, biała róża niesie przesłanie do ofiar i ich rodzin.
Bez zbędnego owijania w bawełnę powiem, że za atakami na szefostwo MON oraz kolejną próbą wywołania krwawych rozruchów w Warszawie stoją mocodawcy zza Odry i służący im miejscowi zdrajcy, z których wielu odnajdziemy wśród obalaczy rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku czy organizatorów inwigilacji prawicy antywałęsowskiej poprzez wydaną w tym samym 1992 roku słynną tajną instrukcję UOP nr 0015/93 podpisaną przez wspierającego dzisiaj zadymiarzy, Piotra Niemczyka. Do UOP wprost ze Szczecińskiego oddziału „Gazety Wyborczej” ściągnął go ówczesny szef MSW, Andrzej Milczanowski, który broni dzisiaj esbeckich emerytur i deklaruje solidarność z funkcjonariuszami komunistycznej bezpieki. Przeciwko wybiciu się Polski na niezależność i suwerenność stoją ciągle te same środowiska, czyli „Chamy i Żydy”. To oni naciskają piórem Jarosława Kurskiego z Wyborczej, aby Schetyna uznał przywództwo szofera intelektualisty Władka Frasyniuka, którego Berlin wyznaczył na kolejnego Führera grupy terroryzującej państwo.
A już na koniec, maleńka złośliwość. Uczestnikom spędów po auspicjami „Obywateli RP” nie bardzo wychodzą rymowanki. Na jednym z transparentów niesionych przez „białoróżowców” widniało hasło: Lepiej być uchodźcą / niż Szydło Beatą. Te prymitywne tłuki najwyraźniej nie wiedzą, że ta sama litera kończąca dwa wersy nie czyni jeszcze rymu, bo do tego trzeba przynajmniej dwóch współbrzmiących sylab. Wieszcząc koniec tej kolejnej antypolskiej inicjatywy instruktażowo zadedykuję tym lewackim wierszokletom od siedmiu boleści parafrazę jednej ze zwrotek rymującej się wzorcowo i ujmująco piosenki, Rozkwitają pęki białych róż
Hej, Angelo Władek w boju padł
Choć mu dałaś białej róży kwiat,
Czy nieszczery był twej dłoni dar
Czy też może wygasł twego serca żar
© Mirosław Kokoszkiewicz
25 lipca 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
25 lipca 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © DeS / www.1obrazkiem.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz