Prawda bardzo doskwiera zwłaszcza komunistycznym sprzedawczykom i zdrajcom poprzebieranym dzisiaj w szatki lewicowo-liberalnych demokratów. Dlatego nie zdziwiło mnie, że po uderzeniu w stół, jako jedne z pierwszych odezwały się stare i czerwone nie tylko od rdzy nożyce w osobie redaktora Daniela Passenta zarejestrowanego przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa jako kapuś o pseudonimie „John”. Na portalu „Polityki” napisał: „Słowa prezydenta Dudy napawają głębokim smutkiem i budzą zdecydowany sprzeciw. Takich słów się nie zapomina”.
Nie będę rozpisywał się o towarzyszu Passencie. Oddam głos oficerowi operacyjnemu SB z Wydziału VIIII Departamentu II MSW, porucznikowi P. Adachowi, który w meldunku z 14 lipca 1961 roku pisał:
„Passent Daniel jest osobą wychowaną w rodzinie komunistycznej. Ojciec, wujek i inna rodzina przed 1939 r. należeli do KPP. Do pracy dziennikarskiej był angażowany przez dziennikarzy, członków PZPR jak Gotesmana, Podkowińskiego i innych, którzy uczyli go sztuki dziennikarskiej. Za ich też protekcją otrzymał pracę w redakcji „Polityka", gdzie jest kierownikiem działu krajowego. Według jego słów uważany jest za jednego ze zdolniejszych młodych dziennikarzy. W/w robi wrażenie człowieka o dużym zapale dziennikarskim. Wymieniony w rozmowie starał się w dużych szczegółach opowiedzieć mi całokształt przebiegu znajomości z Richmondem. Uważam, iż swoje spostrzeżenia mówił szczerze. Zależy mu bardzo na karierze dziennikarskiej i nie chciał ażeby jakieś utrzymywane kontakty z cudzoziemcami były przeszkodą w tym. W ogóle oceniam wymienionego jako osobę rokująca duże perspektywy w możliwościach wykorzystania go operacyjnie. Dlatego też uważam za wskazane podtrzymanie z wymienionym kontaktu i po każdym jego spotkaniu z Richmondem i Wazem przeprowadzić z nim rozmowę”.Jak widać dla komunistycznych służb specjalnych wielkim atutem Passenta był fakt, iż pochodził on z rodziny zdrajców, czyli członków Komunistycznej Partii Polski będącej na terenie II Rzeczpospolitej sekcją założonego przez Lenina Kominternu i dążącej do likwidacji państwa polskiego. Passent na słowa prezydenta reaguje sprzeciwem i twierdzi, że takich słów się nie zapomina, co brzmi jak pogróżka. Powinien jednak wiedzieć, że nie zapomina się też o zdrajcach Polski oraz o tym skąd wyrastają im nogi. Jego przypadek jest niejako wzorcowy i zapewne stąd taka szybka i nerwowa reakcja na słowa prezydenta. On do dziś trwa w tej samej przemalowanej dla niepoznaki na różowo „Polityce” i tak jak jego przodkowie nie może znieść sytuacji, kiedy Polska próbuje się wybić na suwerenność. Prezydent Andrzej Duda przekazał nam fundamentalną prawdę o wrogach Polski oraz ich spadkobiercach. I może nie powiedział tego dosłownie, ale wyraźnie dał nam do zrozumienia, że pojednanie się z takimi ludźmi jest nie tylko niemożliwe, ale każda próba bratania się z nimi pachnie zdradą Polski. Dlatego przestrzegam te prawicowe media, które coraz częściej zapraszają do siebie „nawróconych komuchów” promując ich złote myśli. Z kolei rządowi „dobrej zmiany”, a szczególnie ministrowi Zbigniewowi Ziobro po raz kolejny przypominam, że od 4 września 2002 roku w Polsce znowu istnieje i działa Komunistyczna Partia Polski. Już czas na jej delegalizację.
© Mirosław Kokoszkiewicz
14 maja 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
14 maja 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz