Kontynuacja i zmiana
„O północy się zjawili jacyś dwaj cywili, mordy podrapane, włosy jak badyli. Nic nikomu nie mówili, światła pogasili, potem w mordę bili fest a fest!” - głosiły niezapomniane słowa piosenki biesiadnej „Bal u weteranów” Już choćby z tego powodu warto poświęcić chwilę uwagi cywilom, a cóż dopiero w obliczu możliwego wykorzystania naszej niezwyciężonej armii przez niemieckich autorów kolejnej kombinacji operacyjnej, która ma doprowadzić do przesilenia politycznego, a potem – do osadzenia na pozycji lidera politycznej sceny ekspozytury Stronnictwa Pruskiego, by uwieńczyć dzieło wyborem Donalda Tuska na prezydenta naszego bantustanu. Ale to pieśń przyszłości, chociaż nie mogę oprzeć się wspomnieniu rozmowy podczas obiadu, którym podejmował Janusza Korwin-Mikke i mnie dowódca pewnego pułku po spotkaniu z kadrą.
Otóż zanim pan minister Onyszkiewicz nie zabronił urządzania spotkań w wojsku, odbywaliśmy wiele takich spotkań i po jednym z nich zostaliśmy zaproszeni na obiad. Siedzieliśmy przy stole w towarzystwie dowódcy i jego najbliższych współpracowników, a rozmowa polegała na tym, że ci oficerowie narzekali i narzekali. W pewnej chwili powiedziałem: no, my, głupi cywile, to nie możemy robić nic innego, jak tylko narzekać, ale wy, panowie oficerowie, macie tutaj przecież czołgi, armaty, karabiny maszynowe i zwyczajne, więc... Na to jeden z oficerów podniósł palec i rzekł: słuszna uwaga – więc zamieniłem się w słuch - a on zakończył: strajk zrobimy! Jak widać – znikąd nadziei, znikąd ratunku!
Wróćmy tedy do cywilów. Jak wiadomo, dzielą się oni na dwie kategorie: cywilów zwyczajnych, którzy na ogół są bezbronni i bezradni oraz cywilów bezbronnych, którzy są świetnie uzbrojeni, wyekwipowani i tak dalej, a ponadto cieszą się protekcją i wsparciem rozmaitych mocarzy świata. Rąbka tajemnicy w tej kwestii uchylił senator Mc Cain ujawniając, że bezbronnych cywilów, którzy w Syrii próbują obalić tamtejszego tyrana, wyszkoliła i uzbroiła CIA za pośrednictwem Arabii Saudyjskiej. Jak pamiętamy, po szczycie w Deauville w październiku 2010 roku, kiedy to Nasza Złota Pani po długim molestowaniu zgodziła się na „pogłębianie integracji w ramach Unii śródziemnomorskiej”, czyli na budowanie sobie przez Francję kieszonkowego imperium w basenie Morza Śródziemnego, w półtora miesiąca później rozpoczęło się „pogłębianie”, to znaczy – w Tunezji wybuchła „jaśminowa rewolucja” w następstwie której tamtejszy lud obalił tamtejszego tyrana. Wkrótce potem lud egipski obalił swojego tyrana w osobie prezydenta Hosni Mubaraka, a widząc, jak łatwo przychodzi obalenie tyranów, lud libijski obalił swego w osobie Muammara Kadafiego. Wtedy prezydent Obama zaproponował uczestnikom szczytu w Deauville i brytyjskiemu premierowi Cameronowi, by jeszcze zwyciężyła demokracja w Syrii – ale oni podeszli do tej inicjatywy niechętnie utrzymując, że o Syrii się nie namawiali. Prezydent Obama mimo to nalegał, a nawet próbował stworzyć fakty dokonane, oświadczając w czerwcu 2013 roku, że jeśli w Syrii zostanie użyta broń chemiczna, to wtedy nastąpi interwencja zewnętrzna i z tyrana pozostanie tylko mokra plama. I bezbronni cywile się postarali; dwa razy użyli sarinu – ale spodziewana interwencja nie nastąpiła, ponieważ prezydentowi Obamie nie udało się zmontować koalicji z udziałem Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, na czele której stanęłyby USA jako jej polityczny kierownik. W rezultacie część bezbronnych cywilów utraciwszy wiarę w prezydenta Obamę i demokrację, nawróciła się do Allacha i przystała do Kalifatu, z którym mamy takie zgryzoty, zaś dotknięty do żywego prezydent Obama wysadził w powietrze lizboński porządek polityczny ze strategicznym partnerstwem NATO-Rosja na fasadzie. Doprowadziło to do rozbioru Ukrainy, którą nasz nieszczęśliwy kraj wspiera wbrew już nie tylko własnym interesom, ale nawet prestiżowi, a w samych Stanach Zjednoczonych – do konfrontacji demokracji kierowanej z demokracją spontaniczną, w następstwie czego prezydentem został Donald Trump, przeciwko któremu tamtejsza żydokomuna wszczęła wojnę propagandową.
Aliści w dniach ostatnich Waszyngton odwiedził był Beniamin Netanjahu, którego prezydent Trump udelektował deklaracją, że niepodległa Palestyna nie jest warunkiem sine qua non rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ja myślę, że nieustanne ataki ze strony żydokomuny muszą być dla prezydenta Trumpa kłopotliwe, więc pewnie pomyślał sobie, iż przy pomocy beniamina Netanjahu doprowadzi do jakiegoś uspokojenia na froncie wewnętrznym. Ale Palestyna to jedna sprawa, a Syria, to sprawa druga. Rzecz w tym, że bezcenny Izrael martwi się irańskim programem atomowym. Gdyby czasy były normalne, to nieoznakowane samoloty nadleciałyby znad morza i zrąbały irańskie instalacje nuklearne do środka ziemi i byłoby po krzyku. Niestety czasy normalne nie są, bo Iran ma dwustronny układ wojskowy z syryjskim tyranem, w ramach którego wyekwipować miał syryjskie wojsko w sporą ilość rakiet średniego zasięgu. Gdyby więc nieoznakowane samoloty – i tak dalej, to z terytorium syryjskiego poszybowałby w stronę Izraela rój tych rakiet, z których część by mogła dolecieć mimo systemu obrony przeciwrakietowej „żelazna kopuła”. Dlatego najpierw musi zwyciężyć demokracja w Syrii i stąd tak się uwijamy wokół bezbronnych cywilów. No a teraz znowu okazało się, że w Syrii został użyty sarin i to podobno specjalnie dlaczegoś przeciwko biednym dzieciom. Stany Zjednoczone zwołują tedy Radę Bezpieczeństwa ONZ, bo któż to widział, żeby stosować sarin, zwłaszcza przeciwko biednym dzieciom?
Odpowiedzialność za to bezeceństwo na pewno spadnie na syryjskiego tyrana, podobnie jak w przypadku tak zwanych „prowokacji” na Ukrainie zawsze spada na zimnego ruskiego czekistę Putina, ale nie o to chodzi, bo wiadomo, że od czasów Saddama Husajna, który broń masowej zagłady perfidnie ukrył – jak to spenetrował nie ruszając się z Warszawy red. Bronisław Wildstein - „w miejscach niemożliwych do wykrycia”, tyrani mają jak najgorszą reputację – ale że mimo konfliktu między demokracją kierowaną i spontaniczną oraz wojnie rozpętanej przez żydokomunę przeciwko prezydentowi Trumpowi, kontynuacja jest większa niż mogłoby się wydawać. Mimo, a może właśnie dlatego – i kto wie, czy teraz właśnie nie uda się zmontować koalicji, której nie udało się zmontować prezydentowi Obamie. Gdyby uczestnikiem takiej koalicji został zimny ruski czekista Putin, to kto wie, czy nie doszłoby do ponownego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, no a wtedy taki „reset” natychmiast przełożyłby się na sytuację w naszym nieszczęśliwym kraju. Jak w piosence o Anastazji Pietrownie śpiewał Maciej Zembaty, kiedy na twarz Anastazji Pietrowny, zażywającej przejażdżki saniami po Newskim Prospekcie „padały płatki śniegu wielkości złotych pieciorublówek” - na Newie akurat cumował krążownik „Aurora”. A potem krążownik „Aurora” wystrzelił – i od tego czasu śpiewamy inne piosenki.
Czarny sztandar anarchii czerwieni się ze wstydu
Antoni Słonimski wspominając swoją rozmowę ze Stanisławem Catem-Mackiewiczem pisze, jak to powiedział mu, że z przekonań jest socjalistą. - Co też pan opowiada – żachnął się Mackiewicz. - Człowiek inteligentny nie może być socjalistą! Najwyraźniej jednak zdarzają się wyjątki, i podobno spotyka się nawet socjalistów chrześcijańskich. To już jest kompletna aberracja, bo chrześcijanin powinien przestrzegać Dekalogu, a tam jest 10 przykazanie, zakazujące nawet pożądania cudzej rzeczy. Niektórzy uważają, że właśnie to przykazanie jest dowodem na wszechwiedzę Pana Boga, który jeszcze w głębokiej Starożytności przewidział pojawienie się socjalistów i specjalnie przeciwko nim sformułował to przykazanie. Zauważmy bowiem, że ekscytowanie w ludziach pożądania cudzego mienia należy do istoty ideologii socjalistycznej, co w najkrótszy sposób przedstawił Włodzimierz Eljaszewicz Ulianow, znany jako „Lenin”, wołając: „grab nagrabliennoje!” - bo według socjalistów, własność jest kradzieżą. Tymczasem Pan Bóg, zakazując pielęgnowania w sobie takiej pożądliwości, wiedział, co robi. Człowiek, który nie potrafi opanować pożądania cudzego mienia, prędzej, czy później złamie przykazanie siódme, zabraniające kradzieży, a być może – również piąte, zakazujące mordowania – jeśli właściciel zechce swojej własności bronić. Rewolucja bolszewicka, rzucając hasło gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, doprowadziła do ludobójstwa na skalę niespotykaną, ani przedtem, ani potem. Aleksander Sołżenicyn wspomina, że komunistyczny eksperyment doprowadził do zagłady co najmniej 100 milionów ludzi, a wobec tego ogromu liczba ofiar holokaustu, to znaczy - liczba Żydów zamordowanych podczas II wojny światowej, wydaje się stosunkowo niewielka. W jaki zatem sposób chrześcijanin może jednocześnie być socjalistą – tajemnica to wielka, którą można wyjaśnić tylko w ten sposób, że nie ma w takim postępowaniu żadnej logiki.
Jeszcze gorsza sytuacja występuje w przypadku anarchistów. Jak wiadomo, istotą anarchizmu, jak sama nazwa tego kierunku wskazuje, jest nieuznawanie żadnej władzy. Z tego jednak powodu anarchia nie może być nigdy stanem trwałym, na co wskazał już dawno austriacki przyrodnik Konrad Lorenz, zauważając, iż w gatunkach przyrodniczych, zwłaszcza żyjących w stadach hierarchicznych, występuje dążenie do dominacji. Obejmuje ono również gatunek ludzki i dlatego właśnie stan anarchii w społecznościach ludzkich nigdy nie jest zjawiskiem trwałym. Większą trwałością charakteryzuje się w stosunkach międzynarodowych, z uwagi na zasadę suwerenności państwowej. Zasada ta sprawia, że stan anarchii w stosunkach międzynarodowych wydaje się stanem naturalnym. Wydaje się – bo w stosunkach międzynarodowych występuje też zjawisko mocarstwowości. O ile suwerenność oznacza, że państwo samodzielnie ustanawia własne prawa, to mocarstwowość oznacza, iż państwo ustanawia i egzekwuje własne prawa również poza swoimi granicami. Skoro zaś tak, to prawa ustanawiane przez mocarstwa stan anarchii w stosunkach międzynarodowych porządkują i redukują. Przeglądając listę imperiów, jakie pojawiły się w rozwoju dziejowym, przekonujemy się, że również w stosunkach międzynarodowych stan anarchii rzadko był dominujący. Tym bardziej wewnątrz państwa, które jest niczym innym, jak monopolem na przemoc. Właśnie ona sprawia, że anarchia jest tylko chimerą, bo stan anarchii bardzo szybko ustępuje wobec przemocy.
Dlatego trudno sobie wyobrazić, by człowiek inteligentny był anarchistą. A jednak są tacy, również wśród studentów, a więc ludzi w przypadku których raczej należałoby domniemywać istnienie inteligencji. Niestety – jak to zauważył jeszcze w jesieni 1980 roku prof. Władysław Goldfinger-Kunicki - studenci mają najdłuższy kontakt z państwowym monopolem edukacyjnym, wskutek czego bywają oduraczeni w stopniu znacznie większym, niż ludzie którzy taki kontakt mieli krótszy, czy nawet przelotny. Toteż nic dziwnego, że anarchiści, walcząc z „globalizacją”, domagają się zwiększenia uprawnień państw narodowych, a jednocześnie zwalczają nacjonalizm – jak to mogliśmy widzieć na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Logiki żadnej w tym nie ma, chyba, że ci anarchiści, oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, po prostu są socjalistami.
Ilustracja © DeS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz