Dlaczego kandydatem rządu PiS na szefa Rady Europejskiej jest do niedawna jeden z najsilniejszych polityków PO?
- Uznaliśmy, że najlepiej, aby kandydatem polskim i polskiego rządu była osoba, która nie jest politykiem partii rządzącej, a jednocześnie posiadająca znacznie większe doświadczenie w obszarze UE niż Donald Tusk. Co nie oznacza, że takich kandydatów nie mamy – mówił o tym w grudniu minister Jan Parys z MSZ. Wymieniał zresztą również mnie. Ale skoro wybór ma charakter decyzji państwowej, to lepiej, żeby to była osoba nie związana z Prawem i Sprawiedliwością, natomiast lojalna wobec państwa polskiego.
A Jacek Saryusz-Wolski jest taką osobą, czego dowiódł pracując z różnymi rządami na przestrzeni lat – zarówno solidarnościowymi, jak i nie – solidarnościowymi.
Pan był zwolennikiem tego pomysłu?
- Tak. Byłem gorącym orędownikiem tego pomysłu.
Trudno było przekonać prezesa Kaczyńskiego?
- Pan prezes uznał, że jest to bardzo właściwa koncepcja. Chciałbym podkreślić, że gdy wysuwaliśmy kandydaturę pana Saryusz-Wolskiego, pełnił funkcję wiceprezydenta Europejskiej Partii Ludowej. Kilka tygodni temu był też jeszcze wiceprzewodniczącym frakcji EPL w Parlamencie Europejskim. A więc skoro EPL chciała mieć w Radzie swojego człowieka, tym bardziej wydawało się, że będzie to dobry kandydat.
Narracja strony przeciwnej jest taka, że jest to kandydat wymyślony specjalnie po to, żeby utrącić Donalda Tuska. Prezes PiS nazwał obecnego szefa Rady „kandydatem Niemiec”.
- Jarosław Kaczyński w ten sposób tylko przypomniał, że to rząd Niemiec forsował bardzo mocno kandydaturę Donalda Tuska na szefa RE 2,5 roku temu.
Czy pan się zgadza z tym twierdzeniem, że Donald Tusk reprezentuje interesy Berlina, a nie Warszawy?
- Bez poparcia Niemiec Tusk nie byłby ani kandydatem, ani przewodniczącym. Ba, sami politycy PO chełpili się, że Tusk ma świetne relacje ze stroną niemiecką, więc niech teraz nie zaprzeczają temu, że to Berlin stał za jego kandydaturą.
A w jaki sposób w trakcie kadencji Tusk miałby działać na korzyść Niemiec?
- Zgodnie z niemiecką polityką przyjmowania imigrantów Tusk we wrześniu 2015 roku opowiedział się za przymusowymi kwotami uchodźców dla krajów europejskich. Potem – jak sam publicznie mówił – po rozmowie z nim, pani premier Kopacz na szczycie RE w Brukseli w październiku 2015 r. zgodziła się – wbrew Grupie Wyszehradzkiej, z którą wcześniej uzgodniliśmy co innego – na przyjęcie w dwóch ratach blisko 12 tysięcy uchodźców, głównie spoza Europy i w praktyce głównie muzułmanów. I wreszcie pan przewodniczący Tusk w maju 2016 roku poparł pomysł Komisji Europejskiej, który polega na karaniu krajów członkowskich, które nie przyjmą imigrantów, grzywnami w wysokości ćwierć miliona euro od każdego nieprzyjętego. Pomysł ten powrócił w zeszłym tygodniu w postaci wypowiedzi greckiego komisarza. To byłby polski haracz do kasy Brukseli. W wysokości przeszło trzech miliardów euro.
To, co Pan mówi, brzmi, jakby premier Tusk zmusił do czegoś premier Kopacz i jeszcze się tym chwalił.
Nie obchodzą mnie relacje Tusk-Kopacz, kto i kogo do czego przekonywał – w polityce liczy się efekt, a ten był taki, że mimo początkowych oporów ostatecznie rząd PO-PSL zgodził się przyjąć te prawie 12 tysięcy imigrantów.
Co do przyjmowania imigrantów zdania w UE są podzielone. Tusk w tej sprawie działał inaczej, niż chciałby obecny polski rząd. Tyle, że szef Rady nie jest przedstawicielem państwa członkowskiego. Jest nim uczestniczący w tej Radzie szef rządu tego państwa.
- Zgadza się. Natomiast polski rząd ma prawo oceniać, czy to, co robi Polak na tym stanowisku, jest zgodne z polską racją stanu, czy nie. Opinia publiczna w Polsce jest absolutnie przeciwna przyjmowaniu imigrantów spoza Europy, w tym zwłaszcza z krajów muzułmańskich. Dwie trzecie (badania sprzed roku) elektoratu PO jest temu przeciwna. To pokazuje, że Donald Tusk, mając do wyboru współpracę w tej sprawie z polskim rządem albo spełnianie niemieckich i brukselskich postulatów, wybrał to drugie.
Gdyby miał pan wskazać zalety i wady wyboru każdego z kandydatów, co by pan wymienił?
- Nie będę wskazywał zalet wyboru Donalda Tuska, ponieważ nie jestem jurorem, zresztą byłby to punktu widzenia naszych bliższych i dalszych sąsiadów, a nie naszego kraju. A ja jestem lojalny wobec polskiego rządu, który wskazał konkretnego kandydata. Mogę wskazać tylko zalety Jacka Saryusz-Wolskiego.
To wskażmy.
- Jest to człowiek o olbrzymich kompetencjach europejskich, znacznie większych niż Donald Tusk. Tusk jest w polityce europejskiej 2,5 roku, Saryusz-Wolski kilkadziesiąt lat. Zajmował się razem z Andrzejem Olechowskim i Jarosławem Mulewiczem negocjacjami dotyczącymi układu stowarzyszeniowego ze Wspólnotami Europejskimi w 1991 roku. Potem wraz z premierem Waldemarem Pawlakiem składał wniosek o akcesję Rzeczpospolitej Polskiej do UE. W rządzie Jerzego Buzka był od pewnego momentu odpowiedzialny za negocjacje ze Wspólnotą. Jest trzynasty rok europosłem. Był wiceszefem europarlamentu i szefem prestiżowej Komisji Spraw Zagranicznych. Ale zaskoczę pana i wskażę też minus, nie merytoryczny, tylko formalny: nie był premierem, głową państwa. Nie jest to wprawdzie wymóg obowiązkowy dla kandydata na szefa Rady, ale taka była do tej pory tradycja.
Saryusz-Wolski zaryzykował całą swoją dotychczasową karierę. Na razie wyleciał z EPL i z Platformy Obywatelskiej, stracił też prestiżowe stanowiska w partii i parlamencie. Co się stanie, jeżeli nie zostanie szefem Rady? Czy PiS ma jakiś plan B na tak doświadczonego polityka?
- Według mojej wiedzy, choć to koledzy z EPL powinni się wypowiedzieć, to we frakcji parlamentarnej mogą być przedstawiciele niezależni. Pytanie, czy Jacek Saryusz-Wolski będzie chciał pozostać wśród ludzi, którzy zarzucali mu zdradę. Natomiast jest to tak wybitny fachowiec, że jak najbardziej mogę sobie wyobrazić współpracę z nim, jeżeli taka będzie wola obu stron. Ale to jest kwestia dalszej przyszłości.
Dlaczego dalszej?
- Ponieważ mam nadzieję, że Saryusz-Wolski będzie do zagospodarowania dopiero za 2,5 roku, na przykład po ukończeniu kadencji szefa Rady Europejskiej.
© Michał Gostkiewicz
9 marca 2017
źródło publikacji:
www.gazeta.pl
9 marca 2017
źródło publikacji:
www.gazeta.pl
Ilustracja © Jacek Saryusz-Wolski / Twitter
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz