Ale przy rozstrzyganiu sporów politycznych metoda ta ma pewne zalety i niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy przenosi się ją na tereny nie związane z polityką, na przykład - na teren nauki. Przybiera to postać ustalania faktów przez głosowanie. Na przykład Światowa Organizacja Zdrowia w swoim czasie przez głosowanie ustaliła, że sodomia nie jest ohydnym zboczeniem, tylko szlachetną „orientacją”. Oczywiście przez głosowanie wykryć się tego nie da, bo głosowanie dostarcza nam informacji tylko o tym, co myśleli głosujący, natomiast ani słowa o tym, jak jest naprawdę. Zatem stosowanie metody demokratycznej prowadzi do dewastacji nauki - co widać choćby na podstawie wypowiedzi rozmaitych utytułowanych kujonów. Drugi sposób - demokracja, jako metoda rekrutowania aparatu władzy w ustroju republikańskim poprzez głosowanie. W tym przypadku Większość oznacza Władzę. Demokracja to inna nazwa Tyranii Większości. Jeśli zatem banda idiotów narzeka dzisiaj na to, ze parlamentarna większość robi, co chce, to przecież nie z powodu złamania zasady demokratycznej, tylko przeciwnie - dzięki jej wykorzystaniu. Banda utytułowanych idiotów być może nie wie, że przyczyną jej niezadowolenia może być ewentualnie złamanie zasady nomokratycznej (nomos, to po grecku: prawo), według której istnieją słuszne reguły podporządkowane zasadzie sprawiedliwości (według Ulpiana Domicjusza - iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi - co się wykłada, że sprawiedliwość jest to niezłomna i stała wola oddawania kazdemu tego, co mu się należy), która to sprawiedliwość należy do porządku niedemokratycznego, to znaczy - nie poddaje się żadnym głosowaniom. Tenże Ulpian Domicjusz sformułował zasady sprawiedliwego postępowania: honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere - co się wykłada następująco: uczciwie żyć, drugiego nie krzywdzić, każdemu należne oddawać. Nawiasem mówiąc, dlatego właśnie byłem i jestem przeciwny obniżaniu emerytur ubekom; nie dlatego, żebym obdarzał ich jakimś sentymentem, bo jest akurat odwrotnie, ale dlatego, że jeśli państwo, to znaczy - władza publiczna chce, by ludzie postępowali porządnie, to samo nie powinno postępować inaczej. Tłumaczyłem kiedyś na spotkaniu, że obniżenie ubekom emerytur jest podobne do sytuacji, gdy pożyczywszy od kogoś pieniądze, odmawiam zwrotu pożyczki pod pretekstem, że pożyczkodawca bije żonę. Jeśli nawet rzeczywiście bije tę żonę, to nie jest to żaden powód, by nie zwracać mu pożyczonych pieniędzy. Niestety znaczna część obywateli uważających się za antykomunistów, została trwale komunizmem zainfekowana - co nawet znalazło się w oficjalnym uzasadnieniu ustawy „dezubekizacyjnej” - że jest ona realizacją „sprawiedliwości społecznej”. Otóż „sprawiedliwość społeczna”, to elegancka nazwa rozmaitych łajdactw, przeważnie - rabunku maskowanego pozorami legalności. Gdybym z pistoletem w ręku zgłosił się do bogatszego ode mnie i pod groźbą użycia broni zażądał od niego natychmiastowego podzielenia się ze mną majątkiem, to każdy sąd uznałby to za rabunek. Jeśli jednak wynajmę sobie posła i ministra, opłacając ich walutą głosów wyborczych, to ten sam czyn zostanie uznany za realizację „sprawiedliwości społecznej”. A przecież istota czynu pozostaje taka sama. Niestety nie rozumie tego nawet papież Franciszek, który niedawno pochwalił komunistów, że myślą według zasad nauki Chrystusowej. Jest to oczywista nieprawda, bo Chrystus mówił: „daj!”, podczas gdy komuniści mówią: „bierz!” Ale żeby dać, to najpierw trzeba mieć, a zatem warunkiem sine qua non praktykowania chrześcijańskiego przykazania miłości bliźniego, jest własność prywatna. Tymczasem podstawowym punktem programu komunistycznego jest właśnie likwidacja własności prywatnej, zatem między chrześcijaństwem a komunizmem istnieje sprzeczność nie do pokonania. Zatem jeśli Kościół nadal będzie dostarczał ludziom takiej fałszywej wiedzy i wzbudzał w nich rozterki, to przestanie być komukolwiek potrzebny. Ludzie od Kościoła oczekują pewności, bo rozterek to mają dosyć również i bez niego.
Nic dziwnego, że w sytuacji takiego zamętu doszło w Sejmie do incydentu, który tę Izbę całkowicie dyskredytuje, przynajmniej w jej obecnym składzie. Mam oczywiście na myśli posła Platformy Obywatelskiej Sławomira Nitrasa, który przeglądał zawartość torebek i teczek nieobecnych na sali posłanek i posłów Prawa i Sprawiedliwości. Zostało to ujawnione przez kamery sejmowego monitoringu. Człowiek o manierach i mentalności kieszonkowca jest w gronie prawodawców. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że jego partyjni koledzy i doraźni polityczni sojusznicy z innych partii, zamiast zażądać od niego natychmiastowej rezygnacji z poselskiego mandatu, wystąpili w jego obronie, najwyraźniej nie mając nic przeciwko temu, by ich parlamentarnym kolegą był osobnik o manierach i mentalności kieszonkowca. Skoro tak, to znaczy, że w Sejmie panoszy się hołota, która nie ma najmniejszych kwalifikacji moralnych, jakich oczekiwalibyśmy od prawodawców. Ta sytuacji jest rezultatem demokracji; skoro Większość wyznaje „sprawiedliwość społeczną”, to zdominowanie Sejmu przez hołotę jest nieuniknione.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz