Oczywiście bezpośrednich dowodów na to nigdy nie było (i raczej nie będzie). Wiadomo przecież, że żadne tajne służby nie wydają pokwitowań z nagłówkiem „BND”, „CIA”, „FSB” czy „Mossad”. Obecnie czyni się to oczywiście pod postacią firm-przykrywek, najczęściej specjalnie po to utworzonych oddziałów w „szacownych” międzynarodowych korporacjach istniejących od dawna. Oddziały takie, czy też spółki–córki, po ulokowaniu w kraju docelowym w rzeczywistości pozostają pod kontrolą i/lub zarządem samych agentur i już na miejscu prowadzą szeroko zakrojoną działalność. Nie inaczej jest z wieloma zagranicznymi „wydawcami”, „fundacjami” i innymi „biznesami” prowadzącymi działalność w Polsce.
Jak jednak uczy Ewangelia wg. św. Mateusza – po owocach ich poznacie i jest to „oczywista oczywistość”, która nie powinna wymagać przypomnienia. Niestety, w dzisiejszych społeczeństwach (celowo ogłupianych od kilku dekad, gdyż głupimi łatwiej rządzić) rzadko kto potrafi jeszcze wyciągać oczywiste – wydawałoby się – wnioski z wydarzeń przyczynowo-skutkowych. Najlepszym tego przykładem jest Donald Tusk, będący swego czasu nawet popularnym (podobno) premierem kraju, którego kulturę od lat uważał za „nienormalność” i o czym oficjalnie mówił wiele lat wcześniej. To było wiadome, ale jak wcześnie wspomniałem, z logicznym myśleniem nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie jest coraz gorzej – i ten jakże oczywisty niemiecki agent został jednak wybrany Premierem III RP. Brak dowodów na jego działalność agenturalną? Ależ skąd! „Po owocach ich poznacie”. Kto był największym beneficjentem „owoców” rządów Tuska i Platformy Obywatelskiej w III RP, jeśli nie Niemcy? Przykład jeden z wielu: celowy brak dotacji od rządów Tuska i przez to likwidacja polskich stoczni, tłumaczone przezeń jakimiś pokrętnymi dyrektywami UE, podczas gdy w dokładnie tym samym czasie rząd Niemiec dotował stocznie niemieckie. Takich pośrednich dowodów są tysiące. Niestety, żeby je dostrzec, trzeba myśleć i samemu je powiązać... Jeśli coś wygląda jak żaba, skacze jak żaba i skrzeczy jak żaba, to jest to żabą. Tylko wytresowane do nie używania własnego mózgu politycznie-poprawne matołki bezmyślnie uwierzą „Gazecie Wyborczej” czy innej „Krytyce Politycznej”, że to nie jest żaba, ale żółw.
Dlatego też wcale nie zdziwiło mnie, gdy niejaki Sławomir Sierakowski (oficjalnie redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”) chlasnął ozorem troszeczkę za dużo i publicznie na antenie radiowej wyznał, że „Krytyka Polityczna” jest w 90 procentach finansowana z zagranicy i zawsze tak było.
Jak wspomniałem na samym początku, byłem tego pewny od dawna. Żaden normalny człowiek nie lubi, gdy go opluwają, a tym bardziej nikt nie pluje na siebie samego (może z wyjątkiem masochistów, ale piszę przecież o ludziach – teoretycznie przynajmniej – normalnych). Tym samym ktoś, kto szczeka i pluje na niby własny kraj, nie mógł robić tego za pieniądze Polaków i oczywiste było, że finansowany jest przez obce służby, (oficjalnie zaksięgowanymi zapewne jako „biznesy”, „fundacje” i inni „sponsorzy”). Sztuczka stara jak świat, nihil novi sub sole.
„W mojej organizacji pracuje kilkadziesiąt osób i ogromna większość – 90 proc. dotacji, zawsze tak było – pochodzi z zagranicy. To nam zapewnia niezależność w Polsce.”Jeszcze raz przypomnę: po owocach ich poznacie. Myślącemu człowiekowi lepszych dowodów nie trzeba.
Sławomir Sierakowski w radiu TOK FM*
© DeS
(Digitale Scriptor)
24 listopada 2016
specjalnie dla: Ilustrowany Tygodnik Polski ☞ tiny.cc/itp2
(Digitale Scriptor)
24 listopada 2016
specjalnie dla: Ilustrowany Tygodnik Polski ☞ tiny.cc/itp2
* cytat za „wPolityce” z 24 listopada 2016 / podkreślenie pochodzi od Autora
źródło: http://wpolityce.pl/polityka/316708-sierakowski-niechcacy-ujawnia-kto-finansuje-polska-lewice-90-proc-dotacji-dla-mojej-organizacji-pochodzi-z-zagranicy-kaczynski-moze-nam-skoczyc
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz