Polska i Niemcy muszą temu zapobiec – inaczej, będą pierwszymi i najbardziej dotkniętymi ofiarami europejskiego kataklizmu (choć może w różny sposób). Można i trzeba temu zapobiec. To wspólne zadanie „Piętnastki” czyli „starej Unii” oraz „Trzynastki” czyli „nowej Unii”. Autorami scenariusza zapobieżenia najbardziej negatywnej wersji wydarzeń muszą być lider Unii czyli Niemcy i lider „nowej Unii” czyli Polska.
Unia potrzebuje Berlina – i Warszawy…
Kryzysy są groźne. Nie sam jednak stopień zagrożenia jest decydujący, a charakter wywołanej nim reakcji. Niektórzy chętnie udają, że nic się nie stało. Wiadomo: nie nazwane ‒ nie istnieje. Inni sądzą, że wystarczy opublikować kilka komunikatów. Jeszcze inni są przekonani, że samo się ułoży i lepiej niczego nie ruszać. Ale Polacy i Niemcy z kryzysów mogą wyciągać wnioski. Kryzys można wykorzystać do rekonstrukcji. Uznać, że nie ma lepszego momentu dla dokonania analizy i podjęcia korekty. Kryzys ujawnia błędy. Uprzedzić kolejny europejski kryzys można tylko poprzez właściwą reakcję na aktualny.
Jest to myślenie bliskie z jednej strony niemieckiej filozofii politycznej, a z drugiej polskim doświadczeniom. Jest bliskie, ponieważ związane w bezpośredni sposób z naszym losem. Nie chcemy nie tylko żyć w kryzysie, ale przede wszystkim nie chcemy stać się jego ofiarą. Przyszła integracja polityczna i polityczna Europy, oparta na zdrowych regułach gry, eurorealistyczna, będzie w dużej, jeżeli nie decydującej mierze, zależeć od współpracy, a nawet zbliżenia Polski i Niemiec.
My, eurorealiści
W polityce trzeba mieć dobrą pamięć, ale warto wznosić się ponad zaszłości i naturalne różnice interesów. To zawsze pomaga rozwiązać nawet najtrudniejsze problemy. Nie oznacza to wcale amnezji. I warto przypomnieć, że to nie my, Polacy, prawiliśmy przez lata o zmierzchu Unii, upadku Europy, demontażu wspólnoty.
Czas na właściwe miejsce Polski w Unii Europejskiej, czas na mniej kontrowersji wobec roli, niewątpliwie decydującej, Niemiec w UE. Unia potrzebuje Polski, Polski aktywnej i odpowiedzialnej. Pytającej, ale i podpowiadającej. Unia potrzebuje naszego zdecydowanego wsparcia – i leży to w naszym interesie. Polska może i powinna stanąć w awangardzie państw i narodów, które chcą, powinny i muszą zapewnić europejskiemu projektowi trwałe powodzenie i sukces. Alternatywą dla niego jest chaos, którego głównym, jeżeli nie jedynym beneficjentem będzie Rosja. Współdziałanie Polski z Niemcami wyjdzie Unii i Europie na dobre. Warszawa i Berlin muszą wspólnie wziąć na swoje barki przyszłość Europy.
Kanclerz Konrad Adenauer, powiedział kiedyś, że „nie chciałby mieć Niemców za sąsiadów”. Czy miał na myśli Niemców, których już nie ma? Czy może jeszcze są? Jest jego wielką zasługą, że fundamentem racji stanu Niemiec stała się wspólnota z europejskimi narodami. Adenauer myślał głównie o Francuzach, jego uczeń Helmut Kohl dostrzegał już i nas. Dla Angeli Merkel w Berlinie, Europa powinna leżeć nie tylko nad Renem i Sekwaną, ale także tuż za miedzą, w Polsce. To naturalne przesunięcie punktu ciężkości, efekt rozwoju sytuacji po Brexicie, także skutek europejskiego kryzysu – w tym zniechęcenia, utraty zaufania, zaniku optymizmu, realnego znużenia i publicystycznego malkontenctwa czy braku wizji Europy po zachodniej stronie.
Szansa na nowy tandem?
Wspólna, polsko-niemiecka odpowiedzialność za Europę związana jest z godzeniem różnych interesów, poszukiwaniem wspólnej linii, łagodzeniem napięć i konfliktów. Odmienne czy raczej zróżnicowane interesy nie są w polityce niczym krępującym. Ważny jest wspólny azymut. Ale też wrażliwość na partnera. I zrozumienie potrzeb innych. Jest to wyzwanie wymagające cierpliwości, gotowości do kompromisów, ale i otwartości na nowe wyzwania i związane z nimi konieczne prawne korektury. Wyzwania, które wymagają politycznego wsparcia ze strony wszystkich odpowiedzialnych sił politycznych. Tak Niemcy jak i Polska dysponują odpowiednim potencjałem, który nie tylko ułatwi ale wręcz wymusi na nich podjęcia się tej roli. To może być unijny tandem, który otworzy Unii nowe perspektywy. Pozbawiony zapachu naftaliny „starych Europejczyków”, często zgnuśniałych, zniechęconych, znużonych profitami, niechętnych wobec „nowych”, jakże często wszystko lepiej wiedzących…. Polska nie wie wszystkiego lepiej od innych, ale Polska jest ciekawa, chce się dowiedzieć i bardzo wyczulona jest na jednostronną dominację. Z naszej polskiej strony wieje jeszcze wiatr wiary w Europę, choć budowanej na jednak nieco innych warunkach i zasadach niż obecnie. Świadczy o tym zresztą propozycja nowego traktatu europejskiego, zgłoszona przez najbardziej wpływowego polskiego polityka, Jarosława Kaczyńskiego.
Narodu, który się kłóci czy wybudować dworzec kolejowy czy nie, nikt w Europie nie musi się obawiać” – powiedział Elmar Brok, chadecki polityk z RFN, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, komentując wieloletnie spory o budowę dworca w Stuttgarcie. I-Tak – i nie. Niemcy są dużym i silnym krajem i trudno go w Europie w czymkolwiek pominąć. Ale jednocześnie są krajem za małym, aby mogły rządzić Europą same. Potrzebują solidnego partnera, nie przeciw Europie, nie przeciw komukolwiek, nie na złość Francji, nie dla dominacji nad Włochami czy krajami „nowej” Unii ‒ dla nas wszystkich, dla Europy.
Dziś, dwadzieścia pięć po zawarciu traktatu o dobrym sąsiedztwie i dwanaście lat po akcesji do Unii Polska powinna uczynić krok kolejny – powiedzieć innym, że nie dopuści do upadku – gwałtownego czy powolnego – Wspólnoty Europejskiej, co byłoby najlepszym prezentem dla Moskwy. I że gotowa jest przyjąć na siebie, wraz z Niemcami, istotną część odpowiedzialności za jego pomyślność. Czy stabilne Niemcy i stabilna Polska nie mogą być jej gwarantami?
© Ryszard Czarnecki, Marek Orzechowski
24 października 2016
źródło publikacji: „Rzeczpospolita”
www.rp.pl
24 października 2016
źródło publikacji: „Rzeczpospolita”
www.rp.pl
Ilustracja © AP Photo / Michael Sohn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz