Ogon wywija psem
Jakże nie zdumiewać się na widok amerykańskiej kampanii wyborczej? Oto sztab wyborczy „Kłamczuchy” - jak często nazywana była i jest Hilaria Clintonowa - zupełnie serio twierdzi, że wmieszał się do niej zimny ruski czekista Putin i gospodaruje w niej jak chce, niczym w swoim czasie pani redaktor Justyna Pochanke w smoleńskiej katastrofie. Jeszcze nie słychać, by Donald Trump był agentem Putina, no ale apogeum kampanii dopiero przed nami, więc pewnie niejedno jeszcze nas zaskoczy. Mamy zatem dwie możliwości: albo te opowieści są prawdziwe – ale czy w takim razie Stany Zjednoczone rzeczywiście są światowym mocarstwem – albo nieprawdziwe –ale oznaczałoby to, iż znaczna część amerykańskich obywateli, być może nawet większość, nie wierzy w autentyczność amerykańskiej demokracji i w ogóle – nie ufa tamtejszym władzom. Zetknąłem się z tymi symptomami podczas pobytu w USA, kiedy zorientowałem się, jak wiele jest teorii spiskowych na temat terrorystycznego ataku na USA 11 września 2001 roku i jak wielu Amerykanów daje im wiarę, wbrew wyjaśnieniom oficjalnym. Na tej podstawie można by odnieść wrażenie, że Stany Zjednoczone są rodzajem atrapy, czymś w rodzaju dekoracji, pod osłoną której rozmaite mafie żerują na zasobach tego wielkiego kraju i na jego obywatelach. Nie są to podejrzenia bezpodstawne – a mocnych poszlak dostarcza książka dwóch amerykańskich politologów: Johna Mearsheimera i Stephena Walta „Lobby izraelskie w USA”, gdzie - zresztą bardzo ostrożnie, bo wiedzą, że stąpają po kruchym lodzie – pokazują, jak wielką i co tu ukrywać – szkodliwą dla Ameryki rolę odgrywa AIPAC (American Israel Public Affairs Comitee - organizacja skupiająca amerykańskich polityków i funkcjonariuszy publicznych, lobbujących w USA na rzecz Izraela). Ta działalność w zasadzie nie jest nielegalna – chociaż w rozmaitych konkretnych przypadkach może to wyglądać rozmaicie – ale prowadzi do sytuacji, które wielu amerykańskich obywateli muszą wprawiać w stan irytacji. Jak piszą autorzy wspomnianej książki, Izrael korzysta z amerykańskiej pomocy finansowej w formie bezzwrotnych „pożyczek”, a nie darowizn, bo te ostatnie wymagałyby obecności amerykańskiego kontyngentu wojskowego, który program udzielania darowizn by nadzorował. Nie to jednak jest najbardziej osobliwe. Autorzy piszą o 3 mld dolarów rocznie, co w przeliczeniu na mieszkańca Izraela wynosi ok. 500 USD – oczywiście nie uwzględniając innych korzyści, w następstwie których faktyczny poziom amerykańskiej pomocy finansowej dla Izraela znacznie przekracza 4 miliardy dolarów rocznie. Najciekawsze jest jednak to, że Izrael jest jedynym państwem, które nie musi się z amerykańskiej pomocy finansowej rozliczać, w związku z czym przynajmniej część tej pomocy inwestuje w amerykańskie obligacje rządowe, uzyskując z tego dodatkowe dochody od ponad 600 mln do miliarda dolarów rocznie. Krótko mówiąc, na podstawie tych a także wielu innych informacji, można odnieść wrażenie, jakby ogon wywijał psem, co oczywiście wzbudza w Stanach Zjednoczonych rozmaite nastroje, w tym również podobne, czy nawet identyczne z tymi, jakie amerykański Departament Stanu nieubłaganym palcem każdego roku bezlitośnie wytyka innym krajom – również naszemu nieszczęśliwemu.
Ale to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo największym obciążeniem dla Stanów Zjednoczonych są wojny, to znaczy, pardon – jakie tam znowu „wojny”, skoro Radio Erewań już dawno wyjaśniło, że żadnych wojen już nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że na świecie nie zostanie nawet kamień na kamieniu? Tedy największym obciążeniem są „operacje pokojowe”, „misje stabilizacyjne”, „kolorowe rewolucje” a w ostateczności - „kinetyczne operacje militarne”. Jak w przeszłości wszystkie wojny toczyły się o pokój, tak i wspomniane operacje maja na celu, ma się rozumieć, umocnienie pokoju. Wspominał o tym już dawno Mikołaj Machiavelli, pisząc w „Księciu”, że „Rzymianie nie pozwalali dojrzewać niebezpieczeństwom przez uchylanie się od wojny” i wszelkie niebezpieczeństwa likwidowali w zarodku. Polityka USA, zwłaszcza po roku 1990 pozornie jest do zachowania starożytnych Rzymian podobna, ale przy tych zewnętrznych podobieństwach są też różnice. O ile w przypadku Rzymian „pax Romana” miał charakter trwały, a interwencje służyły Rzymowi, o tyle „pax Americana” charakteryzuje się wciąganiem coraz to nowych obszarów świata w stan krwawego chaosu, który służy Izraelowi, podczas gdy USA ponoszą tylko koszty. Dla przykładu, „operacja pokojowa” i „misja stabilizacyjna” w Iraku i Afganistanie kosztowała USA ok 300 mln dolarów dziennie, a w jej następstwie, cały obszar Środkowego i Bliskiego Wschodu, podobnie jak znaczna część Afryki Północnej w następstwie „jaśminowej rewolucji”, został wtrącony w stan krwawego chaosu, z którego wyłoniło się nie tylko Państwo Islamskie, ale również setki tysięcy szturmujących Europę „uchodźców”. Przypadkowo tym chaosem objęte zostały państwa w przeszłości uważane za potencjalne zagrożenie dla Izraela – bo np. taka Jordania, którą przecież rządzi tyran, w żadnym chaosie pogrążona nie została. No, ale Jordania w 1994 roku podpisała z Izraelem traktat pokojowy, więc widocznie nawet tamtejszy tyran został wpisany na listę „naszych sukinsynów”. W rezultacie wtrącenia tych krajów w stan krwawego chaosu, potencjalne zagrożenie dla Izraela znacznie się zmniejszyło, a exodus z tych obszarów setek tysięcy mężczyzn zdolnych do walki zagrożenie dla Izraela dodatkowo zmniejsza, a dla Europy oczywiście zwiększa. Widzimy, że ogon wywija coraz potężniej psem, który chyba nie do końca nawet zdaje sobie sprawę, do czego służy.
Wspominam o tym wszystkim z powodu wynurzeń, jakie zaprezentował zdumionemu światu Paul Wolfowitz, niechlujny Żyd, uważany za wybitnego przedstawiciela tak zwanych „neokonserwatystów””, zwanych „neokonami”. Był on w przeszłości trockistą, podobnie jak nieboszczyk Jacek Kuroń, ale pod wpływem różnych impulsów, których nie miejsce tu omawiać, przepoczwarzył się w „konserwatystę” („Zgoda, ja mogę być leberał, tylko wy o tem mnie powiedzcie!” - deklarował Towarzysz Szmaciak) i w tym charakterze zaczął inspirować amerykańską politykę. Właśnie okazało się, że pan Wolfowitz był „głównym architektem” amerykańskiego uderzenia na Irak – od czego, mówiąc nawiasem, wszystko się zaczęło. Pretekstem miało być zachowanie przez USA pozycji mocarstwowej, ale tak naprawdę chodziło o wykorzystanie siły Stanów Zjednoczonych w interesie Izraela. Sprzyjała temu teologia protestanckiej sekty, w której uczestniczy rodzina Bushów – że mianowicie „królestwo Boże” pojawi się na ziemi zaraz potem, jak polityczną władzę nad światem uzyska Izrael. Jak powiadają Rosjanie - „każdy durak po swojemu s uma schodit”, więc nic dziwnego, że niektórzy właśnie tak – co Izrael, przez swoich agentów wpływu skwapliwie wykorzystuje. No a teraz Paul Wolfowitz nawołuje do głosowania na panią Hilarię, twierdząc, że Donald Trump jest „niebezpieczny”. Gdybym był obywatelem amerykańskim, postąpiłbym dokładnie odwrotnie.
Gorąca jesień?
Wprawdzie skończyło się już lato („dziewczyny płaczą, bo skończyło się już lato” - śpiewała Magda Umer) i zaczęła się jesień, więc dziewczyny, przynajmniej niektóre, nie tyle może „płaczą”, co demonstrują przed Sejmem w obronie swoich „wagin” i „macic”, zagrożonych penetracją ze strony „faszystów”, ale w RAZWIEDUPR, po zasłużonych urlopach, najwyraźniej wstąpiła nowa energia. Oficerowie prowadzący, jeden przez drugiego, wysyłają konfidentom ponaglenia: „panie Piperman, pan jedź do Warszawy bronić demokracji!” Chodzi o to, że w ramach „otwierania nowych frontów”, o czym jeszcze w maju wspominał Bronisław Komorowski, na 24 września Komitet Obrony Demokracji zwołał do Warszawy ogólnopolską demonstrację pod hasłem: „Jedna Polska – dość podziałów!” Widać wyraźnie, jak historia się powtarza i pan Mateusz Kijowski, filut „na utrzymaniu żony”, kreowany przez WSI na „Bolka” naszych czasów, najwyraźniej nawiązuje do jedynie słusznej linii partii z lat 70-tych, czyli „jedności moralno-politycznej narodu” - oczywiście pod przewodem partii-przewodniczki. Ponieważ partii-przewodniczki na razie jeszcze nie ma, to znaczy - oczywiście jest, jakże by inaczej, ale jeszcze się nam nie objawiła w całej straszliwej postaci, żeby nie płoszyć nas przedwcześnie, więc póki co musimy zadowolić się namiastką z filutem na fasadzie. Ten sobotni marsz wygląda mi na próbę generalną przez 11 listopada, kiedy to WSI z pewnością spróbują wykorzystać Marsz Niepodległości do wywołania rozruchów, jako że termin ultimatum, jakie Komisja Europejska wyznaczyła Polsce, upływa z końcem października.
Ale nie tylko z tego powodu konfidenci tak się uwijają. Oto rząd przed kilkoma dniami zapowiedział – inna rzecz, że po raz kolejny, co nieco osłabia siłę rażenia tej wiadomości – że już w marcu przyszłego roku ujawni zawartość „zbioru zastrzeżonego” IPN - oczywiście z wyjątkiem tych wiadomości, których ujawnienie zagrażałoby bezpieczeństwu państwa”. Chodzi zapewne o konfidentów, którzy nadal pozostają w służbie narodu, tajnie współpracując z bezpieczniackimi watahy zatwierdzonymi przez III RP. Obawiam się w związku z tym, że niewiele się w marcu dowiemy, bo jużci – bezpieczeństwo naszego nieszczęśliwego kraju opiera się na konfidentach, którzy w związku z tym uważani są za sól ziemi czarnej i otaczani szczególną opieką. Ale coś tam jednak trzeba będzie pokazać, na przykład Tajnego Współpracownika o pseudonimie operacyjnym „Historyk”, z powodu którego sam JE abp Józef Życiński nie szczędził mi słów potępienia, zanim jeszcze pan red. Janecki ujawnił, że materiały „Historyka” zostały umieszczone właśnie w „zbiorze zastrzeżonym”. Któż je tam umieścił? Ano, chyba ta sama ręka, która „Historykowi” włożyła na głowę wieniec sławy, przywiodła do wysokich godności i uczyniła orderowym panem. Jeśli by teraz zostały ujawnione wstydliwe zakątki takich karier, to oczywiście „Gazeta Wyborcza” oraz stado autorytetów moralnych wszystkiemu by zaprzeczyło, że „potwarz” a jeśli nawet nie, to że „bez swojej wiedzy i zgody” - jednak tak czy owak mleko by się rozlało. Agenturze WSI to nie zagraża, bo zdecydowana jej większość została zwerbowana już w „wolnej Polsce” i pieczołowicie uplasowana w strategicznych punktach życia gospodarczego, politycznego, społecznego i kulturalnego – ale – jak powiada poeta - „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”, więc nie wiadomo też, jakie śmierdzące dmuchy mogą pojawić się i przy takiej okazji. To oczywiście działa na RAZWIEDUPR mobilizująco i – podobnie jak inne inicjatywy rządu w rodzaju komisji do sprawy Amber Gold, czy rewelacji przedstawionych przez podkomisję smoleńską – może mobilizować WSI do starań o przyspieszenie decyzji Naszej Złotej Pani, by z naszym nieszczęśliwym krajem zrobić porządek. Takiemu przyspieszeniu mogą sprzyjać również zawirowania w Kongresie USA na tle budżetowym, z następstwie których „rotacyjna obecność” amerykańskiej ciężkiej brygady w naszym rejonie Europy może się znacznie opóźnić, więc – jak powiadał sowiecki gensek Gorbaczow - „Jeśli nie teraz – to kiedy? Jeśli nie my – to kto?”
Tymczasem – jak zauważył pan mecenas Roman Giertych, którego resortowa „Stokrotka” ostatnio woła do TVN prawie tak często, jak pana generała Dukaczewskiego, a może nawet częściej, bo pan generał ma przecież ważniejsze sprawy na głowie, niż tłumaczyć mikrocefalom, co teraz myślą, podczas gdy pan mec. Giertych musi dopiero zasłużyć na przyjęcie do Salonu, a może nawet dokonać w tym celu drobnej operacji chirurgicznej – więc pan mec Giertych zauważył, że „PiS zaczyna krwawić”. Pierwsza krew wylana została za sprawą pana Dawida Jackiewicza, właśnie zdjętego z funkcji ministra Skarbu Państwa pod pretekstem likwidacji tego resortu – ale jednocześnie CBA „wkroczyło”, niczym 17 września 1939 roku Armia Czerwona do Polski – do spółek Skarbu Państwa by sprawdzić, czy nie było tam korupcji lub nepotyzmu. Co ci przypomina widok znajomy ten? Ano – fragment z „Towarzysza Szmaciaka”, kiedy to generał Bagno apeluje do swoich pretorianów: „Dzieci moje, wstrzymajcie wy się z tym rozbojem (…) i daję generalskie słowo, że ten, kto zlekceważy rozkaz, zapłaci, jak Wawrzecki, głową!” Warto dodać, że z tym apelem generał Bagno wystąpił w przeddzień rozstrzygającej batalii o „całą pulę” („gdy kradniesz gwóźdź lub drutu szpulę, uszczuplasz przez to całą pulę. A pula nie jest do kradzieży; pula się cała nam należy!” - tłumaczył Towarzysz Szmaciak robotnikowi Deptale), więc skoro już CBA „wkracza” do spółek Skarbu Państwa, tego rezerwatu korupcji i nepotyzmu, to nieomylny to znak, że coś się szykuje, że rząd też idzie na konfrontację. Kolejnym tego symptomem jest spotkanie, jakie w Nowym Jorku odbył pan prezydent Duda z żydowskimi organizacjami, przede wszystkim – z Ligą Antydefamacyjną, kierowaną przez sprytnego pana Abrahama Foxmana, co to – jak powiadają - „w tańcu tupa”. Za sprawą tego Abrahama Foxmana mogliśmy się dowiedzieć, że pan prezydent Duda obiecał kontynuować walkę z antysemityzmem w naszym nieszczęśliwym kraju, a nawet zapowiedział jakąś „legislację” w tej sprawie oraz – że rozmawiano też o „restytucji mienia żydowskiego”. Czy w tej sprawie pan prezydent tez poczynił jakieś obietnice, a jeśli tak – to jakie – tego niestety nie wiemy, bo pan prezydent na razie milczy – ale skoro strona żydowska wyszła z tego półtoragodzinnego spotkania „zadowolona”, to można podejrzewać najgorsze. Cóż jednak z tego, że pan prezydent gwoli skaptowania Żydów składa się przed nimi jak scyzoryk, kiedy oni najwyraźniej skaptować się nie dają i piórem pani Anny Applebaum, małżonki księcia małżonka Radosława Sikorskiego, który właśnie dostał posadę „eksperta od Europy”, po staremu alarmują, że w Polsce „faszyzm podnosi głowę”? Otóż małżonka księcia małżonka porównała Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Trumpem, na którego Żydzi najwyraźniej musieli zagiąć parol, bo kilka dni wcześniej niechlujny Żyd Paul Wolfowitz też opowiedział się przeciwko niemu i poparł „Kłamczuchę”. W ten sposób w jednym porównaniu zamknęła dwie nienawiści polityczne, niczym bohaterka reportażu Anny Strońskiej, która zamknęła dwie największe nienawiści swego życia w jednym epitecie: „ty Żydu, gestapowcze!” Najwyraźniej stare kiejkuty musiały Żydom obiecać jeszcze więcej, niż ośmieliłby się pan prezydent Duda, więc ta polityka umizgów może przynieść rezultat odwrotny, tak samo, jak przyniosła na Ukrainie, gdzie pan minister Waszczykowski zdezawuował uchwałę Sejmu w sprawie ludobójstwa na Wołyniu oświadczając, że wspólnie ze stroną ukraińską będzie dopiero „dochodził do prawdy”, mając nadzieję, że „rzeczywiści sprawcy” się „przyznają”.
Tymczasem w oczekiwaniu na huk rozstrzygającej salwy, Wojskowe Służby Informacyjne kontynuują przebudowę tubylczej sceny politycznej. Właśnie panowie posłowie Protasiewicz, Huskowski i do niedawna przypominający prosię tylko zewnętrznie pan poseł Michał Kamiński oraz Stefan Niesiołowski zakładają koło poselskie „Europejscy Demokraci”, które będzie walczyło z Jarosławem Kaczyńskim, ale również – z Grzegorzem Schetyną. Zapowiadają ponadto podłączenie się do koalicji „Wolność, Równość Demokracja”, formowanej przez KOD, który z kolei podejrzewam, iż został utworzony przez WSI gwoli zrealizowania w Polsce zleconego scenariusza rozbiorowego. Z całej tej czwórki jak dotąd tylko pan poseł Niesiołowski uzyskał od niezawisłego sądu zaświadczenie, że nie ma ubeckich protektorów, więc nie wypada zaprzeczać – ale tylko w tym przypadku. Dodajmy, że do koalicji „WRD” należy Nowoczesna pana Ryszarda Petru, którą z kolei podejrzewam, że została utworzona przez WSI jako pokazowy majstersztyk dla CIA, Sojusz Lewicy Demokratycznej, PSL oraz demokraci jeszcze drobniejszego płazu.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz