Pozostali, którzy przeżyli, resztę życia spędzili w nędzy i na głodowych emeryturach, jak Anna Walentynowicz. Ginęli żołnierze AK i NZS, stoczniowcy, górnicy, studenci, księża i to jedna strona reżimu. Po drugiej istniały jasne kryteria awansu społecznego. Rozbudowany aparat bezpieczeństwa dbał nie tylko pedantycznie, ale maniakalnie, żeby na żadnym wysokim urzędzie nie zasiadał człowiek przeciwny władzy ludowej. Na mocy tragifarsy zorganizowanej przy okrągłym stole tradycja ta został prolongowana i przeniosła się do RPIII.
Co jest największym problemem i obciążeniem w Polsce? Nic innego tylko ta właśnie „tradycja”. Nie było urzędu, instytucji i istotnego stanowiska, które nie zostałoby zajęte przez ludzi, na których PRL miał haka. Przykłady można mnożyć, ale wystarczy podać, że trzech pierwszych prezydentów „wolnej Polski”, to byli kolejno: bandyta Jaruzelski, kapuś Wałęsa, ruski agent i sekretarz PZPR Kwaśniewski.
W sądach, w PAN, na uniwersytetach, w telewizjach, gazetach, związkach wszelakich o istotnym znaczeniu, wszędzie byli prominenci PRL lub ludzie, którym PRL założył teczki. Dziwi mnie zatem ta niczym nieuzasadniona autocenzura, jaką sobie narzucają przyzwoici Polacy, gdy wtyka im się do ust knebel powstańczy i popycha kneblem wieku. Z tych dwóch powodów nie wolno głośno mówić o zdradzie i hucpie politycznej z marną pseudo moralną oprawą. Wszyscy wiedzą co sadzę na temat pomysłu Macierewicza o dodawaniu apelu smoleńskiego do wszystkich uroczystości z honorową asystą wojska. Pomysł ten był i nadal jest beznadziejny, a także szkodliwy, ale to nie bezsensowna decyzja Macierewicza złożyła się na żenujące widowisko w trakcie dzisiejszych uroczystości z udziałem powstańców i Prezydenta Andrzeja Dudy. Najpierw mieliśmy list pięciorga powstańców ściśle związanych z konkretną opcją polityczną. Oni zgłosili się do Wyborczej ze swoim śmiesznym protestem nastawionym wyłącznie na polityczną zadymę. Takie brewerie jeszcze uchodzą, w końcu statystycznie rzecz biorąc wśród powstańców, jak w każdej dużej grupie musieli się znaleźć ludzie stojący z inteligencją i moralnością na bakier. Natomiast czym innym podczas uroczystości było odczytanie kuriozalnego apelu o powstrzymanie śledztwa w IPN w sprawie 99-letniego TW Ścibora-Rylskiego. Wydarzenie to ma już ścisły związek z peerelowską tradycją.
Niestety na szczytach władzy powstańczego związku mamy klasykę selekcji peerelowskiej. TW Bolek został „legendą Solidarności”, TW Miodek naczelnym filologiem Polski, łamistrajk Krzywonos bohaterską tramwajarką, to i współpracownik SB Ścibor-Rylski musiał stać „ikoną” Powstania. Jedynie ktoś wyjątkowo naiwny może uważać, że jest w tym jakikolwiek przypadek – żaden przypadek, ale wypracowany przez lata peerelowski schemat działania. W szczegóły wchodził nie będę, przypomnę jedynie tyle, że Ścibor-Rylski do końca wojny był majorem, dalsze awanse zaliczył po wojnie, a w czasach stalinowskich dostał kierownicze cywilne posady w instytucjach i zakładach państwowych. W tym czasie, lata 1945-1950, jego koledzy Powstańcy nie byli kierownikami Motozbytu w Poznaniu, ale dostawali strzał w tył głowy na Rakowieckiej w Warszawie. Obojętnie ile Ścibor-Rylski ma lat i jakie ordery za walkę odebrał, za współpracę z reżimem, który mordował jego współtowarzyszy broni powinien odpowiedzieć i mam nadzieję, że jeszcze przed śmiercią odpowie. Fakt, że bronią go inni powstańcy i to w tak żenujący sposób (Ścibor-Rylski miał dostać rozkaz, aby podjąć z SB współpracę), świadczy jedynie o tym, że wśród powstańców, jak wszędzie, nie brakuje zbowidowców, „legend Solidarności” i bohaterskich tramwajarek.
© MatkaKurka
30 lipca 2016
źródło publikacji: „Zbowidowiec z PRL-u powstańcowi nierówny i trzeba mieć odwagę od tym mówić!”
www.kontrowersje.net
30 lipca 2016
źródło publikacji: „Zbowidowiec z PRL-u powstańcowi nierówny i trzeba mieć odwagę od tym mówić!”
www.kontrowersje.net
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz