Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Nie-Boska Liturgia

Batushka [pisownia oryg: Батюшка - red. ITP] mogłaby grać ścieżkę dźwiękową do historii wschodnich sekt, takich jak filipowcy duszący małe dzieci, „by umarły w chwale”. Przedrzeźnianie prawosławnego misterium może mieć poważniejszy cel.

Peccatum lex est („grzech jest prawem”), tak wita ikonografika na stronie Witching Hour Productions, białostockiego wydawcy albumu „Litourgiya” projektu Batushka: enigmatycznej grupy, w skład której wchodzą ponoć muzycy znanych i uznanych kapel radykalnej sceny metalowej. Batiuszka (nieszczęsny polski obyczaj zapisywania z angielska słów rosyjskich!) to ojciec, czy nawet poufalej: ojczulek – prawosławny duchowny lub mnich. Zespół upodobał sobie metalowe granie w prawosławnej oprawie. Niewtajemniczeni początkowo mieli nadzieję, że być może jest to coś w rodzaju wschodniochrześcijańskiego 2Tm2,3.
Bliższe przyjrzenie się inicjatywie rozwiewa wątpliwości: zespół wykorzystuje elementy liturgiczne, nie traktując ich dosłownie. Pytanie tylko – czy muzycy traktują je jako sztafaż, czy wierzą w swoje bluźnierstwa?

Diabolus in musica

Zanim zajmiemy się samym Ojczulkiem, warto spojrzeć na szerszy kontekst. Sprawa nie jest nowa. Muzyka metalowa od swoich początków bywa medium blasfemicznym: od brodatego kozła Venom do podpaleń kościołów i zabójstw w Norwegii w latach 90. XX wieku, od diabła, jako maskotki New Wave of British Heavy Metal przez Mercyful Fate i Kinga Diamonda, do perwersji Marilyn Mansona i łączenia lesbijskiego seksu z krzyżem na albumie „Bloody kisses” Type O`Negative. Gdy spojrzeć szerzej – pomijając jałowy spór między tymi, którzy uważają, że „cała popkultura w złym leży”, a tymi, którzy naiwnie wierzą, że nic gorszego od „jasełkowego satanizmu” się nie zdarza – kultura masowa pełna jest kwiatów zła: występują w niej zarówno ezoteryzmy na miarę „łagodnej konspiracji” New Age, jak i neopogańskie sojusze krwi, rasy i rekonstruowanych wierzeń przedchrześcijańskich, okultyzm podszyty Crowleyem (kto z fanów tej muzy nie zna kawałka „Mr. Crowley” Ozzy’ego Osbourne’a?), modne snobizmy w rodzaju kabały i scjentologii dla hollywoodzkich gwiazd, Wicca, przenikanie starowiecznych prądów gnozy do kasowego kina, satanizm jako eudajmonizm hedonistycznego materializmu, odrzucający „restryktywność” i „antywitalizm” chrześcijańskich norm etycznych, wreszcie satanizm, jako rzeczywisty kult i cześć dla upadłego anioła.

Czasem te nieporządki perwersyjnie się mieszają, niekiedy przeczą własnym tożsamościom, choć równocześnie epatują symbolami, w których motywy odwróconych krzyży i pentagramów ukazują jeśli nie duchowość, to estetykę przekroczenia i przewartościowania tradycyjnego porządku dobra i zła, albo uznania prymatu zła nad dobrem. W przypadku black metalu możemy mówić o programowym zjawisku. Pomijam rzecz jasna kontrapunkt, czyli kompletną niszę – pochodzący ze Skandynawii chrześcijański black metal. Ale gdy czytamy na stronie wydawcy Batushki, WHP, informacje w rodzaju: „Po czterech latach od wydania »Nocturn« z nowym materiałem powraca CHRIST AGONY!”, dopełnione wzmianką, że nagrań dokonano w Studio666, to warto zapytać, co kryje się za tak przystrojonym w znaki i treści horyzontem? Jeśli kogoś uspokajają słowa, że to tylko sztafaż, to znaczy, że nic nie wie o tym, jak słowa i symbole kreują świat wyobrażeń społecznych, jak determinują sposoby przeżywania rzeczywistości w jej holistycznym ujęciu.

Bluźnierstwo – czy obraza?

W naszych czasach świecki język, nierzadko język doktryn przetłumaczonych na „katolicyzm po polsku”, łagodzi charakter sporów wokół wiary/religii, w tym tego, co odnosi się do zderzenia sacrum i blasfemii. Posługujemy się takimi terminami, jak „chrystofobia” czy nader szerokie określenie „obraza uczuć religijnych”, żeby odnieść się do tego, co w nowoczesności skierowane przeciw chrześcijaństwu, katolicyzmowi, ludziom, instytucji, wierze Kościoła. Teoretycznie są to języki, które spełniają swoje zadanie: ostrzegają, informują, tworzą linie demarkacyjne w uniwersum symbolicznym i społecznym. Z tym, że chrystofobia to przecież w swoim „fobicznym” dookreśleniu kalka z licznych języków poprawności politycznej, z ich zwyczajowym „subiektywizmem walczącym”, tyle że ze znakiem przeciwnie skierowanym.

Z kolei w sformułowaniu „obraza uczuć religijnych” brzmią dalekim echem teorie z końca wieku XIX i początku XX stulecia. To koncepcje z pogranicza ówczesnych nauk humanistycznych i protestanckiej teologii. Na gruncie filozofii religii i religioznawstwa jedną z lepiej znanych interpretacji sacrum, pojmowanego właśnie jako nieredukowalne do niczego głębokie i wymykające się racjonalności uczucie (mysterium tremendum et mysterium fascinans), przedstawiono w książce „Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych” Rudolfa Otto.

Określenia w rodzaju „chrystofobia” czy „obraza uczuć religijnych” po części spełniają swoje zadanie. A jednak bez nazwania bluźnierstwa wprost bluźnierstwem, czyli diabolicznym wyzwaniem rzuconym w twarz Bogu Jedynemu w Trójcy – pewne określenia łatwo się rozmywają i nie sięgają sedna rzeczy, a ujęcie problemów traci swoje katolickie „ratio” na rzecz histerycznych niekiedy zawodzeń i skrajnie indywidualnych odczuć.

Ikona i idol

Wróćmy do wcześniejszych rozważań: czy estetyka jest „etycznie/duchowo” obojętna? Oczywiście, to nie piękno zbawia świat (co najwyżej czyni słodszym jego gorycz, jeśli samo nie staje się gorzkie), niemniej „medium is the message” (medium jest przekazem). We współczesnym chrześcijaństwie/katolicyzmie możemy mieć problem z uchwyceniem zjawiska, które da się wyrazić następująco: estetyka liturgii jest także dobrem liturgii. Dlaczego? Ponieważ wiąże ona sprawy ducha i materii w całość, odzwierciedlając tożsamość człowieka i Boga-człowieka oraz wszelkie sprawy, jakie są między nimi. To nie tylko kwestia kultu Bożego, ale pewność wiary, że materia i duch znajdują właściwe dopełnienie w porządku zbawczym, tak skrupulatnie oddanym w ikonopisaniu. Liturgia jest również przestrzenią sakramentów, jest wyrazem ładu w Domu Bożym, choć umyka nam to w czasach, gdy z „oprawy liturgicznej” zrobiono niekiedy „przyjemną muziczkę”, służącą wzruszeniom religijnym na poziomie tych, jakie budziły pościelowe songi na dyskotece w podstawówce.

W takim kontekście należy rozmawiać o projektach w rodzaju „Litourgiya”. Nie interesują mnie w tym momencie gorące spory w środowisku odbiorców tego typu muzyki, czy Batushka to projekt intrygujący i nowatorski, czy komercyjny banał pod nieco szerszą publiczkę. W takim ujęciu zagadnienia, jakie zaproponowałem, sedno problemu kryje się w tym, co dziennikarz muzyczny Cyprian Łakomy w recenzji albumu nazwał – zapewne bawiąc się konwencją – mariażem „smoły z cerkiewnym ołtarzem”. W pewnym stopniu nowością jest przyjęcie prawosławnej liturgii za materiał bluźnierstwa. Ale podobne eksperymenty z prawosławnymi treściami przeprowadzał wcześniej francuski zespół metalowy Deathspell Omega czy hiszpański Teitanblood. Skądinąd to fascynujące, że Białystok to równocześnie miasto projektu pokroju Batushka, która redefiniuje prawosławną tożsamość polskiego wschodu w duchu blasfemii i silnych wpływów radykalnego obozu narodowego. Różne tradycje idolatrii spotykają się jak widać w jednym miejscu, choć pewnie są sobą wzajemnie głęboko zgorszone.

Na okładce „Litourgiya” postaci bez twarzy – wbrew porządkowi ikon – przypominają Maryję z Dziecięciem Jezus. Idąc tropem francuskiego fenomenologa Jean-Luc Mariona: ikona to w znacznej mierze Oblicze, które odsyła ku transcendencji, ku pierwszemu dobru, idol to maska, która zatrzymuje człowieka przy sobie i w sobie, nie pozwala mu iść dalej. Ikona to wolność duchowa, idol to uwięzienie w tym, co niższe od Boga. Także dlatego okładkowe zachwianie porządku wizerunku (w jego przyjętym w wielowiekowej tradycji odniesieniu) jest tak jednoznaczne, choć nie epatuje odwróconymi krzyżami. Zresztą, te są na innych rycinach, choćby świętego z głową ni to psa, ni to szakala – bardziej przypominającego egipskiego boga mumifikacji Anubisa niźli prawosławnych ojczulków. Jeżeli wspomnieć, że prawosławie czerpie także od Ojców Pustyni, to starożytne bóstwo egipskiej ziemi jawi się jako stary demon, wciąż gotowy kusić wiernych, by zaprzestali Bożej liturgii i oddali się tej, która sprowadza potępienie (egipska ziemia to w tradycji judeochrześcijańskiej właśnie dom niewoli). Rzecz jasna, dla części czytelników takie słowa mogę ocierać się o przesadę. Ale w dziejach ludzkich, zarówno w historii poszczególnych osób, jak i całych narodów, często bywało tak, że mówienie o złu (niezależnie od przypisywanej mu proweniencji) najpierw uchodziło za niestosowność czy nadmiar obaw, a później trzeba było płacić straszną cenę – osobistą i/albo ogólnoludzką. Niech to będzie jasne: nie potępiam, ale fascynację bluźnierstwem warto nazywać po imieniu, wtedy przynajmniej nie urąga się rozumowi, gdy rzeczy nazywa się wprost.

Odwrócona liturgia

Przyjrzyjmy się liturgicznemu wymiarowi prawosławia, by w jego świetle ocenić album Batiuszki. W artykule poświęconym życiu sakramentalnemu prawosławia, zawartym na kartach książki „Prawosławie. Światło wiary i zdrój doświadczenia”, pod redakcją K. Leśniewskiego i J. Leśniewskiej, ks. Alciviadis C. Calivas zwraca uwagę, że „każde misterium ma bezpośrednie odniesienie do Chrystusa. Sam Chrystus jest pierwotnym misterium (por. J 1,1–18) i celebransem wszystkich misteriów”. Kościół prawosławny używa najczęściej greckiego terminu mysterion, zamiast łacińskiego sacramentum na określenie rytów ustanowionych przez Boga, które objawiają i przekazują uświęcającą łaskę Bożą. Słowo mysterion określa to, co ukryte bądź niepojmowalne. Jednym z nich jest Eucharystia.

Metropolita Sawa (Hrycuniak) w artykule „Eucharystia”, opublikowanym w tej samej pracy, przypomina, że w Kościele prawosławnym jest ona przeżywana i pojmowana jako „Boska Liturgia” (gr. liturgia), jako wspólne dzieło, akt (gr. ergon, praksis) ludu Bożego w Chrystusie. Eucharystia w prawosławiu pojmowana jest nie tyle jako jeden z sakramentów Kościoła, lecz jako misterium pojmowania samego Kościoła, misterium wspólnoty (gr. synaksis), misterium jedności Chrystusa i Jego Kościoła, Chrystusa i wierzących — członków Ciała Bogoczłowieka. Poza tym struktura Boskiej Liturgii od samego początku ma charakter trynitarny. Wszystkie modlitwy eucharystyczne zwrócone są do Boga Ojca, od którego wszystko pochodzi, poprzez Syna w Duchu Świętym i ku któremu wszystko się wznosi. Liturgia prawosławna rozpoczyna się słowami: „Błogosławione Królestwo Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Jest to eucharystyczne obwieszczenie wierzącym Królestwa Trójcy Świętej. Trynitarna Jedność Boga, którą odzwierciedla liturgia, jako akt wspólnoty wiernych, jest zapowiedzią największych eschatologicznych nadziei, które w porządku doczesnym realizują się zaczątkowo. Znamienne są zdania Metropolity: „Celem ekonomii Bożej, czyli zjednoczenia wszystkich i zawsze w Chrystusie oraz napełnienie wszystkich i wszędzie Duchem Świętym, była i jest zawsze Eucharystia, misterium Kościoła i jego jedności, urzeczywistniane poprzez Ducha Świętego w Chrystusie z Bogiem Ojcem”. W tym kontekście anty-Liturgia Batiuszki, która odtwarza śpiewy poszczególnych części Eucharystii, jest parodią i przedrzeźnianiem (blackmetalowy wokal przynosi spory dysonans poznawczy!) głosu ortodoksyjnej, czyli prawosławnej liturgii.

Rzeczpospolita Niewierna

Patrzę na Batiuszkę z perspektywy katolickiej, a przecież bardziej interesujący byłby tekst prawosławnego wyznawcy na jej temat. „Liturgia” to znakomita ścieżka muzyczna do lektury „Najkrótszego słownika sekt i herezji Kościoła Wschodniego” Jana Gondowicza (, „Literatura Na Świecie” 1989, nr 4[213]). Możemy dowiedzieć się z niego, że dusiciele, odłam sekty filipowców, dusili małe dzieci, „by umarły w chwale”. Albo że jeden z Wyznawców Ducha Świętego „połknął Ducha Świętego z nadmiarem, i w ciągu pół godziny w ciężkich cierpieniach zmarł”. Dowiemy się stamtąd również, że Biali (postnicy) przyjęli pięć zasad Lwa Tołstoja: wegetarianizm, pacyfizm, równość majątkową, służbę jedynie Bogu oraz „powstrzymywanie się od stosunków z kobietami dla szybszego wygubienia rodzaju ludzkiego”. Dowiemy się wreszcie, że skopcy, postmanichejska XVIII-wieczna sekta, dokonywali „wybielenia”, czyli kastracji, dla wyrugowania zła. A ich radykalny odłam, Lichaczowcy, uważali, że ciało należy zniszczyć jak najszybciej, popełniając samobójstwo. W ten sposób uciekali ze świata, który uznawali za dzieło diabła. Uznawali też, że „wzorem dla ludzi winien być najkonsekwentniejszy chrześcijanin, Judasz, który zgrzeszywszy, natychmiast powiesił się”.

Oczywiście, pojawia się pytanie, na ile faktycznie w prawosławiu osadzeni są ludzie stojący za albumem „Liturgia”, z całą pewnością to rodzima produkcja. Pod koniec września 2016 roku pod przewodnictwem Behemotha rusza w Polskę trasa koncertowa „Rzeczpospolita Niewierna”. Oprócz kapeli Nergala zagra Batushka oraz szwajcarski Bölzer. Do myślenia daje krótka notka na internetowej stronie Encyclopaedia Metallum (http://www.metal-archives.com/). Pod hasłem Bölzer w podpunkcie „lyrical themes” (tematyka utworów) zapisano: „Occultism, Death, Rituals, Paganism, Duality”. A zatem: okultyzm, śmierć, rytuały, pogaństwo, dualizm (najpewniej okołognostycki). Jest to niemal zabawne: istnieje dziś w Polsce wcale pokaźna grupa ludzi wierzących, a przy tym pozostających, zdaje się, w pełni władzy umysłowych, która udaje, że tego typu fascynacje to „jasełka”. Tymczasem, jak widać, „Rzeczpospolita Niewierna” znaczy coś bardzo konkretnego, co ma swój ciężar gatunkowy, znakomicie wyrażony słowami: Peccatum lex est.

Jeszcze jedna sprawa: widać wcale dobrze, jak kwestie tożsamościowe, odnoszące się w pewien sposób do polskości czy patriotyzmu, przeniknęły również w tak dziwne okolice. Wszak „Rzeczpospolita Niewierna” to nieledwie wyznanie alternatywnej wersji polskości: radykalnie postchrześcijańskiej, która znakomicie odnajduje się w popkulturze już nie tak niszowej, jak mogłoby się wydawać jakiś czas temu. Nergal dzięki współpracy z medialnym mainstreamem jest „apostołem” blasfemii. Jak się okazuje, także we współpracy z Ojczulkiem i jego „Liturgią”, na tyle komercyjną, by przyciągnąć słuchaczy spoza „ortodoksyjnych” kręgów blackmetalowych. Bluźniercy będą bluźnić. Takie będą teraz Rzeczpospolite?

ARTYKUŁ POWSTAŁ DZIĘKI DARCZYŃCOM. ZOSTAŃ JEDNYM Z NICH!


© Krzysztof Wołodźko
Maj 2016
źródło publikacji: „Nowa Konfederacja”
www.nowakonfederacja.pl




Ilustracje:
fot.1 © domena publiczna
fot.2 © brak informacji
fot.3-4 © amazon.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2