Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Męczeństwo Krystyny Jandy

Jakby prezesowi Kaczyńskiemu nie dość było męczeństwa, na jakie wystawił prezesa Trybunału Konstytucyjnego, pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, że na widok tego małpiego okrucieństwa drgnęły nie tylko otłuszczone serca brukselskich mandarynów, co to za mniej niż 250 tysięcy euro miesięcznie nie chcą nawet kiwnąć palcem, ale odezwał się nawet pan prof. Adam Strzembosz („naiwne to i niewinne”), podnosząc na duchu i umacniając sędziów w obliczu nadchodzących paroksyzmów – więc jakby tego było panu prezesowi Kaczyńskiemu za mało, to jeszcze, za pośrednictwem swego siepacza w osobie ministra Glińskiego, zadał straszliwe męki pani Krystynie Jandzie. Pani Krystyna Janda postanowiła ująć sprawy w swoje ręce i założyła teatrzyk piątej klepki, w którym wystawiała rozmaite przedstawienia. Ale wiadomo, że ars longa, vita brevis, co się wykłada, że sztuka wprawdzie długa, ale za to życie krótkie, a wiadomo, że żyć trzeba, a jak się żyje, to trzeba też i wypić i zakąsić. Ale jakże tu wypić, jakże tu zakąsić, kiedy publiczność nie chce płacić za bilety? Jakby bilety były za darmo, to pewnie waliłaby na przedstawienia drzwiami i oknami, zwłaszcza gdyby jeszcze aktorzy, zgodnie z duchem czasu, spółkowali na scenie.
Oczywiście to jest utopia, bo biletów za darmo nikt nie daje, nawet do teatrzyków piątej klepki. Jednak jeśli nawet nie może być darmowych biletów, to mogą być tanie – a mogą być tanie w przypadku, gdy teatrzyk dostaje subwencje od urzędników, którzy wcześniej, w tak zwanym „majestacie prawa” obrabują Bogu ducha winnych podatników. Jeśli obrabują, a potem obrabowana forsą podziela się, dajmy na to, z panią Jandą Krystyną, to pani Janda Krystyna wychwala ich pod niebiosa i – jak powiadał poeta - „płatnym językiem ich triumfy sławi”.

I tak właśnie było przez całe lata, a ponieważ człowiek łatwo przyzwyczaja się do dobrego, to i pani Janda Krystyna musiała dopuścić sobie do głowy, że taka subwencja jest jej prawem nabytym, gwarantowanym przez konstytucję, o którą własną wezbraną piersią walczy nie tylko prezes Andrzej Rzepliński, ale nawet korpulentna pani posłanka Henryka Krzywonos, co to dzięki chwilowej przerwie w dostawie prądu przeszła do legendy. Toteż kiedy bezlitosny siepacz prezesa Jarosława Kaczyńskiego w osobie pana ministra Glińskiego zmniejszył pani Jandzie Krystynie subwencję z półtora miliona do zaledwie 150 tysięcy złotych, nie tylko rozkrwawiło się gorejące serce pani Jandy Krystyny (nic dziwnego, zważywszy, jakie alimenta straciła), ale na widok takiego męczeństwa drgnęło nawet chłodne serce pana prof. Leszka Balcerowicza. Ten pan prof. Balcerowicz uważany jest za „liberała” („Zgoda, ja mogę być leberał, tylko wy o tem mnie powiedzcie!” - wolał towarzysz Szmaciak) przez poczciwców, którzy z tego powodu twierdzą nawet, że „musi odejść” - ale z niego taki liberał, jak ze mnie chiński mandaryn. Owszem, kiedy pisywał w tygodnikach felietony na tematy gospodarcze, to prezentował tam niezwykle pryncypialne liberalne treści. Ale kiedy tylko zostawał wicepremierem i ministrem finansów, to robił coś zupełnie odwrotnego, niczym Medea, co to zasłynęła spostrzeżeniem: „video meliora, proboque deteriora sequor”, co się wykłada, że widzę lepsze, ale podążam za gorszym.

Żeby nie być gołosłownym, przypomnę, że pan prof. Balcerowicz był wicepremierem i ministrem finansów w rządzie charyzmatycznego premiera Buzka, co to przeprowadził cztery wiekopomne reformy, a każda z nich spowodowała skokowy wzrost synekur w sektorze publicznym zaś wszystkie – skokowy wzrost kosztów funkcjonowania państwa o około 100 mld złotych. Jak powiedział Józef Stalin o Adolfie Hitlerze, „obawiając się sądu zagniewanego ludu” - podobnie prof. Balcerowicz w czerwcu 2000 roku zrejterował z posady wicepremiera i ministra finansów na z góry upatrzoną pozycję prezesa narodowej Banku Polskiego, co, mówiąc nawiasem, też łączyło się z rodzajem męczeństwa, bo prezydent Aleksander Kwaśniewski zwlekał z przekazaniem Sejmowi stosownego wniosku. Potem było nawet jeszcze gorzej, bo pojawiły się fałszywe pogłoski o „konflikcie interesów”, co przez prof. Balcerowicza uznane zostało za rodzaj świętokradztwa („nas, bohaterów, prądem?!”), więc jednym susem schroniwszy się za murami praworządności, odmówił stawienia się przed sejmową komisją i na tym się skończyło. No a teraz stanął w obronie umęczonej pani Jandy Krystyny, piętnując jej krytyków, że się „kompromitują” i to nie tylko „intelektualnie”, ale w dodatku – również „moralnie”. To jasne; jak mawiano w Hitlerjugend, „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”, więc jeśli już ktoś zostanie uznany za autorytet moralny – a któż takie rzeczy może wiedzieć lepiej, niż pan prof. Leszek Balcerowicz, który dzięki obcmokiwaniu wzniósł się nie tylko ponad wszelkie podejrzenia, ale nawet – ponad Moce i Trony – to może robić, co mu się tylko podoba, bez najmniejszej obawy, że cokolwiek zrobi źle. Dotyczy to zwłaszcza pani Jandy Krystyny, która jest wybitną uczestniczką Salonu, no a Salon zawsze obcmokiwał pana prof. Balcerowicza, o czym on chwalebnie pamięta.


© Stanisław Michalkiewicz
7 czerwca 2016
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA








Ilustracja © Jan Naj / wwwwpcom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2