Trudno o lepszą ilustrację różnicy między PO, czy innym tworem Wojskowych Służb Informacyjnych, za jaki uważam Nowoczesną z Ryszardem Petru na fasadzie, a Prawem i Sprawiedliwością, niż przeforsowana w Sejmie w piątek 20 maja uchwała w obronie suwerenności Polski. Za uchwałą głosowali posłowie PiS, podczas gdy posłowie PO i Nowoczesnej „nie wzięli udziału w głosowaniu”. Domyślam się nawet dlaczego – żeby przez ten udział się nie strefić, bo w przeciwnym razie trudno byłoby kontynuować owocny dialog z lobby żydowskim, które już nie może doczekać się chwili gdy wreszcie, pod pretekstem „roszczeń”, obrabuje nasz nieszczęśliwy kraj na 65 miliardów dolarów.
W przypadku strefienia nie mogliby nawet liczyć na żadne okruszki ze stołu pańskiego. Nic zatem dziwnego, że doszło nawet do tego, że pani posłanka Agnieszka Pomaska, zwana również „Podpaską” uchwałę podarła. Wyobrażam sobie, że na samą myśl o suwerenności biedaczka popuszcza w majtki, a potem medycy zachodzą w głowę, skąd wśród kobiet taka epidemia nietrzymania moczu. Ta pani Pomaska cieszy się reputacją „tytanki intelektu”, którą dzieli z posągową panią Małgorzatą Kidawą-Błońską, no i oczywiście – z panią Ewą Kopacz – jako że omne trinum perfectum, co się wykłada, że wszystko, co potrójne, jest doskonałe. Tedy, gdy trójka półgłówków się połączy, to od razu powstaje tytan intelektu, którego nadmiar wystarczy nawet dla pana Rafała Trzaskowskiego („A młody? Głupie to, płoche. Tylko pobrudzi pończochę.”), co to go książę-małżonek pani Anny Applebaum trzymał u siebie za wiceministra spraw zagranicznych.
Ale, że Platforma Obywatelska jest przeciwko suwerenności, to sprawa oczywista. Wiadomo, że ta partia ma naturalną predylekcję do zdrady i zaprzaństwa, bo czyż w przeciwnym razie pan generał Gromosław Czempiński odbywałby tyle rozmów i bliskich spotkań III stopnia, żeby doszło do jej utworzenia? Jasne, że nie, podobnie jak Wojskowe Służby Informacyjne nie tworzyłyby Nowoczesnej, umieszczając na jej fasadzie Ryszarda Petru, co to wprawdzie prochu nie wymyśli, ale serduszko ma dobre. Dlaczego zatem obydwie te formacje na myśl o suwerenności dostają torsji, to rzecz wiadoma. Inaczej jest w przypadku Prawa i Sprawiedliwości. 20 maja forsowało ono uchwałę w obronie suwerenności z takim samym zaangażowaniem, jak w 2003 roku poparcie dla Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, czy w roku 2008 i 2009 – poparcie dla ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który naszej biednej ojczyźnie ogromny kawał suwerenności amputował. O ile Platforma Obywatelska postępowała identycznie z powodu wrodzonej predylekcji do zdrady i zaprzaństwa, to z jakiego powodu postępowało tak Prawo i Sprawiedliwość?
Posądzanie tej partii o wrodzoną predylekcję do zdrady i zaprzaństwa byłoby niegrzeczne, bo wiadomo przecież, że skupia ona płomiennych patriotów, obrońców interesu narodowego i racji stanu. Nie ma zatem innej możliwości, jak przyjąć, że o ile PO, a teraz i Nowoczesna kieruje się wrodzoną predylekcją do zdrady i zaprzaństwa, to PiS robi to samo co i tamte z pobudek patriotycznych i w obronie interesu narodowego. To niezwykły fenomen, że z tak odmiennych motywacji mogą wynikać identyczne skutki – bo jeśli PO głosowała 1 kwietnia 2008 roku za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego kierując się pragnieniem zdrady i zaprzaństwa, a PiS, głosując za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, kierowało się płomiennym patriotyzmem i pragnieniem obrony interesu narodowego, to traktat lizboński tak czy owak został ratyfikowany, a ogromny kawał suwerenności naszemu państwu został wskutek tego amputowany. Czyż to nie wdzięczny temat nie tylko dla politologów, ale również – a może nawet przede wszystkim – dla filozofów? Wyobrażam sobie, ileż otchłannych traktatów będą mogli na kanwie tego fenomenu ogłosić drukiem, iluż magistrów może się z tego doktoryzować, a iluż doktorów habilitować, podobnie, jak za pierwszej komuny z „centralizmu demokratycznego”, a więc czegoś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie? Nawiasem mówiąc, warto byłoby sprawdzić, iluż to nadętych posiadaczy naukowych tytułów zawdzięcza je właśnie takim otchłannym rozważaniom. Nie tylko zresztą sprawdzić, ale i wykorzystać w kabaretach, które dzięki temu mogłyby wreszcie trochę podciągnąć swój rozpaczliwy poziom. W końcu tyle naszego, co się pośmiejemy, więc – jak powiada poeta - „nie jest światło, by pod korcem stało” i teraz można by to wszystko ujawnić, nawet jeśli możliwość zajrzenia do słynnego Zbioru Zastrzeżonego IPN ma zostać uzależniona od widzimisię abewiaków.
Ale nie tylko gwoli zanalizowania pięknej różnicy między PO, Nowoczesną i PiS-em warto by skierować na tę uchwałę światło nauki. Drugi powód wydaje się jeszcze ważniejszy, zwłaszcza na tle powściągliwości, jaką sejmowa większość wykazała w treści uchwały. Skoro bowiem można uchwałą sejmową sprawić, by Polska odzyskała suwerenność, to dlaczegóż nie zapisać w takiej uchwale jeszcze innych rzeczy – że na przykład Polska jest potężna, bogata i szczęśliwa? Skoro zaklęcie działa w kwestii suwerenności, to dlaczego miałoby nie zadziałać w innych materiach – w materii siły, bogactwa i szczęśliwości? Dlaczego parlamentarna większość nie wpisała do piątkowej uchwały jeszcze tych trzech elementów? Przecież nie dlatego, by PiS tego wszystkiego naszej biednej ojczyźnie nie życzyło. Posądzać o takie intencje partię pilnie strzegącą swego monopolu na patriotyzm byłoby rażącą niegrzecznością. A jednak żadna z tych rzeczy do uchwały wpisana nie została. Przecież chyba nie ze strachu, że pani posłanka Pomaska, zwana również „Podpaską”, tę rozszerzoną uchwałę też podrze na strzępy? W końcu jej gest chyba nie zaszkodził suwerenności Polski, a skoro tak, to nie zaszkodziłby też ani sile, ani bogactwu ani nawet szczęśliwości. Zatem – skoro nie dlatego, to dlaczego? Tajemnica to wielka, być może taka, że w żywotnym naszym interesie nie leży, by Polska była silna, bogata i szczęśliwa – bo na co byśmy wtedy narzekali?
Ilustracja © ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz