Ruskie przysłowie głosi, że nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara. Wprawdzie teraz sojusze są odwrócone o 180 stopni, więc w naszym nieszczęśliwym kraju nikt nie musi już przejmować się ruskimi przysłowiami, ale jak wiadomo, nigdy nic nie wiadomo, więc strzeżonego Pan Bóg strzeże. A tak się akurat złożyło, że tego samego dnia, kiedy przed niezawisłym sądem ruszył proces byłego szefa Kancelarii Premiera Donalda Tuska, byłego ambasadora RP w Hiszpanii, czyli Tomasza Arabskiego, którego prywatni oskarżyciele oskarżyli o zaniedbania przy organizowaniu podróży prezydenta Lecha Kaczyńskiego w asyście państwowej delegacji do Katynia, z inicjatywy prezesa Jarosława Kaczyńskiego odbyło się spotkanie Umiłowanych Przywódców ze wszystkich partii – również pozaparlamentarnych. Oficjalnym celem tego spotkania było wypracowanie kompromisu nie tylko w sprawie Trybunału Konstytucyjnego i we wszystkich innych sprawach.
Ale oficjalne powody to jedna sprawa, a powody rzeczywiste, to sprawa druga, więc pojawiły się komentarze, że inicjatywa prezesa Kaczyńskiego ma na celu zyskanie na czasie, by pod pozorem wypracowywania kompromisu wyhamować antyrządową ofensywę. Fakt, że Umiłowani Przywódcy ze wszystkich partii nie zbojkotowali spotkania już sam przez się zasługuje na uwagę co najmniej z dwóch przyczyn. Po pierwsze – niezawisłe sądy. Niemal w przeddzień rozpoczęcia procesu Tomasza Arabskiego niezawisły sąd umorzył postępowanie w sprawie Mariusza Kamińskiego, którego prezydent Andrzej Duda ułaskawił z niewinności – bo przed uprawomocnieniem się wyroku oskarżony korzysta z domniemania niewinności. Umarzając postępowanie w sprawie Mariusza Kamińskiego, niezawisły sąd sprawę ostatecznie zakończył, „wbrew opozycji niecnym krzykom”, według których niezawisły sąd zrobi z Mariusza Kamińskiego marmoladę, stawiając zarazem w kłopotliwej sytuacji prezydenta. Ale – jak zauważył poeta - „tymczasem na mieście inne były już treście”, więc niezawisłe sądy najwyraźniej musiały się zorientować, z jakiego klucza wypada im teraz ćwierkać – a w takiej sytuacji również Tomasz Arabski może znaleźć się w opałach. No a skoro piorun sprawiedliwości trafiłby w pana Arabskiego, to któż się ostoi?
Więc chociaż z powodu odwrócenia sojuszów nikt nie musi przejmować się ruskimi przysłowiami, to jednak „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”, a przezorność nakazywała nie tylko wziąć udział w spotkaniu zwołanym przez prezesa Kaczyńskiego, ale nawet dostrzec światełko w tunelu. Zauważył je zwłaszcza Ryszard Petru, chociaż również przewodniczący PO Grzegorz Schetyna, który jednak świecenie przypisał reflektorom pociągu pancernego. W takiej sytuacji warto pochylić się nad możliwością kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Jak wiadomo, miłujący demokrację i praworządność przeciwnicy rządu domagają się publikacji orzeczenia TK, podczas gdy miłośnicy demokracji i praworządności ze sfer rządowych takiej możliwości w ogóle nie dopuszczają, utrzymując, że nie jest to żadne „orzeczenie” żadnego „Trybunału”, tylko publicystyka uprawiana przez grono sędziów oraz przebierańców. Jak w tej sytuacji może wyglądać rozwiązanie kompromisowe? Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to publikacja tego tekstu – ale wydrukowanego atramentem sympatycznym. Ciekawe, co na takie rozwiązanie powiedziałby Nasz Najważniejszy Sojusznik – czy wytrwałby w postanowieniu „ochłodzenia stosunków” z naszym nieszczęśliwym krajem, czy też doceniając wysiłki dla uratowania demokracji i praworządności, obmyśliłby dla szczególnie zasłużonych jakieś wynagrodzenie, na przykład w postaci dopuszczenia do wyświadczenia darmowej przysługi, o której w podsłuchanej rozmowie wspominał Radosław Sikorski.
Jak widzimy, jest się nad czym zastanawiać tym bardziej, że – po drugie – do Waszyngtonu pojechał właśnie ulokowany przez RAZWIEDUPR na fasadzie Komitetu Obrony Demokracji filut „na utrzymaniu żony”, czyli Mateusz Kijowski. Ma on tam „bronić dobrego imienia Polski”, co pokazuje, że i na konfidentach WSI muszą robić wrażenie epitety o „targowicy”, ale nie o to chodzi, czego tam nasz filut będzie „bronił” i przed kim, tylko o to, kto zapłacił mu za bilety i kto go na gruncie waszyngtońskim prowadzi zarówno do Kongresu Stanów Zjednoczonych, jak i do Departamentu Stanu. Otóż ręka, która Mateusza Kijowskiego do Waszyngtonu przywiodła, należy do Freedom House, „pozapartyjnej organizacji non profit”, której szefem był do 2005 roku były dyrektor CIA Jakub Woolsey, zaś obecnym – pan Piotr Ackerman, jak ognia unikający wiązania się z czynnikami rządowymi, ale to nic takiego, bo jednym z wiceprezesów zarządu jest Stuart Eizenstat, zresztą z pierwszorzędnymi korzeniami, który z niejednego komina wygartywał, ale jakoś tak się składało, że zawsze z rządowego.
Jakby tego było mało, to Freedom House finansowana jest przez „liczne fundacje”, wśród których nie brakuje pewnie tych stworzonych przez grandziarza, a niezależnie od tego – również przez rząd, za pośrednictwem różnych jego agend, m.in. - Departamentu Stanu. Słowem – CIA najwyraźniej robi na rękę RAZWIEDUPR-owi, pomagając mu lansować Bolka naszych czasów, a taka sytuacja musi zapalać czerwone ostrzegawcze lampki w spowitych mrokiem głowach Umiłowanych Przywódców naszego nieszczęśliwego kraju, uświadamiając im, że jeszcze trochę i „im zdobycze zabrać mogą”. W takiej sytuacji można dostrzec nie tylko światełka w tunelu, ale nawet wszystkie znaki Zodiaku – bo skoro RAZWIEDUPR w swoim czasie wystrugał z banana taką Platformę Obywatelską, to któż mu zabroni, zwłaszcza z pomocą CIA, wystrugać raz jeszcze partię płomiennych bojowników o wolność i demokrację i na ich cele w charakterze jasnych idoli umieścić obok Mateusza Kijowskiego taką, dajmy na to, panią Kukiełę, co to wie, z której strony chleb posmarowany. Dla naszych zuchów z RAZWIEDUPR-a do fraszka, więc jeśli już filuta przyjmują z taka rewerencją u Naszego Najważniejszego Sojusznika, to periculum in mora.
Z drugiej jednak strony tylko patrzeć, jak Komisja Europejska napiętnuje nasz nieszczęśliwy kraj z powodu zagrożenia demokracji i praworządności, więc w tej sytuacji zbytnia skłonność do kompromisu też byłaby nieroztropna. Przeciwnie – trzeba by kuc żelazo póki gorące, ale co będzie, jeśli taka, dajmy na to Platforma Obywatelska, posłuży tu tylko za kowadło, na którym RAZWIEDUPR do spółki z CIA wykuje nowych jasnych idoli? „I nie miłować ciężko i miłować”. W dodatku tempus fugit, a czas ucieka i na skutek uprawianych przez rząd frumentacji, z każdym dniem kurczy się stan posiadania płomiennych szermierzy demokracji i praworządności. Ostatnio palmę męczeńską otrzymała pani Krystyna Janda, której faszyści cofnęli subwencje dla teatru, w państwowej telewizji trwa kuracja przeczyszczająca – i co będzie kiedy skończą się nawet zaskórniaki?
Ilustracja © Rafał Guz/ITAR-TASS/Olga Lisinova / źródło: PAP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz