Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Jak przebić kłamstwo osinowym kołkiem

„To dla zysków tyle pysków z dyktafonem”
III RP w epoce przedinternetowej była państwem dyktatury medialnej. Okazało się, że można rządzić 40-milionowym narodem przy użyciu kilkunastu–kilkudziesięciu twarzy. Wzajemne lansowanie się „znanych z tego, że są znani” było groteskowe. Ale po Smoleńsku groteska przerodziła się w grozę, gdy okazało się, że w sytuacji ekstremalnej twarze te automatycznie zaczęły działać jak rosyjscy agenci wpływu...

Mamy już ten koszmar szczęśliwie za sobą. Ta dyktatura została obalona dzięki rozwojowi mediów niezależnych i internetu. Bunt młodych z czasów rządów PO był buntem nie tylko przeciwko politykom, ale i mediom, o których rymował raper Tadek Polkowski:
Władza trzyma z tymi, co trzymają media,
gdy w połowie polskich rodzin jest zwykła tragedia.



Spełnione proroctwo Jacka Kwiecińskiego


Przed 10 kwietnia dziennikarze rzadko ostro krytykowali się nawzajem. Także po niepodległościowej stronie wielu publicystów autocenzurowało się, unikając atakowania ad personam ludzi wykonujących – przynajmniej w teorii – ten sam zawód. Smoleńsk był początkiem całkowitej zmiany tej sytuacji. Bo propagandyści establishmentu okazali się bardziej cyniczni od polityków.

Tak się złożyło, że jako największych wrogów zidentyfikowały ich w tym samym czasie stygmatyzowane przez nich grupy młodzieży, w tym w szczególności piłkarscy kibice i słuchacze hip-hopu. Równolegle więc wielką popularność zaczęły zyskiwać newsy demaskujące manipulacje mediów na niezależnych portalach, jak i utwory raperów mówiące o ich kłamstwach.

Ta zbieżność obu procesów pomogła młodzieży interesującej się historią polskich bohaterów połączyć przeszłość z teraźniejszością. Zrozumieć, że dominacja kłamstwa nad prawdą to skutek zła zakorzenionego w nierozliczonej i nienazwanej prawdziwie historii.

Wraz z obaleniem medialnej dyktatury spełniło się proroctwo naszego redakcyjnego kolegi, śp. Jacka Kwiecińskiego, syna prezesa Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, które – mimo częstego u Niego pesymizmu – zapisał on u początków tego procesu:
„Jeśli optymistycznie wierzymy, że przyszła »inteligencja polska« może być inna, że »potrząśnie Polską«, że walka o pamięć będzie mieć jeszcze drugi, a może i trzeci etap, to nie można tego w imię realizmu, umiaru czy czegokolwiek zaniechać. Wierzę w przyszłe pokolenia Polaków, czyli w Polskę. Też będzie średnia i połowiczna, bo zawsze i wszędzie tak jest, ale w tym jednym, w tym jednym – przywróceniu języka prawdy – może być, wierzę, że będzie, odmienna. I mniejsza o jej orientację czy orientacje. Jeśli nie przeszkodzi się nam poznać prawdy o przeszłości, to rzeczywiście przyszłość może jeszcze należeć do tych, którzy żadnych związków z PRL, nawet pośrednich, mieć nie będą. Nie tylko z racji urodzenia”.

Ich nowa taktyka: jesteśmy ofiarami!


Żyjemy od paru tygodni w nowej rzeczywistości i w jej realiach, do których dopiero się przyzwyczajamy, musimy nieco innymi metodami kontynuować to samo dzieło.

Obóz kłamstwa jest słabszy, ale nie przestał jeszcze istnieć. Obalona dyktatura medialna zachowała wpływ na część Polaków, którzy mediów niezależnych nie znają, internetem się nie posługują albo robią to rzadko, i telewizja pozostaje dla nich wciąż ważniejszym źródłem informacji niż sieć. Pora zrobić kolejny krok w kierunku całkowitego wyeliminowania wpływów owego narzędzia dawnych komunistycznych służb.

Tu kompromisu być nie może. A umiar w tej kwestii na prawicy w przeszłości niestety się zdarzał. To było myślenie – awansowaliśmy uczciwego, to musimy awansować i złodzieja, może się poprawi. Oddaliśmy głos bohaterowi, to i zdrajcy nie możemy pominąć, w końcu musi być pluralizm. Ważne stanowisko zajęła ofiara komunizmu, to i kapusia nie mogliśmy zdymisjonować.

Jednocześnie PiS powinien unikać jak ognia wypowiedzi, które mogą być przez media establishmentu przedstawiane jako próby zaprowadzenia cenzury obyczajowej czy ideologicznej. Skuteczną bronią przeciwko lewicowym ekstremizmom – o ile nie przekraczają granicy profanacji – powinna być ironia, wyśmiewanie skrajności i kawiarnianych pseudo-nonkonformistów żyjących z państwowych dotacji. Oczywiście jeśli coś jest w sztuce totalną chałą, niezależnie od ideologicznego zabarwienia, może owej dotacji w przyszłości nie dostać.

Natomiast wszelką niezależną od establishmentu myśl, od prawa do lewa, obóz niepodległościowy powinien – ponad wszelkimi podziałami – wspierać. W szczególności w ramach utworzonych Narodowych Mediów, którym w ramach odbudowy polskiej tożsamości nie wolno pominąć żadnej z niepodległościowych i wolnościowych tradycji.
Obecnie celem Tomasza Lisa czy Moniki Olejnik jest kłamliwe wymieszanie w oczach Polaków tych trzech zjawisk: medialnego establishmentu, obyczajowo-ideologicznych ekstremizmów i – to byłoby największe jej marzenie – autentycznych nonkonformistów, przede wszystkim tych z lewa. I przedstawienie PiS jako partii dyktatorskiej, gnębiącej i cenzurującej wszystkie te trzy grupy.

A cel jest tylko jeden – ocalenie establishmentu. Reszta ma zostać użyta tylko jako mięso armatnie.

Kłamstwo agentury nie jest głosem w debacie publicznej


Wspomniane kilkanaście–kilkadziesiąt twarzy to narzędzia postkomunistycznego systemu, których działanie nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem. Ich wylansowanie było skutkiem tego, że komunistyczna bezpieka, która niegdyś mordowała i biła, w pewnym momencie zrozumiała, że w zmienionych warunkach istnieją skuteczniejsze narzędzia zmuszania ludzi do służenia jej celom.

Stworzyła więc te narzędzia z godną podziwu konsekwencją. Część głównych mediów sama założyła, w innych, szczególnie publicznych, starała się mieć jak najwięcej wpływów. Kilkanaście–kilkadziesiąt twarzy dobrała głównie z klucza „resortowego” i zapewniła im, w zamian za stuprocentowe posłuszeństwo, gigantyczne pieniądze, jakich ich uczciwi koledzy po fachu nigdy nie widzieli na oczy.

Narzędzie okazywało się – do czasu – bardzo sprawne i w pełni sterowalne, co widzieliśmy, patrząc wielokrotnie na tzw. przestawianie wajchy w kluczowych sprawach.

Można wymienić główne tematy, w których w ostatnich latach działało ono na rozkaz: tuszowanie Smoleńska; propagowanie polsko-rosyjskiego pojednania (do czasu); zapraszanie w roli ekspertów panów Dukaczewskiego, Makowskiego oraz Czempińskiego (co pokazuje, że nawet ludzie bezpieki bywają wrażliwi na tle własnego ego, choć niekoniecznie pomaga to w realizowaniu wyznaczonych im zadań); wysyłanie Kaczyńskiego i Macierewicza do psychiatryka; straszenie „kibolami”; walka z odbudową polskości (wszystkie brednie o polskim antysemityzmie); popularyzowanie koncesjonowanej prawicy różnych odcieni; próba zastępowania antymoskiewskiego obozu niepodległościowego „prawicą” antyzachodnią, prorosyjską, skrajną ideologicznie. Rzecz jasna nie każdy, kto brał udział w owej propagandzie, był agentem, ale kto wypełniał owe zadania w sposób zdyscyplinowany, zawsze zgodnie z „mądrością etapu”, sam przedstawił się nam, kim jest.

Te kilkanaście–kilkadziesiąt twarzy nie jest częścią debaty publicznej demokratycznego państwa. One nie reprezentują żadnych ideałów, lecz wyłącznie interesy. I są to interesy grupy, która jest antypolska. To stwierdzenie nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem – może je wypowiedzieć uczciwy kontynuator tradycji PPS, liberał, konserwatysta czy endek.

„To dla zysków pełno pysków z dyktafonem” – rapował niegdyś O.S.T.R. Postkomuna nie miała śladu skrupułów w bronieniu swoich zysków. Kto po Smoleńsku, zamiast rozpocząć własne śledztwa dziennikarskie, zaczął tropić choroby psychiczne u tych, którzy takie śledztwa podjęli, kto wygadywał w telewizorze, iż profesorowie od Smoleńska są niepoważni, bo robią doświadczenia na puszkach po piwie i parówkach, ten jest dziś w polskiej debacie publicznej zbędny.

Wicepremier nie powinien mówić o pornografii w teatrze


Plan establishmentu na czas rządów PiS jest widoczny gołym okiem. Ocalić jak najwięcej siedlisk postkomunistycznej patologii zapewniających mu przywileje. I maksymalnie rozszerzyć front walki z rządem. Czyli przekonać jak najwięcej grup społecznych, że PiS czyha na ich wolność. Nasze zadanie jest odwrotnością tego planu: patologie wypalić gorącym żelazem, a front maksymalnie zawęzić.

Uważam, że fakt, iż wicepremier Piotr Gliński wziął udział w zeszłym tygodniu w rozmowie z Karoliną Lewicką na temat pornograficznego spektaklu we wrocławskim teatrze, był błędem. Prof. Gliński jest osobą zbyt poważnego kalibru, by wdawać się w dyskusje na temat jednostkowego ekscesu. To nie jest temat dla wicepremiera. Tym bardziej że wiemy, iż druga strona nie będzie chciała rozmawiać na poważnie, lecz realizować strategię robienia z PiS partii zamordystycznej.

Gdyby prof. Gliński powiedział, że TVP jest tubą propagandową w dyskusji na temat godny rangi wicepremiera, wygrałby. Natomiast w tym przypadku media użyły sprawy do stworzenia wrażenia, że oto najwyższy przedstawiciel rządu chce – do tego w sprawie dotyczącej teatru – stosować cenzurę. Do tego zagrały prostym socjotechnicznym chwytem: starszy profesor, młodsza dziennikarka i pornografia…

Oczywiście kto zna życiorys prof. Glińskiego, wie, że były przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, a także ekolog bliski niegdyś Zielonym, pasuje do roli prawicowego zamordysty jak pięść do nosa. Ale większość go nie zna.

Zawieszenie dziennikarki Karoliny Lewickiej też było ze strony kierownictwa TVP zagrywką w politycznym teatrzyku: zobaczcie, z tą cenzurą PiS to nie jest przesada, oni potrafili doprowadzić do zawieszenia dziennikarza. Za chwilę wpadną do waszych mieszkań i będą sprawdzać, czy nie oglądacie pornografii.
Obecność w studiu kogoś lżejszej rangi, choćby wiceministra kultury Jacka Kurskiego, komu wolno byłoby więcej ironizować, wyśmiewać przeciwnika, sprzyjałaby spuszczeniu powietrza z tego propagandowego balonika. Nie pozwoliłaby – obok ważniejszych bądź bardziej korzystnych dla PiS frontów walki, jak imigranci, Trybunał Konstytucyjny, sitwy sędziowskie itp. – wykreować jeszcze jednego, zupełnie z puntu widzenia rządu zbędnego.

Zdrowy konserwatyzm


Czy PiS tym razem, inaczej niż w latach 2005–2007, może obronić się przed kampanią czarnego piaru, przedstawiającą go jako partię dewotów i zamordystów?
Twierdzę, że tak, jeśli wyciągnięte zostaną wnioski z błędów z lat 2005–2007. Dziś młodzi ludzie są mniej podatni na antyklerykalną propagandę niż osiem lat temu. Stało się to za sprawą odrodzenia się patriotyzmu w młodym pokoleniu. Część młodych patriotów jest prywatnie bardzo religijna, część mniej, ale zanurzenie jednych i drugich w polskości spowodowało, że antyklerykalizm w stylu Kuby Wojewódzkiego przestał być dla nich atrakcyjny.

Młodzi patrioci nie stanowią większości, ale największą, najbardziej inteligentną, najlepiej zorganizowaną mniejszość, zdolną – choćby za pomocą portali społecznościowych – do oddziaływania na własne pokolenie.

Nastroje społeczne są takie, że większość Polaków jest w stanie zaakceptować zdrowy konserwatyzm jako odpowiedź na ideologię Anny Grodzkiej i Roberta Biedronia. Dlatego dokładnie taka alternatywa powinna być przedstawiana opinii publicznej.

Natomiast większość Polaków jest też skłonna śmiać się z przesadnej dewocji. Dlatego media zrobią wszystko, by tak właśnie PiS przedstawiać: rozszerzyć front walki z PiS na wszystkich grzeszników, czyli całe społeczeństwo.

Przeciętny Polak usłyszeć ma piąte przez dziesiąte o pornografii, wicepremierze i połączyć to z propagandą na temat Radia Maryja.

Żeby powrót kłamstwa nie był już możliwy


Twierdzę, że połączenie w działaniach PiS wypalania żywym ogniem postkomunizmu z III RP i otwartość na wszystko, co niezależne i ideowe, w szczególności w kulturze, powinno być strategią trwałą i niekoniunkturalną.

Program powołania Narodowych Mediów powinien się do tego w rozstrzygający sposób przyczynić. Celem tej nowej instytucji, która ma zastąpić media publiczne, ma być odbudowywanie polskiej tożsamości narodowej i dumy z przeszłości poprzez m.in. wielkie produkcje filmowe czy seriale historyczne. Chodzi o to, by korzystne przemiany, jakie dokonały się w ostatnich latach wśród młodych Polaków, pogłębić możliwie najsilniej.

Narodowe Media powinny z dumą pokazywać historię wszystkich polskich niepodległościowych tradycji, od lewa do prawa. Wśród tych afirmowanych tradycji powinno zabraknąć tylko jednej – tradycji zdrady i konformizmu.

Jeśli to się uda, kłamstwo III RP przebijemy osinowym kołkiem i do koszmaru Polski posmoleńskiej nie będzie już nigdy powrotu.



© Piotr Lisiewicz
Listopad 2015
Artykuł opublikowano w „Niezależna.PL”
www.niezalezna.pl/



Notatka: wszystkie ilustracje pochodzą od redakcji.
Ilustracja 1: © autor nieznany / Google Images
Ilustracja 2: ©2010 Andrzej Milewski / andrzejsrysuje.pl
źródło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2