Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

W próżni doskonałej. Zakład Ubezpieczeń Społecznych

W próżni doskonałej

        Co to jest, że coraz więcej żydowskich inicjatyw sytuuje się na pograniczu groteski? Być może dlatego, że ci Żydzi, którzy te przedsięwzięcia inicjują, należą do tych głupszych Żydów – bo i przecież wśród Żydów durniów nie brakuje. Pogląd przeciwny można by bez żadnej przesady uznać za rasistowski, no a przecież z rasizmem walczymy, no nie? Niektórzy uważają nawet, że opowieści, jakoby sam Stwórca Wszechświata upodobał sobie akurat Żydów jako „naród wybrany” też są rasistowskie – ale to nie ma nic do rzeczy, bo albo to prawda, albo nie.
Jeśli to prawda, no to nic na to poradzić nie można, bo przecież Stwórca Wszechświata może sobie upodobać w kim tylko chce i nikomu nic do tego. Inna sprawa, że Stwórca Wszechświata musiał upodobać sobie akurat w Żydach, jakby już nikogo innego na świecie nie było, jednak z drugiej strony wiadomo, że de gustibus non est disputandum. Zatem tak, czy owak – nic na to poradzić nie można, więc można tylko przyjąć to do wiadomości, chociaż z drugiej strony, jeśli nawet Stwórca Wszechświata specjalnie sobie w Żydach upodobał, no to co to może obchodzić tych, którzy akurat Żydami nie są, ani nie zamierzają nimi zostać? Nie ma żadnego powodu, by to ich obchodziło, a jeśli to nieprawda, to znaczy, że Stwórca Wszechświata wcale sobie w Żydach specjalnie nie upodobał, no to tym bardziej nie ma żadnego powodu, by się tym przejmować, podobnie jak nie ma żadnego powodu, by w ogóle przejmować się Żydami, chyba, że próbują narzucać swój sposób życia wszystkim innym, albo chcą ich obrabować – jak to ma miejsce w przypadku Polaków, do których rozmaite żydowskie organizacje przemysłu holokaustu kierują swoje tak zwane „roszczenia”. Wracając do głupich Żydów, to weźmy na przykład takiego Daniela Cohn-Bendita, z którym kiedyś pan red. Michnik na oczach zachwyconych mikrocefali, prowadził namaszczone dialogi na cztery nogi. Za mądry to on nie jest, chociaż nie można odmówić mu sprytu, podobnie jak feldkuratowi Ottonowi Katzowi z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Pan red. Michnik jest podobny do prostolinijnego Daniela Cohn-Bendita, który tak naprawdę to raczej wypić i zakąsić – chociaż oczywiście bardziej przebiegły, co pozwala mu zażywać reputacji „intelektualisty” i w ogóle – tęgiej głowy. Pogląd ten podzielają liczni mikrocefale płci obojga, zwłaszcza wrażliwsze na nakazy mody młode damy, co pozwala panu redaktorowi podsuwać im rozmaite pomysły do realizacji. Kiedyś, kiedy pan red. Michnik, dając upust swojej niewdzięczności, rozpętał w swojej żydowskiej gazecie dla Polaków kampanię oskarżeń księdza Jankowskiego o pedofilię, panienki jedna przez drugą przypominały sobie, jak to były w dzieciństwie molestowane, przede wszystkim przez księży, którzy penetrowali je pod spódniczkami, a jak która była nie na poziomie, to przez wuja lub nawet ojca. Panienka, której w dzieciństwie nikt nie molestował, nie mogła pokazać się na oczy w gronie ludzi przyzwoitych, co to rozpoznają się po zapachu. Kiedy jednak okazało się, że dzieci molestował również przyjaciel pana red. Michnika – właśnie Daniel Cohn-Bendit - i to nie tylko sam je penetrował pod spódniczkami, ale też pozwalał, by one też go karesowały - moda na molestowanie urwała się, jakby kto nożem uciął. Wytworzyło to próżnię kulturową, podobną do tej, o której pisze Stanisław Lem w książce „Doskonała próżnia”. Jest to zbiór recenzji z nieistniejących książek, a jedna dotyczy opowieści, jak to ludzkość stanęła na krawędzi zagłady. Niewielka firma współpracująca z Pentagonem opracowała preparat pozwalający rozładować eksplozję demograficzną w „Trzecim Świecie”. Jego działanie polegało na tym, że znosił wszelkie przyjemne doznania towarzyszące aktowi płciowemu. Sam akt był wprawdzie możliwy, ale jako rodzaj ciężkiej pracy. I stało się, że fabryka, w której ów preparat był produkowany, czy to na skutek wypadku, czy też sabotażu, wyleciała w powietrze, wraz z magazynami, w których złożono pokaźne ilości tego specyfiku. Dostał się on do atmosfery i wody, w następstwie czego ludzkość stanęła na krawędzi zagłady i „tylko wyjątkowo karny naród japoński, zacisnąwszy zęby...” - i tak dalej. Sytuację jakoś opanowano, bodajże przy pomocy zapładniania w szklance, na które tak się snobują damy z towarzystwa („mój syn urodził się z plemnika Rodryga Podkowy z drugiej wyprawy krzyżowej, a kimże jest twój, ty flądro niedomyta!?”) - ale z kultury zniknęła cała erotyka, jako że przestała kogokolwiek obchodzić, co wytworzyło próżnię kulturową. Nie na długo jednak, bo erotykę w kulturze zastąpiła gastronomia. Doszło do tego, że pojawiły się rozmaite zboczenia i na przykład za wyjątkowo nieprzyzwoite uchodziło spożywanie gruszek na klęczkach. Pojawiła się atoli sekta zboczeńców-klęczycieli, którzy domagali się równouprawnienia, jak kiedyś sodomici i gomorytki, obecnie stanowiące sól ziemi czarnej.

        Więc kiedy zniknęła moda na molestowanie w dzieciństwie, pojawiła się próżnia kulturowa, w której żydowska gazeta dla Polaków wystąpiła z inicjatywą, by kobiety chwaliły się przebytymi aborcjami. Jak to u żydokomuny, moda ta zaraz przybrała postać współzawodnictwa socjalistycznego, w którym przede wszystkim liczy się wielokrotne przekroczenie ustalonych norm – jak u Stachanowa. Poprzeczkę od samego początku podniosła pani Krystyna Janda, licytując dwiema utraconymi ciążami, ale debiutantek to nie konfunduje, zwłaszcza, że Nina Andrycz mogła pochwalić się dwiema aborcjami, ale cóż to znaczy w porównaniu z co najmniej dziesięcioma aborcjami Marylin Monroe? Nie wiem, czy do takiego rekordu potrafiłaby przynajmniej przybliżyć się pani Hanna Bakuła, najbardziej znana z tego, że „miłowała wiele”, ale, jak wiadomo, omnia principia parva sunt, co się wykłada, że wszystkie początki są skromne, toteż mikrocefalki – również z tytułami naukowymi – na łamach żydowskiej gazety dla Polaków zaczynają licytację od jednej aborcji. Jaki interes mają w tym Żydzi – to sprawa osobna. Pojawiły się fałszywe pogłoski, że finansowy grandziarz, co to niedawno kupił 11procent udziałów w spółce „Agora”, zainwestował też w wytwórnie rozmaitych kosmetycznych „balsamów”, podobnych do tych, które panna Żemojdzin produkowała z ludzkiego tłuszczu – z tą różnicą, że on nie z tłuszczu, to znaczy – z tłuszczu oczywiście też – ale również z innych tkanek tak zwanych „embrionów” - ale to przecież wcale nie musi być prawda, bo Żydzi mogą mieć też interes w depopulacji innych ras ludzkich, których liczebność powinna zostać zredukowana do takiego poziomu, by było komu pożyczać na procent – zgodnie przypisywanym Stwórcy Wszechświata zaleceniem skierowanym do Żydów w „Księdze Powtórzonego Prawa”, że „Będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują”. Czyż nie dlatego żydowskie organizacje przemysłu holokaustu od nikogo nie chcą pożyczać, tylko domagają się realizacji tak zwanych „roszczeń” bez żadnego ekwiwalentu? Mniejsza zreszta z tym, bo przecież na licytacjach na aborcje się nie skończy, więc tylko patrzeć, jak środowiska żydowskie zainicjują wśród mikrocefali kolejną modę na przechwalanie się syfilisem. Pan red. Tomasz Piątek będzie układał rymy w rodzaju „chodźmy do Kazi (np. panny S.), chodźmy do Kazi, Kazia ma syfa, to nas zarazi”, albo dramatyczne jeremiady w postaci inwokacji do lubej: „tyś przyczyną moich łez, tyś mnie syfem zaraziła...” - wypełniając w ten sposób próżnię kulturową, jaka pojawia się w związku z ekspansją tak zwanej kultury żydowskiej.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych


        Ciekawe, że mało kto, a może nawet nikt, w zawirowaniu, jakie stało się udziałem naszego nieszczęśliwego kraju wokół aborcji, kiedy parlamentarny hegemon najpierw entuzjastycznie poparł społeczny projekt ustawy, a następnie, bez żadnej dyskusji nad nim, niemal jednomyślnie go odrzucił, głosując po raz kolejny tak samo, jak obóz zdrady i zaprzaństwa – że chyba nikt nie zauważył słonia w menażerii w postaci Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W całej tej sprawie Zakład Ubezpieczeń Społecznych pozostawał na uboczu, nie wtrącając się ani w demoniczny jazgot postępactwa z czarnymi podniebieniami, ani w angeliczne pienia protestu „białego” - a przecież ta ostentacyjna nieobecność może być – podobnie jak w przypadku Wojskowych Służb Informacyjnych, które na drodze zdrady narodu polskiego, zapoczątkowanej w służbie Józefa Stalina i Wawrzyńca Berii, w przesadnej obawie przed utratą żerowiska, przeszedłszy na służbę niemiecką, gotowe są doprowadzić do rozbioru Polski – wyższą formą obecności. Rzecz w tym, że to Zakład Ubezpieczeń Społecznych realizuje zobowiązania państwa w zakresie tak zwanych ubezpieczeń społecznych. Cóż to jest takiego – te „ubezpieczenia społeczne”? Jest to rodzaj hazardu. Obywatele zakładają się z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, że będą żyli długo, podczas gdy Zakład Ubezpieczeń Społecznych zakłada się z nimi, że będą żyli krótko. Jeśli obywatele żyją długo, no to wygrali – a ściślej – wydaje im się, że wygrali. Jeśli żyją krótko – to wygrał Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Warto zwrócić uwagę, że ZUS jest agendą państwową, więc tak naprawdę, to państwo jest zainteresowane tym, żeby obywatele żyli jak najkrócej. A nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że państwo, posługujące się zbrojnymi bandami, nazywanymi „tajnymi służbami”, których członkowie, w poczuciu całkowitej bezkarności, jako że wcześniej zapewnili sobie posłuszeństwo swoich konfidentów, pieczołowicie poumieszczanych w organach władzy i administracji, w organach ścigania i niezawisłych sądach, którzy w dodatku doskonale wiedzą, że swoją pozycję zawodową, społeczną i materialną zawdzięczają przetrwaniu bezpieczniackiego fundamentu, na którym cała ta konstrukcja się opiera, gotowi są na wszystko – że to państwo ma bardzo wiele instrumentów, by ten efekt osiągnąć, oczywiście bez informowania o tym samych zainteresowanych – bo i po co? „Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy!” - śpiewał Wojciech Młynarski. Skandaliczne w tym wszystkim nie jest to, że przedmiotem hazardu jest życie, ale to, że ludzie do takiego hazardu są zmuszani. A są zmuszani, bo w przeciwnym razie żaden przytomny człowiek takiej umowy by nie zawarł. Bo taka umowa zawierałaby po stronie obywatela zobowiązanie, że będzie przez co najmniej 35 lat przekazywał ubezpieczalni około 50 procent swojego dochodu, w zamian za co ubezpieczalnia obieca mu, że „ kiedyś coś ci damy”. „Kiedyś” - bo Sejm może zawsze zmienić wiek uprawniający do nabycia uprawnień emerytalnych i właśnie to zrobił oraz „coś” - bo podobnie może zmienić sposób naliczania świadczenia. Któż może wiedzieć, co będzie za 35, czy 40 lat? Krzysztof Dzierżawski opowiadał kiedyś historię swego dziadka, który – jak poddany austriacki – zaczął wpłacać składki emerytalne w Galicji, w zamian za co C-K Monarchia obiecywała mu kiedyś tam emeryturę. Ale w 1918 roku C-K Monarchia się rozpadła i dziadek zaczął płacić składki emerytalne Rzeczypospolitej Polskiej, która... - i tak dalej. Niestety w 1939 roku Adolf Hitler „napadł” na Polskę, podczas gdy Józef Stalin tylko do niej „wkroczył”, w następstwie czego dziadek stał się mieszkańcem Generalnego Gubernatorstwa, które pobierało od niego składkę emerytalną, w zamian za co... - i tak dalej – o ile oczywiście by dożył wymaganego wieku. Ale Hitler wojnę przegrał, w następstwie czego dziadek, nie ruszając się z miejsca, został obywatelem kolejnego państwa w postaci Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej - i dopiero ona, pobrawszy uprzednio wiele składek, wreszcie wypłaciła mu emeryturę – oczywiście całkiem inną niż ta, obiecywana przez C-K Monarchię. Obecnie Polska Rzeczpospolita Ludowa została zastąpiona przez III Rzeczpospolitą, która też sprawia wrażenie organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, więc w zmuszaniu przez nią swoich obywateli do hazardowania się w sprawie swego własnego życia nie ma niczego osobliwego.

        I wydaje się, że właśnie ta okoliczność legła u podstaw przywiązania do „kompromisu” - jakie dało o sobie znać 6 października. Rzecz w tym, że ten „kompromis” jest jednym z elementów podstawy kalkulacji finansowej, na jakiej cały system ubezpieczeń społecznych się opiera. Dramatyzmu całej sytuacji dodaje okoliczność, że poprzedni rząd ukradł 130 miliardów złotych z Otwartych Funduszy Emerytalnych, żeby sztucznie rozciągając w czasie bankructwo systemu ubezpieczeniowego, ukryć ten fakt przed obywatelami, no a teraz szykuje się „przejęcie” reszty, jaka jeszcze została, więc nic dziwnego, że w tej sytuacji każda zmiana pociągająca za sobą ubezpieczeniowe konsekwencje, może okazać się katastrofalna w następstwach. Zwrócił na to uwagę jeszcze w latach 90-tych francuski profesor chorób płucnych Lucjan Israel, wyjaśniając, że wydatki ubezpieczalni na opiekę nad człowiekiem w ostatnich 6 miesiącach jego życia, są wyższe, niż wydatki na tego samego człowieka przez cały wcześniejszy okres jego życia. Nic zatem dziwnego, że w ciągu tych ostatnich 6 miesięcy ubezpieczalnię tak boli, że już nie może tego wytrzymać - wskutek czego we wszystkich krajach, w których system ubezpieczeniowy zbliża się do bankructwa, nasila się aprobowana przez rządy propaganda eutanazji. Ta sama przyczyna leży u podstaw „aborcji eugenicznej” - bo zawiadujący ubezpieczalniami banksterzy doskonale przecież wiedzą, że prędzej, czy później będą musieli stawić czoła refundacji kosztów opieki nad ułomnymi dziećmi, które przecież mogą dorosnąć, no a wtedy koszty będą jeszcze większe. A ponieważ istnienie żerowiska dla Wojskowych Służb Informacyjnych i innych pasożytów zależy między innymi od rentowności instytucji ubezpieczeniowych, to nic dziwnego, że musiały zmobilizować całą agenturę zarówno w konstytucyjnych organach państwa, jak Sejm, czy Senat, jak i w środowiskach opiniotwórczych, to znaczy – w mediach i przemyśle rozrywkowym, co przybrało postać „czarnego protestu” w obronie „wagin” i „macic”. Oczywiście poprzebierane na czarno mięso armatnie nie zdawało sobie sprawy, o co naprawdę tu chodzi i chyba naprawdę myślało, że o „waginy” i „macice”. Nawiasem mówiąc, to jest argument, by jeszcze raz przemyśleć sensowność powszechnego głosowania. Nietrudno się bowiem domyślić, że im więcej durnic będzie głosowało, tym większe prawdopodobieństwo nieuchronnej katastrofy. Ale mówi się: trudno; będzie to, co ma być.

        Oczywiście nie ma takiej możliwości, by w tej tragicznej sytuacji nie pojawiły się elementy komiczne. Właściwie jeden. Oto w świetle deklaracji złożonej z trybuny sejmowej przez pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego okazało się, że politycznym interesom Prawa i Sprawiedliwości powinny zostać podporządkowane nawet pryncypia moralne. Co więcej – wydaje się, że nie tylko sam pan prezes Kaczyński jest o tym przekonany, ale że to przekonanie podzielają również Umiłowani Przywódcy na odcinku moralnym. Tego nawet Ben Akiba nie przewidział, więc nie da się ukryć, że żyjemy w ciekawych czasach.


© Stanisław Michalkiewicz
27-28 października 2016
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2