Zaliczyłem oto powrót do przeszłości.
Znów nasłuchałem się słów pogardy. Ten sam szymel. Te same instrukcje. Te same nienawistne narracje. Dowiedziałem się po raz „n-ty”, że wszystkiemu i tak winny jest PiS i Macierewicz. Gdy argumentowałem, że przecież to nie jest wina mojego środowiska politycznego, że ktoś oddał śledztwo w sprawie smoleńskiej tragedii samym tylko Rosjanom ‒ słyszałem rechot i kpiny. I to w studio „naszej” telewizji. Obecnie PO na naszych oczach dokonuje „ucieczki do przodu”. Dlaczego? Bo wiedzą, że to nie krasnoludki i sierotka Marysia odpowiadają za schowanie Smoleńska pod dywan przyjaźni polsko-rosyjskiej – tej sierocie po TPPR (Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej).
Znów mogę obserwować przemysł pogardy. Tylko w debacie telewizyjnej, w której brałem udział, posłanka Nowoczesnej („precz z dyktaturą kobiet”!…) odmieniała we wszystkich przypadkach pejoratywne rzeczowniki z przymiotnikiem „smoleński”, tak jakby jej formacja bardzo bała się konsekwencji prawdziwego, rzetelnego i wiarygodnego śledztwa smoleńskiego. Zatem partia, której przedstawiciele przecież nie mają nic wspólnego z ukrywaniem prawdy o Smoleńsku i mataczeniem w tej sprawie, przyłącza się chóru PO i mainstreamowych mediów. Dlaczego? Oskarżając PiS o „polityczne żerowanie” tragedii Smoleńska, sama Nowoczesna czyni to w spektakularny sposób. Wie przecież, że jest spory elektorat antypisowski przez lata musztrowany w duchu „antykaczyzmu” i „antypisizmu”. No i o ten elektorat ściga się zawzięcie z Platformą Obywatelską, tańcząc z wyrachowaniem na smoleńskich grobach.
Od czołowych dziennikarzy mediów mainstreamowych słyszałem narrację identyczną z tym, co powtarzali w telewizjach przedstawiciele PO: „nic nowego nie usłyszeliśmy na posiedzeniu podkomisji Berczyńskiego i Macierewicza”. To niebywałe, bo przecież nikt wcześniej oficjalnie nie mówił, że dwie osoby telefonowały z pokładu samolotu tuż przed jego uderzeniem o ziemię. Przecież zaprzecza to tezie, że to mgła była przyczyną katastrofy. A jednak „sekta antysmoleńska” uparcie twierdziła, że nic nowego się nie dowiedziała. Tak samo, gdy powiedziałem, że przecież czymś nowym jest informacja, że na miejscu tragedii znaleziono 18 aktywnych telefonów komórkowych, to przedstawiciel PSL (!) odparł mi, że przecież to niczego nie zmienia z punktu widzenia śledztwa… Cóż, każdy śledczy pewnie powiedziałby coś zupełnie odwrotnego niż ów przedstawiciel partii do niedawna współrządzącej. Takie przykłady można mnożyć.
Czasy się zmieniają, rządy się zmieniają, lata lecą, a nienawiść i strach pozostają niezmienne. Nienawiść do wszystkiego, co związane z chęcią odkrycia prawdy o tragedii 10 kwietnia 2010 roku. Strachu – przed konsekwencjami fałszowania tejże prawdy i kolaboracji z wrogami.
Kiedyś mistrzostwo w tym osiągała moskiewska „Prawda”, organ Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, nazywając białe czarnym i na odwrót. Prawda dla „Prawdy” nie była ważna. Dziś prawda nie jest ważna dla formacji polityczno-medialno-biznesowej, która boi się, że ujawnienie „kłamstwa smoleńskiego” podmyje fundamenty jej istnienia. Dlatego też, nawet po decyzjach wyborców i zmianie władzy, powtarza jak mantrę oskarżenia ludzi Prawa i Sprawiedliwości o to, że wciąż… wracają do sprawy Smoleńska. Doprawdy, pseudoargumenty są identyczne jak pięć, trzy czy dwa lata temu. Niczego się nie nauczyli? Niczego nie zrozumieli? Może. Ale bardziej prawdopodobne jest to, że są w trwodze. W wielkiej trwodze, że ujawnienie prawdy o 10.04.2010 spowodować może dla nich istny polityczny kataklizm. O stołki i tyłki tu chodzi – mówiąc wprost.
© Ryszard Czarnecki
26 października 2016
źródło publikacji: Autor / za: „Gazeta Polska”
www.gazetapolska.pl
26 października 2016
źródło publikacji: Autor / za: „Gazeta Polska”
www.gazetapolska.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz