Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Prezes Kaczyński wznawia II wojnę? Czy Adam Michnik może być ruskim agentem? Sznur w domu wisielca

Sznur w domu wisielca

        Charakterystyczne dla komentarzy dotyczących weta, jakie pan prezydent Andrzej Duda zastosował wobec dwóch ustaw zmieniających usytuowanie sądownictwa w Polsce, jest staranne unikanie międzynarodowego kontekstu tej decyzji – i to zarówno po stronie komentatorów rządowych, jak i po stronie komentatorów antyrządowych. Jedno i drugie jest całkowicie zrozumiałe; nie mówi się o sznurze w domu wisielca. W przypadku komentatorów rządowych nie wypada wiązać weta prezydenta Dudy z 45-minutową rozmową telefoniczną, jaką przeprowadziła z nim Nasza Złota Pani i po której pan prezydent ogłosił swoje ultimatum. Położenie akcentu na tę rozmowę nie tylko obnażałoby charakter stosunków w Unii Europejskiej, do której wciągnął Polskę nie tylko Leszek Miller, nie tylko Donald Tusk, ale i bracia Kaczyńscy. Tamci – wiadomo – reprezentują obóz zdrady i zaprzaństwa, ale bracia Kaczyńscy?
Dyć reprezentują, a właściwie reprezentowali obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm! Tymczasem traktat lizboński, za którego ratyfikacją prezes Kaczyński 1 kwietnia 2008 roku głosował, doprowadził Polskę do uzależnienia już nie tylko od Naszej Złotej Pani, ale nawet – od niemieckich owczarków w rodzaju Fransa Timmermansa, który szantażował Polskę sankcjami. Na wszelki tedy wypadek lepiej nie poruszać tego wątku tym bardziej, że i pan prezydent Duda ani się na ten temat zająknie, dając do zrozumienia, że swoją decyzję podjął „suwerennie”, niczym w 1981 roku generał Jaruzelski. Z kolei komentatorzy antyrządowi też nie są zainteresowani w eksponowaniu, a nawet – w ujawnianiu tego wątku, bo zbieżność telefonicznej interwencji Naszej Złotej Pani z kulminacją „spontanicznych protestów”, mogłaby rozmaitym ludziom nasunąć wątpliwości, czy te protesty aby na pewno były takie spontaniczne. To już lepiej udawać, że się wierzy, iż wszyscy uczestnicy tych protestów, te wszystkie panienki i starzy folksdojcze i konfidenci Wojskowych Służb Informacyjnych przeczytali te wszystkie ustawy i spenetrowali prawdę, że są one niezgodne ze standardami praworządności. Wymaga to co prawda milczącego założenia, że poziom wiedzy prawniczej w tak zwanych „masach”, które na wezwanie żydowskiej gazety dla Polaków manifestowały, jest niezwykle wysoki, skoro tysiące ludzi, bez żadnego przygotowania, potrafią przeczytać ze zrozumieniem 81-stronicowy projekt ustawy – bo taką właśnie objętość miał projekt dotyczący Sądu Najwyższego. Co w takim razie robią u nas jeszcze adwokaci i radcowie prawni – z czego właściwie żyją, skoro przy tak wysokim poziomie jurysprudencji nikomu żadne porady nie powinny być potrzebne?

        Tymczasem ten właśnie wątek wydaje się najważniejszy. Kiedy prezydent Donald Trump podczas wizyty w Warszawie zapowiedział „wsparcie” projektu Trójmorza, w Berlinie musiano dojść do wniosku, że żarty się skończyły i trzeba zrobić wszystko, by doprowadzić do zmiany rządu w Polsce na taki, który natychmiast wycofa się z wszelkich „mrzonek” o Trójmorzu i w podskokach wykona wszystkie rozkazy Naszej Złotej Pani, ewentualnie Martina Schulza, jeśli BND akurat w nim by sobie upodobała na kanclerza. Czy Nasza Złota Pani czymś pana prezydenta Dudę postraszyła, czy może odwrotnie – coś mu obiecała – tego pewnie nieprędko, albo i nigdy się nie dowiemy – dość, że pan prezydent uznał, że właśnie teraz może zademonstrować swoją niezależność. Z pewnego punktu widzenia trudno mu się dziwić, bo prezes Jarosław Kaczyński nie jest lojalny wobec swoich faworytów. Wysuwając ich na stanowiska decyzyjne, spycha na nich odpowiedzialność za SWOJE decyzje, a sam tej odpowiedzialności unika, kontentując się stanowiskiem prostego posła. Inna sprawa, że pan prezydent Duda, godząc się na kandydowanie na prezydenta, chyba zdawał sobie sprawę, po co prezes Kaczyński go na takie stanowisko wysuwa. Gdyby było inaczej, gdyby myślał, że to ze względu na swoje osobiste zalety, czy na swój doktorat, to by dowodziło, że jest bardzo mało spostrzegawczy – a wysuwanie takich podejrzeń wobec pana prezydenta byłoby niegrzeczne.

        Jak tam było, tak tam było - ale zademonstrowanie przez prezydenta Dudę swojej niezależności akurat w takiej sprawie i w takim momencie, wydaje się wychodzić naprzeciw niemieckim oczekiwaniom. Warto bowiem przypomnieć, że klub parlamentarny PiS dysponuje niezbyt dużą większością 235 posłów. Ma więc zaledwie 5 mandatów ponad połowę ustawowej liczby – w tym jednak 9 posłów należy do Polski Razem pobożnego ministra Jarosława Gowina. Pobożny minister Jarosław Gowin, który, jak wiadomo, już z niejednego komina wygartywał, po decyzji prezydenta Dudy zadeklarował, że przyjmuje ją „ze zrozumieniem”. Takie „zrozumienie” jest dziś panu prezydentowi Dudzie bardzo potrzebne, więc nie jest wykluczone, że i on ze swej strony wykaże „zrozumienie” dla oczekiwań pobożnego ministra Gowina – co mianowicie pan prezydent Duda by zaoferował i jemu i jego kolegom-posłom, za opuszczenie klubu parlamentarnego PiS. Nie jest to wcale takie mało prawdopodobne, bo – po pierwsze – kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat, więc skoro pobożny minister Gowin już raz puścił w trąbę Donalda Tuska, to dlaczego nie może powtórzyć tego z prezesem Kaczyńskim? Po drugie, że pobożny minister Gowin całkiem niedawno dostał pierwsze poważne ostrzeżenie. Został mianowicie usunięty z redakcji „Znaku”, co w S(r)alonie oznacza, że traci cenzus człowieka przyzwoitego. Warto dodać, że w tej redakcji zasiada pan Woźniakowski, ojciec Róży grafini Thun und Handehoch, którego, podobnie jak głowy innych świętych rodzin, jeszcze za komuny Niemcy futrowali rozmaitymi „nagrodami” ile tylko mogli. Gdyby tedy 9 posłów Polski Razem to zrobiło, rząd firmowany przez panią Beatę Szydło traci sławną „większość”, która dotychczas stanowiła alibi dla rekonstruowania w Polsce przedwojennej sanacji – i mamy oczekiwane przez Niemców przesilenie polityczne. Jestem pewien, że Niemcy wykorzystają wszystkie swoje możliwości i wpływy w naszym nieszczęśliwym kraju, by w ramach sławnych „procedur demokratycznych” osiągnąć upragniony cel nie tylko w postaci zablokowania projektu Trójmorza, który bez Polski nie ma racji bytu, ale i ponownego zainstalowania na pozycji lidera politycznej sceny ekspozytury Stronnictwa Pruskiego.

        Dodatkową poszlaką, wskazującą na wysokie prawdopodobieństwo takiego właśnie obrotu sprawy jest radość, której po ogłoszeniu weta pana prezydenta Dudy nie potrafili ukryć ani folksdojcze, ani stare kiejkuty, ani wreszcie – ich konfidenci, pieczołowicie uplasowani na stanowiskach w sądownictwie – miedzy innymi w następstwie przeprowadzonej już w „wolnej Polsce” operacji „Temida”.


Prezes Kaczyński wznawia II wojnę?

        Wprawdzie Umiłowani Przywódcy porozjeżdżali się na urlopy, ale obowiązek wzmożonej czujności nie został z tego powodu bynajmniej odwołany. Ponieważ niemiecki owczarek w służbie europejskiej, czyli zastępca Jana Klaudiusza Junckera na stanowisku wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, Franciszek Timmermans wystosował wobec polskiego rządu miesięczne ultimatum na ostateczne rozwiązanie kwestii praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju, to znaczy, że na przełom sierpnia i września wszyscy folksdojcze muszą osiągnąć stan gotowości bojowej. Przypomniał im o tym Grzegorz Schetyna – z tym jednak, że jeszcze chyba nie zapadła decyzja, kto zostanie rzucony do pierwszego rzutu natarcia. Po spektakularnej kompromitacji Sądu Najwyższego, który 1 sierpnia „zawiesił” postępowanie w sprawie Mariusza Kamińskiego, pożyteczni idioci nie będą już wykazywali takiego entuzjazmu w obronie „kasty”, jak to było dotychczas, kiedy to płonęły „łańcuchy światła”, a co gorliwsze obrończynie nawet rozkładały nogi przed Sejmem, gotowe w ten podstępny sposób zatrzymać złowrogi faszyzm. Rzecz w tym, że Sąd Najwyższy, zaledwie przed kilkoma miesiącami pryncypialnie zadekretował, że prezydent Duda, ułaskawiając Mariusza Kamińskiego przed uprawomocnieniem się wyroku „złamał prawo”, to znaczy – konstytucję i kodeks postępowania karnego. Kiedy jednak prezydent zawetował ustawę o Sądzie Najwyższym, która zakładała, że wszyscy sędziowie tego sadu przechodzą „w stan spoczynku”, to znaczy – z dnia na dzień wylatują z posady, z wyjątkiem tych, których na wniosek ministra sprawiedliwości wskaże prezydent Duda, uradowana pani pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf, pogalopowała do Belwederu, gdzie musiała panu prezydentowi obiecać, że niezawisły Sąd Najwyższy pójdzie mu na rękę. I tak się stało – Sąd Najwyższy z miedzianym czołem „zawiesił” postępowanie, dzięki czemu uzyskaliśmy dowód na piśmie nie tylko na to, że niezawisły sąd jest przekupny, ale nawet – za jaką cenę. Wśród pożytecznych idiotów, podburzanych wcześniej przez żydowską gazetę dla Polaków pod redakcją Adama Michnika, rozległ się jęk zawodu, więc w najbliższym etapie kombinacji operacyjnej do pierwszego rzutu natarcia stare kiejkuty i Judenrat z Czerskiej może wystawić „kobiety”. Wiadomo; kobieta, wszystko jedna, starsza, czy młoda, ładna czy nie, bogata, czy biedna, mądra, czy głupia – kobietą być nie przestanie, więc nic dziwnego, że żydokomuna, będąca obecnie w awangardzie komunistycznej rewolucji w Europie i Ameryce, właśnie „kobiety” upatrzyła sobie na proletariat zastępczy. Tradycyjny proletariat, to znaczy – pracownicy najemni – już dawno się od żydokomuny z pogardą odwrócił, a poza tym zawsze był fałszywym sojusznikiem rewolucji. Tradycyjny proletariusz o niczym innym nie marzył, jak tylko - jak najprędzej przestać być proletariuszem, to znaczy – wzbogacić się. Taki wzbogacony proletariusz z dnia na dzień stawał się „drobnomieszczaninem”, szczególnie przez żydokomunę znienawidzonym – bo też i on nienawidził żydokomuny z całej duszy, nie bez powodu podejrzewając ją, że chce mu odebrać to wszystko, do czego z takim trudem doszedł. Toteż na obecnym etapie żydokomuna „wyzwala”, a to „kobiety”, a to „sodomitów i gomorytki”, a to „zwierzęta”, a nawet „klimat”, który doznaje niewymownych cierpień z powodu globalnego ocieplenia, albo oziębienia – bo tu są dwie szkoły postępowej myśli rewolucyjnej. Obydwie jednak stykają się w momencie, gdy idzie o handel limitami dwutlenku węgla. Znaczy – nieważne, czy „klimat” doznaje niewymownych cierpień z powodu „ocieplenia”, czy „ochłodzenia”, bo tak czy owak biznes „sze kręczy” - jak to mówiono ongiś w sferach kupieckich.

        Ale kiedy folksdojcze szykują się do ostatecznej rozprawy, również prezes Kaczyński poszedł na totalną konfrontację z Niemcami. Podczas ostatniej konferencji PiS przypomniał sobie, że Polska nie otrzymała stosownych reparacji wojennych od Niemiec. Rządowi pieniądze zawsze się przydadzą, zwłaszcza, że na wspomnianej konferencji pan prezes podkręcił ministrów, żeby przyspieszyli prace nad kolejnymi programami rozdawniczymi, w rodzaju „mieszkanie plus”, czy darmowe leki dla starców. Toteż złowrogi minister Antoni Macierewicz, przeciwko któremu żydowska gazeta dla Polaków wynajęła pana red. Tomasza Piątka, a ten bez ceregieli zdemaskował go jako ruskiego agenta, ogłosił, że Polska wystąpi do Niemiec o stosowne reparacje. Na niemiecką odpowiedź nie trzeba było długo czekać; pani Ulryka Demmer, zastępczyni rzecznika niemieckiego rządu oświadczyła, że sprawę reparacji dla Polski rząd niemiecki uważa za „ostatecznie uregulowaną”. Wygląda tedy na to, że sprawa reparacji wojennych od Niemiec będzie w polskiej polityce pełniła rolę podobną, jak obecnie katastrofa smoleńska: „dążenie do prawdy” - co nie jest przecież tożsame z dotarciem do niej, znakomicie służy Prawu i Sprawiedliwości do emocjonalnego rozhuśtywania wyznawców prezesa Kaczyńskiego, którzy biorą udział w procesjach, czyli tzw. „miesięcznicach” w ramach smoleńskiej liturgii – a przeciwnikom PiS w rodzaju Platformy Obywatelskiej, czy nawet bojówek, prawdopodobnie powstałych z inspiracji starych kiejkutów, w postaci „Obywateli RP” - do emocjonalnego rozhuśtywania wyznawców „konstytucji”, albo – jak kto woli - „demokracji” w stronę przeciwną. Podobnie będzie w sprawie reparacji; bardzo trudno będzie Polsce zmusić Niemcy, by zrobiły coś, czego nie będą chciały zrobić zwłaszcza w sytuacji, gdy Polska – to znaczy – nie żadna tam „Polska”, tylko polskojęzyczni sowieccy okupanci – przy różnych okazjach tych reparacji się pozrzekali. To trochę jazda po bandzie i w dodatku – bez trzymanki - bo podważanie ciągłości państwa w sytuacji, gdy rozmaite wojenne remanenty między Polską i Niemcami są nadal pootwierane, może odbić się naszemu i tak już przecież nieszczęśliwemu krajowy, bardzo nieprzyjemną czkawką. Czy zatem ta skórka, w postaci demonstrowania przez prezesa Kaczyńskiego „niezłomnego dążenia” do wygrania przez Polskę II wojny światowej, opłaci się za wyprawkę, czy też – co nie daj Boże – zakończy się otwarciem jakiejś „puszki z Pandorą”? Ciekawa rzecz, że przewodnią rolę zarówno w „dążeniu do prawdy” odnośnie katastrofy smoleńskiej, jak i w „dążeniu” do uzyskania od Niemiec reparacji wojennych, pełni ten sam Antoni Macierewicz, który – jak tak dalej pójdzie – ma szanse zostać patronem spraw beznadziejnych, na podobieństwo św. Tadeusza Judy. Co bowiem się stanie, jak Niemcy przypomną, że nie tylko obóz zdrady i zaprzaństwa stręczył Polakom Anschluss do Unii Europejskiej, czyli poddanie Polski niemieckiej kurateli, ale również – płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm w osobach braci Kaczyńskich, który w 2003 roku również Anschluss Polakom stręczyli? Postawiłoby to prezesa Kaczyńskiego w sytuacji trochę podobnej, do obecnej sytuacji Sądu Najwyższego, co również jego wyznawców naraziłoby na potężny dysonans poznawczy i mogłyby zagrozić priorytetowi politycznemu w postaci pomników prezydenta Lecha Kaczyńskiego – no bo kolejny priorytet, w postaci tarzania Donalda Tuska w smole i pierzu, właśnie wkracza w kolejną odsłonę.


Czy Adam Michnik może być ruskim agentem?

        Co trzeba zrobić, żeby zostać ruskim agentem? Po pierwsze – trzeba podpaść Niemcom. Po drugie – trzeba podpaść Żydom. To ostatnie jest zresztą stosunkowo łatwe, bo – po pierwsze – na tym etapie (bo wszystko podlega mądrości etapu), żydokomuna ściśle kolaboruje z Niemcami. Chodzi o to, że o ile polityka historyczna niemiecka jest nakierowana na stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za drugą wojnę światową, podczas gdy żydowska polityka historyczna nastawiona jest na zagwarantowanie możliwości materialnego eksploatowania holokaustu. Ponieważ jeszcze w 2000 roku kanclerz Schroeder oświadczył, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca” - co stawiało cele dotychczasowej żydowskiej polityki historycznej pod znakiem zapytania – trzeba było błyskawicznie skoordynować żydowską politykę historyczną z historyczną polityką niemiecką tak, żeby w miarę zdejmowania odpowiedzialności za II wojnę z Niemiec, przerzucać tę odpowiedzialność na winowajcę zastępczego, na którego została wytypowana Polska. Toteż żydokomuna w Polsce i poza nią, prześciga się w pomysłach, jakby tu przyprawić narodowi polskiemu odrażający wizerunek narodu morderców, zaś jej główny organ prasowy na terenie Polski, czyli żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika, od lat prowadzi tak zwaną „pedagogikę wstydu”, której celem jest wywołanie w społeczeństwie polskim trwałego poczucia winy wobec Żydów. To poczucie winy ułatwiłoby bowiem jerozolimskiej szlachcie, jaka pojawiłaby się w Polsce w następstwie ewentualnej realizacji żydowskich roszczeń majątkowych, panowanie polityczne bez konieczności nieustannego odwoływania się do terroru.

        To wszystko są rzeczy znane, a jeśli o nich przypominam, to tylko dlatego, że mamy do czynienia z kolejnym obszarem koordynacji niemiecko-żydowskiej. Ponieważ Donald Trump, jeszcze jako kandydat na prezydenta, wypowiadał się krytycznie na temat niemieckiej hegemonii w Europie, a krytykę tę podtrzymał już jako prezydent, Niemcy zagięły na niego parol. Ale ponieważ Niemcom nie bardzo wypada wprost atakować amerykańskiego prezydenta, do pierwszego szeregu krytyków Donalda Trumpa wskoczyła żydokomuna. Głównym zarzutem, jaki wysunęła przeciwko prezydentowi USA jest oskarżenie o niejasne kontakty z Kremlem, wskazujące, że Donald Trump może być ruskim agentem. Ten wątek twórczo rozwija w swoich wypracowaniach nasza Jabłoneczka, czyli małżonka Księcia-Małżonka Radosława Sikorskiego, no a redakcyjny Judenrat „Gazety Wyborczej” obstalował stosowne wypracowanie u pana red. Tomasza Piątka. Pan Tomasz Piątek jest osobnikiem z przeszłością, głównie na tle nadużywania mocnych narkotyków, więc do tej operacji nadawał się jak mało kto, bo wiadomo, że u narkomanów bardzo często pojawiają się skłonności do konfabulacji. Taki jeden z drugim narkoman konfabuluje w stanie pomroczności jasnej, więc święcie w swoje wizje wierzy, co jest atutem nie do pogardzenia. Obstalunek dla pana red. Tomasza Piątka dotyczył ministra Antoniego Macierewicza, który przez michnikowszczynę jest znienawidzony za ujawnienie konfidentów w roku 1992, podobnie za rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych, to znaczy – ówczesnego wcielenia RAZWIEDUPR-a, z którym Michnikuremek, czyli triumwirat moralnych autorytetów, dogadał się w 1989 roku co do podziału władzy nad mniej wartościowym narodem tubylczym. Ten dogowor musiał być zabezpieczony rozmaitymi „hakami”, których RAZWIEDUPR-owi z pewnością nie brakowało, toteż dopiero na tym tle lepiej możemy zrozumieć zaniepokojenie, wywołane „Aneksem” do „Raportu o rozwiązaniu WSI” - jakie śmierdzące dmuchy mogą stamtąd się wydostać. Toteż kiedy po wizycie prezydenta Trumpa w Warszawie, gdzie obiecał on „wsparcie” dla projektu Trójmorza, Niemcy przystąpiły do realizacji kolejnej kombinacji operacyjnej w Polsce, której celem jest doprowadzenie do zmiany rządu na taki, który Polskę z projektu Trójmorza wycofa, puszczone zostały w ruch wszystkie mechanizmy, między innymi – pan red. Piątek, za którym murem stanęły rozmaite organizacje broniące wolności słowa. Czy współwłaściciel „Gazety Wyborczej”, stary, żydowski finansowy grandziarz, sypnął im złotem, czy tylko obiecał, że sypnie – to nieistotne, bo pan red. Piątek z odrabiającego pensa na łaskawym chlebie, z dnia na dzień przepoczwarzył się w Wielką Nadzieję Światowego Dziennikarstwa, a być może nawet – w Autorytet Moralny. Oskarżył mianowicie ministra Macierewicza, że jest ruskim agentem, bo współpracował ongiś z Robertem Luśnią, który okazał się konfidentem SB, no i kontaktował się z Konradem Rękasem, który z kolei kolaborował z Mateuszem Piskorskim, co to już od roku jęczy i szlocha w wydobywczym areszcie. Ale oskarżenie ministra Macierewicza przez żydowską gazetkę dla Polaków, wychodzącą w „małym żydowskim miasteczku na niemieckim pograniczu” mogłyby nie mieć dostatecznego rezonansu, toteż w ramach kolaboracji, jaką na tym etapie prowadzą z Żydami i Niemcy, pan red. Konrad Schuller, warszawski korespondent „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, swoimi słowami napisał, co mu tam w charakterze gotowca podsunął redakcyjny Judenrat z Czerskiej, a co mu w dodatku opowiedział pan Rękas – że mianowicie minister Macierewicz dzwonił do niego „nawet o piątej rano”.

        Skoro takie okoliczności mogą przesądzać o byciu ruskim agentem, to warto przypomnieć, że pan red. Adam Michnik kontaktował się nie z panem Konradem Rękasem, a z samym prezydentem Włodzimierzem Putinem, który podczas wycieczek do Klubu Wałdajskiego, swoich gości obficie karmił i poił. Co tam zimny ruski czekista Putin podczas takich bliskich spotkań III stopnia sączył panu red. Michnikowi do ucha, co pan red. Michnik sączył do ucha zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi – tego oczywiście nie wiemy, ale na pewno nie było to rzeczy zdawkowe, bo ani zimny ruski czekista nie mówi rzeczy zdawkowych, a już na pewno rzeczy zdawkowych nie mówi pan red. Michnik, którego każdą wypowiedź warto ryć spiżem na marmurze – i jestem pewien, że już niedługo tego doczekamy. Zanim jednak to nastąpi, to warto przypomnieć, że u progu naszej sławnej transformacji ustrojowej pan red. Michnik bawił w Moskwie, gdzie – jak powiadają – stręczył najważniejszym sowieciarzom wynalazek Michnikuremka w osobie „Bolka”, który potem został nawet prezydentem naszego nieszczęśliwego kraju i mimo rozmaitych śmierdzących dmuchów, jakie unoszą się wokół jego osoby, aż do dzisiaj zażywa reputacji autorytetu moralnego.


© Stanisław Michalkiewicz
2-7 sierpnia 2017
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji
UAKTUALNIENIE: 2017-08-07-00:28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2