„Od wczesnej zimy odpowiadam już po raz 153. na to pytanie. Powiedziałem, że nie wybieram się do Brukseli i to podtrzymuję”.Co można powiedzieć o polityku, który obiecywał Polakom cuda-wianki, po czym na rozkaz Berlina niczym karny żołnierz Wehrmachtu z ulgą opuścił front wschodni i warszawski garnizon udając się na nowe wyznaczone mu przez niemieckie dowództwo miejsce stacjonowania?
Mało tego, śledząc niemieckie media wiemy już, że gefreiter Tusk otrzyma kolejny rozkaz i wróci do Warszawy by w 2019 roku ponownie powalczyć w wyborach o premierostwo. Ja powiem więcej. Jeżeli ten plan by się powiódł to niemiecki kontraktowy żołdak Tusk otrzyma już drugi raz rozkaz porzucenia premierostwa i zostanie wyekspediowany jako kandydat na prezydenta w 2020 roku z zadaniem pozbawienia tego urzędu Andrzeja Dudy. Przed przybyciem Tuska do prokuratury bardzo ciekawej wypowiedzi dla TV Trwam udzielił Jarosław Kaczyński: „Ja lojalnie powiedziałem pani Merkel w Warszawie, że może być różnie z Donaldem Tuskiem, żeby jednak brała to pod uwagę, jeśli go popiera na przewodniczącego Rady Europejskiej. To nie zostało przyjęte do wiadomości. My mamy wobec tego pełną swobodę, bo mówiliśmy o tym, jeśli chodzi o tego rodzaju działania. Polskie prawo musi być przestrzegane, a Donald Tusk jest takim samym polskim obywatelem, jak każdy inny”. Dlaczego zatem Angela Merkel nie przyjęła do wiadomości słów Jarosława Kaczyńskiego? Dlaczego stawiając na Tuska ostentacyjnie pokazała nie tylko Polsce, ale i całemu światu, że Donek jest jej wiernym niemieckim żołnierzem? Po pierwsze caryca z Berlina liczy, że zanim Tuskowi naprawdę zrobi się gorąco koło tyłka uda się wreszcie obalić rząd w Warszawie, albo w wersji bardziej pesymistycznej dotrwać do wyborów, które partia zewnętrzna (czytaj niemiecka), jaką jest Platforma Obywatelska wygra z wydatną pomocą agentury wpływu. Po drugie ignorując słowa prezesa Kaczyńskiego Merkel dała Polakom do zrozumienia, że służący Berlinowi, niemiecki gefreiter Tusk jej zdaniem jest poza jurysdykcją polskich sądów, czyli trzeba go traktować jako przedstawiciela obcej armii, który podlega tylko niemieckiemu dowództwu.
Przez 44 lata komunistycznych rządów i 28 lat trwania PRL-bis wykształciła się nad Wisłą spora grupka kompletnie zdegenerowanych i wykolejonych przez lewacką propagandę obywateli, którzy nie widzą niczego złego w tym, żeby na czele rządu stał ewidentny zdrajca służący od dawna w obcej i wrogiej Polsce politycznej armii. Słyszę często głosy polityków, ekspertów i publicystów, że Tusk nie ma ochoty na powrót do polskiej polityki i zapewne wszystkie te spekulacje się nie sprawdzą. Elementarnym błędem takiego myślenia jest to, że owi polityczni komentatorzy zakładają a priori, że to sam Tusk podejmuje decyzje i stanowi o swojej dalszej politycznej karierze. Jednak cała jego kariera polityczna poczynając od Kongresu Liberalno-Demokratycznego finansowanego przez niemiecką partię CDU zupełnie temu zaprzecza. Tusk jest niemieckim politycznym żołdakiem, a jak wiemy w wojsku, służba nie drużba, dziś tu, a jutro tam i nikt wydając rozkazy nie będzie pytał się podkomendnego o zdanie.
© Mirosław Kokoszkiewicz
18 sierpnia 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
18 sierpnia 2017
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz