Czy to dlatego, że zrobiło się cieplej, czy też z innych, zagadkowych przyczyn, wydarzenia nabierają niespotykanej wcześniej dynamiki. Oto Nasza Złota Pani wzięła i „wsparła” francuskiego prezydenta Emanuela Macrona, co to – podobnie jak Frans Timmermans - najwyraźniej też upodobał sobie w roli owczarka niemieckiego i tarmosi już nie tylko Umiłowanych Przywódców naszego nieszczęśliwego kraju, ale również innych krajów Europy Środkowej za „cyniczne podejście” i „zdradę” Unii Europejskiej. To „podejście” i ta „zdrada” polega na tym, że państwa Środkowej Europy nie chcą ani powtarzać, ani partycypować w głupstwach popełnionych przez Naszą Złotą Panią, która zaprosiła do Europy tak zwanych „uchodźców”, a teraz – podobnie jak Murzyni na pustyni, co to złapali grubasa („Raz Murzyni na pustyni złapali grubasa; nie wiedzieli, co mu zrobić, ucięli...” no, mniejsza z tym), a teraz nie wie, co z nimi zrobić, więc chciałaby wtrynić wszystkim nieszczęśliwym krajom tak zwane „kontyngenty”, a przy okazji wytresować je w pruskiej dyscyplinie – żeby słuchały rozkazów Berlina bez żadnych zastrzeżeń.
Ponad 70 procent Polaków opowiada się przeciwko importowaniu uchodźców, chociaż zarówno socjaliści bezbożni w rodzaju Sławomira Sierakowskiego, jak i socjaliści pobożni w rodzaju przewielebnego ojca Wacława Oszajcy, perswadują odwrotnie, z tym, że pierwsi używają argumentacji czysto laickiej, podczas gdy drudzy – argumentacji z pozoru chrześcijańskiej – że mianowicie Polska powinna przyjąć uchodźców w ramach miłości bliźniego swego. Tymczasem bliźniego swego – owszem, należy miłować, ale JAK SIEBIE SAMEGO, czyli nie bardziej. Jeśli zatem przyjęcie uchodźców stworzyłoby realne niebezpieczeństwo albo dla państwa, albo dla narodu, to miłość bliźniego nie ma tu nic do rzeczy. Chrześcijaństwo jest wprawdzie religią wymagającą, ale realistyczną, zwłaszcza w sytuacji, gdy obecna wędrówka ludów prawie na pewno została sprowokowana w interesie bezcennego Izraela, który w tej sprawie zachowuje się, jakby go nie było. A przecież i krwawy chaos, wywołany w tych krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz Afryki Północnej, które wcześniej uważane były za potencjalne zagrożenie dla Izraela, podobnie jak exodus co najmniej półtora, a może nawet dwóch milionów młodych, zdolnych do walki mężczyzn, z tego właśnie regionu, potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela zdecydowanie zmniejsza, podczas gdy dla Europy – zwiększa tym bardziej, że uchodźcy wcale nie chcą się w Europie asymilować. Polska bowiem ma z muzułmanami wielowiekowe i dobre doświadczenia. Stanowili u nas oni część stanu szlacheckiego i dochowywali lojalności wobec Rzeczpospolitej, nawet gdy wojowała ona z Turcją – podówczas politycznym kierownikiem świata muzułmańskiego. Toteż warto i dzisiaj posłuchać polskich muzułmanów, których przywódca, mufti Tomasz Miskiewicz postuluje przywrócenie kary śmierci za terroryzm, czy Selim Chazbijewicz, zwracający uwagę, że odmowa integracji kulturowej wcale nie należy do istoty islamu. A przede wszystkim warto sprawdzić, czy przewielebny ojciec Oszajca gotów jest przyjąć do swojej celi jakichś muzułmańskich szlafkamratów, podpisać notarialne zobowiązanie, że będzie ich na własny koszt utrzymywał, kwaterował, odziewał i leczył w chorobie i złożyć stosowne poręczenie majątkowe. Bo jeśli nie i tylko klapie dziobem, co powinni zrobić „inni”, to wychodzi na błazna i to w dodatku – błazna niebezpiecznego, który propaguje kradzież zuchwałą. Mam tedy nadzieję, że prezydent Duda wreszcie wystąpi z inicjatywą ustawodawczą, przewidującą od każdego chętnego do przyjmowania uchodźców złożenie wspomnianego notarialnego zobowiązania i poręczenia majątkowego i wtedy byśmy się przekonali ilu naprawdę jest zwolenników powtarzania głupstw popełnionych przez Naszą Złotą Panią. Nawiasem mówiąc, zapowiedź wizyty prezydenta Trumpa w Warszawie, gdzie 6 lipca ma on wziąć udział w Forum Państw Trójmorza sprawiła, że i Komisji Europejskiej zmiękła rura i przestała szantażować Polskę „sankcjami”. Toteż tylko owczarek niemiecki z Paryża po staremu ujada miotając bezsilne złorzeczenia. Swoja drogą, na co przyszło dumnej Francji, że wybiera sobie na Umiłowanego Przywódcę wychowanka Pani Wychowawczyni, którego wzięła na smycz również Nasza Złota Pani!
Tymczasem w Polsce rozpoczęło się męczeństwo Donalda Tuska. Jak wiadomo, wytarzanie go w smole i pierzu jest jednym z politycznych priorytetów prezesa Jarosława Kaczyńskiego. I oto kiedy wydarzenia wokół Polski nabierają dynamiki, przed sejmową komisją badającą aferę Amber Gold odbyło się przesłuchanie Michała Tuska, którego w niewinności wspierał mecenas Roman Giertych. Wprawdzie go wspierał, jak tam potrafił, ale z obfitości serca usta mówią, więc zanim zdążył kopnąć młodego premierowicza pod stołem w kostkę, ten wypaplał, że wraz z ojcem wiedział, że ten cały Amber Gold, to „lipa”. Premier Tusk, co to w swoim czasie „nadzorował” (he, he!) tajne służby, mógł to wiedzieć na przykład od jakiegoś starego kiejkuta z Wojskowych Służb Informacyjnych, który go oświecił skrzydlatymi słowy: wiecie-rozumiecie Tusk, nie pakujcie nosa między drzwi, bo w Amber Gold my kręcimy lody, więc niech żadna Schwein czy to z niezależnej prokuratury, czy z niezawisłego sądu nam nie przeszkadza. Zrozumiano? Toteż nic dziwnego, że wszyscy dygnitarze ze sławnego na całym świecie z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego, nie tylko tempore criminis nie zauważali słonia w menażerii, ale i dzisiaj, nawet na zadawane przez sejmową komisję pytanie o nazwisko, odpowiadają: nie wiem, nie pamiętam. Najwidoczniej skądś wiedzą, ze niechby któremu zaczęło się coś przypominać, to zaraz ktoś by im przypomniał, skąd wyrastają im nogi. Więc prawdzie Donald Tusk oświadczył, że „jest dumny” z syna, ale to tak się tylko mówi, bo jestem pewien, że gdyby mógł, to wysmagałby go pasem za gadatliwość i nie przeszkodziłby mu w tym nawet pan mecenas Giertych. Wprawdzie Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, korzysta z bezwarunkowego immunitetu, ale gdyby jednym susem schronił się teraz za jego murami, to byłoby to zrozumiane jako ucieczka w krzaki „(fugas chrustas” - jak mawiał Cześnik Raptusiewicz) przed stawieniem czoła odpowiedzialności tym bardziej, że wczesniej stawil się na przysłuchanie w prokuraturze, urządzając przy okazji parodię triumfalnego wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy. Jak pamiętamy, Pan Jezus wjechał do Jerozolimy na ośle, czy może na oślicy, podczas gdy Donald Tusk od Dworca Centralnego do prokuratury przeszedł pieszo, chociaż w jego orszaku towarzyszyła mu posągowa pani Małgorzata Kidawa-Błońska i Ewa Kopacz. Gdyby tak dosiadł której z nich, Warszawa nieprędko by to zapomniała. Ale wiadomo, że miłe są tylko złego początki, zwłaszcza, że smoły do wytarzania Donalda Tuska właśnie dostarczył gadatliwy syn. Ładny interes!
Ilustracja © KTF News / www.ktfnews.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz