Od początku lat 90. konstrukcja ataków na Antoniego Macierewicza opierała się na tym samym modelu: epatowaniu prymitywnym kłamstwem i dezinformacją oraz odwoływaniu do negatywnych skojarzeń i odczuć, wśród których strach, zawiść i irracjonalna niechęć odgrywają rolę wiodących ekscytacji. Wielu naszym rodakom - ludziom słabym i zależnym od projekcji ośrodków propagandy z łatwością wmówiono, że polityk skuteczny, mający trwałe zasady moralne i solidny fundament ocen rzeczywistości, musi należeć do osób „kontrowersyjnych i ekstrawaganckich”.
Operacja „esbeckiego gambitu”, której celem jest pozbawienie stanowiska ministra obrony narodowej, nie odróżnia się od poprzednich kombinacji, w których sięgano po dowolne łgarstwa, manipulacje i intrygi. Jeśli nawet nie miały one żadnego związku z faktami i prowadziły na bezdroża rozumu – tym gorzej dla faktów i logiki.
Efekt nie jest bowiem zależny od miary intelektu lub normy sumienia, ale od możliwości dotarcia do odbiorcy i zmuszenia go do obcowania z zatrutym źródłem. Odbiorca jest tym bardziej podatny na dezinformację, im dłużej trwa atak i częściej utrwalają się negatywne skojarzenia. Dla osiągnięcia celu nie trzeba nic więcej.
Efekt nie jest bowiem zależny od miary intelektu lub normy sumienia, ale od możliwości dotarcia do odbiorcy i zmuszenia go do obcowania z zatrutym źródłem. Odbiorca jest tym bardziej podatny na dezinformację, im dłużej trwa atak i częściej utrwalają się negatywne skojarzenia. Dla osiągnięcia celu nie trzeba nic więcej.
Jedna okoliczność tworzy „nową jakość” w obecnej kombinacji – aktywny udział polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz włączenie w nią partyjnych przekaźników, zwanych „wolnymi mediami”. W tekstach z poprzednich miesięcy wskazywałem na szereg wypowiedzi i decyzji, które jednoznacznie podkreślały to uczestnictwo i przyczyniały się do wytworzenia atmosfery korzystnej dla celów „esbeckiego gambitu”. Jeśli dziś niektórzy mędrcy odkrywają, że „odejście Antoniego Macierewicza jest możliwe”, to konkluzja spóźniona o co najmniej pół roku.
Przedświąteczna inscenizacja z „dyscyplinowaniem” B. Misiewicza, rozegrana przez J. Kaczyńskiego i jego media, przecina wątpliwości co do intencji prezesa PiS. Na oczach milionów Polaków urządzono ponure widowisko, angażując w nie najważniejszych polityków, ośrodek prezydencki i rządowe media. Tylko niewiele osób potrafiło dostrzec, że wokół „casusu Misiewicza” – rozegranego wyłącznie w celu dyskredytacji Antoniego Macierewicza, powstała realna „wspólnota brudu” – sojusz partii rządzącej i antypolskich ośrodków propagandy. To ważny dowód na prawdziwość tezy, że większość rzekomych sporów na linii rząd -„opozycja”, gros medialnych potyczek i spektakularnych walk, należy traktować jako mistyfikację mającą uwiarygodnić mitologię demokracji i istnienie w III RP „mechanizmów politycznych”. W rzeczywistości – mamy do czynienia z rodzajem gry, w której Polacy występują w roli widzów teatru cieni. Gry korzystnej dla obu stron, ponieważ jedną uwiarygadnia jako „opozycję”, drugą zaś stawia w roli „ofiary” i rozgrzesza jej zaniechania. Warto zwrócić uwagę, że z „pola rażenia” tej gry wyłączony jest prezydent Andrzej Duda – co też znakomicie podkreśla jego rolę „stabilizatora układu”.
Powstały w ten sposób „system naczyń połączonych”, pozwala manipulować nastrojami społecznymi i unikać prawdziwych zmian. Dopiero temat, w którym pojawia się interes nadrzędny środowiska decydenckiego III RP, ujawnia faktyczną symbiozę i korelacje działań PiS-u i tzw. ”opozycji”.
Po przeprowadzeniu przedświątecznej inscenizacji, wpojeniu wyborcom kilku „sondaży” poparcia oraz wytężonej pracy partyjnych wyrobników – owa „wspólnota brudu” przejdzie wkrótce do etapu końcowego. Trzeba będzie przekonać elektorat, że obecność Antoniego Macierewicza na tyle szkodzi świetlanemu wizerunkowi partii, iż została ona zmuszona podjąć niezbędne kroki w celu "obrony nadrzędnych wartości".
Intensyfikacja działań pozwala przypuszczać, że ten etap potrwa ok.2-3 tygodni i zakończy się odejściem szefa MON.
Skłaniam się ku opinii, że, tzw. „względy wizerunkowe” odgrywają tu jedynie rolę pretekstu, tym mocniej nagłaśnianego, że elektorat PiS od lat utrzymywany jest w przeświadczeniu, iż należy unikać wszelkich „prowokacji”, dbać o dobre relacje z ośrodkami propagandy oraz zabiegać o poparcie mitycznego „wyborcy centrowego”.
Decyzja J. Kaczyńskiego, by ze „sprawy Misiewicza” uczynić kilkudniowy spektakl medialny i rozegrać go w świetle kamer telewizyjnych pokazuje, że szef partii niespecjalnie zabiega o jej wizerunek, a teza o „obronie wizerunku” jest niewiele warta. Gdyby było inaczej, nie dopuszczono by do takiej ekspozycji tematu i publicznego „kajania” partyjnych aparatczyków.
Ponieważ PiS musi osłonić swój udział w „esbeckim gambicie”, tematem przewodnim operacji wymierzonej w Macierewicza będą działaniach służące poprawie wizerunku partii oraz trosce o najwyższe standardy sprawowania władzy. To bardzo „chwytliwy” temat, bo dla większości wyborców PiS zarzut „szkodnictwa wizerunkowego” jest rodzajem najciężej zbrodni, zaś postawienie tego zarzutu skutecznie paraliżuje krytykę i samodzielne myślenie.
Stopień zaawansowania kombinacji sprawia, że istota problemu nie dotyczy już kwestii – jak i kiedy, lecz pytania, którego nikt nie ma ochoty zadać: dlaczego?
Jeśli odrzucimy „względy wizerunkowe”, których logika prowadziłaby do intencji przypodobania się idiotom i kanaliom, pozostanie motyw, który zawsze był faktycznym powodem ataków na Antoniego Macierewicza – ochrona interesów agentury i „długiego ramienia Moskwy”.
Na przestrzeni ostatnich trzech dekad, trudno byłoby wskazać polityka, który mocniej naruszył interesy tego środowiska. Zawsze więc, gdy pojawiają się żądania odejścia Macierewicza, inspiratorów i decydentów kombinacji trzeba szukać w środowisku służb wojskowych PRL i ich agentury. To sprawia, że, (co najmniej od roku 1992) rzetelna odpowiedź na pytanie: komu i dlaczego przeszkadza Antonii Macierewicz, musi uwzględniać diagnozę wpływów Kremla na procesy zachodzące w III RP.
Jeśli również dziś rządzą nami ludzie, którym obawa przed zarzutem rusofobii (i każdej innej załganej normy) nie pozwala wyjść z kręgu jałtańskiego „georealizmu” i skłania ich do ustępstw przed antypolską zgrają, jest to oznaką tej najgorszej patologii.
Podobnie, jak ucieczka PiS-u od wszystkich tematów związanych z aktywnością środowiska b. WSI, jak ukrywanie Aneksu, nierozliczenie okresu prezydentury B.Komorowskiego czy wstrzymanie przez J.Kaczyńskiego MON-owskich projektów ustawy dezubekizacyjnej i degradacyjnej. Ostatnim przejawem tej tendencji jest pominięcie najważniejszej z afer poprzedniego reżimu - afery marszałkowej, w zbiorze opublikowanej przez PiS tzw. ”listy afer koalicji PO-PSL”. Nie sposób uznać to za przypadek.
Niełatwo też wytłumaczyć, że właśnie w takich sprawach i wszędzie tam, gdzie pojawia się cień „długiego ramienia Moskwy”, można dostrzec złowrogą ciszę i niechęć do podjęcia trudnych tematów.
Dawno temu napisałem, że jeśli partia rządząca nie wykazuje woli oczyszczenia Polski z wpływów środowiska WSW/WSI, jeśli ucieka od oceny byłego lokatora Belwederu i nie zamierza podjąć audytu tej prezydentury, można to wytłumaczyć tylko jedną okolicznością – istnienia układu gwarantującego bezkarność ludzi z tego środowiska.
Współuczestnictwo prezydenta Dudy i polityków partii Kaczyńskiego w działaniach wymierzonych w szefa MON, wyglądają zatem niczym efekt jakichś tajnych paktów lub ograniczeń, które legły u podstaw „nowego rozdania” z 2015 roku. To, że nikt nie ma odwagi ich dostrzec, a tym bardziej – nazwać po imieniu, jest kolejnym dowodem pozostawania III RP pod kuratelą obcych sił i interesów. Dopatrywanie się w tych działaniach wyłącznie aktywności „totalnej opozycji”, nie tylko kompromituje wyznawców takiej tezy, ale znakomicie osłania rzeczywistych inspiratorów.
Drugie pytanie, które warto sobie zadać, jest zdecydowanie trudniejsze i sprowadza się do wątpliwości – co dalej?
Dziś tylko sygnalizuję temat, bo wydarzenia z najbliższych tygodni pozwolą wypracować bardziej wiarygodne wnioski.
Ewentualna dymisja Antoniego Macierewicza musi wywołać negatywne reakcje elektoratu PiS, a przynajmniej tych wyborców, których stać na rozstanie z partyjną demagogią. Sądzę jednak, że te nastroje zostaną sprawnie okiełznane i skanalizowane przez partyjnych wyrobników z „wolnych mediów". Kilka występów polityków PiS oraz wytężona praca tzw. „sondażowni”, szybko przekonają wyborców o nieomylności „strategii” J.Kaczyńskiego.
Już dziś jednak ujawnia się lęk, który będzie towarzyszył uczestnikom „esbeckiego gambitu”. Straszenie „rozłamem w PiS”, złowieszcze opowieści o „radykalizacji” i „strategii ślepego marszu”, należą do tego samego arsenału środków dezynfekcyjnych, jakimi posługują się przedstawiciele ”opozycji” i są obliczone na wprowadzenie odbiory w błąd. Gdy R. Sikorski próbuje „mobilizować” prezesa PiS alarmującą teoryjką – „jeżeli Macierewicz nie wyleci, to znaczy, że ma na Kaczyńskiego haki", jest w tym ten sam ładunek fałszu, jak w prognozach małych demiurgów z „wolnych mediów”.
Jedna brednia ma uśmierzyć nastroje społeczne, druga zaś, przekierować je w stronę konfabulacji i niedorzecznych podejrzeń o „nieczystą grę” Macierewicza. Obie służą propagandowej osłonie „esbeckiego gambitu”.
Lęk przed niekontrolowaną reakcją elektoratu i utratą rządu dusz „na prawicy”, może mieć jednak racjonalne podstawy. Odejście z rządu szefa MON i chwilowa (lecz silna) fala krytyki PiS-u, to właściwy czas dla stworzenia nowej siły politycznej – autentycznej opozycji antysystemowej. Tego boją się wszyscy uczestnicy kombinacji wymierzonej w Antoniego Macierewicza, a szczególnie ci, którzy pod osłoną patriotycznej retoryki i pozorowanych zmian, chcieliby kontynuacji komunistycznej hybrydy.
Po to, by nie była to kolejna „trzecia siła”, inspirowana przez środowiska esbeckie, trzeba jednego warunku – wiarygodnego i silnego przywódcy, który z klęski zawiedzionych nadziei i traumy utraconych szans, potrafiłby zbudować potencjał ruchu politycznego. Można przypuszczać, że taki ruch zdobyłby poparcie ogromnej większości „twardego” elektoratu PiS, ale też przyciągnął wyborców z innych środowisk, wykluczonych dziś na mocy systemowych inscenizacji.
Lęk przed podobnym scenariuszem jest tym większy, że ze strony Antoniego Macierewicza nigdy nie groziły i nie grożą działania wymierzone w partię J. Kaczyńskiego, a tym bardziej, sprzeczne z interesem Polski. Żadna „partia ludu pisowskiego” nie musi być wrogiem pana Kaczyńskiego ani dążyć do marginalizacji PiS-u. To sprawia, że próba przymusowej „radykalizacji” takiej inicjatywy lub szermowanie zarzutem „ataku na PiS”, byłoby absurdalne i skazane na porażkę.
Teoria szachowa mówi, że poprawne przeprowadzenie gambitu, powinno gwarantować graczowi uzyskanie lepszej pozycji. Ponieważ „esbecki gambit” nie jest potyczką dwóch szachistów, lecz niespotykaną w teorii gier kombinacją „organizatora turnieju”, to zakończenie ma wzmocnić wyłącznie jego pozycję. Gdyby odpowiedź na pytanie – co dalej, uwzględniała zamysł powstania autentycznej opozycji, efekt fałszywego gambitu okazałby się zabójczy dla kreatorów tej gry.
© Aleksander Ścios
bezdekretu@gmail.com
18 kwietnia 2017
www.bezdekretu.blogspot.com
bezdekretu@gmail.com
18 kwietnia 2017
www.bezdekretu.blogspot.com
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz