Andrzej Lepper był ostatnią osobą, która chciała się zabić. Był człowiekiem, który miał wiele planów, wiele nadziei, ale wiedział też, że ma materiały i wiedzę, które jeśli się nimi posłuży, mogą go wynieść do wielkiej polityki z powrotem, ale też, jeśli się posłuży w sposób nieumiejętny, mogą go zakopać półtora metra pod ziemią. On o tym wiedział.
Aldona Zaorska: Dlaczego komuś ciągle zależy na tym, żeby sprawy śmierci Andrzeja Leppera nie wyjaśnić?
Wojciech Sumliński: Bo jest to jedna z wielu, a na pewno z kilku bardzo ważnych spraw,
które chociaż wydarzyły się lata temu, nie są historią, tylko czymś, co wciąż trwa. Jedną z nich jest np. sprawa śmierci ks. Jerzego Popiełuszki i myślę, że ci, którzy nie dowierzali, iż wersja przedstawiona w tzw. procesie toruńskim jest z gruntu fałszywa, to po wyjściu na światło dzienne stuprocentowej prawdy o Lechu Wałęsie powinni się zastanowić nad tym przekonaniem. Historia w polskim przypadku jest bowiem czymś, co wciąż trwa. Drugą taką sprawą dla mnie jest przestępcza działalność fundacji, wobec której działania osłonowe prowadził były prezydent Bronisław Komorowski, mam tu na myśli oczywiście fundację Pro Civili. Kolejną jest sprawa dotycząca okoliczności śmierci Andrzeja Leppera – wciąż niewyjaśniona, wciąż aktualna, chociaż miała miejsce prawie sześć lat temu. Myślę, że nikt, kto choćby śladowo zapoznał się z książką Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera, nie będzie miał cienia wątpliwości, że śmierć byłego wicepremiera, byłego wicemarszałka sejmu i przewodniczącego Samoobrony nie była samobójstwem. Nie ma takiej opcji. Dowody są twarde, niepodważalne wręcz. Tak samo zresztą oceniła to prokuratura. Kiedy niedawno byłem na przesłuchaniu w prokuraturze w sprawie tej książki, argumenty podniesione w niej i to co zeznałem podczas trzyipółgodzinnego przesłuchania, były zdaniem prokuratora na tyle ważne i istotne, że zdecydował się na wezwanie kolejnych świadków, w tym tego, na którym mi szczególnie zależało, czyli majora ABW Tomasza Budzyńskiego.
A wracając do Pani pytania, sprawa śmierci Andrzeja Leppera jest nadal aktualna dlatego, że wciąż jeszcze bardzo ważne postaci życia publicznego, w moim i Andrzeja Budzyńskiego mniemaniu, są zainteresowane, by nie wyszła ona na jaw. A że w Polsce bardzo wiele dzieje się na zasadzie układów podskórnych, o których ludzie nie mają pojęcia, bardzo trudno jest uruchomić pewne sprawy, na końcu których być może dojdziemy do byłych premierów Polski, mówię tu o panu Pawlaku. Po moim przesłuchaniu w prokuraturze myślę jednak, że niedługo opinia publiczna będzie mogła dowiedzieć się więcej. My, pisząc książkę Niebezpieczne związki Andrzej Leppera, doszliśmy już do granicy tajemnicy państwowej i służbowej mjr. ABW Tomasza Budzyńskiego. Dalej pójść nie mogliśmy i więcej napisać nie mogliśmy, bo inaczej Tomasz Budzyński sam stanąłby przed prokuratorem jako oskarżony o złamanie tajemnicy państwowej, co jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 10. Dlatego musieliśmy się zatrzymać. Ale Tomasz Budzyński w tych dniach spotyka się z prokuratorem i jestem przekonany, że będzie to moment swoistego trzęsienia ziemi.
I sprawa zostanie wyjaśniona?
Ja nie jestem naiwny, by wierzyć, że sprawy w Polsce będą szły prostym torem, że po złożeniu zeznań pójdzie już jak po maśle. Nie. Ja widzę te więzi podskórne, których często opinia publiczna nie widzi, które są skrywane. Jak choćby w mojej byłej sprawie, dotyczącej afery marszałkowej, w której zostałem prawomocnie uniewinniony 1 września 2016 r. Jedną ze stu zdumiewających kwestii była postawa moich dwóch byłych kolegów – dziennikarzy śledczych, a dziś wziętych pijarowców, którzy, gdy cała sprawa jeszcze się toczyła, zapowiedzieli, że zorganizują mi spotkanie z ważnym człowiekiem. O tym, z kim się spotkam, miałem się dowiedzieć na spotkaniu. Poszedłem. Tym człowiekiem okazał się były premier, też już nieżyjący dziś Józef Oleksy. Przyszedł jako posłaniec od prezydenta Polski – wtedy Bronisława Komorowskiego, tłumacząc mi i dobrze radząc, bym nie zajmował się pewnymi sprawami i nie powoływał na świadków ludzi, których powołać nie powinienem dla swojego dobra. Argument Józefa Oleksego? Kto wie, czy nie uda mi się wyjść z tego wszystkiego obronną ręką, jeśli tylko nie powołam na świadka Komorowskiego. Nie dałem się przekonać. Zresztą dla mnie ciekawe było w tej historii coś innego.
A mianowicie?
A mianowicie, jak to jest że postkomunista, postkomunistyczny premier przychodzi jak chłopiec na posyłki w imieniu urzędującego prezydenta Polski, podobno wieloletniego działacza Solidarności, a więc w imieniu człowieka, który powinien być po drugiej stronie barykady. Zadałem sobie pytanie, jakie więzi łączą ludzi pozornie tak różnych, jak Oleksy i Komorowski. Tymczasem takich więzi w różnych sytuacjach i korelacjach widziałem setki. Jeżeli ktoś chociaż raz znalazł się w przeuroczym zajeździe Zaborek pod Białą Podlaską, nieopodal Janowa Podlaskiego i widział, jaki konglomerat dziwnych postaci się tam spotyka, od zacnych biskupów, którzy są naprawdę bardzo szanowani przez opinię publiczną, po ostatnie męty, mógł naprawdę wiele zrozumieć. Spotykają się w jednym miejscu i rozmawiają jak przyjaciele o różnych rzeczach. Patrząc na to, naprawdę można było za pierwszym razem przeżyć szok poznawczy. Później, po drugim, trzecim razie człowiek już zrozumiał, że mają miejsce w Polsce pewne sytuacje, które w żadnym innym narodzie zaistnieć by nie mogły.
Rozumiem, że chce Pan powiedzieć, że podobne zależności występują w przypadku śmierci Andrzeja Leppera?
Trudność w śledztwie w sprawie śmierci Andrzeja Leppera sprawiają właśnie te podskórne więzi, nieznane opinii publicznej, gdzie uruchomienie jednego elementu przypomina popchnięcie klocka domina. Gdy ktoś złamie zmowę milczenia w jednej kwestii, to wszystko może posypać się dalej. My poruszyliśmy i pokazaliśmy pewną sytuację. Ile razy mieliśmy w III RP taką sytuację, gdy się słyszało: Premier czy polityk – Oleksy, Pawlak, Tusk, Kwaśniewski to przestępcy, kiedy my dojdziemy do władzy, to ich rozliczymy. Ale tak się dziwnie składało, że w III RP sprawiedliwość działała do poziomu szeregowego posła czy senatora, ale do premiera czy prezydenta już nie sięgała. Było tak, jakby ścigającemu zależało na ściganiu, ale nie na złapaniu. A opinii publicznej pozostawało tylko pytać, co z obiecywanymi rozliczeniami. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w Polsce wiele razy. Ja nie jestem naiwny, a już na pewno nie na tyle, by wierzyć, że wyjaśnienie sprawy Andrzeja Leppera będzie proste, bo przecież wiem, że szalenie istotne są w niej te niewidzialne więzi i powiązania. Natomiast próbuję być w tej sprawie umiarkowanym optymistą, choćby dlatego że prokuratura w ogóle się tą sprawą zainteresowała. Moje pierwsze wrażenie było pozytywne, a prokurator, słuchając moich zeznań, wydawał się nawet być poruszony. Zobaczymy, co będzie dalej. Po moich doświadczeniach czekam, aż cała prawda zostanie ujawniona opinii publicznej. Prawda o tych ludziach: o Komorowskim, Pawlaku, o morderstwie ks. Popiełuszki – fundamentalnej kwestii dla zrozumienia, czym była III RP. Wiele osób nawet nie wie, jak wielka jest waga tej sprawy. Z ks. Małkowskim rozmawialiśmy na ten temat setki razy. O tej sprawie nie można zapomnieć, dlatego że w tej historii jest pewnego rodzaju tajemnica, która ma wpływ na to, co jest tu i teraz. Szalenie istotne jest dla jej wyjaśnienia spotkanie, które znalazło się w śledztwie prokuratora Witkowskiego, a dotyczyło Mazowieckiego, Geremka, Kiszczaka i Jaruzelskiego; spotkanie, będące zaczynem innych spotkań, ustaleń, które potem rzutowały na całą III RP, na to, kto był autorytetem, a kto bandytą, kogo niszczono, a kogo fetowano. To wszystko zaczęło się na kanwie sprawy ks. Popiełuszki. Ja wiem – odchodzę tu od tematu Andrzeja Leppera, ale to jest właśnie ta sama półka. Wyjaśniając to, wyjaśnimy przy okazji wiele innych spraw. Nie tylko śmierci Andrzeja Leppera, będącej ewidentnym zabójstwem.
Zatem raz jeszcze poproszę: dowody…
Choćby taki: według badań w trakcie śledztwa, Andrzej Lepper, przygotowując się do samobójstwa, na chwilę przed śmiercią dokładnie starł odciski palców z krzesła i pętli, na której znaleziono jego ciało. Nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy chyba, że główną troską samobójcy na moment przed śmiercią jest wycieranie odcisków palców. Pytałem o to śledczych, prokuratorów, oficerów służb specjalnych – powiedzieli, że nie znają drugiej takiej sprawy, żeby samobójca przed śmiercią usuwał swoje ślady z narzędzia, którym zadał sobie śmierć. Byłby to ewenement w historii kryminalistyki, nie tylko polskiej. W dodatku było tam przecież wiele innych dowodów. Ślady co najmniej dwóch osób na miejscu zbrodni (świadomie używam tu tego określenia). A zatem w dniu rzekomego samobójstwa, a raczej mówiąc wprost – w dniu zamordowania Andrzeja Leppera, w łazience, tam gdzie zginął, były ślady dwóch osób, ślady, których nigdy nie zbadano. Nigdy nie podjęto się ustalenia, kim były te osoby. A jest wiele jeszcze innych dowodów jednoznacznie wskazujących, że tego człowieka zamordowano.
Dlaczego? Komu i czemu zagrażał Andrzej Lepper – człowiek regularnie wyśmiewany i poniżany?
Dlatego, że Andrzej Lepper miał dostęp do pewnej wiedzy, niestety z tą wiedzą postępował nieostrożnie. Zaufał nie tym ludziom co trzeba, mówię tutaj z całą odpowiedzialnością o mecenasie Ryszardzie Kucińskim. I finał jest taki, jaki jest. Andrzej Lepper zaufał nie temu człowiekowi co trzeba, a człowiek ten był na pasku wojskowych służb specjalnych.
Jaka to była wiedza?
Głównie o gazowym przekręcie stulecia, czyli o kontrakcie gazowym Polski z Rosją, podpisywanym przez Waldemara Pawlaka.
Pojawiła się jeszcze wersja o taśmach ze Smoleńska, które Andrzej Lepper miał przekazać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Zginął trzy dni przed umówionym spotkaniem z prezesem PiS-u…
Ja słyszałem mnóstwo rzeczy na temat tego, co wiedział Lepper. Jeśli chodzi o sprawę Smoleńska, to ja wiedzy nie mam. Powiem otwarcie: moja wiedza jest w dużej mierze pochodną wiedzy oficerów służb specjalnych, zaś w sprawie dotyczącej nieznanych wątków życia i okoliczności śmierci Andrzeja Leppera jest pochodną wiedzy majora ABW Tomasza Budzyńskiego, zaś Tomasz Budzyński miał o Andrzeju Lepperze wiedzę taką, jaką Lepper miał o sobie samym. W swojej książce pokazuję w szczegółach, na czym polegało działanie Tomasza Budzyńskiego jako szefa delegatury ABW w Lublinie. Budzyński zajmował się nie tylko kontrwywiadem, ale i tzw. płytkim wywiadem po stronie ukraińskiej i białoruskiej. Nie chcę mówić za dużo, ale działania te niekiedy mogły polegać na, mówiąc delikatnie, funkcjonowaniu na granicy prawa. Nie ma co się oburzać – czy nam się to podoba czy nie, wszystkie służby specjalne świata tak działają i podejmują działania na granicy prawa czy nawet poza tą granicą. Oczywiście o tym się nie mówi i społeczeństwo nie jest informowane. Ale tak jest. Chodzi np. o zakładanie podsłuchów w pokojach, domach, mieszkaniach, biurach, hotelach, często nielegalnie, czyli mówiąc wprost – o inwigilowanie. O tym konkretnym przypadku, o którym rozmawiamy, nie mogę i nie chcę powiedzieć zbyt dużo, ale ogólnie rzecz ujmując, ABW posiadło wiedzę o Lepperze porównywalną z tym, co on sam wiedział o sobie. Tomasz Budzyński wiedział do końca o Lepperze praktycznie wszystko, a przede wszystkim – co Lepper miał i czym zamierzał się posłużyć, by powrócić do polityki, czym chciał wyczyścić swoje sprawy karne i jakie miał plany. Ta wiedza to jest twardy dowód na to, że Andrzej Lepper był ostatnią osobą, która chciała się zabić. Był człowiekiem, który miał wiele planów, wiele nadziei, ale wiedział też, że ma materiały i wiedzę, które jeśli się nimi posłuży, mogą go wynieść do wielkiej polityki z powrotem, ale też, jeśli się posłuży w sposób nieumiejętny, mogą go zakopać półtora metra pod ziemią. On o tym wiedział. I o tym rozmawiał z Tomaszem Sakiewiczem, bo liczył na to, że Tomasz Sakiewicz zorganizuje mu spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim. Miało dojść do takiego spotkania, ale nie doszło. Lepper wcześniej został zamordowany.
Czy może Pan zdradzić coś więcej na ten temat?
Lepper po to rozmawiał z Sakiewiczem, żeby ten przygotował mu grunt pod spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim. Lepper miał przekazać Kaczyńskiemu m.in. nagrania dotyczące kulisów przygotowania kontraktu gazowego. Nie wykluczam, że mógł też mieć wiedzę o jakichś jeszcze innych sprawach. Może miał. Ale ja o tym nie wiem.
Czyli jest możliwe, że nagromadzenie tych informacji mogło być częścią jakiejś gry wokół Andrzeja Leppera i podważenia jego wiarygodności?
Niczego nie mogę wykluczyć. W swoich książkach staram się operować tym, na co mam dowody i co w przypadku wezwania do sądu czy prokuratury będę w stanie przekazać w formie dowodowej. Tylko to pozwala mi się przez wiele lat bronić tak skutecznie. Tak samo jest w przypadku śmierci Andrzeja Leppera. Jeśli chodzi o kontrakt gazowy, to tutaj mamy twarde dowody. Natomiast jeśli chodzi o inne kwestie – nie mam wiedzy i nie chcę ani ich potwierdzać, ani im zaprzeczać.
Czy może Pan powiedzieć coś więcej na temat kontraktu gazowego, który okazał się śmiertelny dla Andrzeja Leppera?
Gdybym miał powiedzieć coś więcej, wszedłbym w rolę Tomasza Budzyńskiego. Poczekajmy na jego zeznania. Dopiero potem być może ujawnimy opinii publicznej pewne rzeczy. Na razie nie chcę psuć tego, nad czym tak długo pracowaliśmy i co być może po naszych zeznaniach w prokuraturze oraz po zwolnieniu Tomasza Budzyńskiego z obowiązku dochowania tajemnicy państwowej zostanie wyjaśnione. Mam nadzieję, że złożenie zeznań przez Tomasza Budzyńskiego w prokuraturze spowoduje, że sprawy pójdą do przodu. Ale jeśli zanim zostaną złożone i zanim zostanie wszczęte śledztwo, popełnimy błąd – cała praca może zostać popsuta. Nie chodzi bowiem „tylko” o wyjaśnienie okoliczności śmierci Andrzeja Leppera. Chodzi o to, co można wyjaśnić na kanwie tej zbrodni. I to jest clou tej historii.
Nie boją się Panowie, że spotka Was jakiś „seryjny samobójca”?
Każdy, kto ma zdrowy rozsądek, musi mieć różne obawy. Ale… Ja miałem być wielokrotnym przestępcą, bo dostałem kilka aktów oskarżenia. Po tym, jak się okazało, że trudno będzie zrobić ze mnie przestępcę, próbowano ze mnie zrobić wariata. Uzyskałem świadectwa poczytalności od czterech biegłych sądowych. Przez ostatnie dziewięć lat dorabiano mi gębę na tysiąc sposobów. Jeśli tylko koło mnie pojawiła się jakaś życzliwa mi osoba, natychmiast wokół niej pojawiali się ludzie, którzy mi robili czarny pijar. Doprowadzono mnie do próby samobójczej. Gdy ktoś przeszedł taką długą drogę, to się już niczym nie martwi. Ja się pocieszam, że gdyby teraz w drewnianym kościele spadła mi cegła na głowę, to opinia publiczna zainteresowałaby się moimi książkami jeszcze bardziej niż obecnie. Myślę, że ludzie, którzy przez lata mi to robili, też wiedzą, że zrobienie mi krzywdy fizycznej byłoby „reklamą” moich książek. A tego sobie nie życzą. Oczywiście ja też takiej „reklamy” nie chcę. Myślę, że i ja, i Tomasz Budzyński dotknęliśmy już tej granicy, za którą zaczyna się spokój. Ja wiem, że moi przeciwnicy to ludzie, którzy niejednego człowieka już zniszczyli i niejednego są w stanie zniszczyć, ale już się nie boję. Ja wiem, że mówiąc o Pro Civili, naraziłem się ludziom, przed którymi żadna ochrona na świecie by mnie nie ocaliła, ale zaufałem Bogu i broniłem się tylko prawdą. Ja wiem, że to moje zawierzenie Panu Bogu sprawiło, że po najcięższych godzinach wszystko zaczęło się prostować. To prawda – nie jest tak, że wszystko idzie już gładko. Ale powoli się prostuje. To samo przeszedł Tomasz Budzyński. Połączyliśmy siły i wspólnie pracujemy. Piszemy kolejne książki, będą następne, damy radę.
Jakie to będą książki?
ABW oraz Niebezpieczne związki Sławomira Petelickiego.
Mówi Pan Niebezpieczne związki Sławomira Petelickiego. Według oficjalnej wersji generał popełnił samobójstwo 16 czerwca 2012 r., w piątkowy wieczór, kiedy wszyscy byli zaabsorbowani ważnym meczem reprezentacji Polski w piłkę nożną. To było samobójstwo czy tzw. seryjny samobójca?
Nie chcę wychodzić przed szereg. Jeszcze za wcześnie. Ale powiem tak: Agnieszka Petelicka – wdowa po generale, zgłosiła się do mnie w 2012 r., kiedy przeczytała książkę Z mocy bezprawia i poprosiła o napisanie książki o jej mężu. Powiedziałem, że podejmę się tego, ale musi wiedzieć, że nie piszę książek na zamówienie i to nie będzie laurka, że po prostu – napiszę to, do czego dojdę, że pokażę w tej publikacji dobro i zło. Odpowiedziała, że wie i zgadza się z tym. Chociaż nie podała mi wówczas żadnych szczegółów, odniosłem wrażenie, że czegoś się bała. Na kilka lat sprawa utknęła. Na początku grudnia 2016 zadzwoniła do mnie i zaprosiła mnie i Tomka Budzyńskiego na wigilię GROM. Zapytała, czy nadal interesuje nas ta książka. Powiedziałem, że tak. Poprosiła nas o napisanie uczciwej książki. Przedstawiła nas żołnierzom GROM jako autorów książki pokazującej po prostu prawdę, odkrywających nieznane fakty na temat życia i śmierci Sławomira Petelickiego. Taki był początek i historia tej książki. Ale co do odpowiedzi na Pani pytanie – nie chcę wychodzić przed szereg. Ustaliliśmy z Agnieszką Petelicką, że na razie nie będziemy mówić o szczegółach tej książki. Wciąż jesteśmy na początku pracy, a na temat tej książki będziemy rozmawiać dopiero jesienią, gdy skończymy nad nią prace. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że naprawdę przedstawi ona nieznane fakty na temat życia i śmierci gen. Sławomira Petelickiego – samą prawdę i tylko prawdę. Myślę, że w oparciu o to, co już mamy, mogę zdradzić, że to będzie bardzo ciekawa książka.
Z tego, co Pan mówi, wynika, że wciąż działają w przestrzeni publicznej ludzie WSI czy Pro Civili, o których nie wiemy…
Oczywiście, że tacy ludzie są. I wszyscy, którzy myślą, że po wygranej PiS-u sytuacja polityczna uległa zmianie i teraz wszystko pójdzie łatwo, prosto i przyjemnie, że stary układ nic już nie znaczy, są w gigantycznym błędzie. Przecież tysiące niewidzialnych smyczy, sznurków, prowadzących do osób ze wszystkich opcji politycznych, do wszystkich autorytetów, łącznie (co szczególnie przykro mi mówić) z niektórymi ludźmi Kościoła – bardzo szanownymi kapłanami, nie zostały zerwane. One istnieją, wciąż mają wpływ na to, co tu i teraz. Ja jestem optymistą, ale nie hurraoptymistą, że w sprawie Leppera pójdzie łatwo. Wiem, do kogo można dojść w tle i w finale tej sprawy. Ale mam nadzieję, że to uda się rozpocząć. I zakończyć. Nawet jeśli w naszych realiach historia wciąż przekłada się na to, co jest.
Jaka więc rada?
Jak najwięcej jawności w życiu publicznym. Ujawnić te wszystkie aneksy. Ujawnić zbiory zastrzeżone, tajne akta, sprawę ks. Popiełuszki, prawdę o Bronisławie Komorowskim. Odebrać te smycze, zerwać te wszystkie sznurki. Wtedy dopiero można się pokusić o jakąś normalność. Czekam na to. I wiem, że nie tylko ja.
© Aldona Zaorska
14 marca 2017
źródło publikacji: „Dlaczego Lepper musiał zginąć? Przeczytajcie nasz wywiad z […]”
www.warszawskagazeta.pl
14 marca 2017
źródło publikacji: „Dlaczego Lepper musiał zginąć? Przeczytajcie nasz wywiad z […]”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja 1: plakat filmu „Służby specjalne” © Ent One
Ilustracja 2: fotografia z dnia śmierci Leppera © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz