Znakomicie ilustruje tę tendencję pozbawienie przez Parlament Europejski immunitetu Marynie Le Pen w związku z opublikowaniem przez nią w sieci sceny z egzekucji dziennikarza przez bojówkarzy Państwa Islamskiego. Francuscy logofagowie pod pretekstem wstrząsu, jakiego ich delikatne duszyczki doznały na widok takiej przemocy, realizują niemiecki plan ugotowania Maryny jeszcze przed wyborami prezydenckimi we Francji. Obecnie w sondażach Maryna dostaje 40 procent, co jest za mało na wygranie z marszu, a w drugiej turze, jak zwykle wystąpi przeciwko niej pospolite ruszenie „w obronie republiki”, no i w rezultacie prezydentem słodkiej Francji zostanie w najlepszym razie jakiś eunuch, a prawdopodobnie – kolejny owczarek niemiecki. W ten oto sposób Berlin stworzy polityczne warunki do proklamowania „Europy dwóch prędkości”, co oznacza, ze decyzje będą podejmowane w szczupłym gronie załogi Festung Europa, a następnie przekazywane do wykonania peryferiom, do których zaliczony jest oczywiście również nasz nieszczęśliwy kraj, prawdopodobnie wyznaczony również na obiekt „pokazuchy”, ku przestrodze wszystkich, którzy chcieliby w przyszłości Niemcom podskakiwać. Jako państwo poważne Niemcy od samego początku, jeszcze za głębokiej komuny, budowały w Polsce agenturę wpływu, zaczynając od świętych rodzin krakowskich i innych. Zainteresowanych odsyłam do „Dzienników” Stefana Kisielewskiego, gdzie zamieścił smakowite opisy przekomarzań w redakcji „TP” na „świętej ulicy Wiślnej” w Krakowie na tle podziału niemieckiego jurgieltu między święte rodziny. Ale to były zaledwie parva principia, bo prawdziwe możliwości otworzyły się dopiero po „upadku komuny”, kiedy część starych kiejkutów przewerbowała się do niemieckiej BND i zaczęła realizować zadania w zakresie rozbudowy agentury wpływu. W rezultacie dzisiaj agentura ta wykona każde zadanie, jakie w ramach kombinacji operacyjnej zostanie jej wyznaczone. A ponieważ pretekstem do uruchomienia kolejnej kombinacji operacyjnej jest „praworządność” i „demokracja”, to nic dziwnego, że odegranie roli detonatora powierzono środowisku sędziowskiemu, w którym rozbudowaną agenturę maja nie tylko „cywilne” bezpieczniackie watahy w ramach pokłosia po operacji „Temida”, ale przede wszystkim – stare kiejkuty, czyli Wojskowe Służby Informacyjne, dla których agentura w wymiarze sprawiedliwości musi być istotnym czynnikiem umożliwiającym okupację kraju. Nic zatem dziwnego, że kiedy Frans Timmermans próbuje montować antypolski blok w ramach Unii Europejskiej, pani prof. Małgorzata Gersdorf, Pierwszy Prezes niezawisłego – jakże by inaczej! - Sądu Najwyższego, właśnie wezwała „sędziów i prawników z całej Polski” do buntu przeciwko rządowi, a w ramach owacji na stojąco usłyszała, że „może Pani na nas liczyć”. Jestem przekonany, że i Nasza Złota Pani w Berlinie też to usłyszała, więc tylko patrzeć, jak pójdą za tym rozkazy operacyjne. Tym razem oczywiście już nie będzie żadnej amatorszczyzny z udziałem dostojnych klemp w Platformy Obywatelskiej, panienek odkorkowanych przez sprytnego pana Rysia, czy zbieraniny z KOD-u - bo taki pokaz „polnische Wirtschaft”, czyli polskiej blagi mieliśmy w grudniu w wykonaniu starych kiejkutów. Tym razem w sukurs praworządności przyjdzie nasza niezwyciężona armia, w której – jak to podczas przesłuchania przez resortową „Stokrotkę” ujawnił pan generał Różański – ten sam, co „odchodząc” z armii przykazał wszystkim, by pamiętali o „konstytucji” - tęsknota za przywróceniem demokracji i praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju wzbiera, na podobieństwo wrzodu. Ciekawe, czy tym razem też skończy się tylko na „nocnej zmianie” - jak w 1992 roku, czy też, w ramach obrony demokracji, rząd zostanie aresztowany przez praworządnych oficerów, a następnie niezawiśli sędziowie przysolą piękne wyroki?
Jeszcze ciekawsza wydaje się forma, jaką przybierze rewolucja z sędziami w charakterze awangardy. Kiedyś, za głębokiej komuny, Krzysztof Teodor Toeplitz, nawiasem mówiąc, „bez swojej wiedzy i zgody” podejrzewany o współpracę z SB, naigrawał się z inteligentów, że jeśli by nawet ośmielili się urządzić demonstrację, to zamiast transparentu z napisem „Żądamy chleba!” - wznieśliby transparent z napisem „Poproszę pieczywko!” Ciekawe zatem jak będzie wyglądała demokratyczna i praworządnościowa rewolucja w wykonaniu sędziów. Ponieważ w naszym nieszczęśliwym kraju literatura wyprzedza i to niekiedy znacznie, tak zwane „życie”, a także z uwagi na niemiecką inspirację tej praworządnościowej rewolucji, sięgnijmy do wizji poety, którego niewątpliwie mogły w tej sprawie wspierać proroctwa. A zatem – jak przedstawia to poeta? „Die vaterland’sche Komission zur Verbereitung der Revolution opracowała dokładny plan: wie, was, warum, wozu und wann? Każde z tych „w” miało własny Schalter, przy każdym siedział specjalny buchalter, sprawdzał paszporty i stemple kładł: „Beruf: KD Sozialdemokrat”. (…) W szkołach rozdano dzieciom „Paketchen”, a w tych Paketchen Fritzl i Gretchen znaleźli bombkę i chorągiewkę, rewolucyjny wierszyk i śpiewkę, trzy proklamacje, notesik, wstążkę i do wyboru maleńką książkę: „Warum bin ich ein Sozialist? lub „Handbuch fur kleinen Anarchist. (…) Odbyły się w kraju tysiące odczytów, powstało sto fabryk „ersatz-dynamitów” i „Explosivstoffverteilungszentrale”; Begeisterung – prima! I władza w zapale w czerwone odświętne przybrana kokardki, ludności dynamit dawała na kartki (przy każdej karteczce był plan demonstracji).”
Ażeby ten obraz uzupełnić kropką nad „i”, to wypada dodać, że oto w „dniach ostatnich” a, konkretnie – 27 marca” swoje biuro w Warszawie ma otworzyć Komitet Żydów Amerykańskich (American Jewisch Comittee), na czele którego stoi pan Dawid Harris, któremu pan Kazimierz Marcinkiewicz, jako premier rządu z nadania prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze w marcu 2006 roku obiecał, że Polska zrealizuje żydowskie roszczenia majątkowe do końca tamtego roku – czego się potem małodusznie wypierał ustami jakiegoś swego fagasa. Teraz warszawskie biuro AJC ma swoim zasięgiem objąć nie tylko Polskę, ale również Litwę, Łotwę. Estonię, Czechy, Słowację i Węgry – a więc obszar, n a którym utworzony na początku roku 2011 przez rząd Izraela i Agencję Żydowską zespół HEART. Celem tego zespołu – jak pamiętamy – było „odzyskiwanie mienia żydowskiego w Europie środkowej”. Według deklaracji pana Dawida Harrisa, Amerykański Komitet Żydowski jest „prawdziwym przyjacielem Polski”. Skoro AJC jest „prawdziwym” przyjacielem Polski, to pewnie są i fałszywi. Ciekawe którzy – czy na przykład pan dr Szewach Weiss, który nie tylko uchodzi za przyjaciela Polski, ale nawet w dowód uznania został przez pana prezydenta Dudę uhonorowany Orderem Orła Białego – należy do przyjaciół „prawdziwych” , czy tych drugich – bo domaga się od Polski realizacji tak zwanych „roszczeń majątkowych”. Czegóż innego mógłby domagać się od Polski jej nieprzyjaciel? Warto bowiem przypomnieć, że te „roszczenia” - po pierwsze – dotyczą tzw. mienia bezspadkowego, a więc mienia, które od starożytnych czasów rzymskich jest przedmiotem dziedziczenia przez państwo, którego obywatelem był nieżyjący właściciel mienia. Po drugie – naciski na Polskę idą w związku z tym w tym kierunku, by polskie władze sprokurowały jakiś pozór podstawy prawnej, to znaczy – jakiś pozór legalności dla rabunku swego państwa. Po trzecie – że roszczenia te szacowane są na 65 mld dolarów, co stanowi równowartość rocznego budżetu Polski, więc – po czwarte – gdyby te roszczenia miały zostać zrealizowane, musiałyby być zrealizowane w naturze, czyli w nieruchomościach. Zatem – po piąte – środowisko, w tym przypadku – środowisko żydowskie – obdarowane takim majątkiem, dysponowałoby nim na terenie Polski, z dnia na dzień zyskując dominującą pozycję ekonomiczną, która – po szóste – natychmiast przełożyłaby się na dominującą pozycję społeczną i polityczną. W rezultacie – po siódme – Żydzi w stosunku do Polaków zyskaliby status szlachty, a więc – po ósme – naród polski we własnym kraju zostałby zdegradowany i to kto wie na jak długo – do roli narodu drugiej, a może nawet trzeciej kategorii – bo po dziewiąte – właśnie pod pretekstem praworządności do wystąpienia w charakterze detonatora kombinacji operacyjnej, która zmierza do przeprowadzenia przesilenia politycznego w naszym nieszczęśliwym kraju – szykuje się „kasta” ludzi, którzy – mieszkając dziś w pałacach – najwyraźniej zapomnieli, jak to „srać chodzili za chałupę” i najwyraźniej liczą, że w zamian za wzorowe wykonanie zadania, zostaną wynagrodzeni przez naszych nowych okupantów jakimiś burgrabiowskimi funkcjami.
W tej sytuacji powraca pytanie, co właściwie obiecał pan prezydent Andrzej Duda amerykańskim organizacjom żydowskim podczas dwugodzinnego spotkania w Konsulacie Rzeczpospolitej w Nowym Jorku – bo rąbka tajemnicy uchylił jak dotąd tylko Abraham Foxman, ujawniając w wypowiedzi dla jednej z amerykańskich gazet, że pan prezydent obiecał wzmożenie walki z „antysemityzmem”, a nawet zapowiedział specjalna „legislację” w tej sprawie oraz, że sprawa tzw. „roszczeń” też została w tej rozmowie poruszona. Drugie pytanie, jakie w związku z tym się nasuwa, to pytanie, czy podczas ostatniej wizyty polskiej delegacji rządowej w Izraelu sprawa owych „roszczeń” też była poruszana i czy zapadły w tej kwestii jakieś ustalenia, a w szczególności – czy pani Beata Szydło w imieniu Polski zaciągnęła w tej sprawie jakieś zobowiązania. Wreszcie – czy projektowane otwarcie Biura AJC w Warszawie, które swoim zasięgiem będzie obejmowało Europę Środkową, pozostaje w jakimś związku z tymi ustaleniami. Bo o tym, czy Niemcy w swojej kombinacji operacyjnej kwestię realizacji żydowskich roszczeń wobec Polski uwzględniły, dowiemy się w stosownym momencie.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz