Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Polityka „spalonej ziemi”

Odchodzący w jak najbardziej zasłużony niebyt polityczny amerykański prezydent Obama nagle bardzo uaktywnił się w ostatnich dniach swej władzy. Jak zwracają uwagę niezależni reporterzy śledzący politykę USA, prezydent Obama w swych ostatnich tygodniach piastowania urzędu bardzo przypomina słynnego amerykańskiego generała z okresu wojny secesyjnej Williama Tecumseha Shermana, który podczas swej kampanii prowadził taktykę „spalonej ziemi” niszcząc i paląc wszystko, co jego wojska spotkały na swej drodze.

Podobnie postępuje odchodzący prezydent Barack Obama, który niczym nowy gen. Sherman amerykańskiej polityki dokonuje niesamowitych spustoszeń na prawo i lewo.
Oczywiste jest, że ta polityka „spalonej ziemi” Obamy ma na celu jedynie zasianie lub pozostawienie problemów, których kłopotliwość w pełni ujawni się dopiero po objęciu prezydentury przez Donalda J. Trumpa, dzięki czemu będzie można zrzucić winę za te kłopoty na urzędującego wtedy Donalda Trumpa (gdyż w ogromnej większości liberalna i anty-Trumpowa prasa amerykańska oczywiście nawet słowem nie wspomni, że problemy te zostały zasiane na odchodnym jeszcze przez wielbionego przez nich Obamę)...

        W chwili obecnej Obama rozniecił tak wiele ognisk zapalnych w samej tylko amerykańskiej polityce zagranicznej, że jest już prawie pewne, iż Trump po oficjalnym objęciu urzędu spędzi większość swej energii i czasu podczas pierwszych 100 dni prezydentury właśnie na gaszenie pożarów zainicjowanych przez Obamę. Te bezsensowne, zdawałoby się, działania Obamy nie są niczym innym, jak początkiem kampanii demokratów do wyborów w 2020 roku. gdyż Obama wie bardzo dobrze, że w polityce amerykańskiej pierwsze 100 dni prezydentury jest jednym z najważniejszych okresów: to wtedy społeczeństwo amerykańskie kształtuje swą opinię o nowym prezydencie i jak wiemy z historii - żaden prezydent, którego Amerykanie nie zaaprobowali w pierwszych 100 dnia sprawowania urzędu nie został nigdy wybrany po raz drugi. Ponieważ wyniku wyborów prezydenckich 2016 roku nie można już cofnąć, to jednak przecież można pozostawić „niechcianemu” elektowi w spadku tak wiele problemów, że będzie musiał zmarnować mnóstwo energii i czasu na ich naprawienie, co tym samym odciągnie go od wszystkiego, co zapowiadał, że chce zrobić - a tym samym może doprowadzić to do jego dyskredytacji w oczach społeczeństwa i ułatwić Demokratom zwycięstwo w wyborach w 2020 roku.
I o to właśnie chodzi Obamie w jego obecnej polityce „spalonej ziemi”.

        Strategia ta łatwo wyjaśnia, dlaczego administracja ustępującego prezydenta Obamy na parę tygodni przed końcem prezydentury nagle ogłosiła sankcje ekonomiczne dla Rosji za... „hakowanie wyborów”! Przez 8 lat swej prezydentury Obama wcześniej nie przejmował się zbytnio rosyjskimi wybrykami typu atak na Gruzję czy Ukrainę, zajęciem Krymu, itp. drobnostkami. Dopiero jakieś nieudowodnione zarzuty względem domniemanych rosyjskich hakerów (których nawet nie namierzono!) próbujących podobno namieszać na amerykańskim serwerze podczas wyborów prezydenckich - słowem kluczowym jest tutaj „próbujących”, gdyż według Homeland Security niczego nie dokonali - tak niejasne i nieudowodnione poszlaki stały się dla Obamy podstawą do rozpoczęcia wojny ekonomicznej z Rosją tuż przed końcem jego prezydentury!

        Ta sama taktyka „spalonej ziemi” wyjaśnia także, dlaczego dotychczas hołubiony przez izraelskich Żydów i uznawany za „Wielkiego Przyjaciela Izraela” (wg. izraelskiego „Haaretz”) prezydent Obama nagle, na 3 tygodnie przed końcem swej prezydentury, nakazuje swej administracji nie głosowanie przeciwko rezolucji ONZ w sprawie powstrzymania izraelskiego osadnictwa na okupowanych przez Izrael terytoriach palestyńskich. Ta niespotykana dotąd postawa rządu USA natychmiast stała się jednym z największych punktów zapalnych światowej polityki. Przypomnijmy, że pierwsza wojna światowa wybuchła z o wiele bardziej błahych powodów... a jednak Obama, wbrew zdrowemu rozsądkowi (gdyż wszyscy wiemy, że Izrael raczej wysadzi świat i siebie w powietrze niż odda ziemie zagrabione nieistniejącej Palestynie) zapędza izraelski rząd w kozi róg z którego nie ma zbyt wielu wyjść.
I tak samo, jak to było z ogłoszeniem sankcji ekonomicznych wobec Rosji, jest to tylko kolejny przykład na prowadzenie polityki „spalonej ziemi” przez Obamę, której celem jest pozostawienie po sobie „w spadku” jak najwięcej problemów, na których naprawianiu prezydent Trump zmarnuje możliwie jak najwięcej czasu.
Bo chyba nikt nie wierzy, że Obama nagle zapałał wielką miłością do Palestyńczyków? Innego logicznego wyjaśnienia dla tych wszystkich chaotycznych (zdawałoby się) posunięć Obamy po prostu nie ma.


© Sunt Facta
Manhattan, 27 grudnia 2016,
(otrzymane przez email 2016-12-28 05:27)

specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polski: tiny.cc/itp2

Creative Commons License
Wolne do kopiowania na tej samej licencji: CC-BY-NC-ND
(Creative Commons Licence - By Attribution, No Commercial Use, No Derivatives -
polskie tłumaczenie tutaj)





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2