Tak zwana „ustawa za życiem” to flagowy przykład na to, jak się w Polsce traktuje legislację, a traktuje się, jak córę Koryntu w robocie. Projekt powstał na kolanie, bez żadnego racjonalnego podglebia i w sposób oczywisty był reakcją na bieżącą szarpaninę polityczną. PiS napisał ustawę zamykającą rozwrzeszczane buzie czarnych feministek i tylko przy okazji rzucił parę złotych dla dzieci niepełnosprawnych. Ustawa ta, znając życie, będzie funkcjonować przez długie lata i przez to pozamiata albo w najlepszym razie przypudruje bardzo ważny problem społeczny. Politycznie jednak się opłacało i to bardzo, ale z tego powodu nie można mówić, że partia rządząca wykazała się empatią, czy też powagą w stosunku do rodziców, którzy przechodzą niewyobrażalną tragedię.
Znam te realia dość dobrze, ponieważ moja lepsza połowa zawodowo zajmuje się terapią takich dzieci i przyznam szczerze, że bronię się przed Jej opowieściami tępym dowcipem, bo psychicznie jest to porażające. Ustawa w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje tych dramatów, prócz 4 tysięcy złotych nie ma tam nic, czego politycy nie zapisaliby w dziesiątkach innych ustaw. Klasyczne bicie piany, że pomożemy, że będziemy monitorować ze szczególną troską i tak dalej. Mając do dyspozycji tak kiepską konstrukcje legislacyjną, spisaną ze wszystkimi możliwymi grzechami, średnio rozgarnięta opozycja zrobiłaby z tyłka partii rządzącej „jesień średniowiecza”. A co się stało? Dokładnie odwrotnie się stało, to partia rządząca tragicznie słabą ustawą ośmieszyła totalnie głupią opozycję.
Głosowanie w sejmie w dwóch poważnych sprawach, wspomnianej ustawy i odwołania minister edukacji, trwało parę chwil, jak na sejmowe standardy. W obu przypadkach wynik był dla PiS lepszy niż wskazuje liczba posłów i nie trzeba tłumaczyć, co to dla totalnej opozycji oznacza, ale to jeszcze nie koniec. Otóż istotą politycznej potyczki jest to, że PiS rzuciło kawałek szynki z pańskiego stołu, żeby sobie obłaskawić nastroje społeczne, a najgłupsza na świecie opozycja, wzięła ten kawałek i wyrzuciła na śmietnik. Bez metafor brzmi to tak. PiS dał marne 4 tysiące i parę deklaracji, natomiast opozycja odebrała jedno i drugie, tylko dlatego, że dał PiS. Wydawać by się mogło, że przy takich błędach władzy opozycja powinna taśmowo odcinać kupony. Wystarczyło przecież zgodnie ze sztuką politycznej mistyfikacji na własnym kolanie wyklepać populistyczną ustawę, ze świadczeniami miesięcznymi na poziomie 1200 zł i refundacją leczenia w prywatnych klinikach.
Wiadomym jest, że takie propozycje to czysty absurd w naszych realiach, ale jednocześnie skuteczna broń na polityczne zabiegi przeciwnika. Nic z tego, podobny banał leży poza intelektualnym i poznawczym zasięgiem totalnej opozycji. W praktyce kolejna grupa społeczna otrzymała prosty jak drut komunikat. Jakie by to PiS nie było, to jednak te „pińćset” na dzieci dało. Za parę miesięcy zapuka urzędnik do drzwi i wręczy 4 tysiące, marny to, ale jednak konkret. Zaraz po tym ojciec i matka chorego dziecka usłyszą w telewizji od Ryszarda Petru, Grzegorza Schetyny i kretynek z parasolkami, że to hańba dawać kalekom, bo kaleki trzeba zabijać. Totalna opozycja jest tak totalnie głupia, że aż niebezpieczna. Przy braku konkurencji władza się degeneruje kila razy szybciej i rolę recenzenta musi przejąć wyborca, co też uczyniłem, ale tak sprytnie, że zamiast krytyki władzy wyszedł skecz z opozycji, no i dlatego mi płacą.
© MatkaKurka
4 listopada 2016
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
4 listopada 2016
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz