Równie godna podziwu jest zdolność do autorefleksji. Podobnym do Burasa przypadkiem był emigrant marcowy Rachmiel Brandwain, wybitny znawca literatury francuskiej. Sam mawiał, że przyjechał do Polski na sowieckim tanku. Ten przynajmniej pozostał wierny prawdzie i swemu nazwisku. Osobliwym przypadkiem był natomiast Henryk Krzeczkowski, genialny samouk wywodzący się z żydowskiej zasymilowanej rodziny ze Stanisławowa, właściwie z nizin społecznych. W sobie tylko znany sposób wykreował się na autorytet moralny i intelektualny dla rodzącej się w Polsce opozycji. Oczywiście mówimy o opozycji kontraktowej, a nie o opozycji prawdziwej, o żołnierzach niezłomnych. Krzeczkowski naprawdę nazywał się Herman Gerner. Wiadomo, że oprócz nazwiska Krzeczkowski używał również nazwiska Meysztowicz. Nie wiadomo jakimi nazwiskami się jeszcze posługiwał, nie wiadomo gdzie nauczył się tak dobrze angielskiego, że mógł tłumaczyć i udzielać lekcji języków obcych. W swoich pamiątkach zachował jako trop dla przyszłych biografów zaproszenie z grudnia 1948 roku. Oto ono :” koła PPR VII Dep. MBP i Jednostki Wojskowej Nr 5613…. zapraszają na Wielką Zabawę Taneczną Ob.mjr. Krzeczkowskiego wraz z rodziną”. Nie ma wątpliwości, że ten subtelny i zaprzyjaźniony z całą warszawką intelektualista nie był tym za kogo się podawał. Miał zwyczaj paradować z goździkiem w butonierce. Ktoś mu powiedział, że tylko w operetce arystokraci naszą goździk w butonierce, natomiast na małym palcu nosi sygnet tylko Cygan, bo ukradziony pierścień nie włazi mu na grube paluchy. Jak pamiętam odpowiedział, że zarówno sygnet na małym palcu jak i kwiat w butonierce to obyczaje anglosaskie, ale nie wiem co z tego miało dla niego wynikać.
Na heroiczny trud napisania biografii Krzeczkowskiego zdecydował się Wojciech Karpiński. Rzetelnie poszukiwał śladów Henryka w wojskowych archiwach i w Stanisławowie. Biografia, wydana przez Zeszyty Literackie rozczarowała wielu miłośników twórczości Wojtka. Przede wszystkim jest mętna, rozwlekła, gubiąca się w dygresjach. To właściwie biografia autotematyczna, czyli pamiętnik Karpińskiego z czasów pisania tej biografii. Karpiński uważał Krzeczkowskiego za swego przyjaciela, za kogoś innego niż on faktycznie był. Przyznawał mu zresztą prawo do konfabulacji, do” stwarzania siebie” na użytek znajomych i przyjaciół. Karpiński niechętnie cytuje w swojej książce fragmenty oficjalnej, wynikającej z dokumentów prawdziwej biografii Krzeczkowskiego, a właściwie Hermana Gernera. Herman Gerner urodził się w 1921 roku w Stanisławowie gdzie ukończył gimnazjum żydowskie. Wstąpił do I Dywizji WP. W 1944 roku został skierowany do szkoły oficerskiej w Riazaniu. W styczniu 1945 roku trafił do Rembertowa. Pracował w wywiadzie u Wacława Komara. Był rezydentem wywiadu w Rzymie. Jako Meysztowiecz „ opiekował się” grupą anglojęzycznych intelektualistów podczas słynnego Kongresu we Wrocławiu. Z wojska został usunięty z przyczyn obyczajowych. Był homoseksualistą. Pod koniec lat sześćdziesiątych zaczął publikować w Tygodniku Powszechnym. Tłumaczył liczne książki. Był członkiem ZLP. Zmarł 28 grudnia 1985 roku w Warszawie. W opinii służbowej z 1950 roku ktoś trafnie zauważył: „ bardzo silnie wyrażone poczucie godności własnej bez odpowiedniego szacunku dla godności osobistej innych”. Gdyby Henryk miał choć odrobinę szacunku do innych, przede wszystkim do licznych wielbicieli i przyjaciół , którzy traktowali wizyty w jego mieszkanku przy ulicy Czackiego jako rodzaj duchowych rekolekcji nie oszukiwałby ich w tak perfidny sposób. Widać, że Karpiński nie chce przyjąć do wiadomości ponurej prawdy. Ten ich guru, niezwykle utalentowany człowiek był zwykłym mitomanem i oszustem. Podobno nie pogodził się ze sobą i dlatego sam siebie stwarzał choćby przed znajomymi oraz w nieustannie niszczonych i odtwarzanych pamiętnikach. Ludzie, którzy nie akceptowali swoich ograniczeń podejmowali zazwyczaj wyzwania naukowe, wyprawy w góry albo na bieguny. Byli jednak i tacy, którzy fałszując życiorysy trafiali do Liber Chamorum, a niektórzy, pełni kompleksów i resentymentów, do partii komunistycznej. To przypadek Krzeczkowskiego, który nie akceptując swego pochodzenia czyli nacji, nazwiska i klasy społecznej brał udział w instalowaniu komunizmu w Polsce. Choć wielu z tych komunistów znalazło się potem wśród dysydentów, kultywowanie ich pamięci przez całe lata oznaczało spychanie pod ziemię ( czasem w sensie dosłownym) pamięci prawdziwych naszych bohaterów, takich jak na przykład Inka. Siostra Henryka Krzeczkowskiego Klara Gerner ofiarowała mu swoje zdjęcie z dedykacją: „ Pamiętaj bądź człowiekiem. Nie ważne nic, ważne by godnie kończyć”. Henryk wielokrotnie się do tej dedykacji odwoływał. Ten baron Münchhausen naszych czasów umierał na raka, podobno bardzo dzielnie. W jego losach jak w soczewce skupiają się losy wszystkich dysydentów systemu komunistycznego, którzy gorliwie temu systemowi służyli.
Stąd też mój tytuł.
© Izabela Brodacka Falzmann
16 października 2016
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
16 października 2016
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz