Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Sojusznik Naszych Sojuszników. Co się dzieje?

Co się dzieje?

        Jeśli Unią Europejską nie kierują idioci – a taką możliwość trzeba zawsze brać pod uwagę, zwłaszcza ostatnio – to po tylu antypolskich krokach podjętych przez jej władze i organy, muszą nastąpić jakieś kroki rozstrzygające. Ponieważ po stronie polskiej nie widać żadnych posunięć, które zabezpieczałyby państwo przed realizowaniem zaprojektowanego scenariusza, to wygląda na to, iż – jak śpiewała Krystyna Prońko w piosence „Moja wielka chwila”: „będzie to, co ma być” („Ludzie sobie poradzą i beze mnie będą żyć, no więc po co się wtrącać; będzie to, co ma być”). Skoro tedy nie ma sposobu, by zatrzymać cios przykładanej właśnie do pnia siekiery, zawsze możemy zastanowić się, dlaczego sprawy przybrały taki właśnie obrót.
        Zaskakujące są zwłaszcza historyczne analogie z wiekiem XVIII. Historia oczywiście nigdy nie powtarza się dokładnie, ale warto zwrócić uwagę na jeden element, który występował zarówno wtedy, jak i teraz – oczywiście w trochę innej postaci. Początków zjawiska trzeba szukać w „potopie” szwedzkim z 1655 roku. Trwał on zaledwie 5 lat, ale doprowadził do straszliwej dewastacji kraju tym bardziej, że atak szwedzki był skoordynowany z napaścią rosyjską, a potem jeszcze z uderzeniem Rakoczego. Dość powiedzieć, że polskie straty w tamtej wojnie są porównywalne ze stratami poniesionymi w II wojnie światowej. Jednym z następstw „potopu” szwedzkiego było pojawienie się w Polsce warstwy społecznej, której przedtem nie było, mianowicie „szlachty – gołoty”. Byli to ludzie, którzy utracili wszelkie środki utrzymania – ale zachowali prawa polityczne, które bardzo szybko nauczyli się komercjalizować. Korzystali na tym nie tylko polscy magnaci, którzy za niewielkie koszty posiadali nieprzebrane rzesze „klientów”, ale przede wszystkim – państwa ościenne, które tę „klientelę” zagospodarowywały za pośrednictwem owych magnatów, zasilanych finansowo przez ambasadorów. W wieku XVIII nie było chyba w Polsce żadnego polityka, który nie brałby tzw. „jurgieltu”, czyli nie byłby wynagradzany, jako agent wpływu. Dzięki temu właśnie możliwy stał się traktat rosyjsko-pruski, jaki stanął w Poczdamie w roku 1720, by prowadzić wobec Rzeczypospolitej „wspólną politykę”, a w jej ramach - blokować każdą próbę powiększenia kontyngentu wojska w Polsce. Polska nic o tym tajnym traktacie nie wiedziała, ale wystarczyło, by obydwaj jego sygnatariusze odpowiednio zadaniowali swoich jurgieltników, by podejmowane próby powiększenia armii, nawet jeśli dochodziły do fazy ustawodawczej, wszystkie spełzły na niczym. Nawiasem mówiąc, w roku 1732, poseł rosyjski w Berlinie, Karol von Loewenwold, doprowadził do rozszerzenia tego traktatu na Austrię, na skutek czego los Rzeczypospolitej został przesądzony, chociaż pierwszy rozbiór nastąpił dopiero 40 lat później. Ale nawet i wtedy nie położono kresu jurgieltowi, przeciwnie – jurgieltnicy nie tylko piastowali kluczowe stanowiska, ale w bezczelności swojej przekraczali wszelkie granice przyzwoitości. Taki np. biskup inflancki Józef Kazimierz Kossakowski, od lat pobierający z ambasady rosyjskiej jurgielt w wysokości 1500 dukatów rocznie, na sejmie w Grodnie w roku 1793, gdzie chodziło o zatwierdzenie II rozbioru, dowodził targowiczanom, którzy wcześniej złożyli przysięgę, że nie oddadzą „ani cząsteczki” terytorium państwowego, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo przecież nie chodzi o jakieś „cząsteczki”, tylko ogromne obszary, o których w przysiędze nie było przecież ani słowa. Nawiasem mówiąc, podobnymi sofizmatem posłużył się Trybunał Konstytucyjny w roku 2010, oceniając zgodność z konstytucją traktatu lizbońskiego. Stwierdził między innymi, że w dzisiejszych czasach samo pojęcie suwerenności, jako władzy najwyższej i nieograniczonej, podlega zmianom. Jest to oczywista nieprawda, bo przecież w hierarchii władzy ZAWSZE jakaś władza będzie „najwyższa”. Toteż nic dziwnego, że Trybunał swoje wywody okrasił dodatkowo takimi osobliwościami, że wyrazem suwerenności Polski jest posiadanie przez nią konstytucji. Ale własną konstytucję posiadało również Królestwo Kongresowe. Czyżby i ono było suwerenne? Widać, że biskup Kossakowski, chociaż żył w celibacie, dochował się potomstwa, między innymi w osobie pana sędziego TK Bogdana Zdziennickiego, który te wszystkie brednie z miedzianym czołem odczytywał w kompletnej ciszy – bo wcześniej jakiś człowiek, który krzyknął: „Hańba! Pieczętujecie rozbiór Polski!” - został przez strażników wyprowadzony.

        Teraz szlachty-gołoty już nie ma, ale to nic nie szkodzi, bo historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnota rozbójniczą, której korzenie tkwią w mrokach okupacji niemieckiej i sowieckiej. Oto w obliczu klęski wojennej we wrześniu 1939 roku władze zdecydowały się wypuścić więźniów, by nie wpadli w ręce niemieckie. Ci natychmiast powrócili do swoich ulubionych zajęć, to znaczy – do rabunków i rozbójniczych wymuszeń. Jak wspomina Adam hr. Ronikier, podczas okupacji prezes Rady Głównej Opiekuńczej – jednej z dwóch polskich instytucji (drugą był Polski Czerwony Krzyż) oficjalnie działających w Generalnej Guberni w czasie okupacji, bandytyzm był plagą, zwłaszcza na terenach wiejskich, na które Niemcy zapuszczali się sporadycznie. Warto przypomnieć, że podejmowane przez RGO próby utworzenia straży obywatelskiej, która tak pożyteczną rolę spełniła podczas Wielkiej Wojny 1914-1918, zostały przez Delegaturę rządu kategoryczne storpedowane, nawet na Wołyniu, gdzie proces tworzenia samoobrony został nawet zainicjowany. Jak pisze hr. Ronikier w swoich pamiętnikach, wystarczyło 5 karabinów na wioskę, by banderowcy zostali skutecznie utemperowani – ale na skutek sprzeciwu Delegatury zaniechano nawet tego i w rezultacie ludność polska pozostała całkowicie bezbronna wobec rezunów. Ciekawe, co to za przodek pana ministra Witolda Waszczykowskiego o tym zdecydował – bo skoro wspólnie z Ukraińcami dopiero mamy „odkrywać” prawdę o wołyńskiej rzezi, to coś może być na rzeczy. Wracając do wspólnoty rozbójniczej, to jej polityczna sytuacja ugruntowała się po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w roku 1941. Kiedy Stali ochłonął już z pierwszego szoku, w GG pojawili się sowieccy spadochroniarze, którzy postawili bandytom propozycję nie do odrzucenia; w zamian za podporządkowanie się naznaczonym dowódcom i politrukom mieli oni uzyskać polityczną ochronę, jako „partyzanci” - a w przeciwnym razie mieli zostać wybici do nogi. Ci chętnie się zgodzili tym bardziej, że wcale nie musieli zmieniać sposobu życia i nadal zajmowali się bandytyzmem – o czym świadczą choćby dzienniki bojowe oddziałów AL, w których jako zdobycz uzyskaną w akcji bojowej wymienia się „bieliznę damską i pościelową”. To na pewno zdobyto na SS-manach. Po wojnie wspólnota rozbójnicza zasiliła szeregi bezpieki i partii, w roku 1981 nawet wystąpiła zbrojnie przeciwko niepodległościowym aspiracjom historycznego narodu polskiego, no a teraz przygotowuje w kraju grunt pod unijną, to znaczy – niemiecką interwencję, zaś na terenie unijnym wspiera antypolskie inicjatywy. Oczywiście już w drugim, albo nawet trzecim pokoleniu – bo „czas jak rzeka płynie”.

Sojusznik Naszych Sojuszników

        Starsi ludzie, pamiętający lata 70-te ubiegłego wieku, z pewnością pamiętają ówczesną „propagandę sukcesu”. Z niezależnych (bo wtedy media też były niezależna, podobnie, jak i dzisiaj) mediów głównego nurtu – a wtedy prawie wszystkie media w zasadzie należały do „głównego nurtu”, zwłaszcza z telewizji, którą kierował prezes Maciej Szczepański, płynął przekaz o nieprzerwanym paśmie sukcesów, jakimi obsypywany był nasz nieszczęś... to znaczy – pardon – oczywiście szczęśliwy kraj. Jeśli nawet z tak zwanej otaczającej nasz coraz ciaśniej rzeczywistości dochodziły rozmaite nieprzyjemne zgrzyty, to wytrawni komentatorzy tłumaczyli, że to tylko „tu i ówdzie”. Ten nastrój udzielał się nawet ówczesnym kontestatorom; słynny „protest-song” Czesława Niemena powstał wprawdzie jeszcze w latach 60-tych, ale już wtedy optymizm przeważał nad pesymizmem. Wprawdzie świat jest „dziwny”, ale tylko dlatego, że „jeszcze wciąż” mieści się w nim „wiele zła” - i chociaż Partia wszystko robi, żeby je wyplenić, to wróg klasowy podstępnie sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, wskutek czego „człowiekiem gardzi człowiek”. Wszystko jednak musi zakończyć się wesołym oberkiem, bo „ludzie dobrej woli jest więcej”. Trzeba tylko nie tyle może „zapłacić i odsiedzieć” – jak powiedział swemu klientowi pewien adwokat („wygrał pan sprawę; trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć”) - co „nienawiść zniszczyć w sobie”. No dobrze, zniszczyć, to jasne, ale chyba nie każdą – bo na tamtym etapie rozwoju dziejowego nienawiść klasowa nie została jeszcze potępiona; ba – nie ma pewności, czy została potępiona nawet dzisiaj – zatem chodziło o zniszczenie w sobie nienawiści do ustroju socjalistycznego i Związku Radzieckiego. Warto o tym pamiętać, kiedy dzisiaj rosną młode kadry związku kombatantów, co to przemycali w radiowych rozgłośniach podstępne, jaszczurcze, antysocjalistyczne treści. No a w latach 70-tych optymizm wspiął się na same szczyty – oczywiście do momentu, kiedy rząd musiał zacząć spłacać długi, bo wtedy czar prysnął, chociaż czerwona orkiestra grała do końca, niczym na „Titanicu”.

        Ale nawet i wtedy nie przekroczył pewnych granic, może dlatego, że partia oficjalnie wyznawała atheismus. Dzisiaj obowiązuje rozkaz, by panował chwalebny pluralismus, znaczy się – żeby rozkwitało niechby i sto kwiatów – oczywiście pod warunkiem, że wszystkie będą w przepisowych kolorach i taki na przykład antisemitismus został z chwalebnego pluralismusa definitywnie usunięty w ciemności zewnętrzne – o czym poinformował nas pan prezydent Andrzej Duda podczas dorocznego seansu „pedagogiki wstydu” w Kielcach. Więc być może z powodu urzędowego wtedy atheismusa nikomu nie przyszła do głowy sugestia, że dowódcą Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego nie jest – dajmy na to – marszałek Jakubowski, czy – później - marszałek Kulikow, tylko... Archanioł Michał. Tymczasem z okazji szczytu NATO w Warszawie judeochrześcijański portal „Fronda” delikatnie zasugerował że na stanowisku naczelnego dowódcy Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie jest właśnie Archanioł Michał, a nie amerykański generał Curtis Michael Scaparrotti. Niby i Archanioł i generał mają to samo imię – w przypadku generała – drugie – ale nie sądzę, by judeochrześcijańskiemu portalowi „Fronda” właśnie o to chodziło.

        Pokazuje to nie tylko gorliwość judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” w wypełnianiu zadań w ramach propagandy sukcesu, ale przede wszystkim – poszukiwanie wyższych uzasadnień polityki prowadzonej przez rząd powołany przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, Polską rządzą na przemian trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie. Stronnictwo Ruskie została obecnie zepchnięte do głębokiej defensywy, Stronnictwo Pruskie, wraz z powrotem w 2013 roku Stanów Zjednoczonych do aktywnej polityki w Europie Wschodniej, utraciło pozycję lidera tubylczej sceny politycznej i nadal traci na rzecz ekspozytury na poczekaniu zorganizowanej przez Wojskowe Służby Informacyjne w postaci Nowoczesnej pana Ryszarda Petru, a na pozycję lidera wysforowało się Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, w którym jednak Prawo i Sprawiedliwość musi nieustannie walczyć o względy Naszego Najważniejszego Sojusznika ze starymi kiejkutami, najwyraźniej po 18 czerwca 2015 roku wpisanymi przez Amerykanów na listę „naszych sukinsynów”. Zewnętrznym wyrazem tych przepychanek było demarche przekazane prezydentowi Dudzie przez prezydenta Obamę – do dzisiaj trwają spory, czy była to pochwała postępowania rządu w Warszawie, czy przeciwnie – obsztorcowanie. Żydowskie media w USA, podobnie jak i w Polsce, stoją na nieubłaganym stanowisku, że obsztorcowanie, podczas gdy pan minister Waszczykowski i media niepokorne – że przeciwnie – aprobata. W tych warunkach trudno się dziwić, że koła rządowe i partyjne kręgi potrzebują upowszechnić w opinii publicznej przynajmniej świadomość sukcesu, w braku konkretnych dowodów.

        Bo szczyt NATO, zgodnie zresztą z przewidywaniami nie przyniósł ani „przełomu”, ani nawet decydujących rozstrzygnięć. Żadnego przełomu przynieść nie mógł w sytuacji, gdy dobiega końca druga kadencja prezydenta Obamy, który decyzje o długofalowych konsekwencjach taktownie pozostawia swojemu następcy, zaś decydujące rozstrzygnięcia też zapaść nie mogą w sytuacji, gdy Niemcy nadal się wahają, czy trzymać się strategicznego partnerstwa z Rosją, przeczekać prezydenta Obamę i wiązać nadzieje z Donaldem Trumpem, który zapowiada ponowne ograniczenie amerykańskiej aktywności i obecności w Europie, czy wziąć udział, a przynajmniej zamarkować wzięcie udziału w krucjacie „w obronie Ukrainy”. Podobne wahania przeżywa Francja, której prezydent najwyraźniej pogodził się z rolą owczarka niemieckiego. W rezultacie góra urodziła mysz w postaci „rotacyjnej obecności” w Europie Środkowo-Wschodniej czterech brygad, przy czym na Litwie ma stacjonować batalion Bundeswehry. Te cztery bataliony, to nie jest siła z którą NATO mogłyby zaatakować niechby nawet Białoruś, a cóż dopiero – Rosję. W takim razie – co to jest? Ano – jest to rodzaj „błyskotki”, którą – zgodnie zresztą z postanowieniami podpisanego 12 września 1990 roku w Moskwie traktatu „2 plus 4”, zakazującego zakładania stałych baz NATO nawet na terenie byłej NRD – Stany Zjednoczone zaoferowały Polsce i innym bantustanom, gwoli dodania im otuchy. Toteż rządowe kręgi z upodobaniem prężą amerykańskie muskuły, zaś rzesze pochlebców, mam nadzieję, że nie bezinteresownie, przechodzą same siebie w uprawianiu propagandy sukcesu, wskazując Niebo, jako Sojusznika Naszych Sojuszników.


© Stanisław Michalkiewicz
22-23 września 2016
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2