Najpierw pobiegł na samą górę, do ostatniego rzędu i próbował ustawić się pomiędzy swoimi patronami, ale na cel wzięła go chorwacka prezydent Kolinda Grabar-Kitarović. Koneserzy politycznych smaczków będę wiedzieć o kogo chodzi, bo jak dotąd Pani prezydent najwięcej rozgłosu zrobiła wokół siebie po słynnej sesji w bikini. Było na czym oko zawiesić, chociaż złośliwi twierdzą, że to wszystko sztuczne i silikonem z Castoramy pompowane. Tak, czy siak Kolinda Grabar-Kitarović zabawiła się z Donaldem, prawdopodobnie zupełnie nieświadomie. Na ile znam takie rozrywkowe babki, to raczej chodziło jej o to, aby Tusk stanął obok niej, zamiast biegać po opłotkach. Pewnie Kolinda Grabar-Kitarović też wiedziała jaki jest rozkład family foto i po prostu żartowała sobie, że Donald ma grzecznie stanąć obok niej. Nie wiedziała jej seksowność, że Tusk stanąłby wszędzie, najchętniej za spódnicą Merkel, byle nie stać obok Andrzeja Dudy. Naturalne skecze sytuacyjne są niezawodne, w takich przypadkach nie da się zachować powagi, a w tym konkretnym przypadku mamy zapętlony dowcip.
Groteskowa postać biega niczym Jaś Fasola, żeby nie trafić na faceta, którego się boi jak ognia, a blondynka macha do niego od samego progu i wystawia go jak na patelni. Pomijając kontekst polityczny, sam slapstickowy slalom Tuska wywołuje spontaniczny śmiech – nieme kino za darmo. Dodając kontekst polityczny widzimy w pełnej krasie pogubionego kelnera Europy. W ostatniej scenie Kolinda Grabar-Kitarović wskazuje Tuskowi palcem gdzie ma stanąć, po czym „prezydent Europy” zbity jak pies zwiesza głowę przed Andrzejem Dudą. Tak wygląda alegoryczny obraz „potęgi” kreowanego na męża stanu małego zakompleksionego gówniarza. Oczywiście to wydarzenie nie miałoby większego znaczenia dla jakiejkolwiek poważnej oceny, gdyby nie jeden kluczowy element. Sam jestem wielkim wrogiem głupkowatych zdjęć pokazujących wykrzywione twarze. Kompromitującą fotkę da się zrobić każdemu i nie ma przed tym żadnej obrony. Podobnie jest z różnego rodzaju sytuacjami, ktoś tam w stresie uczyni niekontrolowany gest i zaczyna się jazda. Mnie na przykład w ogóle nie śmieszy wpadka Siemoniaka z lampką pomyloną z mikrofonem. Jeśli mam być szczery pierwszy raz widziałem takie dziwne połączenie w oświetlonej sali i pewnie też bym sobie poświecił w oczy, może tylko nie przez całe przemówienie. Kompromitacja Tuska polega jednak na tym, że jego „wyczynu” nie można porównać do wymienionych przypadków, tutaj mamy pełną i wyreżyserowaną kompromitację.
Nikt Tuska nie przyłapał, jak się pośliznął na skórce od banana, ale uchwycono w kamerze przekrój jego marnego charakteru i osobowości. Człowiek godny i inteligentny, przy całej antypatii, a nawet odrazie dla swojego przeciwnika, wziąłby taką okoliczność na klatę i zachował się jak dorosły facet. Wchodzę na salę kłaniam się wszystkim, mówię dzień dobry i staję wyprostowany jak struna obok rywala. Proste i naturalne dla każdego człowieka, bez względu na płeć. A co zrobił Tusk? Odnosząc tę żenadę do życia natychmiast skojarzyła mi się jedna scena. Na weselach, gdy się już ściemni i wszyscy są rozbawieni, przy stołach zaczynają krążyć przykurczone i nerwowo rozglądające się wokół siebie postaci młodocianych biesiadników. W taki sposób wyrostki polują na niedopite kieliszki i pozostawione resztki wódki w butelkach. Patrząc na slalom gówniarza Tuska pomiędzy dorosłymi gośćmi NATO, jako żywo widziałem pryszczatego Donalda, który czai się na parę gram weselnej wódki, aż tu nagle ciocia od strony panny młodej chwyta go za ucho i sadza na... miejsce, ku uciesze całej sali. Lepszego podsumowania „prezydenta Europy” do tej pory nie było, co nie znaczy, że nie będzie, bo to jest miernota rozwojowa.
© MatkaKurka
9 lipca 2016
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
9 lipca 2016
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz