Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Bitwa pod Warką

Równo 460 lat temu wojska polskie odniosły pierwsze zwycięstwo w walce ze szwedzkimi najeźdźcami, które znacznie przyczyniło się do późniejszego zakończenia „potopu szwedzkiego”. Ponieważ już pisaliśmy o tym zwycięstwie, na dzisiejszą okrągłą rocznicę tej bitwy przytaczam słowa nieznanego autora sprzed ponad półtora wieku, jakie zostały opublikowane w numerze 132 „Tygodnika Illustrowanego” z 1862 roku.
Pisownia oryginalna!


     Z początkiem 1656 r. pomyślność najazdu szwedzkiego w Polsce dosięgła swego szczytu. Wprawdzie Częstochowa ocalała od napaści Millera, ale większa część kraju i obie stolice były w posiadaniu Karola Gustawa, który tylko co zhołdowawszy sobie miasta pruskie Toruń, Grudziądz, Chełm i kilka pomniejszych, 18 stycznia zawarł przymierze zaczepne i odporne z elektorem brandenburskim., Był to tryumf niepospolity, zapewniający mu ważne na przyszłość korzyści.
      Ale już nad głowami napastników gromadziły się chmury, z których coraz częściej wypadał groźny dla nich błysk rozbudzonej cnoty obywatelskiej.
Wierna królowi szlachta małopolska zjechała się w Tyszowcach, i tu, pod przewodnictwem obu hetmanów koronnych (*) oraz Stefana Czarnieckiego kasztelana kijowskiego, Krzysztofa Tyszkiewicza wojewody czerniechowskiego, Jędrzeja Potockiego oboźnego koronnego i Hiacynta Szembeka starosty bogusławskiego, zawiązała w dniu 29 grudnia 1655 roku konfederacyą, ku obronie wiary i odzyskaniu utraconej niepodległości. Rozesłano uniwersały, wzywające odstępców aby powrócili do wierności monarsze, a jednocześnie do bawiącego od kilku już miesięcy na Szląsku Jana Kaźmirza wyprawiono zaproszenie, żeby złączył się z narodem.

Paweł Jan Sapieha
Król skutkiem tego wydaje odezwę do swych poddanych, obiecując przebaczenie wszystkim, co zawiniwszy opamiętają się, i sam powraca do kraju, witany wszędzie z radosnem uniesieniem.
      Na Litwie Paweł Sapieha wojewoda wileński własnym kosztem uzbraja wojsko, i znaczne zebrawszy siły, Janusza Radziwiłła, stronnika Szwedów, oblega w Tykocinie. Konfederacya tyszowiecka, z zapałem przez ogół przyjęta, szybko się rozkrzewia. Szlachta lubelska, ruska, wołyńska, podolska, a w innej stronie poznańska, rączo rwie się do korda; chorągwie powstają wszędzie, jakby z pod ziemi wyrastały.
      Na wieść o tych ruchach, Karol Gustaw, stojący w 18,000 pod Zamościem, widząc że bez ciężkich dział oblężniczych twierdzy tej nie weźmie, pociągnął ku Sandomierzowi, połączywszy się w drodze z Duglasem. Odwrót ten nazwać można raczej mozolnem śród ciągłych utarczek wleczeniem się, jak pochodem.
Oddziały konfederatów nieustannie od boków i tyłu wieszały się przy uchodzącym nieprzyjacielu i urywały go potrosze. Dwa razy nawet, pod Jarosławiem i Rudnikiem, Czarniecki tak niespodzianie napadł na samego króla szwedzkiego, że o mało go nie schwycił i zabrał mu wszystkie srebra stołowe.
Jan Sebastian Lubomirski
      Przybywszy do wideł między Sanem i Wisłą, a nie mogąc przejść tej ostatniej, bo z tamtej strony czekali go już Czarniecki z Lubomirskim i Pawłem Sapiehą, Karol Gustaw uwiązł w samołówce, i byłaby się może już wtedy wojna skończyła pojmaniem jego lub zgnieceniem, gdyby nie brak regularnej piechoty. Okoliczność ta, jak w wielu innych razach, tak i tutaj, paraliżowała działania naszych wodzów, z czego korzystając król szwedzki, przeprawił się na powrót przez San, wyparł Litwinów z warownego obozu, zabrał im nawet działa, i spokojnie przez Lubelskie i Mazowsze przeszedł ku Warszawie.
      Tymczasem lewym brzegiem Wisły nadciągała królowi odsiecz, pod dowództwem jego szwagra, margrabiego badeńskiego Fryderyka. Margrabia, dowiedziawszy się że król ocalony, postanawia idącemu na Łowicz Czarneckiemu, który już przednią straż jego zniósł pod Kozienicami, wzbronić przeprawę przez Pilicę. Ale Czarniecki, znalazłszy wązki most na tej rzece pod Warką obsadzony przez nieprzyjaciela, każe Wąsowiczowi pułkownikowi dragonii konnej przeciwnika przy moście zatrudnić, a sam w zwykłej swej szubie rysiej przypadłszy do swoich: „Hardy nieprzyjaciel, zawoła, zastawiwszy się rzeką, drwi z nas; ale wnet zobaczy iż on przebywszy morze, śpiesząc się na oppresyą Polski, małej rzeki obawia się, a my tę rzekę w oczach jego przepłyniem. Proszę za sobą!”
I ścisnąwszy konia ostrogami, pierwszy rzuca się w nurt rzeki rozlanej szeroko wiosennym przyborem; za nim podążają wszyscy, i po upływie godziny już 3000 wojska na lewym brzegu Pilicy staje w szyku bojowym.
      „Huknęły szwedzkie armaty, tak razem i potężnie, jakby się ziemia rozpękła, a potem nieprzerwanym ciągiem jak grzmoty walą jedne po drugich; na gwałt w tarabany biją, aż w uszach terkocze; a w powietrzu taki dziwny huk, turkot, brzmienie, jakby koniec świata nadszedł.”
      „Widać po ziemi błyski i dym. Szwedzka rejtarya stoi w miejscu ze wzniesionemi szablami; konie naprężone jak na wylocie, czekają hasła. Nareszcie szeregi z szeregami się zwarły, koń o konia się trącił, jeździec starł się z jeźdźcem, szeregi zmieszały się ze sobą, jak wirem zakręciły i porwały się na drobne kawałki –  jak dwa stada wron i kawek, kiedy w powietrzu się zdybią i uderzą na siebie, po całych obłokach się rozsypią i osobnemi kupkami gonitwy zawodzą.”
      „Armaty ucichły, tylko strzały ręcznej broni kiedy niekiedy jeszcze hukną, tylko zewsząd słychać krzyki i głosy przeraźliwe; ziemia jęczy i stęka; w powietrzy brzmi i jęczy, i taka mieszanina, taki bój, że aż straszno patrzeć.” (**)
Karol X Gustaw
      Około dwóch godzin trwała walka zacięta, aż Szwedzi do lasu uchodzić poczęli, a nakoniec w zupełną poszli rozsypkę. Nasi na drodze ku Warszawie doganiali ich i chwytali; tych zaś co w gęstwinę się schronili, pomordowali później chłopi. Sam Puffendorf, historyograf spółczesny Karola Gustawa, w wielu razach stronny, (bo utrzymuje na przykład że Czarniecki miał 12,000 wojska, Szwedzi zaś mniej daleko), przyznaje iż zaledwo 600 niedobitków przedarło się do Warszawy, a margrabia z Szlipenbachem i Ehrensteinem w 108 tylko koni dostali się do Czerska, gdzie przesiedziawszy trzy dni o chłodzie i głodzie, czwartego dnia w nocy przybyli do Warszawy.
      W pamiętnym tem zwycięztwie, odniesionym dnia 7 kwietnia 1656 r,. przeszło 2000 Szwedów poległo lub dostało się w niewolę, a w liczbie tych ostatnich byli: młodszy margrabia Adolf, hrabia Falkenstein, generałowie Weger i Potter. Jemiołowski utrzymuje, że pojmano żywcem wszystkich nieledwie oficerów, a trupa położono ze 4000; ale liczba ta widocznie jest przesadzoną, bo zdaje się że margrabia Fryderyk całego wojska pod Warką miał tylko około 3000.
Stefan Czarniecki
      Że klęska musiała być ciężką i stanowczą, dowodzi także przytoczony przez Rudawskiego list brata króla szwedzkiego, falcgrafa Adolfa, w którym ten między innemi pisze do Karola: „Ponieważ dnia wczorajszego pułki margrabiego poniosły wielką klęskę od nieprzyjaciela i dotąd nie wiemy w jakim stanie znajdują się nasi..... przeto z rozkazu feldmarszałka i innych w. k. m. dowódzców, pułki zostające pod komendą moją przeprawiłem przez Wisłę” i. t. d.
      W zbiorze historycznym p. t. Theatrum Europaeum, wydawanym w Frankfurcie nad Menem od r. 1635 do 1738, znajduje się własnoręczny niby list Stefana Czarnieckiego do królowej Maryi Ludwiki, który przedrukował w tłumaczeniu Eustachy hr. Tyszkiewicz, w publikacyi obejmującej rysunki i opisy trofeów zdobytych przez wodza naszego na Karolu Gustawie we wsi Rudniku. (Wilno 1856 r., nakład Rubena Rafałowicza). Osnowa tego listu jest następująca:

Z Warki, 9 kwietnia 1656r.

Najjaśniejsza miłościwa królowo, pani a pani nasza.

Donoszę w. k. m. o świeżo znowu otrzymanem zwycięstwie nad najezdnikami naszemi, Szwedami. Jak spodziewam się tak życzę, żeby coraz więcej podobnych przybywało, ku czemu nie zejdzie w. k. m. ani na moich najwierniejszych usługach, ani na serdecznem i nieustraszonem spółdziałaniu bohaterskich moich towarzyszów.
Po pamiętnej bitwie pod Jarosławiem nad rzeką Sanem, ścigałem w ślad króla szwedzkiego nad Wisłą i dotarłem za nim aż na lody, nie dając mu nigdzie wypocząć, codzień nękając jego wojsko, tak iż nie mógł wcale ani wytchnąć, ani opatrzyć się w żywność. Znaczna część żołnierzy jego znużona i zgłodniała wymarła, inni w napadach i utarczkach od szabel naszych polegli. Spostrzegłszy że już kilka tysięcy ludu stracił, przyparty do Wisły, postanowił dostać się do Sandomierza i w tej twierdzy wyczekiwać dogodniejszej pory; ale nim jeszcze mosty rzucić zdążył, my już zjawiliśmy się za Wisłą, dla przeszkodzenia mu w przeprawie. Skoro to zmiarkował, natychmiast, zmieniając zamiar, cofnął się nazad ku Sanowi, chcąc tę rzekę przebyć; lecz znalazł nad nią pana wojewodę wileńskiego (Pawła Sapiehę) z wojskiem litewskim, które go tak przyjęło, iż z wielką stratą od Sanu odstąpić musiał. Przekonawszy się że wszystkie przeprawy przez San i Wisłę z naszej strony dostatecznie były obsadzone, a falcgraf sulzbachski w 4500 ludzi śpieszy nieprzyjacielowi na odsiecz, rzuciłem się przeciąć mu drogę, i zaskoczywszy pod Kozienicami jego straż przednią z kilkuset koni złożoną, rozkazałem ją otoczyć i w pień wyciąłem.
Zaraz po dokonaniu tego, puściłem się w pogoń za śpiesznie cofającym się falcgrafem, który mógłby był dostać się do Warszawy, gdybym części mego wojska nie zdążył przeprawić przez Pilicę. W niedostatku mostów, nie mając czasu na ich budowanie, puściłem się wpław przez rzekę. Za moim przykładem poszły chorągwie; w mgnieniu oka znaleźliśmy się na drugim brzegu i dotarliśmy do straży odwodowej. Nieprzyjaciel, rozebrawszy za sobą mosty, sądził się już bezpiecznym. Natychmiast rozkazałem najwaleczniejszym moim chorągwiom, aby go w okolicach Warki i Czerska zabawiły, dopóki samego falcgrafa nie dosięgnę. Jakoż znalazłem wojska jego uszykowane do boju pod blizkim lasem, w którym znaczną część dragonów swoich ukrył. Nie zważając na to, uderzyliśmy na niego, i po kilku utarczkach zmusiwszy do ustąpienia, ścigaliśmy go tak natarczywie, że zasadzka ukryta przezeń w lesie mu nie pomogła. Znaczna część nieprzyjaciół poległa na bojowisku, a wielu zginęło od naszej pogoni, bo przez całe siedm mil, od Warki aż do przedmieść warszawskich, jechaliśmy im na karkach. Mała część pozostałych rozbiegła się po lasach, gdzie ich niechybna śmierć czeka z rąk naszych chłopów. Mówią że sam falcgraf w tej bitwie poległ, krewny zaś jego poległ z pewnością; zdobyliśmy wszystkie tabory obozowe i 20 chorągwi, które razem z wyższemi jeńcami odesłałem j. k. m. panu mojemu najmiłościwszemu.
Tak z chwałą w.k.m. zakończył się ten dzień szczęśliwy. Nie omieszkam z największą czujnością i przezornością starać się o dalsze powodzenia. Teraz śpieszę przeciw posiłkom, które prowadzą Wrangel i Steinbock.

Zostaję w. k. m. i. t. d.
Stefan Czarniecki
W krytycznym jednak ocenieniu tego dokumentu mimo woli nasuwa się wątpliwość względem jego wiarygodności. A najprzód Czarniecki, wbrew Puffendorfowi, Kochowskiemu, Rudawskiemu i innym spółczesnym kronikarzom, powiada w nim, że pobił falcgrafa sulzbachskiego, a nie margrabię badeńskiego, jednozgodnie przez tamtych podanego. Dalej nie wspomina wcale o pojmaniu margrabiego Adolfa, tudzież Falkensteina, Wegera i Potera, przez powyższych historyków zaręczonem. Dołączywszy do tego dziwną jakąś niepewność całego sprawozdania, (jak np. „mówią że sam falcgraf w tej bitwie poległ”), niewytłumaczoną niczem w naczelnym dowódzcy, we dwa dni po rozprawie, oraz przytoczenie o zebraniu mostu na Pilicy, kiedy kronikarze świadczą przeciwnie, iż był tam most wązki, ale obsadzony przez nieprzyjaciela, – dochodzimy do wniosku, że list ten musi być podrobiony, lub przynajmniej bardzo przekształcony.
      Bądź co bądź, świetne to zwycięstwo, będące jednym tylko listkiem w wieńcu sławy naszego bohatera, przyczyniło się znacznie do pomieszania planów nieprzyjaciela i przyśpieszyło ziszczenie przepowiedni danej przedtem królowi szwedzkiemu u grobu Władysława Łokietka w Krakowie.

I. J.

(*) Stanisława Rewery Potockiego hetmana wielkiego koronnego i Stanisława Lanckrońskiego hetmana polnego koronnego.
(**) Michał Czajkowski: „Szwedzi w Polsce”


Transkrypcja: CC-BY-ND DeS
(Digitale Scriptor)
7 kwietnia 2016
Specjalnie dla: Ilustrowany Tygodnik Polski ☞ tiny.cc/itp2

Creative Commons License
Artykuł wolny do kopiowania na tej samej licencji: CC-BY-ND 4.0
(Creative Commons Licence v.4.0 By Attribution, No Derivatives - 
polskie tłumaczenie tutaj)







Ilustracje: © domena publiczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2