Karol Olgierd Borchardt wspomina, jak to załoga statku szkolnego „Lwów” pod dowództwem kapitana Mamerta Stankiewicza, została przyjęta na audiencji u papieża. Po tej audiencji jeden z kadetów, nazwiskiem Sforza, z tej samej rodziny, co i królowa Bona, kompletnie wyłysiał. Twierdził, że stało się to za przyczyną papieża, który przez pomyłkę pobłogosławił go dwukrotnie. Kadet Sforza wprawdzie pomyłkę zauważył i kiedy Ojciec Święty po raz drugi podszedł do niego, szepnął nawet „satis Papa”, co się wykłada, że „dosyć Ojcze Święty”, ale papież nie dosłyszał, no i stało się. Skoro dwukrotne błogosławieństwo mogło wywołać takie skutki w przypadku kadeta Sforzy, to cóż dopiero mogłyby się stać wskutek nadużycia demokracji?
Tymczasem rozwój sytuacji w naszym nieszczęśliwym kraju wydaje się właśnie w tym kierunku zmierzać. Jak pamiętamy, przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, kandydat Paweł Kukiz wysunął projekt przeprowadzenia referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. Początkowo wszyscy wzruszali na to ramionami, ale kiedy okazało się, że w pierwszej turze prezydent Komorowski przegrał z kandydatem Andrzejem Dudą, a kandydat Paweł Kukiz uzyskał ponad 20 procent głosów, wszystko się zmieniło. Spanikowany prezydent Komorowski wystąpił z wnioskiem o przeprowadzenie referendum, do którego pytania – jak w przypływie szczerości zeznał Henryk Wujec, ongiś Doradca Doskonały w Kancelarii Prezydenta – przygotowano w nocy i na kolanie. To było widać od razu, ale Senat, który na takie referendum musi wyrazić zgodę, najwyraźniej przeszedł nad tym do porządku i termin referendum został wyznaczony na 6 września. Jak wiadomo, pospiech jest wskazany jedynie w dwóch przypadkach: przy biegunce i przy łapaniu pcheł, toteż stachanowskie tempo przygotowania referendum przez prezydenta Komorowskiego nic mu nie pomogło. Przegrał i w drugiej turze, pokazując przy okazji, że dla zachowania stołka gotów jest na wszystko.
Ale decyzja została podjęta, toteż z tym „świętem demokracji” - jak nazwał referendum przewodniczący NSZZ „Solidarność” Piotr Duda – trzeba było coś zrobić. Nagle okazało się, że jest w naszym nieszczęśliwym kraju całkiem spory katalog spraw, które można by rozstrzygnąć w referendum. Na przykład biłgorajski filozof zażądał postawienia pytania o religię w szkołach. Nawiasem mówiąc, biłgorajski filozof, zaliczony ongiś przez Leszka Millera do „naćpanej hołoty”, tym razem zlał się z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, tworząc koalicję pod nazwą „Zjednoczona Lewica”. Aliści profesor Hartman, słynny „etyk” i ateista, uczestniczący jednocześnie w żydowskim Zakonie Synów Przymierza, wcześniej zarejestrował komitet własny wyborczy pod taką właśnie nazwą, w związku z czym Leszek Miller będzie musiał wymyślić sobie jakąś inną nazwę dla swojej koalicji. Na przykład Róbmy Sobie Na Rękę, albo coś w tym rodzaju.
Z kolei Janusz Korwin-Mikke zaproponował dopisanie do referendum pytania o karę śmierci, a nawet – o podatek dochodowy, chociaż ustawa o referendum (art. 63 ust. 2 pkt 1) zabrania rozstrzygania w ten sposób o podatkach, co prawda tylko obywatelom – ale czy kto kiedy widział, żeby jakiś prezydent, czy senat z własnej inicjatywy zlikwidował podatek dochodowy? A jużci! Wreszcie PiS, które początkowo było przeciwne wszelkiemu referendum, nagle zmieniło zdanie i ustami Beaty Szydło ogłosiło, że owszem, niech będzie – ale pod warunkiem dopisania przez prezydenta Dudę jeszcze trzech pytań: o przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, o zakaz prywatyzacji Lasów Państwowych i obowiązek posyłania do szkoły 6-latków. Oczywiście wybuchła gwałtowna dyskusja, w trakcie której okazało się, że przeciwnicy PiS podchodzą do referendum po gospodarsku – a już specjalnie Polskie Stronnictwo Ludowe, które zaproponowało, żeby w ogóle żadnego referendum nie organizować, a pieniądze przekazać rolnikom, którzy cierpią z powodu suszy.
Bo wypada zauważyć, że niezależnie od sporów, jakie przed wyborami toczą ze sobą Umiłowani Przywódcy, Państwo Islamskie wykańcza nasz nieszczęśliwy kraj upałami i suszą. Znad Sahary płynie powietrze gorące, a znad Rosji – suche, potęgując w ten sposób zemstę zimnego ruskiego czekisty Putina. Nawiasem mówiąc, zimny ruski czekista Putin wypoczywał ostatnio na Krymie, co ukraiński prezydent Poroszenko uznał za wymierzony w siebie policzek i żąda sformowania wszechświatowej koalicji, która by ukróciła zuchwałość Putina. I słuszna jego racja, bo niezwyciężona ukraińska armia jakoś nie chce wojować i to nie tylko z Putinem, ale nawet z separatystami. Podobno aż 30 tysięcy uchyliło się od mobilizacji, a ponad 60 procent tych, co się zgłosili, okazało się niezdolnymi do służby. Ciekawe, za ile można sobie na Ukrainie załatwić takie zwolnienie lekarskie, ale widać ceny nie są zaporowe, skoro aż tylu sobie je załatwiło. W tej sytuacji nie ma rady, tylko trzeba będzie wyekspediować na ukraiński front wschodni pana Tadeusza Grzesika z judeochrześcijańskiego portalu „Fronda”, bo któż ma większą od niego eksperiencję w demaskowaniu i zwalczaniu ruskich agentów? „Pokażemy co umiemy, kiedyśmy na chodzie” – głosi słynny „Marsz, marsz Polonia” - oczywiście w wersji biesiadnej.
Wracając a nos moutons, pani Szydło, wraz z panem przewodniczącym Piotrem Dudą skutecznie wymolestowali pana prezydenta Andrzeja Dudę, który najwyraźniej niczego nie może im odmówić, bo w ogłoszonym we czwartek o godzinie 20 orędziu do narodu ogłosił, iż wystąpi do Senatu o zgodę na kolejne referendum w dniu wyborów parlamentarnych 25 października, w którym obywatele będą mogli odpowiedzieć na pytania zaproponowane przez PiS. Komplikacje, jakie mogą w związku z tym się pojawić, z pewnością przerosną kłopoty kadeta Sforzy po audiencji u papieża, bo ustawa o referendum ogólnokrajowym nie każdemu pozwala na wzięcie udziału w kampanii, no a poza tym Państwowa Komisja Wyborcza już teraz uwija się jak w ukropie, próbując rozeznać, które czynności Umiłowanych Przywódców odbywają się w ramach kampanii referendalnej, które – w ramach kampanii parlamentarnej, której zresztą jeszcze „nie ma”, no a które są rutynowymi działaniami rządu i opozycji.
Jeśli tedy kampania parlamentarna i referendalna odbywałyby się jednocześnie, to członkowie Państwowej Komisji Wyborczej nie tylko by wyłysieli, ale jeszcze w dodatku – osiwieli. Ale może ten okrutny los zostanie im oszczędzony, bo na straży demokracji w naszym nieszczęśliwym kraju stanął marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Oświadczył on, że „nie pozwoli” na żadne „demolowanie systemu demokratycznego” w Polsce. Okazuje się, że z demokracji można korzystać, ale tylko wtedy, gdy jest to zatwierdzone. W tym przypadku najwyraźniej zatwierdzone nie zostało i stąd taka stanowczość marszałka Borusewicza. Co prawda konstytucja powiada, że to Senat zgadza się albo nie zgadza ze zgłoszoną przez prezydenta propozycją referendum, a nie marszałek Senatu, ale widocznie marszałek Borusewicz skądś już się dowiedział, jakie polecenia senatorowie dostaną od swoich oficerów prowadzących. Od razu widać, że demokracja ma swoje naturalne ograniczenia, o których wspominał w filmie Krzysztofa Zanussiego „Kontrakt” partyjny buc grany przez Janusza Gajosa: „demokracja demokracją – ale ktoś przecież musi tym kierować!”
© Stanisław Michalkiewicz
23 sierpnia 2015
Komentarz Stanisława Michalkiewicza dla tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada)
www.michalkiewicz.pl ☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Komentarz Stanisława Michalkiewicza dla tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada)
www.michalkiewicz.pl ☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja: autor nieznany
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz