Niestety, i on nie dostarcza komentatorowi zbyt wielu powodów, by go chwalić. W święto 3 maja zaskoczył wszystkich zapowiedzią, że rozpisze referendum konstytucyjne, żeby Polacy wypowiedzieli się co do tego, jaki ustrój ma właściwie mieć Polska. Pomysł sam w sobie bardzo dobry, bo obecna konstytucja RP, przez „opozycję totalną” fetyszyzowana jakby przyniósł ją Mojżesz na kamiennych tablicach, a nie uchwalił Sejm,
na dodatek wskutek progu wyborczego mało reprezentatywny, i przyjęło w referendum wymagane minimum głosujących, mniej, w liczbach bezwzględnych mniej, niż w ostatnich wyborach dostał głosów sam tylko PiS, jest, jak o tym już tutaj pisałem, zwykłym bublem. Mniejsza o zapisanie w niej fikcyjnej hierarchii władz, najgorsze jest to, że nie rozgranicza kompetencji prezydenta i premiera, zwłaszcza w dziedzinie obronności i polityki zagranicznej. Zmusza więc pierwszą i czwartą (teoretycznie) osobę w państwie do nieustającego konfliktu. Chyba, że premierem jest brat bliźniak prezydenta. Ale już nawet wywodzenie się z tego samego obozu i reprezentowanie tych samych interesów nie chroni przed, jak to eufemistycznie nazwano, „szorstką przyjaźnią”, czego dowiedli Aleksander Kwaśniewski z Leszkiem Millerem.
Trzeba się na coś zdecydować – albo prezydent rządzi, jak we Francji czy w USA, albo przypina ordery i przecina wstęgi, jak w Niemczech. Sytuacja, w której ma trochę władzy, ale głównie negatywnej, to znaczy polegającej na psuciu roboty parlamentowi bez możliwości wyegzekwowania własnej polityki jest niebezpieczna dla państwa, co pokazała koabitacja 2007-2010.
Problem w tym, że prezydent Duda, zaskakując wszystkich zapowiedzią referendum, i to zawierającą dokładną datę – jesień przyszłego roku, a więc razem z wyborami samorządowymi – nie przedstawił nawet zarysu przewidzianych pytań. Zaskoczył też i partię, z której się wywodzi, i nawet niektórych swych współpracowników, co wytworzyło chaos i znacznie umniejszyło propozycję. Kazało też powiązać ją z nagłą dymisją prezydenckiego ministra i rzecznika Marka Magierowskiego, który dał się poznać jako rzecznik większej politycznej samodzielności prezydenta.
Mimo to, obiecane referendum rozbudziło nadzieję tych, którzy liczą że Andrzej Duda wyjdzie wreszcie z roli ośmieszonego przez serial „Ucho Prezesa” bezwolnego „pana Adriana”, nie mogącego się doprosić nawet o spotkanie z Komendantem. Na dodatek Komendant ogłaszając, że PiS wycofuje się z pomysłu, by ograniczenie sprawowania funkcji w samorządzie do dwóch kadencji działało wstecz (żadna łaska, pomysł ewidentnie sprzeczny z prawem) wskazał jako przyczynę „szacunek dla opinii pana prezydenta”. Ale to nic Kaczyńskiego nie kosztowało i nic Dudzie nie dało. Testem na samodzielność było nowe prawo farmaceutyczne – absurdalne, szkodliwe, potępione nawet przez wicepremiera Gowina (który w PiS jest coraz bardziej ciałem obcym, jak wcześniej w PO), w którym farmaceuci wylobbowali sobie ograniczenie liczby aptek i ograniczenie prawa posiadania apteki wyłącznie do farmaceutów (dotąd dotyczyło to kierowania nią). Niestety, prezydent głupią, socjalistyczną ustawę podpisał. Wszystko więc wskazuje, że decyzję, czy chce być politykiem, czy wystarcza mu przecinanie wstęg i prezydowanie na rocznicach, ma wciąż Andrzej Duda przed sobą.
© Rafał A. Ziemkiewicz
22 maja 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com/
22 maja 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com/
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz