Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie!Dziś przywołany cytat bardzo często jest wykorzystywany przy rozmaitych okazjach, stał się wręcz nieodłącznym elementem politycznego kabaretu, ale okoliczności w jakich zostały te w ogóle nie śmieszne i realne groźby wypowiedziane, zasługują na szczególną uwagę. Przez całe lata jeden z wyjątkowo prymitywnych bandziorów, był przedstawiany jako dowcipny i postawny mąż Niny Andrycz. Panisko Cyrankiewicz całkowitym przeciwieństwem chama Władysława Gomułki, podobnie jak czerwiec 1956 był i jest przeciwieństwem marca 1968 roku. Wartościowanie historycznych wydarzeń nie ma większego sensu, ale z całą pewnością należy wykluczyć przypadki, jeśli chodzi o budowanie legend i fałszywych mitów wokół tych dwóch wydarzeń. 28 czerwca 1956 roku w Poznaniu według różnych danych zginęło od 57 do 70 ludzi, zdecydowana większość to strajkujący robotnicy, wśród ofiar były też dzieci. Historycy podają raz 4 raz 8 żołnierzy i ubeków, którzy w wyniku walk ponieśli śmierć.
Na drugi dzień, czyli zupełnie na świeżo, gdy matki nie odebrały jeszcze ciał swoich dzieci, Józef Cyrankiewicz wygłosił mowę, w której zapowiedział ni mniej, nie więcej tylko to, że komuna nadal będzie zabijać. Dokładnie tego dotyczyła metafora władzy odrąbującej rękę prowokatorom. Wysłuchałem całe przemówienie Cyrankiewicza i szczególnie mnie uderzyła seria zdań odnosząca się do utrwalania demokracji, postępu i dalszej walki z reakcyjnym podziemiem.
Nie dawał mi ten bełkot spokoju, aż się przyłapałem na banalnym skojarzeniu. Jeśli zamienić reakcjonistów faszystami, władzę Trybunałem Konstytucyjnym, a demokrację ludową demokracją liberalną mamy gotowy artykuł Gazety Wyborczej albo wiecowe wystąpienie liderów opozycji. Jak uczciwie napisałem nie jest to skojarzenie oryginalne i można mi zrzucić stosowanie zgranych chwytów, ale naprawdę polecam ten eksperyment i w tym celu zamieszczam odpowiedni materiał na końcu felietonu. Nic na siłę nie trzeba robić, analogie do uszu pakują się same. W czasach PRL obowiązywał wymyślony i całkowicie kłamliwy życiorys bandziora Cyrankiewicza. Jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku w Auschwitz wisiało zdjęcie Cyrankiewicza, jak jednego z liderów ruchu oporu. Prawda była dokładnie przeciwna, Cyrankiewicz był szpiclem gestapo, co ujawnił prawdziwy przywódca ruchu oporu Rotmistrz Witold Pilecki. Do Pileckiego już w czerwcu 1946 r. dotarło ostrzeżenie, że ma się wraz z żoną i dziećmi spakować i wyjechać do Londynu. W odpowiedzi Pilecki wysłał list Cyrankiewiczowi i zarzucił mu kłamstwa, przede wszystkim odnośnie jego rzekomych zasług dla ruchu oporu w Auschwitz. Według historyka Tadeusza Płużańskiego miało to przesądzić o późniejszym losie Rotmistrza Pileckiego. Komunistyczny bandzior z bardzo dużym prawdopodobieństwem stał za śmiercią świadka jego hańby i podłości, jakich się dopuścił w Auschwitz. W bardzo dużym skrócie, takie były okoliczności związane z samymi wydarzeniami w Poznaniu i z Cyrankiewiczem.
W 1968 roku praktycznie nic nie zaszło, jeśli za punkt odniesienia brać Poznań 1956 roku. Owszem ORMO pałowało, ale nie było żadnej strzelaniny, nie zginęła ani jedna osoba i nikt nie był torturowany w kazamatach MBP. Polakom żydowskiego pochodzenia wręczono paszporty i pozwolono wyjechać, a w tamtym czasie to niejeden Polak chciałby być na miejscu Żydów. Nie należę do tych, którzy twierdzą, że zupełnie nic się nie stało, komunistyczna nagonka na Żydów była faktem, masowe zwolnienia na uczelniach również, stąd zresztą pochodzi termin „docent marcowy”, czyli taki dzisiejszy „profesor” Stępień. Zachodzę natomiast w głowę co sprawiło, że nie Poznań 1956 stał się najkrwawszym i najbardziej dobitnym symbolem reżimu PRL, ale właśnie marzec 1968? Wytłumaczenie jest jedno i nie pozostawia żadnych złudzeń. „Ofiarami” marca 1968 roku padli ci, którzy w Poznaniu 1956 strzelali do robotników, siedzieli w komitetach MBP i Informacji Wojskowej albo w „najlepszym” razie bili brawo Cyrankiewiczowi, gdy ten obiecał rąbać ręce reakcjonistów i utrwalać demokrację liberalną.
Przed i w 1956 roku Geremek, Mazowiecki, Kuroń, Kołakowski, Bratkowski, wraz ojcami i matkami wielu redaktorów GW stanowili „elitę” Polski Ludowej w wersji stalinowskiej. Strzelanie do „chamów” nie robiło na nich większego wrażenia. Wielkie „aj waj” podniosło się dopiero wówczas, gdy „chamy” wzięły „panów” za wszarz, wyrzuciły z kierowniczych stanowisk i pokazały drzwi z napisem – „Poszli do swoich!”. I to jest ostatnia analogia do współczesności. Dokładnie taki sam dramat przezywają dziś, chociaż wylecieli ze stołków za swoją butę, pazerność i w wyniku demokratycznych wyborów, nie prześladowań „faszystowskiej” reakcji. Dlatego przedrukowują i recytują przerobione mowy Cyrankiewicza, poszukują wsparcia internacjonalistycznego i donoszą obcym. Wprawdzie nie współpracują z gestapo, ale w niemieckich mediach i w brukselskich sprzedają kraj i ludzi, którzy przez lata chronili im dupy, pomimo ich wiecznego poczucia wyższości i zdrady wpisanej w karierę.
© MatkaKurka
28 czerwca 2016
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
28 czerwca 2016
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz