Cóż może dziwić skoro szlaki absurdu, hipokryzji, ale też bezczelności i bezkarności zostały dawno przetarte.
Przypomnę, że na „Kongresie Kobiet” za gwiazdę wieczoru robił Kijowski, alimenciarz okradający własne dzieci i wystarczyło założyć torby papierowe na głowy, aby nie dostrzec problemu. W sobotę na Krakowskim Przedmieściu, „legenda” Frasyniuk obok emerytowanych esbeków i trepów LWP robił za męczennika reżimu PiS. Cały KOD skupiał wokół siebie taki element, że człowiek przyzwoity wypisałby się z rodziny, co dopiero z organizacji, ale „elitom” III RP to nie przeszkadzało. Agnieszka Holland, Maja Komorowska, Maja Ostaszewska, Krystyna Janda, wszystkie Madery Petru, mają wspólne kadry i „poglądy” z bandziorem Konradem Materną. Co więcej żadna z nich nawet się nie zająknęła w sprawie tak obrzydliwej, że i „seksista” by się oburzył. Same feministki, same kobiety wyzwolone i wszystkie udają, że bandzior sprzedający kobiety do włoskich burdeli jest ofiarą reżimu Kaczyńskiego.
Nie mam ochoty sprawdzać, kto z bandziorem Materną śpiewał „Strach, strach rany boskie, dokąd prowadzisz ten kraj”, ale z pamięci mogę przywołać Niesiołowskiego, Budkę, Kurskiego z GW, Kalisza. Wszyscy stali na scenie „Ciamajdanu” postawionej przed sejmem i doskonale się bawili, gdy degenerat zawodził „Czarny walc”. Obrońca demokracji dostąpił też zaszczytu wspólnej fotografii z samym redaktorem Michnikiem. Starym radzieckim zwyczajem nagle fotografie poznikały , pogubiły się towarzyskie kontakty i w ogóle ktoś taki, jak Konrad Materna, handlarz żywym towarem, nie istnieje. „Kultowy” pieśniarz przez samą organizację został uznany za nieistniejącego. Aktywiści KOD wyrażają na forach swoje oburzenie i oświadczają, że łączenie tego człowieka z obroną demokracji, to manipulacja. Materna nigdy nie był członkiem KOD i nie ma żadnej sprawy, jedynie reżimowe media wciskają ciemnemu ludowi kit. Takie rzeczy komentują się same, takie symbole nie potrzebują interpretacji, takie towarzystwo degraduje się własnym wizerunkiem i nie musi niczego dopowiadać.
Każda granica obrzydliwości, podłości, hipokryzji, zaprzaństwa i wreszcie zeszmacenia zostanie przekroczona przez elity III RP i nie w obronie demokracji, ale w obronie dotacji oraz statusu nietykalnych. Całemu temu towarzystwu nie przeszkadza żaden bandzior, żaden degenerat, wystarczy, że dowolny margines społeczny krzyknie „Precz z kaczyzmem” i natychmiast zostaje bohaterem „elit”. Tak było w przypadku żula Huberta z dworca, który gnębił własną rodzinę, tak było w przypadku psychopaty Palikota, tak było z alimenciarzem Kijowskim, bandziorem Materną i tak jest z błaznem Władkiem Frasyniukiem.
Do tej pory towarzycho dwa razy jednocześnie podniosło się z foteli i najmocniej zawyło chórem, gdy usłyszeli prawdę o sobie. Za pierwszy razem stali tam, gdzie stało ZOMO, za drugim razem dołączyli do najgorszego sortu Polaków, tego z czasów targowicy, potem sprzedawczyków liżących buty zaborcom, okupantowi, bolszewikom i teraz europejskim biurokratom. Nie ma żadnego przypadku w tym, że „elity” III RP w sposób naturalny łączą się z marginesem społecznym, to jest po prostu nierozerwalna jedność kulturowa i mentalna. Jednych od drugich odróżnia wyłącznie wynagrodzenie za świadczone „usługi”.
© MatkaKurka
13 czerwca 2017
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
13 czerwca 2017
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz