Debata z londyńskim bohaterem
Od zamachu w brytyjskiej stolicy upłynęło 54 dni. Stoję z Tobiasem Elwoodem na podium, na którym zaraz rozpocznie się nasza wspólna debata. Wokół tłum ludzi w charakterystycznych białych tunikach i białych nakryciach głowy, przepasanych czarnymi pasami. To szejkowie, elita polityczna państwa, w którym gościmy z Tobiasem ‒ Kataru. W wielkiej sali konferencyjnej położonego tuż nad Zatoką Perską hotelu „Sheraton” w Doha ‒ tradycyjnego miejsca międzynarodowych spotkań ‒ my, Europejczycy stanowimy znikomą mniejszość. Mówię mojemu brytyjskiemu koledze, że w Polsce stał się ‒ po islamistycznym zamachu w centrum Londynu ‒ bardzo popularną postacią. Uśmiecha się, sprawia wrażenie zaskoczonego i, jak na prawdziwego bohatera przystało, zmienia temat, nie chcąc mówić o tym, czego dokonał.
Siedzimy w wielkich drewnianych fotelach, tak głębokich, że nasze stopy ledwo sięgają ziemi. Rozdziela nas Stephen O’Brien, koordynator do spraw pomocy humanitarnej z ramienia ONZ, odpowiedzialny za pomoc humanitarną. Pierwszy po prawej w Al-Dafna Hall siedzi moderator z Kataru, dr Abdullah Baabood z Uniwersytetu Katarskiego ‒ uczelni będącej oczkiem w głowie władcy tego jednego z najbogatszych krajów świata, emira Tamima Bin Hamada Al-Thani. Emir otwiera 17 Doha Forum, bo tak nazywa się coroczna globalna konferencja, odbywająca się zawsze w maju w stolicy Kataru. Gospodarz tego eventu i gospodarz państwa dopiero co wrócił z… Polski. Jego wizyta w niczym nie przypominała mitycznego inwestora z Kataru ‒ rzekomego zbawcy polskich stoczni za rządów PO-PSL. Tamten, może nie tyle potwór z Loch Ness, bo gdzie Szkocja, gdzie Katar, ale zjawa z piasków katarskich pustyni, był potrzebny wówczas, tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, po to, aby znów Polaków oszukać i żeby Platforma mogła wygrać kolejne wybory. Tak się stało ‒ a po wyborach Katarczyk rozwiał się niczym pustynna fatamorgana. Tym razem 5 maja podpisano cztery umowy polsko-katarskie. Co prawda jeszcze dwa dni przed wizytą gotowe z sześciu planowanych były tylko dwie, ale tutejsi sprężają się zawsze na koniec negocjacji, tuż przed finałem czyli wizytą. To załatwianie wszystkiego na ostatnią chwilę wynika nie tyle z niefrasobliwości czy bałaganu, ale po prostu z braku … rąk do pracy. Sprowadzani tu w dziesiątkach tysięcy mieszkańcy różnych krajów, od Filipin po Pakistan, mogą za Katarczyków zrobić niemal wszystko, ale w administracji państwowej, MSZ, wojsku czy policji pracować nie mogą, choćby bardzo chcieli.
Prawdziwi inwestorzy z Kataru – nie jak za czasów PO
Tej wizyty emira Al-Thaniego gratulowali nam powszechnie dyplomaci akredytowani w Doha. Chodzi o otwarcie drzwi na roścież dla katarskich inwestycji w Polsce, ale też ułatwienie polsko-katarskich joint venture tu, na miejscu. Już zresztą polska firma z częściowym katarskim kapitałem z przytupem weszła na tutejszy rynek w kontekście piłkarskich mistrzostw świata, które odbędą się w Katarze za pięć lat. Wprawdzie żadnego z dziewięciu stadionów nie budują Polacy (ścisłej: rozstrzygnięto przetargi na budowę ośmiu), mimo, że nasze firmy się zgłaszały, choćby z oryginalną koncepcją budowy stadionu futbolowego … na wodzie. Idei piłkarskiej wyspy, którą potem, drogą morską, można by ‒dosłownie ‒ upłynnić któremuś z sąsiadów sprzeciwiła się FIFA, a ostatecznie World Cup AD 2022 to impreza właśnie światowej federacji „soccera”, a nie tylko własne (naftowe) poletko szejków.
Ale Polacy wsadzili nogę w piłkarskie drzwi w inny sposób. Nasza firma wygrała wszystkie ‒ było ich na razie trzy ‒ przetargi na krzesełka stadionowe MŚ w 2022 roku. Podobno nie da się ich wyrwać, nie można choćby oderwać części z nich, aby nią rzucić oraz, co być może najważniejsze, nie płowieją w straszliwym słońcu i katarskim, piekielnym upale. Ale rynek w Doha zdobywają też i inne polskie firmy, choćby i ta z Podlasia „Chopin International”, wylewająca przemysłowe posadzki betonowe.
Kraj „islamofobów” , który przyjął 100 tysięcy muzułmanów…
Z brytyjskim wiceszefem ministerstwa spraw zagranicznych i Wspólnoty Brytyjskiej („Commonwealthu”) ‒ bo tak brzmi oficjalna, odwołująca się w praktyce jeszcze do dziedzictwa kolonialnego, nazwa MSZ w Londynie ‒ oraz jednym z głównych ludzi w ONZ mówimy o „zmianach światowego krajobrazu politycznego”. To pojemny temat, ale każdy z nas, nie uzgadniając tego wcześniej, obszernie porusza temat imigrantów. Ja podkreślam, że Polacy mają szczególne prawo o tym mówić, skoro w latach 1990. przyjęli w swoim kraju około 100 tysięcy uchodźców ‒ muzułmanów z Czeczenii. Akcentuję wyznanie religijne Czeczenów, którzy przybyli do nas po agresji Rosji na ich kraj, bo wiem, że z jednej strony przemawiam w państwie wyznawców islamu, a z drugiej chcę zedrzeć z naszej ojczyzny parszywą łatkę „islamofobów”, przypinaną nam przez kraje Europy Zachodniej czy Północnej, w których przecież regularnie dochodzi do ataków o charakterze rasowym (z obu stron). A gdy szejkowie pytają o działalność ONZ na rzecz uchodźców w krajach arabskich, podkreślam rolę organizacji z siedzibą w Nowym Jorku, dodając wszak, że ONZ będzie w tej kwestii działać lepiej, efektywniej i bardziej konstruktywnie po… wyborze Polski na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. Cóż, na sali sporo było przedstawicieli państw Zatoki Perskiej czy szerzej: muzułmańskich, które niedługo, na forum Zgromadzenia Parlamentarnego ONZ będą o tym decydować.
Mówcy z czterech kontynentów
Na dwudniowym szczycie w Katarze wystąpiły głowy trzech państw: poza gospodarzem- emirem także prezydent Mali od września 2013 roku, skądinąd absolwent polskiej uczelni (!) Ibrahim Boubacar Keita (poznałem go podczas szczytu UE- ACP czyli Afryka, Karaiby, Pacyfik w ich stolicy ‒ Bamako ‒ w kwietniu 2005 roku) oraz kontrowersyjny, będący na unijnej „czarnej liście”, oskarżany o zbrodnie, prezydent Sudanu Omar Hassan Al-Basher. Część dyplomatów zachodnich postanowiła zbojkotować jego wystąpienie ‒ wyłamały się kraje bałkańskie i niektóre inne z „nowej Unii”. Dyplomatycznie zatem spóźniam się: nie słucham sudańskiej głowy państwa, ale też nie demonstruję, wychodząc w trakcie jego wystąpienia.
Wśród mówców również było trzech premierów: Finlandii, Libanu oraz Somalii. Ale też wielu przedstawicieli rządów i parlamentów z co najmniej czterech kontynentów. Zainteresowała mnie obecność byłego słowackiego dyplomaty Jana Kubisa, ambasadora w Nowym Yorku przy ONZ, obecnie specjalnego wysłannika sekretarza generalnego ONZ do Iraku. Wcześniej zajmował eksponowane stanowisko w Unii Europejskiej. Ciekawe były kulisy objęcia przez niego tej posady. Otóż wystartował w konkursie, do którego finału zakwalifikowało się jeszcze … dwóch Polaków. Obaj to byli ambasadorowie RP przy UE. Trawestując polskie przysłowie: „gdzie dwóch Polaków się bije tam trzeci ‒ Słowak ‒ korzysta” wygrał nasz sąsiad z południa, a nasi mogli sobie powtarzać inne polskie powiedzenie: „mądry Polak po szkodzie”.
Był wicepremier Turcji Emrullah Isler, ale też koordynator z ramienia ONZ procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, a wcześniej mój kolega z europarlamentu Bułgar Nikołaj Jewtimow Mladenow. Przemawiało dwoje muzułmańskich zastępców sekretarza generalnego ONZ. Byli reprezentanci władz, świata akademickiego czy biznesu: Holandii, Portugalii ,Francji, Serbii ,Szwecji, Rumunii (oba ostatnie kraje przysłały wiceszefów MSZ), Włoch, Szwajcarii, Grecji, Azerbejdżanu, Rosji ,Chin, Japonii, Hong-Kongu, Singapuru, Indii, Pakistanu, Birmy, Omanu, Syrii (oczywiście reprezentowana przez opozycję, jakże inaczej), Jordanii, Palestyny, Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu (wiceszef parlamentu), Kuwejtu, USA, Kanady, Kostaryki (szef MSZ), Salwadoru, Argentyny, Maroka, Algierii, Mauretanii, Nigerii. Zwrócił moją uwagę symptomatyczny fakt przyjazdu przedstawicieli wspólnot muzułmańskich z różnych krajów europejskich…
Z Polski, poza mną ‒ choć ja oficjalnie reprezentowałem władze Parlamentu Europejskiego, ale jak zwykle odnosiłem się w czasie mojego wystąpienia do polskich doświadczeń ‒ był również nowy szef PAIiIZ (Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych) Tomasz Pisula, polski parlamentarzysta z nigeryjskimi korzeniami, profesor Killion M. Munyama, a także spolonizowany francuski dziennikarz Bernard Margueritte.
Temat konferencji 17 Doha Forum w tym nie tak wielkim, ale w jednym z najbogatszych krajów globu to: „Międzynarodowa współpraca oraz znaczenie stabilizacji ekonomicznej i politycznej”. Polska w takich debatach, obojętnie gdzie są organizowane, powinna brać czynny udział.
© Ryszard Czarnecki
22 maja 2017
źródło publikacji: Gazeya Polska Codziennie
www.gpcodziennie.pl
22 maja 2017
źródło publikacji: Gazeya Polska Codziennie
www.gpcodziennie.pl
Ilustracja © DeS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz