Szanowni Państwo!
Wszystko wskazuje na to, że zbliża się czas pokoju. Przede wszystkim wskazuje na to popularne i dzisiaj porzekadło starożytnych Rzymian: si vis pacem – para bellum, co się wykłada, że jeśli chcesz pokoju - szykuj wojnę. Zatem kiedy prezydent Donald Trump podczas swojej wizyty w Arabii Saudyjskiej doprowadził do kontraktu na sprzedaż temu państwu amerykańskiej broni za 110 miliardów dolarów, to nie ulega wątpliwości, że właśnie nadchodzi czas pokoju. Skoro Arabia Saudyjska zakupi w Ameryce tyle broni, to będzie musiała zrobić z niej jakiś użytek, to chyba jasne? A jaki można zrobić użytek z broni, jak nie użyć jej do walki o pokój?
(do czasu powrotu pana Michalkiewicza z Ameryki dostępne są tylko audycje dźwiękowe)
Tak właśnie odpowiedziało swemu słuchaczowi Radio Erewań. Zaniepokojony słuchacz zadzwonił do tej rozgłośni pytając, czy będzie wojna. Radio Erewań odpowiedziało, że wojny nie będzie, ale za to rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Warto tedy zwrócić uwagę, że Arabia Saudyjska wspiera bronią i pieniędzmi bezbronnych cywilów, walczących z syryjskim tyranem o demokrację. Wprawdzie Arabia Saudyjska u siebie demokracji nie wprowadza, ale Syria, to co innego. W Syrii demokracja powinna zwyciężyć przynajmniej z jednego powodu. Otóż bezcenny Izrael jest zaniepokojony irańskim programem atomowym i to nawet nie dlatego, że się boi, iż Iran zaraz następnego dnia po skonstruowaniu bomby atomowej, rzuci ją na Izrael, tylko dlatego, że wtedy o broń jądrową postara się właśnie Arabia Saudyjska, Turcja, a być może również Egipt. - I kto wtedy chciałby mieszkać w Izraelu? - pytał retorycznie pewien izraelski polityk. Święta racja – ja bym nie chciał. Ale chociaż prezydent Trump nie sprzedał Arabii Saudyjskiej bomby atomowej, to przecież i zwykłą bronią, zwłaszcza za tyle pieniędzy, też można nieźle nawywijać. Oczywiście jeśli Arabia Saudyjska użyje tej broni, to tylko w walce o pokój, ale warto przypomnieć, że walczy ona o pokój między innymi z Izraelem. To znaczy – nie bezpośrednio, Boże uchowaj, tylko za pośrednictwem jak nie bezbronnych cywilów, to rozmaitych innych bojowników. W tej sytuacji jest całkiem możliwe, że część broni zakupionej za 110 miliardów dolarów w Ameryce, trafi potem właśnie w ręce takich bojowników, którzy nie mogą się już doczekać sprawiedliwego pokoju. Izrael ma zatem dwie możliwości; albo zamówić w Ameryce jeszcze więcej broni, na przykład – za 220 miliardów dolarów, które dodatkowo wydrukowałaby mu Rezerwa Federalna – i przekazać ją swoim bojownikom, albo przenieść się w jakieś spokojniejsze miejsce, na przykład – do Środkowej Europy. Wprawdzie tam też bywało niebezpiecznie, ale teraz sytuacja jest zupełnie inna i żadnego niebezpieczeństwa nie ma. Poza tym w stosunku do niektórych krajów Europy Środkowej, między innymi – w stosunku do naszego nieszczęśliwego kraju – Izrael i organizacje żydowskie wysuwają roszczenia majątkowe. W przypadku ich zrealizowania obdarowani takim majątkiem szczęśliwcy mogliby zyskać w krajach Europy środkowej status szlachty – więc pokusa może być trudna do odparcia. Czy nie to właśnie miał na myśli Henry Kissinger mówiąc w 2014 roku, że za dziesięć lat Izraela już nie będzie? Może na Bliskim Wschodzie, ale to nie znaczy przecież, że nie będzie go nigdzie. Henry Kissinger coś tam o polityce musi wiedzieć, jako że był dyplomatą światowej rangi, ale właśnie dlatego musimy pamiętać, że dyplomacja służy nie tyle wyrażaniu, co ukrywaniu myśli. Toteż i w tym przypadku mogło chodzić o ukrycie myśli, a właściwie nie tyle myśli, ile planów stopniowego przenoszenia bezcennego Izraela do Europy Środkowo-Wschodniej – na przykład na żyzne obszary Ukrainy i naszego nieszczęśliwego kraju. Podczas listopadowej wizyty polskiej delegacji rządowej w Izraelu proklamowano coś w rodzaju strategicznego partnerstwa między obydwoma krajami i pragnienie zbliżenia. Wyekwipowanie Arabii Saudyjskiej w tak potężny zastrzyk broni może sprzyjać zbliżaniu Izraela do Polski i dopiero na tym tle lepiej rozumiemy nie tylko rozwój studiów judaistycznych na wielu polskich uniwersytetach – bo przecież sfinalizowanie zbliżenia będzie wymagało wielu wykwalifikowanych tłumaczy i różnych funkcjonariuszy, którzy miejscowym obywatelom wytłumaczą, co i jak mają robić, żeby było dobrze – ale również intensywną pedagogikę wstydu, uprawianą wobec ludności tubylczej przez środowisko „Gazety Wyborczej”. Jak wiadomo, zmierza ona do wpojenia ludności tubylczej poczucia winy, dzięki czemu można będzie utrzymać spokój społeczny bez uciekania się do drastycznych metod znanych z czasów stalinowskich. Wprawdzie niektórzy obawiają się, że pokój będzie straszny, ale – po pierwsze – jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził, a po drugie – po latach do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
© Stanisław Michalkiewicz
24 maja 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
24 maja 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja i wideo © Radio Maryja / Telewizja Trwam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz