Ponieważ wydaje nam się, że opisane w artykule osoby, sytuacja i "miasteczko B" pasują do miasta Bydgoszcz, dlatego - jak zwykle w tym cyklu - towarzyszy mu obrazek z zaznaczeniem tego miasta na mapie Polski. Jeżeli jednak jesteśmy w błędzie zostanie to poprawione w uaktualnieniu.
Napiszę wprost: w mieście B już dawno temu rozpanoszyła się klika cwaniaczków z Platformy Oszustów podwieszonych pod obecnie urzędującego prezydenta miasta - oby jak najprędzej znanego wszystkim jako „Rafał B.” - platfusiarza ogromnie zasłużonego dla jego ukochanej i jedynej partyji PełO. Za co zresztą towarzysze partyjni - tuż przed tym, jak w 2015 r. społeczeństwo wykopało ich z Rządu - przyznali mu nawet w ostatniej chwili Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Sam naczelny platfusiaty pajacyk od pilnowania żyrandoli, niejaki Bul-Komorowski, czyli ówczesny pożal-się-Boże Prezydent RP, oficjalnie przypinał mu order do klapy.
Prezydencik B z miasteczka B przynajmniej oficjalnie nie jest umoczony w żadną z afer PO (co zrozumiałe - w końcu gdzie warszawka, a gdzie jakieś miasteczko B), ale nieoficjalnie tajemnicą poliszynela jest, że od początku swego urzędowania obsadził wszystkie możliwe stanowiska swoją rodzinką, znajomymi, a następnie towarzyszami partyjnymi (w takiej właśnie kolejności). Obecnie wszystkie bez wyjątku spółki z udziałem miasta są w łapach lub pod kontrolą kliki prezydencika B, która kręci na nich całkiem niezłe lody - jak na miasto, które nawet nie jest już miastem wojewódzkim. Ale to nie pierwsze lody, jakie prezydencik B kręci na swych poddanych, tzn. społeczeństwie. Już na samym początku tzw. „przemian ustrojowych” prezydencik B. - wówczas jeszcze jako obywatel B. - złapał fuchę w Urzędzie Kontroli Skarbowej jako inspektor i prowadził też prywatną kancelarię doradztwa podatkowego. Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego, to tylko złośliwi ludzie spoza III RP mogą widzieć w tym sprzeczność i konflikt interesów, bo w III RP opanowanej przez WSIarzy i ich pacynki z PełO i innych im podobnych „lodziarzy” to przecież tylko naturalna kolej rzeczy. Nie po to przecież wybierają się nawzajem i jak wszy obłażą wszelkie możliwe stanowiska, aby nie mogli sobie kręcić lodów. Takie bzdury możliwe są jedynie w niektórych z przegniłych kapitalizmem krajach zachodu.
Pan prezydencik miasteczka B był swego czasu, zanim został przez towarzyszy wybrany prezydencikiem, odpowiedzialny za strategię i rozwój miasteczka, w tym za pozyskiwanie funduszy unijnych i obsługę inwestorów. Już nie chcę nawet wspominać o tym, jak żyzne musiało to być poletko do kręcenia wyśmienitych lodów, a wspominam o tym tylko dlatego, że to prawdopodobnie wtedy pan B - z racji swych częstych kontaktów z Unią Europejską - stał się tak nieprzejednanym jewropejczykiem, że do dzisiaj nigdy nawet mu na myśl nie przyjdzie, aby podczas obchodów jakiegokolwiek patriotycznego święta czy uroczystości odśpiewać Hymn Polski (jak choćby podczas obchodów Powstania Warszawskiego tydzień temu, gdy to miejscowi kibole i ONR-wcy - jak zwykle - musieli go w tym wyręczyć), już nawet nie wspominając o samej obecności Jego Wielmożnej Osoby. Co jest zresztą zrozumiałe, w końcu ma on ważniejsze kręcenie lodów na głowie niż jakieś-tam obchody jakiegoś powstania, którego działo się dawno temu i w dodatku na innym folwarku, na którym to nie on przecież lody kręci, ale niejaka HGW (więc rzeczywiście - żadnego w tym zysku dla niego, rodzinki, znajomych lub miejscowych towarzyszy z PełO).
Tak więc prezydencik B kręcił sobie lody w miasteczku B już od ponad 20 lat za cichym przyzwoleniem towarzyszy z WSI i PełO i nie niepokojony przez nikogo aż do czasu „dobrej zmiany”, kiedy to jego poukładany i przyjemny świat nagle zawalił się - ale tylko częściowo, gdyż miasteczko B jest trochę oddalone od warszawki i „dobra zmiana” potrzebowała 2 lat, aby i tam dotrzeć. Ale w końcu dotarła i poddani z miasteczka B prezydencika B zaczynają się buntować. I to nie tylko ci przeklęci PiS-owcy, których w miasteczku B jest akurat mniejszość (gdyż, jak na typowo zachodnio-północną część III RP przystało, w miasteczku B dominuje elektorat Peło). Coraz więcej towarzyszy drobniejszego płazu z PełO (czytaj: tych, którym dotąd nie dane było ukręcić sobie lodów przy miejskim żłobie) zaczęło otwierać oczy i dostrzegać to, o czym nie-PełOwcy mówili od dawna: że prezydencik B urządził sobie prywatny folwark z miasteczka B.
Wzięli się więc ludziska w garść i organizują zbieranie podpisów pod petycją o odwołanie prezydencika B z funkcji prezydencika miasteczka B.
Czy im się uda?
Przez 10 lat klika prezydencika B zagnieździła swe macki niczym ośmiornica dosłownie wszędzie, więc jest to bardzo wątpliwe. Prezydencik B w międzyczasie podczas swojej prezydentury doprowadził już do upadku wielu drobnych rzemieślników i handlowców pomagając wielkim korporacjom (oczywiście za friko i bez szwindli - bo nie ma na to oczywiście żadnych dowodów) i przez podnoszenie czynszów, a nawet udupił lokalny sport (kwitnący przed jego prezydenturą). I wszystko to przeszło bez większego echa wśród jego poddanych (przynajmniej oficjalnie).
Ale - moim zdaniem - jest jednak nadzieja: już niedługo będą wybory samorządowe. Nawet w społeczeństwie tak bardzo zanieczyszczonym popłuczynami po AWS, UW, KLD i WSI - jakim jest PełO - zdrowy rozsądek i dostrzeganie rzeczywistości przez zasłonę propagandy musi przecież w końcu przeważyć.
© Imię i nazwisko
do wiadomości redakcji
otrzymane pocztą elektroniczną 11 sierpnia 2017
do wiadomości redakcji
otrzymane pocztą elektroniczną 11 sierpnia 2017
Notatka:
Tekst oryginalny został poddany oprawie stylistycznej przez Redakcję ITP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz