Szanowni Państwo!
musimy reagować? Nic dziwnego, że i my się powtarzamy, ale to nie nasza wina, tylko sytuacji, które - jak wiadomo - kształtowane są przez naszych Umiłowanych Przywódców. Tedy powtarzam spostrzeżenie sprzed dwóch, albo i więcej lat, że paroksyzmy, jakie targają naszym nieszczęśliwym krajem, są następstwem grzechu pierworodnego.
(do czasu powrotu pana Michalkiewicza z Ameryki dostępne są tylko audycje dźwiękowe)
Nie tego biblijnego, oczywiście, bo następstwa tamtego grzechu pierworodnego rozciągnęły się nie tylko na mnóstwo mniej wartościowych narodów tubylczych, ale również na naród najbardziej wartościowy, który mimo to z uporem maniaka rości sobie pretensje do wyjątkowości w całym Wszechświecie - ale tego, który w roku 1989 popełnił nasz mniej wartościowy naród tubylczy, uwiedziony przez Umiłowanych Przywódców. Jak wiadomo, Umiłowani Przywódcy z dużym powodzeniem wmówili naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, że można odzyskać wolność z rąk komunistów bez żadnego ryzyka. Nasz mniej wartościowy naród tubylczy chętnie w te syrenie śpiewy uwierzył. Jedni uwierzyli - bo lekkomyślnie Umiłowanym Przywódcom zaufali, a inni - z małoduszności, zwanej mniej elegancko tchórzostwem. Tak czy owak - to właśnie był ten grzech pierworodny. Rzecz w tym, że bez ryzyka, to w najlepszym razie można uzyskać podróbkę wolności - ale nie wolność. Toteż czujemy przez skórę, że jako naród, tak naprawdę, wcale nie jesteśmy wolni. Przeciwnie - pojawia się coraz więcej poszlak wskazujących, że rozmaite instytucje, rzekomo służące wolności, to tylko rodzaj parawanu, za którego osłoną nasi okupanci po staremu pasożytują na historycznym narodzie polskim i gotowi są podpisać każdą Volkslistę w zamian za obietnicę możliwości dalszego pasożytowania.
Jak wiadomo, grzech pierworodny popełniany jest jednorazowo, ale za to jego skutki rozciągają się w czasie co najmniej na dziesiątki, a niekiedy nawet na setki lat. Toteż, chociaż od popełnienia tamtego grzechu pierworodnego minęło już 28 lat, to jego skutki nie tylko nie ustały, ale przeciwnie - dają o sobie znać z coraz większą siłą. Mam na myśli polityczną wojnę, którą nie tylko ubeckie Stronnictwa, rotacyjnie rządzące naszym nieszczęśliwym krajem, prowadzą za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur, ale do której wciągane są coraz szerzej państwa trzecie, zwłaszcza te, na których służbę ubeckie dynastie przewerbowały się jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych. Zatem jeśli nawet poprzednia kombinacja operacyjna, której celem było doprowadzenie w naszym nieszczęśliwym kraju do politycznego przesilenia, spaliła na panewce, to przecież trwają przygotowania do kolejnej kombinacji - tym razem już bez składania ciężaru zadań na barki głupich cywilów z opozycyjnych ugrupowań parlamentarnych, tylko na pierwszorzędnych fachowców, co to z niejednego komina wygartywali.
Oczywiście przygotowania do kolejnej kombinacji operacyjnej obejmują też i głupich cywilów, czego ilustracją były uroczysty pochód z okazji Dnia Konfidenta, w poniedziałek 4 czerwca. Oczywiście konfidenci jeszcze się krępują występować pod własnym szyldem, więc skwapliwie wykorzystali rocznicę kontraktowych wyborów 4 czerwca 1989 roku - ale z obfitości serca usta mówią, więc nie ulegało wątpliwości, że uczestnicy pochodu tak naprawdę świętują rocznicę 4 czerwca 1992 roku, kiedy to stare kiejkuty zmobilizowały swoich tajnych współpracowników do storpedowania próby ujawnienia agentury w strukturach państwa. Ale jeśli nawet stare kiejkuty próbują się drapować się w płaszcz Konrada, to zawsze ubeckie cholewy spod tego płaszcza im wystają, wywołując niekiedy niezamierzony efekt komiczny. Oto w roli autorytetu moralnego wystąpił pan Mateusz Kijowski, co pokazuje, że ubeckie dynastie też mają trudności kadrowe - tym większe, że przecież nikt porządny do bezpieki nie pójdzie, więc nawet autorytety moralne muszą wystrugiwać już nawet nie z banana, ale z malwersantów. Kolejnym elementem komicznym był toast, jaki „za wolność” wzniósł były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, Bronisław Komorowski. Ciekawe, czy nalał sobie szampana z tej samej butelki, którą generał Marek Dukaczewski obiecywał sobie otworzyć w przypadku pomyślnego przeprowadzenia wyboru Bronisława Komorowskiego na prezydenta w roku 2010? Ponieważ zachęcani jesteśmy do myślenia pozytywnego, to odnotowuję te komiczne elementy, bo przecież w tej niewesołej sytuacji tyle naszego, co się pośmiejemy.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
© Stanisław Michalkiewicz
7 czerwca 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
7 czerwca 2017
Cotygodniowy felieton radiowy emitowany jest w:
Radio Maryja, Telewizja Trwam
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja i wideo © Radio Maryja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz