Oczywiście: istnieją przypadki, gdy normalny sędzia chce lub musi skorzystać z opinii biegłego w jakiejś dziedzinie. Tym niemniej twierdzę, że biegli pojawiają się w sądach w 95% przypadków – niepotrzebnie.
Różnie można tłumaczyć to zjawisko. Jednym z wyjaśnień jest nieuctwo sędziów - drugim: ich brak wiary w swój zdrowy rozsadek. Trzecim, ważniejszym: troska o „czlowieka pracy” - by i biegły sobie zarobił (a i tak płaci za to przegrywający proces – i dobrze mu tak!).
Czwartym, chyba najważniejszym: chęć ucieczki od odpowiedzialności: „Zawyrokowalem w oparciu o opinie biegłego”.
W rzeczywistości płacimy sędziom niemałe pensje po to, by rozstrzygali sprawy w oparciu o własny zdrowy rozsadek – i nie spychali odpowiedzialności na innych.
Są dziedziny – np. sprawy o wypadki drogowe – w których wszystko zależy od opinii biegłych. W takim zaś razie to biegli powinni po prostu być sędziami.
By rozstrzygnąć, kto zawinił w wypadku, potrzebna jest znajomość ruchu drogowego – natomiast znajomość prawa rzymskiego i cala reszta, która zajmują się studenci prawa, jest całkowicie zbędna. Te sprawy powinny być wyłączone z normalnego sądownictwa. Jest bowiem absurdem, by wyrok zależał od opinii biegłego – a wydawał go formalnie ktoś, kto być może w ogóle nie wie, o co poszło! Tak samo, jak absurdem jest by np. tytuły profesorskie nadawał Prezydent...
Natomiast w pozostałych przypadkach to sędziowie powinni wydawać orzeczenia w oparciu o własną wiedzę. By sędziów zmusić do nie chodzenia na łatwiznę należy wprowadzić zasadę, że od zarobków sędziego odejmuje się jakąś sumę – jeśli korzystał z opinii biegłych. Sumę nie taka dużą, by sędzia zaoszczędził w sprawie, w której biegły jest bardzo potrzebny – ale jednak taką, by sędzia, który notorycznie wzywa na pomoc biegłych, jednak to odczuwał.
Po prostu: sędzia, który jest niżej kwalifikowany i musi korzystać z pomocy biegłych powinien zarabiać mniej. Natomiast ten, który wie więcej (lub też przed rozprawa zada sobie trud, by dogłębnie zbadać kwestię procesową) powinien zarabiać więcej.
W szczególności dotyczy to spraw rodzinnych – zwłaszcza sporów o dzieci. Nie wiem jak jest dzisiaj – ale ćwierć wieku temu w Stanach Zjednoczonych sędzia rodzinny zapraszał dziecko do swojego domu i w swoim ogródku rozmawiał z dzieckiem sam na sam – a potem z rodzicami. Dziś sędzia w zasadzie w ogóle nie musi widzieć dziecka – opiera się natomiast na opiniach biegłych, którzy często są po prostu dewiantami (bo mało ludzi normalnych lubi zajmować się zboczeniami lub problemami trudnych dzieci). Bardzo często są to kobiety wybierające ten zawód, by zemścić się na rodzie męskim za swoje prawdziwe lub urojone krzywdy. Efektem są wręcz porażające wyroki – a odpowiedzialność sędziowie zrzucają na biegłych. Nawet chcieliby orzec inaczej – ale orzekając wbrew opinii biegłych narażają się na nieprzyjemne konsekwencje.
Potrzebujemy sędziów mających wiedzę, autorytet – i odwagę, by korzysta ć ze swojej wiedzy.
© Janusz Korwin–Mikke
13 sierpnia 2017
źródło publikacji:
www.korwin-mikke.pl
13 sierpnia 2017
źródło publikacji:
www.korwin-mikke.pl
Tekst poprawiony i przeredagowany przez Redakcję ITP.
Ilustracja © brak informacji
Podziękowali! Bo na jego blogu sam bełkot, nie dało rady czytać. Pewnie znowu pisał na jakimś tablecie czy innym wynalazku
OdpowiedzUsuńJeśli to miał być sarkazm, to pan (pani?) chyba nie rozumie znaczenia słowa „bełkot”.
Usuń