Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Pitbull z wyrwanymi zębami

Dziś policjanci, od których wymaga się olbrzymiej dyspozycyjności, a często również odwagi, są postawieni w sytuacji konfrontacji z prawdziwymi przestępcami, bez jakiegokolwiek poważnego wsparcia ze strony państwa.

        Gliniarz, na którego twarzy malowało się wyraźne zmęczenie po całonocnym patrolu, powiedział do mnie zrezygnowanym głosem: „Skończyłem kierunek pokrewny do pańskiego i widzi pan, co robię. Zaczyna się od ulicy. Albo się na niej zostaje, albo idzie dalej”. Minęły lata, a zmieniło się niewiele.
Być może na komendach nie leje się już morze wódki (zainteresowani pewnie powiedzą, że nigdy się nie lało), a kadra to w przeważającej części ludzie po studiach, znający języki, których po prostu splot różnych wydarzeń usytuował na odcinku policyjnym. Być może wizerunek policjanta w dzisiejszej Polsce kojarzony jest z przystojnym aktorem, który na dużym ekranie dzielnie strzeże swoich zasad i zawsze otacza się pięknymi kobietami – dziś już nie musi nazywać się Callahan, ale Desperski.
Zmiana w postrzeganiu części mundurowych niewątpliwie nastąpiła na pograniczu realiów i popkultury. A jak sytuacja wygląda z perspektywy zwykłego sierżanta? Tak, jak wyglądała zawsze.

Szara codzienność krawężnika


30-letni Wojtek (imię zostało zmienione – przyp. red.) jest dzielnicowym na warszawskiej Woli. Trafił tu prosto po studiach. Dlaczego zdecydował się na służbę? Odpowiedź jest oczywista. Pewna praca, zapewnione dodatki, „trzynastki”, przywileje emerytalne. Nie jest to najwyższa półka finansowa, ale wystarczy odbębnić dodatkowe wykłady w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, odsłużyć swoje, by perspektywa awansu i wyższych zarobków stała się realna.

W porównaniu do swoich kumpli z roku nie narzeka. W końcu dyplom po jednej z tysięcy prywatnych uczelni, produkującej humanistów, nie daje przepustki do kariery, ale jedynie podbija statystyki publicznego oświecenia. Summa summarum niemal każdy pracownik sieci barów szybkiej obsługi może dopisać sobie do nazwiska skrót „mgr”. Zresztą, z rozprawami na temat Arystotelesa, Hobbesa czy Schmitta niewiele wspólnego ma również i to, czym zajmuje się na co dzień Wojtek. „Nie ma znaczenia to, czy powalisz na glebę wielkiego kafara czy zwykłego leszcza. To tylko jedna liczba. W kajecie wygląda tak samo” – mówi dzielnicowy. „Musimy zapełniać rubryczki. Bardziej opłaca nam się spisać kilku gówniarzy za palenie w parku niż dobrać się do dupy właścicielom sklepu z dopalaczami, który mamy pod nosem. Nic nie zrobisz. Tak to działa” – przyznaje.

Jego życie nie jest nawet wycinkiem filmów akcji. To ciągłe łażenie i pisanie – wyszukiwanie okazji do wystawiania mandatów. Zawsze trafi się jakaś okazja. I choćby po to warto łazić.

Niekiedy pogoń za wynikiem przybiera absurdalne formy, które skutecznie odstręczają od munduru kolejnych adeptów. „Spędziłem na ulicy rok. Rok za długo” – mówi 28-letni Kamil, dzisiaj aplikant w kancelarii adwokackiej. „Zanim wpadłem na pomysł studiowania prawa, wylądowałem na unitarce. Codzienne łażenie po ulicach i łowienie okazji do wypisania mandatu” – wspomina. Jednak nie to było dla niego najtrudniejsze. Jak sam przyznaje, z trudem przyjmował wskazówki starszych kolegów w sprawie „nacisków bezpośrednich”. Na czym one polegały? – „Oporny delikwent, często nieszkodliwy pijaczyna, musiał dostać z liścia. Mieliśmy specjalne wskazówki co do tego, jak uderzyć, by nie zostawić śladu. Oczywiście wszystko na drodze nieformalnej” – relacjonuje Kamil. Perspektywa stabilnej pracy szybko mu zbrzydła. Wybrał harówkę na śmieciówce w sektorze prywatnym i zaoczne studia prawnicze. Dziś może się tylko cieszyć z podjętej decyzji.

Nie każdy jest w stanie unieść ciężar ciągłej presji. Z jednej strony – przełożonych, którzy liczą na ściśle określone rezultaty opisane liczbami, z drugiej – nieustanne siłowanie się z ulicznymi oprychami, pijakami i ludźmi cierpiącymi na chroniczny nadmiar czasu wolnego.

Głośnym echem odbiła się samobójcza śmierć gorzowskiego policjanta, który targnął się na swoje życie podczas służby. Nikt nie miał wątpliwości co do podłoża jego czynu. Ze strony kolegów padły mocne słowa pod adresem przełożonych i niewydolnego systemu, który wysługuje się przepracowanymi gliniarzami z ulicy.

„Obowiązki typowe dla swojej służby dzielnicowi realizują przy okazji. A powinni być gospodarzami swoich rejonów” – czytamy w raporcie NIK-u. To właśnie Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie dotyczącym pracy dzielnicowych zwraca uwagę na największe bolączki tej części pracy policyjnej. „W sytuacji ograniczeń kadrowych i finansowych dzielnicowi są (…) często traktowani jak „rezerwa kadrowa” i wykorzystywani do bieżących, priorytetowych zadań, niezwiązanych bezpośrednio ze specyfiką ich pracy, nawet wbrew wewnętrznym przepisom” – informuje Izba.

Zmiany, zmiany, zmiany…


Wraz z przejęciem władzy przez Prawo i Sprawiedliwość odżył temat reformy funkcjonowania polskiej policji.

„Każdy z nas chce czuć się bezpiecznie w miejscu zamieszkania, tam, gdzie robimy zakupy, uczestniczymy w różnych spotkaniach, gdzie chodzą do szkoły nasze dzieci. Aby wszystko zadziałało, potrzeba bardzo ścisłej współpracy dzielnicowego z mieszkańcami. Niesłychanie istotne jest zaufanie obywateli do policji. Bo nawet najbardziej profesjonalnie działające służby nie dysponują wszystkimi informacjami” – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Współczesnej” wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński. „Chcemy skoncentrować uwagę dzielnicowych na pracy na rzecz bezpieczeństwa mieszkańców ich rewirów. Czy nie są one zbyt rozległe? Jeden człowiek nie jest w stanie gruntownie poznać prawdziwych problemów kilku tysięcy ludzi” – podkreślił wiceszef MSWiA.

Rzeczywiście dzielnicowi stanowią obecnie zaledwie 8% wszystkich funkcjonariuszy (ok. 100 tys. policjantów). Tymczasem przeprowadzone analizy wskazują, że optymalna liczba to 10 tys. dzielnicowych, czyli 10%. MSWiA zapewnia, iż dostrzega problem i zapowiada odciążenie tej grupy. Tylko czy z obiecujących założeń cokolwiek zostanie w obliczu codziennych wymagań? W końcu nastawienie na wynik w myśl zasady „sztuka jest sztuka” nadal funkcjonuje.

„Udało nam się wyprowadzić policję zza biurek, co już teraz można zauważyć – w jednych miastach bardziej, w innych mniej, ale tendencja jest dostrzegalna” – usłyszałem z ust wiceministra Zielińskiego.

Jednocześnie wiceszef MSWiA dostrzega poprawę relacji na linii obywatel-funkcjonariusz. „Można również zauważyć lepszą współpracę policji ze społeczeństwem. Jestem przekonany, że akceptacja społeczna dla działań mundurowych na pewno będzie wzrastała” – zapewnia Jarosław Zieliński.

Teoria i praktyka


Kilka miesięcy po rozmowie z wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji zadzwonił do mnie znajomy policjant, który poprosił o pomoc. Powód? Napad na funkcjonariusza pełniącego służbę i zaskakująco ospałe – jego zdaniem – działania prokuratury w tej sprawie.

Historia, jakich wiele… 14 sierpnia w podwarszawskim Ossowie grupa chuliganów po uroczystościach patriotycznych spaliła altankę w pobliżu miejsca rekonstrukcji Bitwy Warszawskiej. Interweniujący policjant został poczęstowany potężnym uderzeniem butelką w głowę. Skończyło się na wizycie w szpitalu – mężczyźnie założono kilkanaście szwów.

Sprawca, 23-letni Wojciech K., usłyszał zarzuty z art. 224 par. 2 i 3 KK w związku z art. 157 par. 2 KK. Jego czyn zakwalifikowano jako użycie przemocy w celu zmuszenia funkcjonariusza do „zaniechania prawnej czynności służbowej i odstąpienia od podjętej interwencji, a tym samym spowodowania u pokrzywdzonego obrażeń w postaci licznych ran”. Mężczyzna dobrowolnie poddał się karze zaproponowanej przez prokuratora Prokuratury Rejonowej w Wołominie. Jej wymiar może budzić tylko pusty śmiech… Śledczy wystąpił z wnioskiem o wymierzenie „2 lat ograniczenia wolności w postaci nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 24 godzin w stosunku miesięcznym”.

Jednym słowem – agresywny oprych uniknie więzienia, a policjant jeszcze długo będzie musiał oglądać w lustrze blizny na swojej głowie.

Dajcie im kły i pazury!


Wygląda na to, że do wcielania w życie dość ambitnych planów wiceministra Zielińskiego potrzebna będzie ścisła współpraca MSWiA i Ministerstwa Sprawiedliwości. Dziś policjanci, od których wymaga się olbrzymiej dyspozycyjności, a często również odwagi, są postawieni w sytuacji konfrontacji z prawdziwymi przestępcami, bez jakiegokolwiek poważnego wsparcia ze strony państwa. Funkcjonariusze bardziej muszą obawiać tego, by nadgorliwy prokurator nie postawił im zarzutu przekroczenia uprawnień niż skupić się na skuteczności własnych działań. Odbijają sobie w inny sposób… Wyśrubowane oczekiwania co do wyników statystycznych rodzą frustrację, a ta z kolei przeistacza się w zwykłe czepialstwo, agresję wobec „normalsów” i kolejne odhaczone rubryki w kajetach.

Jeśli na tym obszarze nie zajdą zmiany, sukcesem policji wciąż pozostaną tysiące spisanych bezdomnych czy dzieciaków z papierosami. A przecież zabezpieczenie tak wielkiej imprezy jak Światowe Dni Młodzieży pokazuje, że możliwości, a co najważniejsze – umiejętności polskich mundurowych sięgają znacznie wyżej.


© Aleksander Majewski
Grudzień 2016
źródło publikacji: „Nowa Konfederacja” nr.12/2016 (78)
www.nowakonfederacja.pl





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2