Fundacje z grubsza można podzielić na cztery kategorie: pralnie pieniędzy, intratne miejsca pracy dla znajomych królika, charytatywność sprzedawana jako show i w końcu fundacje zbierające fundusze na leczenie lub ratowanie życia konkretnych osób. Jedynie ta ostatnia grupa nie jest patologią w szerszym wymiarze społecznym, chociaż też nie brakuje naciągaczy, którzy wymyślonymi zdjęciami i chorobami oszukują naiwnych. Dlatego najprościej byłoby od jutra zabronić funkcjonowania jakichkolwiek fundacji, a wszyscy przyzwoici Polacy byliby bliżej społeczeństwa obywatelskiego niż kiedykolwiek. Równie prostą regulacją da się osłonić uczciwą mniejszość. Wystarczy zwolnienie z podatku od darowizn dla chorych i wymagających stałej opieki, o ile w ogóle jest taka potrzeba. W tej chwili każdy może ofiarować każdemu ponad 4902 zł w okresie pięcioletnim i nikt nie zapłaci podatku.
Dwa proste ruchy i patologia jeśli nie znika, to prawie znika. Niestety istnieje blokada, która skutecznie utrzymuje fundacyjne paśniki przy życiu. Gremialne lamenty, że atakowanie fundacji to wylewanie dzieci z kąpielą, są generowane przez te najbardziej zdemoralizowane organizacje „charytatywne”. Zamykając wszystkie fundacje wylalibyśmy patologię, nie dzieci, które najczęściej są ofiarami działań rozmaitych „filantropów”. Mój radykalny pomysł rzecz jasna nie ma najmniejszej szansy na realizację, ponieważ uderza w dziesiątki tysięcy znajomych królika i we wszystkie polityczne barwy. Z tej przyczyny nie forsuję przedstawionego patentu, ale proponuję inny. Na początek nowa ustawa o fundacjach i w pierwszym artykule całkowity zakaz dotowania ze środków publicznych, zarówno z budżetu centralnego, jak i kasy samorządów.
Gwarantuję, że w ciągu miesiąca 70% „społeczników” poszuka sobie innej roboty. Jak to działa teraz doskonale widać na przykładzie „blogerki”, o której ostatnio jest bardzo głośno. Wzmiankowana zasiada w czterech podmiotach na czterech różnych funkcjach, wszystkie są ściśle powiązane z kasą publiczną oraz umiejscowione w relacjach towarzysko politycznych. Fundację może założyć każdy, ale nie każdy dostanie od prezydenta Warszawy, czy ministra zdrowia, po kilka milionów na działalność. Jaką działalność? Najczęściej są to szkolenia, czyli państwo płaci fundacji kasę, która potem szkoli państwowych i samorządowych urzędników. Ktoś przytomny spyta, jaki w tym jest sens, gdzie tu jest logika, to państwo nie może szkolić swoich urzędników poprzez własne instytucje, jakich ma aż nadto?
Z powodzeniem może, weźmy osławione szkolenia z wiedzy o Unii Europejskiej. Naprawdę nie ma w MSZ, czy w MSW ludzi potrafiących wytłumaczyć wójtom i burmistrzom, w jaki sposób złożyć wniosek, aby dostać dotację na park wodny? Oczywiście, że tacy ludzie są i co więcej nic innego nie maja do roboty. Problem jednak w tym, że bez fundacji „blogerka” i jej wysoko postawione koleżanki, nie miałby żadnej roboty, a sprawujący władzę zamiast budować zaplecze, produkowaliby sobie wrogów. Fundacja załatwia wszystkie rodzinne, towarzyskie i polityczne problemy. Władza płaci córkom, żonom, szwagrom i znajomym notabli, a oni odwdzięczają się władzy zajmowaniem właściwego stanowiska w każdej istotnej sprawie.
Jeśli ktoś właśnie pomyślał, że ta forma „fundacji” jest pomysłem polityków, nie obywatelskim zrywem, to bardzo dobrze pomyślał. Blogerka i jej podobne działaczki nie maja nic wspólnego z obywatelską inicjatywą, to co robią nazywa się budowaniem koterii towarzyskich, partyjnych struktur i poparcia w terenie za nasze pieniądze. Czystą arogancją jest nadanie tym organizacjom najbardziej kretyńskiej nazwy, jaką nadać się dało. One się nazywają „organizacje pozarządowe”! Bez wsparcia rządu „kataryny” nie przetrwają roku, chyba, że podłączą się pod samorządy. Obywatelskie działanie polega na tym, że jakaś grupa osób przekonuje do siebie obywateli i od nich zbiera fundusze na działalność. No to teraz wyobraźcie sobie taką „katarynę”, która przekonuje Kowalskiego, że niezbędne jest szkolenie sekretarza gminy w zakresie dyrektywy 178/14, wydanej przez Komisję Europejską w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.
Do czegoś takiego można przekonać jedynie córkę prezesa Trybunału Konstytucyjnego albo posła Celińskiego, za odpowiednie pieniądze i stanowiska. Proszę się chwilkę zastanowić i odpowiedzieć sobie na takie oto pytanie. Co ja mam z tych fundacji, co one mi dały, ale tak konkretnie? Dziewięciu i pół na dziesięciu powie, że nic lub nie potrafi sobie przypomnieć jakiej dobroci doznało. Tak to działa i tak ma działać, dlatego obawiam się, że i obecna władza na odcięcie dotacji się nie zdecyduje, bo straci możliwość budowania własnego zaplecza i poparcia. Znając życie mogę powiedzieć jedno, politycy nic nie zmienią, ale sami możemy zmienić wiele. Każda, dosłownie każda, fundacja ma wyłożyć kwity na stół i to bez żadnego zająknięcia, jeśli to zrobi obywatele sobie ocenią komu pomóc, a kogo omijać, jeśli nie zrobi, nie mamy o czym mówić.
© MatkaKurka
1 listopada 2016
źródło publikacji: „Fundacyjna patologia, zaplecze dla politycznych, biznesowych i towarzyskich układów”
www.kontrowersje.net
1 listopada 2016
źródło publikacji: „Fundacyjna patologia, zaplecze dla politycznych, biznesowych i towarzyskich układów”
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz