Za wszystkim kryje się polski antysemityzm, którego nie da się racjonalnie wytłumaczyć i który należy bezwzględnie tępić. Formą potępienia jest przyjmowanie bez dyskusji obowiązującej w świecie narracji o Jedwabnem. Zabronione jest jakiekolwiek alternatywne spojrzenie i jakakolwiek debata naukowa na ten temat. Przykładem jest obraz Polski stworzony przez Chrisa Hedgesa z nowojorskiego „NYT”, który powołując się na dziennikarzy „Wyborczej”, pisze: neofaszystowskie grupy rosnące w siłę, ksenofobia, rasizm, islamofobia, demonizowanie uchodźców, zwolennicy władzy identyfikujący się z przerażającym nowym nacjonalizmem, połączonym z prawicowym katolicyzmem.
Na koniec przytacza najbardziej jaskrawy dowód na antysemityzm Polaków: rządowe instytucje przestały prenumerować „Wyborczą”.
Gdzie jest polska dyplomacja? Dlaczego Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie zwalcza kłamstw? – te pytania cisną się na usta, gdy słyszymy o kolejnych atakach na Polskę. Powód jest prosty – instytucja do tego powołana działa źle. Przejęcie władzy przez PiS tworzyło nadzieję, że MSZ będzie dobrze wypełniać swą powinność. Tak się nie stało. Jego dokonania w promowaniu Polski są mało budujące. Widać nie tylko zaniechania, ale celowe działania na zasadzie pilnowania cudzych interesów kosztem własnych. Katalog błędów, potknięć, ewidentnych głupstw popełnionych przez stojącego na czele MSZ „męża stanu” zająłby kilka szpalt. Dyplomacja publiczna, a zwłaszcza sekwencja działań w wykonaniu dzielnego wojaka Szwejka spraw zagranicznych przybiera nieraz groteskową formę – z jednej strony minister pytluje nieprzerwanie o „doskonałych stosunkach z Izraelem”, tudzież o polityczno-militarnej osi „Waszyngton–Warszawa–Jerozolima”, z drugiej kuma się z osobnikami, którzy Polskę kompromitują, i przymyka oczy na ich antypolskie wypowiedzi.
Po latach uprawiania przez władze i polskojęzyczne media z „Wyborczą” na czele tzw. pedagogiki wstydu, na horyzoncie rysuje się zmiana. Rząd zgłosił projekt ustawy przewidującej więzienie za sformułowania „polskie obozy śmierci”. Można było zakładać, że spotka się to z różnymi reakcjami. Rzeczywistość okazała się o wiele gorsza. Pierwsza reakcja, tyleż nikczemna, co typowa, przyszła z Jad Waszem: ustawa ociera się o antysemityzm. Druga przyszła z „Der Spiegel”: celem zmiany może być stłumienie procesu rozliczeń w stosunkach polsko-żydowskich. Okazało się, że Niemcy mogą Polaków bezkarnie oskarżać przy każdej okazji oraz uzasadniać to tym, że prezydentem Europy zrobili autora zasady „polskość to nienormalność”.
Szwejk spraw zagranicznych
Mija rok od powołania rządu i jest to okazja do smutnych podsumowań. Elektorat 500+ jest zadowolony. Inni mają na co narzekać. Wprawdzie nowa władza głosi program odbudowy podmiotowości państwa w polityce zagranicznej, ale jej działania są niekonsekwentne, mało stanowcze i mało skuteczne. Na odcinku ukraińskim ma miejsce wyprzedaż pamięci historycznej, a na żydowskim – pełne podporządkowanie narracji wymogom filosemityzmu. Marzenia, że szefem dyplomacji zostanie mąż stanu, który będzie bronił dobrego imienia Polski za granicą szybko prysły, gdy na ministerialnym stolcu zasiadł Witold Waszczykowski. Głównym problemem nie jest jednak osoba ministra, ale jego patroni, którzy nie kwapią się z podjęciem wyzwania. Boją się otworzyć nowy front? Boją się narazić Niemcom, Żydom, „Gazecie Wyborczej”? Dobra zmiana cieszy. Martwi natomiast, że nie towarzyszy jej próba wypracowania strategii obrony dobrego imienia Polski, długofalowa wizja polityki historycznej i przebudowa odpowiedzialnych za to instytucji. Razi powtarzanie banału lub szkodliwego idiotyzmu, że „prawda zawsze zwycięży”. Uderza składanie buńczucznych wypowiedzi w kraju i tchórzliwe milczenie za granicą. Rząd zapewnia wszem i wobec, że ponad wszystko leży mu na sercu sojusz ze środowiskami żydowskim na świecie. Jak w takim razie postawi przed sądem oszczerców? Każda próba ich rozliczenia zostanie natychmiast okrzyknięta „antysemityzmem”. Pułapka ta jest tym bardziej skuteczna, że zastawiona w środowisku wrogim, i każda antypolska łachudra, której postawi się sądowy zarzut, będzie twierdzi, że stała się ofiarą antysemityzmu. Projekt ustawy spotkał się z różnymi reakcjami, ale ze zrozumieniem można traktować tę, według której egzekwowanie wyroków za takie czyny, szczególnie za granicą, będzie trudne, wręcz niemożliwe.
27 stycznia 2015 r. na terenie byłego niemieckiego obozu KL Auschwitz odbyły się obchody rocznicy jego wyzwolenia. Zaproszono delegacje zagraniczne. Nie zaproszono przedstawiciela Rosji. Towarzyszyły temu historyczne rewelacje Schetyny, że obóz wyzwolili Ukraińcy (a nie że byli obozowymi strażnikami). Jak do tego doszło? Nasi decydenci oddali nadzór nad obchodami w ręce Światowego Kongresu Żydów, znanego skądinąd ze specyficznej życzliwości do Polski, szczególnie w kontekście „polskich obozów zagłady”. Kongres otrzymał szerokie kompetencje decyzyjne, w tym dotyczące kluczowej sprawy zaproszeń, bez prawa głosu ze strony Polaków. Ale nie tylko. Pozwolono mu na tworzenie nowej historii, że był to polski obóz, a wyzwolili go Ukraińcy przy pomocy żydowskich uciekinierów z armii Andersa, którym za to do dziś wypłaca się polskie renty. I tak się rzeczywiście dzieje, bo Rosja, pospołu z Izraelem, głosi wszem i wobec, że druga wojna wybuchła 17 września 1939 r., w momencie agresji nazistowskiej na radziecki Lwów, a 1 września to wymysł nacjonalistów z PiS-u, którzy nienawidzą Niemców za to, że zrobili Tuska prezydentem Europy.
Rozdziobią nas kruki, wrony
Pod sąd, oprócz organizatorów ze Światowego Kongresu Żydów, powinni pójść przewodnicy wycieczek izraelskiej młodzieży. Włosy stają na głowie, kiedy czyta się, jak młodych Żydów nastawiają do Polski. Portal wPolityce.pl pisał niedawno: Rocznica niemieckiego mordu na Żydach. Pięknie odnowiona synagoga tykocińska. Ale nie wszystkie wycieczki z Izraela na nią zasłużyły. Zachowują się skandalicznie. Przy czym skandalicznie to eufemizm. Przyjeżdżają autokarami na niemieckich rejestracjach, chronieni (przed kim?) przez policyjne radiowozy i agentów Mosadu. Hałaśliwi, kompletnie niezainteresowani zwiedzaniem. Wchodzą na bimę (żydowską ambonę) i pozują do zdjęć, całując się namiętnie. W miejscu dla nich świętym drą się i mają w nosie wszystkie rekwizyty i cały holocaust. Gdy jeden z nich wypluł gumę do żucia i zwróciłem mu uwagę, usłyszałem, że jestem „Polish holocaust man”. Ci młodzi czują się w Polsce, jak w utraconej afrykańskiej kolonii. To wynik działania izraelskiego systemu oświatowego, pokazywania Polski jako ojczyzny antysemityzmu i Zagłady. Jeśli ktoś chce wiedzieć, co to jest „poprawność polityczna”, niech jedzie do Tykocina. W mig zrozumie, że to ogólnonarodowe frajerstwo, oczywiście polskie – konkluduje portal. Swoją drogą ciekawe, jak broniliby się owi pedagodzy, posadzeni na ławie oskarżonych? Być może argumentem, że Niemcy tak mówią i że Polacy na to przyzwalają, bo lubią to jako naród masochistów. Nawiasem mówiąc, dlaczego Waszczykowski (i prezydent Duda) nie porusza tej sprawy w Izraelu zamiast bełkotu o sojuszu strategicznym?
Obowiązująca w świecie narracja mówi: Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. I trudno z nią walczyć, kiedy z ust prezesa rządzącej partii padają słowa: Dziś mamy nową wielką falę antysemityzmu, czasem zupełnie jawnego, czasem takiego cichego, dyskretnego, koncentrującego się na atakach na państwo Izrael. Słowa nie tylko oskarżające, ale rozszerzające definicję antysemitów na krytyków państwa Izrael. Słowa, z których wynika prosta konkluzja: antysemitami są krytycy organizacji domagających się odszkodowań za majątek pożydowski; antysemityzmem jest krytyka uczonych z Jad Waszem; antysemityzmem jest krytyka Waszczykowskiego za kumanie się z nowojorskimi rabinami. Równie nieprzemyślane słowa rzucił w Kielcach prezydent RP: „rasizm, ksenofobia i antysemityzm”. I niewiele różnił się od Komorowskiego, który rok wcześniej w tym samym miejscu powiedział, że Polacy są narodem sprawców.
Promocja pod nadzorem Applebaumów
Podczas pobytu w Nowym Jorku prezydent spotkał się z Żydami. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie byli to znani z notorycznego oczerniania Polski oszczercy, wykonawcy pogróżek Israela Singera: jeśli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana. Co więcej, spotkanie odbyło się w konspiracji wobec własnego narodu, bo prezydent nie chce ujawnić, o czym rozmawiał. Jego rozmówcą był Abraham Foxman, były prezes Ligi przeciw Zniesławieniu. Z jego wypowiedzi dla amerykańskich mediów wynika, że prezydent obiecał walczyć z antysemityzmem i złożył deklarację o „legislacji”, która w tym pomoże. Foxman (nawiasem mówiąc ocalony z holokaustu przez Polkę) ma na swym koncie wypowiedź: holokaust jest nie tylko opowieścią o niemieckich sprawcach, ale również w większości o ich wspólnikach. Polscy wspólnicy nie należeli do najgorszych, jak Ukraińcy, Chorwaci i mieszkańcy krajów bałtyckich, nie zmienia to jednak faktu, iż byli wspólnikami nazistów. Gdy podczas demonstracji we Wrocławiu podpalono kukłę Żyda, organizacja Foxmana komentowała: Od przejęcia władzy w Polsce przez PiS antysemickie wystąpienia narastają. Ksenofobia i bigoteria widoczna w wypowiedziach członków rządu i zachowaniu podczas prorządowych demonstracji sprawiają, że obserwatorzy polskiej sceny politycznej są pesymistami co do perspektyw praw cywilnych. Liga wyraziła oburzenie w związku ze zwołaniem przez prezydenta konferencji, na której mówiono o zwalczaniu narracji zawstydzających Polskę. Dla ligi antysemityzmem są krytyczne słowa ministra kultury pod adresem tych, którzy „zniesławiają Polskę”. Żądała usunięcia z rządu ministrów edukacji i obrony. Tego ostatniego za wypowiedź o mędrcach Syjonu i za to, że jest znany z czyszczenia wojskowych służb specjalnych z komunistycznych i rosyjskich złogów. 11 lipca wydała komunikat: Reżim nazistowski nie miał monopolu na morderczą antysemicką nienawiść (…) przyjechaliśmy do Jedwabnego, aby pokazać solidarność ze społecznością żydowską, która zmaga się z narastającym antysemityzmem. 75 lat po Jedwabnem antysemityzm jest ciągle niepokojącym zjawiskiem. Zapowiedź Piotra Glińskiego o stworzeniu Polskiej Ligi przeciw Zniesławieniu, która będzie prezentować własną narrację, że byliśmy krajem i narodem pokrzywdzonym przez historię, oburzyła innego rozmówcę prezydenta – Andrew Srulevitcha. Według niego pomysł to część ich kampanii. To wszystko jest emocjonalne, fałszywe, smutne i potwierdza tendencje rządu PiS, ksenofobiczne, na skraju antysemityzmu. I wreszcie według prowadzonego przez ligę indeksu 45 proc. Polaków to antysemici. David Harris z Amerykańskiego Kongresu Żydowskiego to nadzorca rabina Friedmana, który nazwał Papieża „głupim Polaczkiem” i radził, by nie zatrudniać Polek jako pomocy domowych, unikać polskich lekarzy i prawników.
Trwa spór – odebrać Grossowi order czy nie. Pojawił się głos, że prezydent powinien, „jak robił to Lech Kaczyński”, zwołać seminarium naukowe na temat stosunków polsko-żydowskich i zaprosić na nie najwyższej klasy historyków, polskich i światowych, także prof. Grossa. Pominąwszy już, że Gross nie jest historykiem, lecz hochsztaplerem, nie od rzeczy będzie tu przytoczyć głos nauki z Izraela: Krytyka badań naukowych nt. roli Polaków w mordowaniu Żydów podczas i po II wojnie to niebezpieczny krok – powiedział Dan Michman, szef Międzynarodowego Instytutu Badań Holocaustu przy Jad Waszem. Jehuda Bauer z tegoż Jad Waszem (przez izraelski dziennik „Haaretz” zwany badaczem holocaustu o światowej renomie) opisał to naukowym językiem: wszyscy wiedzą, że byli Polacy, którzy brali udział w mordowaniu Żydów. Twierdzenie czegoś innego jest negowaniem badań, które to ustaliły. I w mojej opinii jest także negowaniem holocaustu. Nawiasem mówiąc, Jehuda ma na sumieniu przewinienie w tym względzie, za które dotąd nie przeprosił. To on użył, i to w niemieckim „Der Spiegel”, zwrotu zagazowanie Żydów w polskim obozie zagłady Chełmno (Vergassung von Juden in polnischen Vernichtungslager Chełmno). A więc sądowy zarzut trzeba postawić tym z Jad Waszem.
A propos „polskich obozów”. W batalii medialnej o warszawskich przekrętach strzelamy do własnej bramki. Media, nawet te patriotyczne, dały się wciągnąć w dyskusję na warunkach przeciwnika, na głównego sprawiedliwego wykreowały lidera młodzieżówki gminy żydowskiej w Warszawie (i właściciela kibuca na Ujazdowie), skupiają się na żydowskich kamienicach przejętych przez polskich szmalcowników, a nie kamienicach tysięcy polskich rodzin wyzutych dekretem Bieruta ze swego mienia. A sprawa ma wymiar zagraniczny – śmierdzi „przemysłem holocaustu” i w wymiarze międzynarodowym jest nie do obrony. W takiej sytuacji nazwa założonego przez Jana Śpiewaka stowarzyszenia „Miasto jest Nasze” brzmi złowróżbnie i przywołuje prześmiewcze hasło przedwojennych handełesów: „Nasze kamienice, wasze ulice”.
MSZ Applebaumów
Rząd powinien zatrudnić poważne kancelarie adwokackie w Waszyngtonie i w istotnych stolicach świata do pozywania przed sądy oszczerców medialnych, piszących o polskich obozach śmierci – taki postulat zgłasza MSZ. Spieszymy z podpowiedzią – jedną z takich kancelarii prowadzi w Waszyngtonie Harvey Applebaum, teść Radka Sikorskiego. Sprawa pokazuje brak profesjonalizmu rządu w sferze komunikacji, przede wszystkim ignorowanie podstawowej zasady – nie przyjmować bitwy na warunkach przeciwnika, głos zabierać tylko wtedy, gdy się jest przygotowanym, w przeciwnym razie milczeć. Sprawa Jedwabnego i Kielc nie zniknie. Będzie cyklicznie wytaczana. I czas najwyższy przygotować się do obrony. Przy czym rzecz ciekawa – media zagraniczne o Polsce piszą jak na rozkaz, wszystkie równocześnie, dostają dziwnie zsynchronizowane sygnały. Nie wysyła ich polski rząd. A skoro nie polski, to może jakiś niepolski? Albo antypolski?
Mieliśmy nadzieję, że rząd podejmie walkę z hałastrą psującą wizerunek naszego kraju. Po roku nadzieja słabnie. Mocno trzeba zasłaniać oczy, by nie widzieć szemranych geszeftów z ośrodkami antypolskiej propagandy, pozorowanych działań, spektaklu dla gawiedzi, mydlenia oczu, tropienia trzeciorzędnych oszczerców i obwieszania medalami tych pierwszorzędnych, przekonywania, że po ośmiu latach i po setkach antypolskich aktów zdrady rządów PO, najpilniejszą potrzebą Rzeczypospolitej jest „program walki z antysemityzmem”. Zmiany w kodeksie karnym nie wystarczą. Potrzebna jest odwaga, a nie potulność, nieustanne bicie się w piersi i tchórzliwe merdanie ogonkiem.
© Krzysztof Baliński
1 listopada 2016
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl
1 listopada 2016
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz