Ich najazd odznaczał się ogromnym rabunkiem polskich majątków, a nieprzebrane łupy zagrabione wówczas Polakom przez zachłannych Szwedów do dzisiaj zdobią m.in. szwedzkie muzea...
„Nie wiem, czy 350 lat później, czyli po ponad jednej trzeciej tysiąclecia, można prosić o wybaczenie za cierpienia i zniszczenia, których w Polsce dokonały wojska pod dowództwem Szwedów, ale ubolewamy, gdyż spowodowane wtedy na ziemiach polskich zniszczenia były tak ogromne, iż Polacy zapamiętali je jako swoisty potop” – oświadczył Tomas Bertelman, ambasador Szwecji w Polsce w latach 2005– 2008. To miło ze strony ambasadora, że poczuwa się do odpowiedzialności za haniebne czyny swoich przodków, tyle że słowa nic nie kosztują i zapewne dlatego jego ekscelencja tak wspaniałomyślnie nimi Polaków obdarowuje.
Szwedzi milczą nie tylko jeżeli chodzi o naprawienie szkód za potop (piszemy o tym w okładkowym tekście „Zrujnowali Polskę”), ale nawet nie chcą zwrócić ukradzionych wówczas Polsce dóbr, będących świadectwem dorobku kulturalnego.
Najczęściej twierdzą, że nie wiedzą gdzie „łupy” się znajdują. Co ciekawe, jeszcze w 1911 r. polscy profesorowie Eugeniusz Barwiński, Ludwik Birkenmajer i Jan Łoś tylko w Sztokholmie i Uppsali znaleźli 201 manuskryptów i 168 rzadkich polskich książek. Na przykład w tejże Uppsali znajdują się m.in. książki z biblioteki Mikołaja Kopernika z jego odręcznymi notatkami. W 2002 r. w Zamku Królewskim w Warszawie zorganizowano wystawę zatytułowaną „Orzeł i trzy korony”, na której wyeksponowano wiele dóbr kultury ukradzionych z Polski, a posiadanych przez szwedzkie muzea. To wyjątkowa bezczelność, biorąc pod uwagę, że zwrot zabranych naszym przodkom archiwów i książek to nie tylko obowiązek moralny, ale też prawny, bo wynika z Traktatu Oliwskiego z 1660 r. (podpisanego w Opactwie Cystersów w Oliwie – obecnie to część Gdańska). Co istotne, takie roszczenia się nie przedawniają. Dlaczego nie możemy zatem odzyskać skarbów naszej kultury?
Dlatego, że nie istnieje sąd, który mógłby wydać wyrok nakazujący Szwecji ich oddanie. Prof. Wojciech Kowalski, pełnomocnik ministra spraw zagranicznych ds. restytucji dóbr kultury oświadczył jakiś czas temu w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej”, że nie zna przypadku by na świecie jakiemuś krajowi udało się wyegzekwować od drugiego kraju zwrot dóbr kultury na podstawie traktatu podpisanego przed I wojną światową. Jednym z niewielu wywiezionych przez Szwedów poloników, który powrócił do kraju, jest tzw. rola sztokholmska, gwasz anonimowego artysty przedstawiający tryumfalny wjazd polskiego króla Zygmunta III Wazy do Krakowa z okazji jego małżeństwa z austriacką arcyksiężniczką Konstancją. W 1974 r. ówczesny szwedzki premier Olaf Palme przekazał go na ręce premiera Piotra Jaroszewicza.
Dobrze jednak wiemy, że sądy to tylko jeden ze sposobów na wyegzekwowanie swoich praw. Są też inne, mniej oficjalne, a często znacznie skuteczniejsze. Na przykład jakaś organizacja mogłaby wykupić serię ogłoszeń w kilku najważniejszych szwedzkich gazetach z listą ukradzionych polskich dóbr i pytaniem, kiedy mają zamiar je zwrócić. Można także zapłacić za billboard z takim pytaniem w jakimś eksponowanym miejscu w Sztokholmie. To z pewnością spotkałoby się z zainteresowaniem szwedzkich mediów, które zaczęłyby zadawać niewygodne pytania szwedzkim władzom.
Jestem przekonany, że jeżeli tylko nagłośnimy sprawę w Szwecji wystarczająco mocno, to Szwedzi oddadzą nam to, co od ponad 350 lat bezprawnie przetrzymują. W końcu nikt nie lubi być nazywany publicznie złodziejem szczególnie wówczas, gdy prawdziwość zarzutu nie podlega dyskusji.
© Aleksander Piński
25 maja 2017
źródło publikacji: „Historia bez cenzury”
www.historiabezcenzury.pl
25 maja 2017
źródło publikacji: „Historia bez cenzury”
www.historiabezcenzury.pl
Ilustracja © Maciej Szczepańczyk
Wszystkie wytłuszczenia tekstu pochodzą od Redakcji ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz