powiada: „Ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła”), gotów jest na wszystko, byle uchodzić w towarzystwie za człowieka inteligentnego i przyzwoitego. Z tego właśnie powodu pada łupem rozmaitych intelektualnych handełesów, co to swoim narodowym zwyczajem oferują tandetę w charakterze umysłowego cymesu. Takie handełesy zażywają reputacji tęgich głów i autorytetów moralnych – oczywiście do czasu, aż stracą rewolucyjną czujność i wtedy czar pryska. Przytrafiło się to kiedyś merowi Nicei. W kierowanym przez niego magistracie wybuchła afera, niczym obecnie w magistracie warszawskim, gdzie pani Hanna Gronkiewicz-Waltz najwidoczniej doszła do przekonania, że mantry o „politycznym charakterze sprawy” mogą nie przekonać siepaczy Zbigniewa Ziobry i w panice postanowiła powyrzucać z magistrackiej pirogi kilku najczarniejszych murzyńskich chłopców krokodylom na pożarcie w nadziei, że zajęte rozszarpywaniem murzyńskich chłopców ją samą pozostawia w spokoju przynajmniej na jakiś czas, a potem do akcji wkroczy Duch Święty, albo w ogóle wszystko rozstrzygnie się w jakichś innych kategoriach. Judeochrześcijański portal „Fronda” co i rusz informuje o jakichś cudach, więc jeśli pani prezydent Warszawy te doniesienia czytuje, to nic dziwnego, że próbuje – niczym starożytni Rzymianie, co to każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji – cunctando rem restituere, co się wykłada – ratować sytuację zwlekaniem. A nuż zdarzy się cud i nienawistnego Ziobrę wezmą diabli, a ministrem sprawiedliwości i generalnym prokuratorem zostanie ktoś zblatowany, na przykład – pan Borys Budka? Wracając jednak do mera Nicei, to sprawcą korupcyjnej afery w tamtejszym magistracie był szef jednego z wydziałów – tak się złożyło, że Żyd. Mer, nieustannie molestowany przez dziennikarzy, trzeciego dnia stracił rewolucyjną czujność i powiedział, że „nie zna Żyda, który nie przyjąłby prezentu, nawet jak mu się nie podobał”. Natychmiast został oskarżony o antysemityzm, a w obliczu wagi tej zbrodni, korupcyjne czynności dyrektora wydziału utraciły wszelkie znaczenie i jeśli dobrze pamiętam, wszystko skończyło się wesołym oberkiem.
Oczywiście takie oskarżenia o antysemityzm to intelektualna tandeta, ale żydowscy arendarze karczem też dodawali do gorzałki rozmaite wynalazki i interes sze kręczył, dopóki ktoś nie zdemaskował oszustwa. Zresztą nawet w takiej sytuacji jeszcze nic nie musi być stracone, bo zawsze demaskującego można o coś oskarżyć, w ostateczności – właśnie o antysemityzm. Sytuacja wygląda znacznie gorzej, gdy zdemaskowanie następuje za sprawą samego zdemaskowanego. Tutaj już trudniej wykręcić się sianem. I właśnie z taka sytuacją mamy szczęśliwie do czynienia. Oto jakiś diabeł podkusił pana redaktora Adama Michnika, zeby pojechał do Rzeszowa i tam zaczął publicznie trzaskać dziobem, najwyraźniej zapominając, że milczenie jest złotem. „Usta milczą, dusza śpiewa”! Kto go do tego zmobilizował – trudno zgadnąć, chociaż pewnej wskazówki dostarczył on sam, zauważając, że „ani Bruksela ani Waszyngton” nas nie wyręczą”. Najwyraźniej coś musiało się stać. Nasza Złota Pani, pod ciśnieniem opinii publicznej musiał skrócić front i niczym Oberkommando der Heeres, wycofać się „na z góry upatrzone pozycje”, w związku z czym zarówno tubylczy, jak i semiccy askarisi zostali obarczeni dodatkowymi zadaniami. Podobnie „Waszyngton”. Prezydent Obama ma większe zgryzoty z Turkami i Syrią, żeby jeszcze miał głowę do zajmowania się tym całym bezsensownym prezesem Rzeplińskim, zwłaszcza w sytuacji, gdy jest na tyle nieostrożny, by dać się przyłapać na ręcznym ustawianiu wyroków w gronie poprzebieranych w togi szubrawców, a w tej sytuacji ciężar przetasowania na tubylczej scenie muszą wziąć na swoje barki stare kiejkuty ze swoimi konfidentami, no i lobby żydowskie, w którego awangardzie zawsze była i jest żydowska gazeta dla Polaków. To przesłanie swoimi słowami właśnie przekazał pan red. Michnik mówiąc, że „to my sami musimy trafić do ludzi i wytłumaczyć im...” - No właśnie! Cóż takiego „ludziom” ma wytłumaczyć michnikowszczyna? Ano – że popieranie obecnego rządu, to jest „obciach”! Ani słowa merytorycznej oceny – bo jakąż merytoryczną ocenę jest w stanie sformułować pan red. Michnik? Podejrzewam, że nie jest w stanie sformułować żadnej merytorycznej oceny ani obecnego rządu, ani żadnego innego, bo ma za mało oleju w głowie. Nie wszyscy jeszcze to zauważyli, podobnie jak wielu ludziom do dzisiaj nie może pomieścić się w głowie, że były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, to zwyczajny kretyn, ,może tylko trochę sprytniejszy od innych. Zatem nie ma innego wyjścia, jak uciec się do argumentu demagogicznego – że mianowicie popieranie obecnego rządu, to „obciach”, a więc – rodzaj towarzyskiej kompromitacji. Ale jeśli nawet - to warto się zastanowić, w jakim towarzystwie? Otóż najwyżej w towarzystwie mikrocefali, którzy w trosce o własne bezpieczeństwo, trwożnie nasłuchują wskazówek pana redaktora Michnika i jego kolaborantów. W takim towarzystwie, podobnie jak w towarzystwie jakichś półkurwiąt, awansowanych („przez łóżek sto przechodzi szparko, stając się damą i pisarką”) na celebrytki, normalnemu człowiekowi wstyd by było się znaleźć. W tej sytuacji rzeszowski apel pana redaktora Michnika jest smrodliwym westchnieniem bezradności zbankrutowanego tandeciarza. Jakże inaczej, skoro taki wyliniały lew salonowy upatruje spes unica w filucie „na utrzymaniu żony”, w dodatku – jak podejrzewam – co rano ręcznie nakręcanego przez Wojskowe Służby Informacyjne?
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz